Nowelizacja ustawy o ochronie zwierząt. Czy projekt ustawy może ułatwić zabijanie zwierząt?
23 listopada trafił do Sejmu projekt nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt. Dokument, który został przygotowany przez Parlamentarny Zespół Przyjaciół Zwierząt, wzbudza wiele kontrowersji
Nowelizację na zlecenie Straży dla Zwierząt, w ramach projektu „Nadzór i wiedza w służbie środowisku” opracowali pod przewodnictwem posłanki Joanny Muchy prof. Andrzej Elżanowski, dr Tomasz Pietrzykowski i adwokat Iwona Elżanowska.
Ustawa o ochronie zwierząt – poprawka do poprawki
Nowela wprowadza wiele istotnych zmian. Na przykład zabrania wytapiania tłuszczu z psów czy pozyskiwania kocich skórek. W nowej ustawie znalazł się również zapis zabraniający prowadzenia schronisk dla zysku, bezzasadnego usypiania bezdomnych zwierząt, sprzedaży kotów i psów poza miejscami chowu czy strzelania przez myśliwych do psów przebywających na terenach łowieckich. Nowością jest zakaz korzystania z niehumanitarnych metod tresury, nadanie uprawnienia do odbioru zwierzęcia funkcjonariuszom straży miejskiej i nałożony na władze gminne obowiązek wydania decyzji o odbiorze zwierzęcia, którego życie jest zagrożone. Stanie się to, jeśli powiatowy lekarz weterynarii uzna taki odbiór za konieczny. Do czasu uzyskania zwrotu kosztów utrzymania zwierzęcia od właściciela, wydatki z tego tytułu obligatoryjnie ponosić będzie gmina. Ma to służyć sprawniejszemu odbieraniu zwierząt w przypadkach niecierpiących zwłoki.
Niestety, prócz pozytywnych zmian, nowela wprowadza kilka zapisów, które stwarzają realne zagrożenie dla zwierząt. Najwięcej kontrowersji budzi art. 33 ustawy, który dotyczy uśmiercania zwierząt. Stary zapis stanowi, że morderstwa może dokonać lekarz weterynarii lub inspektor organizacji opieki nad zwierzętami. W projekcie zmian z niezrozumiałych przyczyn listę tę poszerzono o „inne osoby”. W projekcie czytamy: „Jeżeli konieczność bezzwłocznego uśmiercenia zachodzi w warunkach uniemożliwiających niezwłoczne przybycie osób, albo gdy próby zapewnienia ich obecności okazały się bezskuteczne, to uśmiercenia zwierzęcia może dokonać także inna osoba, przy pomocy najbardziej humanitarnej z dostępnych metod”. Co to oznacza? Ekolodzy uważają, że jest to praktyczne przyzwolenie na zabijanie zwierząt według własnego uznania.
Według prezesa Fundacji VIVA! Cezarego Wyszyńskiego, taki zapis stwarza furtkę do nadużyć. – Osoby postronne nie mają przecież wiedzy ani umiejętności by zabić zwierzę – oburza się. Przeciwnego zdania jest profesor Andrzej Elżanowski. W rozmowie z PAP stwierdził, że „zapis dotyczący dobijania zwierzęcia ma mieć zastosowane w szczególnych sytuacjach, gdy zwierzę cierpi i nie może liczyć na pomoc”. „Pamiętajmy, że do przejechanego przez samochód kota nie przyleci helikopter z lekarzem. To próba uregulowania przypadków skrajnych” – dodał prof. Elżanowski.
Niestety, takich skrajnych przypadków i niebezpiecznych zapisów w projekcie nowelizacji jest więcej. Weźmy na przykład ustęp 4 art. 33. Głosi on, że „w razie konieczności, uśmiercenia dokonuje się przez: podanie środka usypiającego – przez osobę uprawnioną do wykonywania zabiegów weterynaryjnych lub medycznych; zastrzelenie – przez osobę uprawnioną do użycia broni palnej”. Mało osób wie, że zapis ten stoi w sprzeczności z ustawą o wykonywaniu zawodu lekarza weterynarii. W dokumencie tym wyraźnie stwierdza się, że środek uśmiercający może być podany wyłącznie przez weterynarza.
Dodatkowym absurdem jest także zapis, w myśl którego można odławiać zwierzęta, które „stwarzają poważne zagrożenie dla ludzi lub innych zwierząt”. Co to oznacza? To, że uznany za agresywnego pies będzie miał większe szanse na ratunek niż zwierzę skatowane lub potrącone przez samochód. Wątpliwości budzi również zapis, który stanowi o zabiciu zwierzęcia przy pomocy metody najbardziej humanitarnej. Jak to należy rozumieć – nie wie nikt.
Co ciekawe, zgodnie z proponowaną treścią art. 33 ust. 6 – od osoby dokonującej uśmiercenia zwierzęcia wymaga się sporządzenia pisemnej lub fotograficznej dokumentacji zdarzenia, w oparciu o którą oceniana ma być zasadność uśmiercenia. To kuriozum legislacyjne może prowadzić do manipulowania opisem sytuacji, w taki sposób, aby ukryć prawdziwe pobudki działania sprawcy.
W nowelizacji jest i inna wątpliwość. Otóż w proponowanych zmianach do art. 7 w miejsce zapisu mówiącego o tym, że czasowo odebrane zwierzę gospodarskie przekazuje się państwowej jednostce organizacyjnej, prowadzącej gospodarstwo rolne, wprowadzono nakaz przekazywania czasowo odebranych zwierząt gospodarskich do schronisk dla zwierząt. Szkopuł w tym, że w Polsce nie istnieje żadne schronisko dla zwierząt gospodarskich.
Jakby tego było mało, nowelizacja nie zakazuje trzymania psów na łańcuchach. To poważne legislacyjne niedopatrzenie. Zwłaszcza, że na wsiach tysiące psów są trzymane na krótkich łańcuchach. W projekcie zmian pominięto również sprawę sterylizacji. To błąd. Przecież sterylizacja znacznie zmniejsza problem bezdomnych zwierząt. Uregulowania wymaga także sprawa chipowania zwierząt. Taka rejestracja powinna być obowiązkowa. Pomogłaby nie tylko w odnalezieniu zagubionego psa czy kota, ale również pozwoliłaby na zidentyfikowanie nieodpowiedzialnego właściciela. Za błąd należy uznać także fakt, że ustawa nie nakłada na właścicieli czworonogów obowiązku zapewnienia opieki weterynaryjnej jeżeli tego wymaga sytuacja zdrowotna zwierzęcia.
Ostry sprzeciw
W świetle powyższych faktów nie dziwi, że wiele organizacji ekologicznych i prozwierzęcych protestuje. Jest wśród nich nie tylko Fundacja VIVA!, ale również Pogotowie dla Zwierząt, Stowarzyszenie Obrońców Zwierząt ARKA czy Koalicja dla Zwierząt. Wszyscy ostrze swych oskarżeń kierują w stronę posłanki Joanny Muchy. Jej Biuro Poselskie odpiera jednak zarzuty. – Projekt nie jest ostateczny. Celem było wypracowanie wstępnej wersji i dopiero poddanie jej konsultacjom i procedurze pracy w komisjach sejmowych. Jesteśmy dokładnie na początku drogi, ale musiał jakiś projekt powstać żeby było co konsultować. W kwestii przepisów o uśmiercaniu również nie jest tak, że dopuszczają do dobijania każdego zwierzęcia w każdej sytuacji. To miało być doprecyzowanie kwestii, która teraz jest nieuregulowana – twierdzi Mateusz Żukowski z Biura Poselskiego Joanny Muchy. Głos w całej sprawie zabrała również główna oskarżana. – Na żadnym etapie prac nad nowelizacją ustawy o ochronie zwierząt nie było naszą intencją ukrywanie projektu ustawy. Jeżeli projekt nie został przedstawiony, to tylko przez splot niedopatrzeń i niepomyślnych zbiegów okoliczności. Co się zaś tyczy kontrowersyjnej zmiany art. 33, to pragnę poinformować, że zapis ten w każdym momencie może zostać wykreślony. Fakt, że obecnie znajduje się w projekcie nie oznacza w żadnym wypadku, że jest to wersja ostateczna – twierdzi posłanka Mucha.
Dobre zamieszanie
To dobra wiadomość dla wszystkich amatorów zwierząt. Niezależnie bowiem od tego czy wrzawa była potrzebna czy nie, zamieszanie wokół nowelizacji przyczyni się do napisania porządnej ustawy. To istne novum w zwierzęcej legislacji. Do tej pory wszystkie dokumenty dotyczące zwierząt były przygotowywane bez żadnej wyobraźni. Efekt był taki, że zamiast polepszać sytuację zwierząt, tylko ją pogarszały. Na przykład artykuł 11 ustawy o ochronie zwierząt z 1997 roku nałożył na gminy obowiązek opiekowania się bezdomnymi zwierzętami. Pomysł, z pozoru chwalebny, okazał się dla setek tysięcy psów i kotów równoznaczny
z wyrokiem śmierci. Otóż gminy podpisywały umowę z konkretnymi prywatnymi firmami, w rzeczywistości hyclami, na wyłapywanie bezdomnych psów. Za każdego psa płaciły od 2 do 3 tys. zł. Dla wielu był to złoty interes. Zakładano schroniska „na niby”, łapano psy, zabijano i inkasowano pieniądze. Miejmy nadzieję, że tym razem nowelizacja ustawy o ochronie zwierząt realnie podniesie poziom życia naszych pupili.