Dzięki nowym środkom zapobiegawczym przenoszące choroby pchły i kleszcze będą się trzymać z dala od zwierząt domowych – ogłoszono podczas Światowego Kongresu Medycyny Małych Zwierząt FECAVA/WSAVA/BSAVA, który odbywał się w Birmingham od 11 do 15 kwietnia.
Wspólnym celem lekarzy i weterynarzy jest zapobieganie chorobom ludzi, zwierząt dzikich, domowych i hodowlanych – mówił profesor patologii weterynaryjnej, Michael J. Day z University of Bristol.
Zwierzęta domowe łączą z ludźmi silne więzy emocjonalne. Badania nad nimi pozwalają lepiej poznać ludzkie choroby, ponieważ większość fizjologicznych mechanizmów jest podobna. Tak jak ludziom, szkodzi im bierne palenie czy sprzyjający otyłości styl życia. Z drugiej strony zwierzęta przenoszą choroby zakaźne – na przykład wściekliznę, która co roku zabija na świecie około 55 tys. osób, głównie w Afryce i Azji. Jednak w naszych kontaktach ze zwierzętami zdecydowanie przeważają korzyści – podkreślił profesor Day. Zdrowe i szczęśliwe zwierzęta są lepszymi towarzyszami człowieka.
Zaatakowane przez pchły lub kleszcze zwierzęta mogą zakażać ludzi poprzez ugryzienia czy zadrapania (typowym przykładem jest choroba kociego pazura – bartonelloza). Taka infekcja może być szczególnie niebezpieczna w przypadku obniżonej odporności – co jednak ma zrobić poddana chemioterapii 60–letnia kobieta, dla której seropozytywny kot jest najbliższym przyjacielem? Zdaniem profesora Daya, trzeba przede wszystkim upewnić się, że chodzi o aktywną infekcję przeprowadzić odpowiednie leczenie i wyeliminować zagrożenie stwarzane przez pchły.
Wykrycie kleszczy bądź pcheł u zwierzęcia to sygnał ostrzegawczy – wskazuje, że zagrożony jest również przebywający w tym samym środowisku właściciel. Ważny jest sposób usuwania kleszczy – bez grożącego infekcją dotykania ręka, za pomocą odpowiednich szczypiec bądź płytki. Lepiej jednak zapobiegać niż leczyć.
Od dawna znane są różne preparaty odstraszające i/lub zabijace pchły i kleszcze, ale ich stosowanie wiąże się z różnymi niedogodnościami, a skuteczność bywa niewystarczająca. Nie wszyscy wiedzą, że krwiopijne pasożyty mogą atakować przez okrągły rok – niejeden pies buszujący w styczniu w zaroślach wrócił do domu z kleszczem.
Im prostszy sposób działania i dłuższa aktywność stosowanych środków, tym większa bywa skuteczność. Są środki, których kroplę umieszcza się pomiędzy łopatkami kota, po czym dzięki dyfuzji przemieszczają się na całe ciało i chronią przed pchłami. Są też uwalniające chemikalia obroże. Jednak czas ochrony wynosi zwykle około miesiąca, a w przypadku obroży problemem bywa nieprzyjemny zapach. Poza tym koty nie tolerują tak skutecznych substancji jak permetryna czy deltatmetryna. Właściciele często zapominają o regularnym powtarzaniu zabezpieczeń lub stosują je tylko okresowo, gdy zagrożenie jest największe.
Nowe rozwiązanie jednej z niemieckich firm opiera się na wykorzystaniu obroży, która wydziela jednocześnie dwie bezwonne substancje – imidakloprid i flumetrynę.
Przeprowadzone w warunkach polowych badania potwierdziły niemal stuprocentową skuteczność metody przez 8 miesięcy – od wiosny do zimy. Wykonana z polimeru obroża stopniowo uwalnia imidakloprid i flumetrynę, które rozprzestrzeniają się na skórze chronionego zwierzęcia, zabijając pchły i odstraszając kleszcze.
Substancje te mają działanie synergistyczne – wzajemnie podnoszą swoją skuteczność. Podczas badań laboratoryjnych zdarzało się niekiedy, że psy połykały obroże, a koty je żuły. Nie pociągnęło to za sobą ujemnych skutków i – jak twierdza autorzy badań – wynikało ze znudzenia, ponieważ podczas prób w warunkach polowych takich zachowań nie zaobserwowano. Zarówno flumetryna, jak i imidakloprid bardzo słabo wchłaniają się z przewodu pokarmowego, nie rozpuszczają w wodzie i nie są szkodliwe dla ludzi – także dla dzieci.
Ekologia.pl
Ekologia.pl poleca