Amerykańska moda na wielkie „niemycie”. Czy „brudna” moda zawita do Polski?
Ekologia.pl Styl życia Ciekawostki Amerykańska moda na wielkie „niemycie”. Czy „brudna” moda zawita do Polski?

Amerykańska moda na wielkie „niemycie”. Czy „brudna” moda zawita do Polski?

Fot. sxc.hu
Fot. sxc.hu

Prysznic trzy razy w tygodniu, włosy raz, przetarcie ciała cytryną lub nawilżoną chusteczką – to w zupełności wystarczy. Jak informuje Rzeczpospolita trend na „niemycie” zalewa Amerykę i Europę Zachodnią.

To nie tylko czcze gadanie czy durny żart. Rzeczywiście jest coś na rzeczy, skoro o nowej modzie informowały New York Times czy londyński Guardian. Jak pokazują badania firmy SGA produkującej kosmetyki, aż 41 proc. mężczyzn w Wielkiej Brytanii nie bierze prysznica codziennie. Wśród kobiet odsetek ten wynosi 33 proc. Na zachodzie ludzie coraz częściej rezygnują z codziennego prysznica oraz dezodorantów. Nowa moda, czy troska o środowisko? Jedni nie myją się, by nie zniszczyć naturalnej bariery ochronnej swojej skóry, inni bo dezodoranty zawierają szkodliwe aluminium.

Wytłumaczeniem mogą być także przyczyny estetyczne – modne są fryzury niedbałe. Zamiast kupować żele i pianki pozwalają zrobić swoje naturze. Najliczniej jednak rezygnują z nadmiernej higieny ekolodzy. Nie chcą marnować wody i zatruwać środowisko chemikaliami z kosmetyków.

Jak podaje Rzeczpospolita jest to także wybór kulturowy, który ewoluuje – każda epoka rządzi się innymi prawami. W obecnych czasach jednak posunęliśmy się za daleko: – Ja widzę ostatnio modę odwrotną – mówi dla Rzeczpospolitej doktor Ewa Chlebus, dermatolog z kliniki Nova Derm. – Ludzie myją się za często. Trzy, cztery, nawet pięć razy dziennie, rano, wieczorem, przed sportem, po sporcie, przed wyjściem wieczorem. To już za dużo. Popularne kosmetyki są coraz bardziej kolorowe, intensywnie pachnące. To właśnie może szkodzić, uczulać – dodaje.

Oczywiście nie należy popadać w przesadę. Najlepszym rozwiązaniem jest zasada „złotego środka”. U Polaków zainteresowania łazienkowe dopiero się rozwijają, więc drastyczne zmiany nie są wskazane. W tym przypadku najlepszym rozwiązaniem jest prosty wybór: szybki prysznic zamiast kąpieli w pianie.

Źródło: Rzeczpospolita
4.5/5 - (13 votes)
Post Banner Post Banner
Subscribe
Powiadom o
3 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

A może mamy po prostu coraz gorszą wodę, dyskomfort po myciu, podrażnienie chlorem, wysuszona skóra którą trzeba zaraz nasmarować balsamem – to może niekiedy zniechęcać do codziennego mycia.

Z moich obserwacji wynika, że zmiany jakości wody może nie zauważyć ktoś, kto stale mieszka w mieście, albo odwrotnie – nie miał jak do tej pory styczności z „miejską” wodą :p

Chyba wiem o jaki „dyskomfort” chodzi:
Przez jakieś 18 lat myłam się i piłam wodę „z własnej studni” potem przyszły czasy wodociągów i kanalizacji w mojej miejscowości. Na początku nie było dużej różnicy, ale ostatnie 3-4 lata to tragedia – zwłaszcza jak dadzą czasem „chemii” tyle, że do gotowania i na herbatę trzeba kupować mineralkę, bo się niedobrze robi, do tego „dyskomfort mycia się” włosy-siano i nie dają się rozczesać, sucha skóra „w białe łaty” i krosty na twarzy – nagle zrozumiałam sens istnienia specyfików, które przez lata wydawały mi się kompletnie zbędne – teraz bez odżywki do włosów, żelu do mycia twarzy i kremu ani rusz (resztę przynajmniej w zimie można zakryć ubraniami, bo cierpliwości do smarowania się nie mam i chyba już się tego nie nauczę :p). W mieście zdarza mi się brać prysznic w różnych rejonach – basen/fitness klub/u przyjaciół i o ile to jest sporadyczne, to oczy trochę popieką, za to mieszkając przez kilka miesięcy w Warszawie szybko zaopatrzyłam się w filtr do wody w kuchni i byłam skłonna przynosić z „pobliskiego” ujęcia oligoceńskiej chociaż porcję na herbatę i spłukanie się na koniec prysznica, bo na dłuższą metę nie wiem jak, ale mycie się potrafiło „zmęczyć psychicznie”. Jeśli kiedyś będę kupować mieszkanie, to sprawdzenie wody będzie jednym z ważniejszych punktów programu, bo są rejony gdzie po odkręceniu kranu od razu wracają wspomnienia z basenu :p. Niestety trudno jest znaleźć zrozumienie u znajomych wychowanych w mieście – widać są zahartowani farciarze – może ja też kiedyś „zmutuję” ;)

Tymczasem w sprawach wody „podmiejskiej”, poważnie rozważam chociaż częściowy powrót do „starej studni”. Trochę zabawy pewnie będzie z rachunkami wodociągowo-kanalizacyjnymi, ale pomijając papierkologię, czy ktoś ma wiedzę na temat ogólnej jakości „podwórkowej wody” w naszym kraju, szczególnie na mazowszu? przy okazji zakładania wodociągów było dużo szumu na temat możliwości zanieczyszczenia wody przez nieszczelne szamba w okolicy itp. – gleba powinna chyba jakoś to filtrować? z drugiej strony skoro w najbliższej okolicy jest zrobiona kanalizacja to powinno być już lepiej? może to była tylko nagonka, żeby wyłożyć kasę na wodociągi? jakieś wskazówki co można zrobić żeby mieć dobrą własną wodę? może taka woda ze studni jest jednak lepsza do picia? :>

Co do „mody na nie mycie się” – jakiś czas temu natknęłam się na film „Jak bardzo można być brudnym” (bez problemu do wygooglania wersja online) jest tam trochę informacji na temat powodów, dla których można się „niemyć”, ale ogólnie materiał wydaje mi się średnio rzetelnie zrealizowany, bo o ile całkowicie rozumiem odstawienie „detergentów”, to kompletne unikanie wody i wycieranie ptasiej kupy i potu chusteczkami mnie nie przekonuje – wydawało mi się, że ludzie od tysiącleci mają w zwyczaju „płukanie się” raz na jakiś czas? :p

Z przerażeniem przerczytałem bzdury napisane w komentarzu.O jaki „dyskomfort” chodzi autorowi?Źle mu sie myć w normalnej wodzie?