Mnie Fukuszima nie straszy. Wywiad z fizykiem jądrowym – Krzysztofem Fornalskim

Wyciek toksycznej wody, niebezpieczne promieniowanie czy radioaktywne ryby – nie milkną echa tragedii w elektrowni atomowej w Fukushimie z marca 2011 roku.  Czy rzeczywiście jest czego się obawiać?



dr inż. Krzysztof Wojciech Fornalski fizyk jądrowy, specjalista ds. bezpieczeństwa jądrowego i ochrony radiologicznej w PGE EJ 1 Sp. z o.o.dr inż. Krzysztof Wojciech Fornalski fizyk jądrowy, specjalista ds. bezpieczeństwa jądrowego i ochrony radiologicznej w PGE EJ 1 Sp. z o.o.

Joanna Szubierajska: Fukushima wciąż straszy, a media donoszą o kolejnym radioaktywnym wycieku – czy mamy się czego obawiać?

Dr inż. Krzysztof Wojciech Fornalski: Mnie Fukuszima nie straszy, bo niby dlaczego? Strach ma wielkie oczy, w dodatku Fukuszima leży bardzo daleko stąd. Oczywiście hasło „wyciek radioaktywny” jest rzeczywiście bardzo medialne i dla osoby, która nie wie tak na prawdę co to jest, może być przerażające. Jednakże ów „wyciek” to jest nic innego jak woda, którą chłodzi się reaktor, a która w pewnej ilości po prostu przedostała się do gruntu. To prawda, że zawiera ona więcej substancji promieniotwórczych niż czerpana bezpośrednio z morza, jednakże praktycznie nie stanowi ona dla nas realnego zagrożenia. Pamiętajmy, iż w morzach i oceanach jest 500 tys. razy więcej (!) naturalnych radioizotopów, niż wszystkich izotopów dodanych do oceanów w wyniku fukuszimskiej awarii.

Temat przekazu medialnego, który straszy i upowszechnia radiofobię, nadaje się na osobną dyskusję. Niedawno czytałem artykuł, który straszył, iż morze przy brzegu elektrowni w Fukuszimie ... gotuje się. Nie trzeba wiele wysiłku, aby sprawdzić, iż jest to nieprawda. Podobnie straszono nas w latach '80, iż do roku 2000 większość Europejczyków umrze z powodu awarii w Czarnobylu. Nic takiego nie miało oczywiście miejsca.

Po katastrofie w Fukushimie podnoszą się głosy, że nie ma w 100 proc. bezpiecznych elektrowni jądrowych.

Tak jak nie ma w 100 proc. bezpiecznych telefonów komórkowych czy płytek chodnikowych. Bo czym jest owo „100 proc. bezpieczeństwo”? Czy siedząc przed komputerem mam pewność, że w przeciągu najbliższej godziny nic mi się złego nie stanie? Oczywiście, że nikt mi takiej pewności nie da, natomiast prawdopodobieństwo, że sufit znajdujący się nade mną spadnie mi na głowę jest bardzo małe – stąd tak powszechnie używane pojęcie prawdopodobieństwa w kontekście bezpieczeństwa. Nie przeszkadza mi to jednak codzienne siadać pod sufitem, używać telefonu, jeździć autobusem czy chodzić po płytkach chodnikowych – chociaż mogę się na nich potknąć i zrobić sobie krzywdę.

Elektrownia jądrowa, która pracowała w Fukuszimie, była elektrownią tzw. II generacji. Podobnie jak w Czarnobylu, chociaż te
Przez ostatnie 40 lat ludzkość wiele się nauczyła w dziedzinie bezpieczeństwa elektrowni jądrowych, niekiedy (i niestety) ucząc się na błędach.
dwie technologie ciężko porównywać. Niemniej jednak charakteryzowała się ona starymi systemami bezpieczeństwa, w szczególności całkowicie aktywnym systemem chłodzenia rdzenia. Oznacza to, iż potrzebny jest prąd elektryczny do jego skutecznego chłodzenia. Po drugie wiele innych elementów elektrowni w Fukuszimie jest gorszych od współcześnie budowanych – chociaż przykładowo zbiornik reaktora spisał się bardzo dobrze i nie przetopił się, o czym media już nie piszą.

W takim razie co się zmieniło w ciągu ostatnich 40 lat, jeżeli chodzi o bezpieczeństwo elektrowni jądrowych?

Bardzo wiele. Przede wszystkim systemy bezpieczeństwa stały się mniej zależne od ludzkich poczynań (gdzie ryzyko pomyłki jest duże), oraz, co może niektórych zdziwi, zwłaszcza w kontekście Fukuszimy, odporne na ekstremalne warunki zewnętrzne. Trzęsienie ziemi i tsunami, które nawiedziło Japonię, nie naruszyło poważnie konstrukcji elektrowni w Fukuszimie. To fatalny splot wydarzeń spowodował odcięcie reaktora od możliwości chłodzenia rdzenia. Co ważne, po trzęsieniu ziemi elektrownia sama się wyłączyła uruchamiając automatycznie systemy bezpieczeństwa chłodzące rdzeń. Samej elektrowni praktycznie nic się nie stało! Nie można tego powiedzieć o elektrowniach konwencjonalnych, które uległy różnym zniszczeniom.

Przez ostatnie 40 lat ludzkość wiele się nauczyła w dziedzinie bezpieczeństwa elektrowni jądrowych, niekiedy (i niestety) ucząc się na błędach. Jednak zasadniczej zmianie uległa cała filozofia – reaktor przede wszystkim ma być bezpieczny i bezpieczeństwo jest priorytetem ponad wszelkimi innymi działaniami. Ponadto reaktor ma się bezpiecznie wyłączyć nawet bez udziału człowieka, a nawet wbrew jego błędom. I na koniec wprowadzono mechanizmy, dzięki któremu reaktor sam z siebie nie ma prawa doprowadzić do awarii. Posłużę się pewną analogią: gdy jedziemy samochodem i zepsuje nam się silnik, to samochód sam zwalnia, chociaż byśmy robili wszystko, aby jechał dalej. Dzięki temu samochód sam się zatrzyma i nie zrobi nikomu krzywdy.
Na czym będą polegały procedury bezpieczeństwa w polskiej elektrowni jądrowej? Czym się one różnią od tych zastosowanych w Fukuszimie?

Wspomnianą przeze mnie filozofią, która uniemożliwia wybudowanie w Polsce elektrowni takiej jak w Fukuszimie, czyli II generacji. W ciągu ostatniego okresu Polska gruntownie zmodyfikowała ustawę Prawo atomowe wprowadzając do niej wszystkie najnowsze i najbardziej rygorystyczne regulacje.

Jakie to regulacje?

Jeśli chodzi o konkrety, to w Polsce można wybudować elektrownię III generacji, która posiada zaawansowane i zwielokrotnione systemy bezpieczeństwa, w tym pasywne, podwójną obudowę bezpieczeństwa oraz gdzie wprowadzona jest tzw. ochrona w głąb – czyli szereg kolejnych i niezależnych elementów zabezpieczających powodujących, iż elektrownia sama z siebie nie może doprowadzić do awarii. I to jest bardzo istotne i warte podkreślenia: elektrownia jądrowa III generacji sama z siebie, nawet przy celowym negatywnym działaniu operatora, nie ma prawa spowodować jakiegokolwiek niebezpieczeństwa poza najbliższym otoczeniem samego reaktora.

Po każdej katastrofie jądrowej informuje się nas, że to był przypadek, że to już się nie powtórzy i że nowa technologia będzie bezpieczna. Jednak życie jest nieprzewidywalne – jak zabezpieczyć się przed ew. atakami terrorystycznymi, ekstremalnymi zjawiskami pogodowymi czy zwykłym błędem ludzkim? Czy jest to w ogóle możliwe?

Owszem, informacje, iż „to się nie powtórzy” pojawiają się w mediach, ale o mediach już mówiliśmy. Natomiast nie ma jednej odpowiedzi na Pani pytanie. Przed błędami ludzkimi (czyli błędami operatorów elektrowni) w dość prosty sposób można się zabezpieczyć i już to zrobiono w elektrowniach III generacji. Jeśli chodzi o ataki terrorystyczne, to wprowadzono szereg dodatkowych zabezpieczeń, w tym np. wymóg, aby zewnętrzna obudowa bezpieczeństwa była na tyle mocna, aby nawet w przypadku ataku rakietowego czy uderzenia dużego samolotu pasażerskiego reaktor mógł się bezpiecznie wyłączyć. I to też się daje zrobić.

Oczywiście można wymyślić taki scenariusz ataku, gdzie na raz uderza nie jeden, a dziesięć samolotów. Wtedy oczywiście obudowa tego nie wytrzyma. Pytanie na ile taki atak jest prawdopodobny i po co terroryści chcieliby angażować aż takie środki, żeby zniszczyć jedną elektrownię. Podobnie jest z ekstremalnymi zjawiskami pogodowymi. Elektrownie III generacji są dużo odporniejsze, ale jeszcze nikt nie wymyślił sposobu, jak zabezpieczyć się przed np. upadkiem dużego meteorytu. I znowu pytanie retoryczne: jak bardzo prawdopodobny jest taki scenariusz?

Dlaczego Polska powinna postawić na atom? Co jest, wg Pana, największą zaletą energetyki jądrowej?

Bezsprzeczną zaletą energetyki jądrowej jest fakt, iż jest to energetyka bezemisyjna. Brak emisji dwutlenku węgla ma duże znaczenie w porównaniu chociażby z energetyką węglową, która w Polsce dominuje. Nie bez znaczenia są tutaj także zalecenia Komisji Europejskiej w tym zakresie. Kolejną zaletą jest konieczność dywersyfikacji polskiego miksu energetycznego, składającego się w dużej mierze z węgla i importowanego gazu. Tutaj chyba nie trzeba nikogo przekonywać. Poza tym elektrownie jądrowe są stabilnym i przewidywalnym źródłem energii elektrycznej. Kolejną zaletą energetyki jądrowej jest jej bezpieczeństwo, chociaż zdaję sobie sprawę, iż bardzo wiele osób się ze mną nie zgodzi. Niemniej jednak nieco się w tym temacie orientuję, więc będę się upierał przy swoim. Do grona zalet należy też dodać niską cenę prądu produkowanego w pracującej już elektrowni, rozwój nowoczesnych technologii oraz skupienie dużej mocy wytwórczej w jednym miejscu.
A wadą?

Z wad natomiast należy wymienić olbrzymie koszty inwestycyjne, a także negatywny odbiór społeczny i negatywny przekaz medialny. Ludzie po prostu boją się elektrowni jądrowych głównie dlatego, że nie rozumieją jak działa. A jak mawiała nasza rodaczka, Maria Skłodowska-Curie, „niczego w życiu nie należy się bać, należy to tylko zrozumieć”. I tego właśnie wszystkim gorąco życzę.

Dziękuję bardzo za rozmowę

Joanna Szubierajska, Ekologia.pl
dr inż. Krzysztof Wojciech Fornalski fizyk jądrowy, specjalista ds. bezpieczeństwa jądrowego i ochrony radiologicznej w PGE EJ 1 Sp. z o.o.
Moim zdaniem
Czy Polskę stać na budowę elektrowni atomowej?
Ocena (3.6) Oceń: