Nowe rodzaje chmur

Oceń stronę
Ocena: 4.8
NASA/Dave Hughes
„Międzynarodowy atlas chmur” wydano po raz pierwszy w roku 1956 z inicjatywy WMO (World Meteorological Organization). Definicje i fotografie podstawowych rodzajów chmur i ich odmian fascynują wielu zapaleńców. Debaty uczonych i badania nad powstawaniem chmur trwają. Niekiedy wraca się do prób nowego zdefiniowania obserwowanego od jakiegoś czasu zjawiska, jeszcze rzadziej ma się do czynienia z czymś zupełnie nowym w przyrodzie i niespodziewanym.

Meteorolodzy z NASA badali ostatnio tzw. obłoki srebrzyste, zwane inaczej Noctilucentami. Po raz pierwszy zaobserwowano je tuż po wybuchu wulkanu Krakatau (1883), toteż ich pojawienie się na niebie wiązano początkowo z obecnością w atmosferze pyłu wulkanicznego. Ponieważ jednak obserwacje trwały, a nie można było powiązać ich z żadną działalnością wulkaniczną, uczeni zaczęli szukać innych przyczyn powstawania tych niezwykle rzadkich chmur.

Widoczne zazwyczaj już po zachodzie naszej gwiazdy Noctilucenty powstają głównie niemal na umownej granicy Kosmosu – bo na wysokości 80-85 tys. metrów w warstwie mezosfery. Przejawiają małą gęstość optyczną, bowiem bez trudu da się poprzez nie obserwować gwiazdy. Po teorii, wiążącej ten typ chmur z działalnością wulkanów, uważano do niedawna, iż są wynikiem obecności w górnych warstwach atmosfery Ziemi drobin sadzy i pyłów. Uczeni z Hampton University zaproponowali niedawno nową genezę powstawania Noctilucentów. Są bowiem zdania, iż głównym ich składnikiem jest pył pochodzenia kosmicznego – głównie z trafiających na naszą planetę meteorytów. Ponieważ udało się zbadać skład chemiczny rzadkich chmur, wiadomo, iż rzeczywiście zawierają one ok. 3% pyłu meteorytowego. Więcej tam jednak metanu, uwalnianego z powierzchni Ziemi. Prawdopodobnie to jego reakcje w mezosferze odpowiadają za powstawanie Noctilucentów, które widywane są częściej, niż w XIX czy XX ww. Może to być kolejnym dowodem na przyspieszanie zmian klimatycznych. Nie wiadomo jednak, czy dowodzi ocieplenia czy oziębienia klimatu. Tu akurat meteorolodzy nie są zgodni.

Natomiast od 2009 r. nasza planeta „dorobiła się” absolutnie nieznanego dotychczas rodzaju chmur burzowych. Dotychczas najwięcej obserwacji tych obłoków przeprowadzono nad terytoriami UK i Nowej Zelandii, nieco mniej w okolicach Grenlandii. Pojawiają się jednak już niemal wszędzie.

Chmury mają nietypowy wygląd wzburzonego morza, budząc w mieszkańcach terenu, gdzie się pojawią, strach przed nadciągającą nawałnicą. Po jakimś czasie ulegają jednak poprzerywaniu i nie odnotowano dotychczas żadnych groźnych następstw ich nadciągania po niebie.

Jako pierwszy uznał je za zupełnie nową formę obłoków założyciel Towarzystwa Oceny Chmur, Gavin Pretor-Pinney, analizując setki nadsyłanych przez hobbystów fotografii chmur. „Tworzą na niebie coś w rodzaju ciemnego, grudkowatego dywanu. To przypomina nieco patrzenie od spodu na powierzchnię wzburzonego morza” – mówi Pretor-Pinney. Owa grudkowatość dała początek proponowanej nazwie. Asperatus to tyle, co chropowaty.

Asperatus
Asperatus - fot. Avjoska/Wikipedia CC


Taki rodzaj pofałdowania spodniej warstwy Asperatusów wg prof. Paula Hardakera jest wynikiem spotkania na styku niskich i środkowych warstw atmosfery ciepłych i chłodnych mas powietrza. Do powstania takiego typu chmur potrzebna jest duża ilość ciepła. Ciemne kolory Asperatusów dowodzą dużej kondensacji pary wodnej, teoretycznie mogłyby więc powodować silne ulewy.
Anglicy z Royal Meteorological Society prowadzą własne badania, których konsekwencją ma być wniosek do WMO o uznanie Asperatusów za odrębny typ obłoków i wpisanie ich w poczet „Międzynarodowego atlasu chmur”