Od biotechnologii do rolnictwa, czyli o co toczy się gra
Ekologia.pl Środowisko Technologie - jak to działa? Od biotechnologii do rolnictwa, czyli o co toczy się gra

Od biotechnologii do rolnictwa, czyli o co toczy się gra

Biotechnologia — symbol nowoczesnej medycyny, postępu, nowych możliwości, wiary w to, że człowiek może kierować przyrodą. Jednak nie dla wszystkich. Właśnie wynalazki biotechnologii doprowadziły w Europie Zachodniej do masowych protestów, przybierających zaskakujące formy. Tymczasem w Polsce o biotechnologii i zagrożeniach z niej płynących rozmawia się chyba wyłącznie w gronie zajmujących się nią naukowców. Intensywne przeszukiwanie sieci doprowadziło mnie do najwyżej kilku stron z ciekawymi informacjami.

Kreatywność demonstrantów była ogromna. Pojawiały się np. postacie przebrane za supermanów — „supermani przeciwko genetyce” — wkradające się do siedziby brytyjskiego oddziału Monsanto (jeden z największych koncernów zajmujących się między innymi biotechnologią). Związywały one biznesmenów tej korporacji podwiązkami, podomkami i inną bielizną. Organizowano mecze warzyw (nie żartuję). W krykieta grały genetycznie zmodyfikowane ziemniaki, w toku rywalizacji miażdżone i nadające się później jedynie na placki ziemniaczane. To znów organizacje ekologiczne, wraz z lokalnymi społecznościami, pod osłoną nocy niszczyły uprawy roślin modyfikowanych genetycznie1.

Tymczasem w Polsce o biotechnologii i zagrożeniach z niej płynących rozmawia się chyba wyłącznie w gronie zajmujących się nią naukowców. Intensywne przeszukiwanie sieci doprowadziło mnie do najwyżej kilku stron z ciekawymi informacjami. Gdy w ogólnodostępnej telewizji słyszy się o biotechnologii, to zazwyczaj o klonowaniu i nowych technikach leczenia, ale są to raczej informacje w formie ciekawostek niż rzetelnych news’ów. W komentarzach słychać górnolotne twierdzenia, że biotechnologia pomoże w walce z głodem, przyniesie nowe sposoby leczenia, „poprawi” jakość hodowli i upraw itd., nie słyszy się natomiast o zagrożeniach. Jednak trudno o czymś takim powiedzieć, jeśli przed wiadomościami dotyczącymi biotechnologii ma pojawić się reklama aspiryny korporacji Bayer, na biotechnologii zarabiającej potężne pieniądze. Ale po kolei.

Tylne drzwi

Trzeba najpierw uzmysłowić sobie, czym jest biotechnologia2. Otóż, jest to nauka, której zadaniem jest wykorzystanie procesów biologicznych na użytek ludzi. Sprowadza się to do wykorzystania organizmów żywych, lub(i) procesów przez te organizmy przeprowadzanych, lub(i) zachodzących w ich komórkach. Stąd przedrostek „bio-”. Można powiedzieć, że biotechnologia to nauka usytuowana na granicy wielu dyscyplin naukowych i czerpiąca z ich odkryć np.: z mikrobiologii, biochemii, genetyki, botaniki itd. Jeżeli chodzi o użyteczność dla człowieka wyżej wymienionych dyscyplin naukowych, to w dzisiejszych czasach wiąże się ona z masową produkcją, zatem z opracowaniem sposobów wytwarzania lub(i) zastosowania, a więc z technologią. Tak powstaje słowo biotechnologia.

Skomplikowane? Podajmy przykład. Produkcja piwa. Ktoś powie, że to przemysł piwowarski, a nie biotechnologiczny. Z pewnością będzie miał rację, jednak na produkcję piwa składa się fermentacja alkoholowa (sposób beztlenowego oddychania przeprowadzany przez niektóre mikroorganizmy), oraz technologia przygotowania piwa do postaci, w jakiej trafia do butelek. Innym przykładem jest hodowla zwierząt i uprawa roślin w celu uzyskania ich lepszych odmian. Robi się to rozmnażając osobniki posiadające pożądaną przez hodowców cechę. Na przykład dopuszcza się do rozmnażania psy, które mają duże uszy, i tak przez kilka pokoleń, aż otrzyma się rasę psów o większych uszach niż normalne. Jeszcze inne zastosowania biotechnologii to praca nad nowymi szczepionkami. Można by ich jeszcze dużo wymieniać. Wszystkie te procesy wykorzystywano od wieków, nie budzą negatywnych skojarzeń, więc nie one były przyczyną masowych wystąpień przeciwko biotechnologii.

Także biotechnologia nowoczesna na pierwszy rzut oka wydaje się zupełnie niegroźna. Ma przecież na celu produkcję nowych leków, taniej, „lepszej” żywności itd. Przykładami niech będą tutaj: pomidor „Flav Savr”3, w którym wyłączono gen odpowiedzialny za gnicie, aby można było go dłużej przechowywać na półkach sklepowych, oraz stworzenie bakterii produkujących preparat Gensulin4, który jest ludzką insuliną (hormonem rozkładającym cukry, normalnie produkowanym przez trzustkę — podawanym chorym na cukrzycę). Wyprodukowanie ich było możliwe dzięki ingerencji w kod genetyczny pomidora lub bakterii. Mimo swojej użyteczności dla ludzi, właśnie takie eksperymenty stały się początkiem protestów przeciwko biotechnologii.

Inżynieria genetyczna — bo tak naukowo nazywają się eksperymenty, w których dochodzi do ingerencji w kod genetyczny jakiegoś gatunku — w dużym uproszczeniu polega na tym, że do organizmu, który jest obiektem badań, wprowadza się geny innego gatunku kodujące cechę przez nas pożądaną, mającą „poprawić” np. jakość spożywczą mleka. Jest to jeden ze sposobów uzyskania genetycznie modyfikowanego organizmu (GMO). Osobnika danego gatunku z genem innego gatunku nazywamy osobnikiem transgenicznym. Stąd bierze się często używana nazwa — rośliny lub zwierzęta transgeniczne.

W tym momencie pojawiają się pierwsze pytania: gdzie jest granica takich eksperymentów? Czy w imię użyteczności dla człowieka możemy bezkarnie zestawiać geny różnych gatunków, tworzyć osobniki, które nigdy nie powstałyby w środowisku naturalnym? Odpowiedź lobby biotechnologicznego jest prosta: przecież my robimy dokładnie to samo, co hodowcy przez całe wieki. Oni krzyżowali osobniki o określonych cechach (czyli de facto o określonym materiale genetycznym), by pozyskać nowe rasy, odmiany itp., my robimy to samo, tylko o wiele szybciej. To co oni tworzyli przez kilkadziesiąt lat, my jesteśmy w stanie stworzyć w ciągu jednego pokolenia. Takie sformułowanie przemilcza bardzo ważny „szczegół”. Jeżeli ktoś w „naturalny” sposób chce skrzyżować dwa gatunki (powiedzmy, że wymieszać ich informacje genetyczną) przyroda stosuje mechanizmy obronne i albo nie dochodzi do zapłodnienia, albo do rozwoju zarodka. Jeśli nawet uda się skrzyżować dwa gatunki, to ich potomstwo jest bezpłodne. Tak jest w przypadku mułów, będących krzyżówką konia i osła. Dzięki takim procesom, w przyrodzie nie dochodzi do mieszania się genów różnych gatunków. Dlaczego istnieją takie zabezpieczenia? Nikt nie zna odpowiedzi.

Inżynieria genetyczna zmienia taki stan rzeczy. Otwiera tylne drzwi, dzięki którym można włożyć geny pająka w kod genetyczny pomidora i czekać, co z tego wyniknie. Czy jednak warto te drzwi otwierać?

Na kim spoczywa ciężar dowodu?

Inżynierii genetycznej zawdzięczamy pojawienie się na naszych stołach modyfikowanej genetycznie żywności. Korporacje biotechnologiczne i naukowcy twierdzą, że jest ona bezpieczna dla naszego zdrowia, gdyż nikt nie udowodnił jej niebezpieczeństwa. Owszem, ale nikt też nie udowodnił jej bezpieczeństwa. W tym momencie złamana zostaje jedna z podstawowych zasad, jaka powinna obowiązywać w światowym społeczeństwie — zasada przezorności. Nawet ogromny przemysł farmaceutyczny, aby wypuścić nowy produkt (lek) na rynek, poddaje go długiej i skomplikowanej procedurze sprawdzającej. Lek testuje się na zwierzętach, potem przeprowadza się wstępne badania na ludziach. Wszystko po to, by sprawdzić, czy jest bezpieczny w użyciu. Skutki uboczne zostają spisane i dołączone do ulotki tak, aby konsument wiedział, jakie jest ryzyko spożycia leku. Według takich standardów, to przemysł biotechnologiczny powinien udowodnić, że żywność modyfikowana genetycznie jest bezpieczna, a nie jej przeciwnicy — że jest odwrotnie. Wpływ koncernów biotechnologicznych jest jednak tak duży, że biotechnologii nie obowiązuje takie prawo, a my jesteśmy królikami doświadczalnymi największego eksperymentu w dziejach ludzkości.

Mimo że lobby biotechnologiczne uparcie twierdzi, że odżywianie się organizmami transgenicznymi nie niesie ze sobą skutków ubocznych, to w 2002 r. ujawniono badania naukowców z Newcastle. Udowodnili oni, że spożycie nawet małej ilości soi zmodyfikowanej genetycznie powoduje pojawienie się odporności na antybiotyki w bakteriach zasiedlających jelito człowieka5. Otóż wprowadzeniu obcego genu na pożądaną cechę do bakterii towarzyszy wprowadzenie genów odporności na antybiotyki. Dzięki temu hodowlę mikroorganizmów po próbie wmontowania obcych genów, można potraktować antybiotykiem i być pewnym, że przeżyją tylko te, które przyjęły geny antybiotykoodporności, a obok gen z pożądaną cechą. Tak przygotowane bakterie służą do przenoszenia określonej cechy (materiału genetycznego ) do organizmów wyższych, takich jak soja. Jak się okazuje, gen odporności na antybiotyki może być przenoszony z soi do bakterii zasiedlających nasze jelito. W przypadku antybiotyków to bardzo kontrowersyjna sprawa, gdyż pokazuje, że geny odporności na antybiotyki wprowadzone pośrednio — dzięki inżynierii genetycznej — do naszych organizmów, są przekazywane innym bakteriom. Nie można więc wykluczyć, że może dochodzić do przekazywania antybiotykoodporności bakteriom chorobotwórczym, co może uniemożliwić leczenie różnych chorób bakteryjnych określonym rodzajem antybiotyku. Prestiżowe Stowarzyszenie Lekarzy Brytyjskich (British Medical Association) uważa, że zastosowanie GMO pociąga za sobą nieodwracalne skutki w zakresie narastania antybiotykoodporności mikroorganizmów6.

Przenoszenie się sztucznie wprowadzonych genów nie zachodzi tylko wśród bakterii. W grudniu 2002 r. Brytyjski Departament ds. Środowiska, Żywności i Spraw Wsi opublikował wyniki największych badań dotyczących upraw genetycznie modyfikowanych roślin, jakie kiedykolwiek zostały przeprowadzone. Na farmach testowych, przez 8 lat sprawdzano czy genetycznie modyfikowane odmiany roślin mogą krzyżować się z innymi uprawami i chwatami, przenosząc w ten sposób do środowiska geny na przykład odporności na herbicydy (środki chwastobójcze), nie występujące naturalnie u tych gatunków roślin. Odpowiedź jest jednoznaczna. TAK. Dzięki temu w środowisku mogą powstawać odmiany roślin odporne na herbicydy7! Może to spowodować, że rolnicy będą musieli stosować większe ilości środków chwastobójczych, by zniszczyć tak uodpornione chwasty.

Dlaczego za przykład posłużyły mi herbicydy? Otóż najpowszechniej uprawianymi roślinami zmodyfikowanymi genetycznie są rośliny nie o lepszym smaku czy o zwiększonych wartościach odżywczych, lecz właśnie odporne na herbicydy — np. soja odporna na herbicyd Roundup firmy Monsanto (zmodyfikowana genetycznie soja to 62% wszystkich upraw zmodyfikowanych genetycznie na świecie).

W interesie koncernów

Tu dochodzimy być może do najważniejszego problemu, którego biotechnologia jest tylko jedną ze składowych, ale bardzo ważną. Ten problem to globalizacja w wydaniu wielkich korporacji. O ile z dużym prawdopodobieństwem można powiedzieć, że naukowcy nie chcą, by biotechnologia szkodziła ludziom i by była wykorzystywana przeciwko nim, nie można tego samego powiedzieć o korporacjach biotechnologicznych. Oto słowa dyrektora firmy Monsanto: „Koncern nie powinien być zmuszony do zajmowania się bezpieczeństwem żywności transgenicznej, bo w jego interesie jest tyle tego sprzedać, ile to możliwe”8. Jasno wynika z nich, że chodzi wyłącznie o maksymalizowanie produkcji tak, aby przynosiła jak największe zyski, a zaspokajanie potrzeb ludzi zostaje zepchnięte na dalszy plan.

W Ameryce powstają farmy ciągnące się po horyzont — na przykład modyfikowanej soi , kukurydzy, pszenicy. Nasiona sprzedawane są jako super odporne na herbicydy. Zarabia korporacja Monsanto. Tak naprawdę, odporność uprawa posiada na jeden herbicyd — Roundup produkowany przez… Monsanto. Uprawa spryskiwana jest tak ogromną ilością herbicydu, że oprócz soi nic nie ma prawa tam rosnąć. Pole zamienia się w istną pustynię. Inne koncerny biotechnologiczne stosują podobne techniki. Wprowadzają do roślin geny wcześniej opatentowanych przez siebie herbicydów. Rolnik najpierw kupuje nasiona, potem musi kupić herbicyd. Podwójny zysk dla koncernu. Środki chwastobójcze nie są tu jakimś wyjątkiem. Roślinę można zaopatrzyć w geny odporności na fungicydy (środki do zwalczania grzybów), oraz na środki owadobójcze, jednak jak dowodzi przykład herbicydu Roundup wcale nie musi to zmniejszyć użycia środków ochrony roślin w rolnictwie. Stosowanie herbicydów, fungicydów itd. zanieczyszcza ogromne obszary gleby i wód powierzchniowych. Te spływają do rzek. Degradacji ulegają ogromne obszary rolno-przyrodnicze. Wielkoobszarowe rolnictwo powiązane z biotechnologią to klęska ekologiczna dla całych ekosystemów.

Istnieje wiele doniesień, że herbicydy, oprócz tego, że zabijają wszelkie rośliny, są rakotwórcze dla człowieka9. Ale i na tym można zarobić. Zdarza się, że koncerny, które produkują genetycznie modyfikowaną żywność i rakotwórcze środki ochrony roślin, produkują też leki stosowane w walce z nowotworami. Przykładem jest Bayer. Krytyka działań takich korporacji jest utrudniona, gdyż „poważne” gazety i telewizja utrzymują się z reklam właśnie tych koncernów, zatem niechętnie będą dopuszczać głosy krytykujące swoich klientów.

Żeby tego było mało, korporacje biotechnologiczne uzależniają od siebie rolników. Jak to robią? To proste. W roślinie umieszcza się kolejny gen tzw. „terminator” (patent posiada Monsanto). „Terminator” jest genem samobójczym nie dopuszczającym do rozwoju młodej rośliny. W rezultacie, rolnik nie może obsiać pola w przyszłym roku zebranym zbożem, jak to ma miejsce przy tradycyjnych uprawach, nie może też części sprzedać sąsiadom, którzy także mogliby skorzystać z ziarna w następnym sezonie, a ponieważ przeważnie w schemizowanym i uprzemysłowionym rolnictwie jeden rolnik uprawia jeden rodzaj zboża, nie może wyżywić swej rodziny z tego, co urosło na jego polu. Musi całe plony sprzedać. W ten sposób staje się kolejnym trybem w systemie, uzależnionym od dostaw ziarna, herbicydów, żywności. Staje się częścią globalnego rynku opartego na imporcie i eksporcie dóbr, kontrolowanego przez międzynarodowe korporacje, które zarabiają na nim potężne pieniądze. Ten rynek, podporządkowany interesom najbogatszych, a nie interesom zwykłych ludzi i społeczności lokalnych, jest przyczyną nędzy, ubóstwa i głodu na świecie.

Produkowanej żywności jest wystarczająca ilość, by wykarmić wszystkich ludzi na Ziemi. Mimo to powszechnie przyjęta jest opinia, że zwiększenie produkcji rozwiąże problemy głodu i ubóstwa na świecie. Inżynieria genetyczna stała się kolejnym sposobem na realizacje tego planu, odsuwającym przyczyny obecnego kryzysu na bok. Gdzie więc szukać rozwiązań? Może czas postawić na tradycyjne i ekologiczne rolnictwo, produkujące na rynki lokalne? Ale to już historia na zupełnie nowy artykuł.

PRZYPISY:

1 Tokar B., Redesigning Life — the Worldwide Challenge to Genetic Engineering, fragment w: Żaden nr 21.
2 Artykuł pomija wiele ważnych kwestii zarówno w dziedzinie biotechnologii np.: patentowanie, klonowanie, jak i w kwestii rolnictwa. Moim celem jest wprowadzenie czytelnika w temat i wyjaśnienie podstawowych pojęć tak, aby dalej sam mógł poszukiwać interesujących go informacji. Znawcy zarówno biotechnologii, jak problemów globalizacji mogą więc nie znaleźć tym artykule nowych, interesujących ich treści.
3 Strona internetowa korporacji Bayer: https://www.bayer.com oraz strona internetowa czasopisma Zielone Brygady:
https://www.zb.eco.pl/inne/genetycz/rosliny.htm
4 Internetowy serwis biotechnologiczny: https://www.biotechnologia.com.pl
5 Strona internetowa Stowarzyszenia Zdrowia i Ochrony Konsumentów: https://www.halat.pl/gmofiasko.html
6 GMO zagrożeniem dla bioróżnorodności Polski, Społeczny Instytut Ekologiczny, s.32.
7 Norris C., Sweet J., Monitoring Large Scale Releases Of Genetically Modified Crops, Department for Environment Food and Rural Affairs (https://www.defra.gov.uk/environment/gm/research/epg-1-5-84.htm)
8 GMO zagrożeniem dla bioróżnorodności Polski, Społeczny Instytut Ekologiczny, s.28.
9 M.in.: Monsanto Roundup Herbicide Threatens Public Health, w: Rachel’s Environment and Health News, Issue 751, Sept. 5, 2002.

Źródło: Źródło: Recykling Idei nr 1/2004, Paweł Kisiel
4.6/5 - (12 votes)
Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments