Fakty i mity o psach. Czego nie wiemy o psach?
Ekologia.pl Wiadomości Ciekawostki przyrodnicze Psy – mity i fakty

Psy – mity i fakty

Jeśli pies je trawę, to będzie deszcz albo jeśli pies ma suchy nos, to z pewnością ma gorączkę. Nasze społeczeństwo obfituje w liczne mity dotyczące psów, a wiele osób  słyszało takie lub podobne stwierdzenia wypowiadane z przekonaniem o ich słuszności. Czy mają one cokolwiek wspólnego z prawdą?

fot. shutterstock

fot. shutterstock
Spis treści

Skąd wzięło się porzekadło „łże jak pies”? Przecież psy nie kłamią

Ależ kłamią, i to jak z nut! Oczywiście po psiemu, co jednak nie zmienia postaci rzeczy. Zanim wbijesz się w dumę, jak gładko udało ci się oszwabić pupila, udając, że rzucasz piłeczkę w zupełnie inną stronę, poczekaj na jego ripostę. Za którymś razem pies zaaportuje zabawkę, lecz zamiast rzucić ci ją pod nogi, w ostatniej chwili zrobi zwód, popędzi dalej i zostawi cię z głupią miną na środku trawnika. I będzie miał tyle samo uciechy z tej psoty, ile ty przedtem ze swojej. Psy stosują pokerowe zagrywki także wobec swoich pobratymców. Potrafią ukraść koledze kość, po czym się na niej położyć, żeby poszkodowany niczego się nie domyślił. Nawet najlepiej wyszkolony pies nie może się czasem oprzeć pokusie postąpienia wbrew woli właściciela. Najpierw jednak spróbuje odwrócić jego uwagę albo poczeka na stosowną okazję. Rozpieszczony kanapowiec demonstracyjnie przestraszy się burzy, żeby pani go pocieszyła. Podobno kłamstwo ma krótkie nogi – czasem ma także długi ogon i kłapciaste uszy.

Po co właściwie pies merda ogonem?

Dobre pytanie! Przede wszystkim po to, żeby roznieść w powietrzu swój zapach, wydzielany intensywnie z gruczołów okołoodbytowych. Mocny sygnał węchowy w połączeniu z „mową” ogona pozwala psu sformułować co najmniej kilkadziesiąt komunikatów, czytelnych dla innych przedstawicieli własnego gatunku, ale nie zawsze dla ludzi. Bywa to przyczyną wielu nieporozumień, wynikających z mylnego przeświadczenia, że gdy pies macha ogonem, to pewnie jest zadowolony. Przyjrzyj się całemu psu, nie tylko ogonowi. Jeśli ciało jest rozluźnione, a merdanie zamaszyste, zwierzę istotnie jest w dobrym humorze i ma przyjazne zamiary. Jeśli pies wysuwa tułów do przodu, rusza się sztywno i macha tylko koniuszkiem ogona, lepiej mieć się na baczności. Skoro próbuje wcisnąć kitę między tylne nogi, najwyraźniej się czegoś boi. Kiedy ogon zacznie merdać psem, a nie odwrotnie, odczytaj to jako sygnał uległości. Kombinacji jest mnóstwo, z grubsza obowiązują dwie zasady: im wyżej ogon, tym pies pewniejszy siebie, im szybsze ruchy, tym gorętsze emocje.

Czy to prawda, że psy nie odczuwają bólu?

Oczywiście, że nieprawda. Naczytałeś się wyjaśnień Kartezjusza, że skowyt zranionego psa jest tylko mechanicznym dźwiękiem uderzających o siebie śrubek, przekładni i sprężynek? Że można go porównać do odgłosu upuszczanego na ziemię zegarka? Uwielbiam Kartezjusza, uwielbiam też Arystotelesa, którego zdaniem pszczoły rodzą się z gnijącego ciała byka – nowoczesną wiedzę o świecie staram się jednak czerpać z innych źródeł.

Ból jest popędem niesłychanie pożytecznym, bo uruchamia odpowiednie zachowanie, które pomoże zwierzęciu uciec przed nieprzyjemnym bodźcem i być może uniknąć go w przyszłości. Skąd więc pokutujący do dziś przesąd, że pies bólu nie czuje? Ano stąd, że jest drapieżnikiem i przezornie unika okazywania cierpienia, żeby nie spaść w hierarchii stada. Skoro skamle, ból musiał naprawdę dać mu się we znaki. Bądź czujny, może wypatrzysz subtelniejsze objawy psiej niedoli: nadmierne ziajanie, dreszcze, dziwną ospałość, rozszerzenie źrenic lub przyśpieszone tętno. Obyś nie trafił na weterynarza-kartezjanistę, który odmówi podania psu środków przeciwbólowych.

Czy rasa ma wpływ na charakter psa?

Owszem, choć wśród przedstawicieli każdej rasy zdarzają się osobniki uległe, bojaźliwe, agresywne bądź zbyt niezależne. Osobowość psów rasowych jest w dużej mierze wynikiem długoletnich zabiegów człowieka, który selekcjonował reproduktory pod kątem określonych, pożądanych w hodowli cech. Wśród ras nieodznaczających się zbyt wysoką użytkowością uszlachetnianie pokroju odbywa się często kosztem zaniedbań w sferze charakteru. Hodowcom psów pracujących zdarza się z kolei przedobrzyć w drugą stronę, tworząc niezawodne maszynki do polowania, zaganiania owiec lub pilnowania domu, które w innych sytuacjach przysparzają kłopotów swoim właścicielom. Zanim dokonasz wyboru, poproś o radę doświadczonego psiarza. Yorki wbrew pozorom nie są idealnymi towarzyszami dla małych dzieci, kupno sznaucera miniaturowego może oznaczać kres dobrych stosunków z przyjaciółmi, a kiedy seter irlandzki obgryzie ci nową kanapę, przestaniesz się zachwycać jego urodą. Przeanalizuj własne pochodzenie i oceń, czy masz wystarczająco dobry charakter, żeby to wszystko ogarnąć.

 

fot. shutterstock

Podobno jeśli pies je trawę, to będzie deszcz. Skąd się wziął ten przesąd?

Coś ci się pomyliło. Deszcz będzie wtedy kiedy kot je trawę. Pies je trawę na gości. A tak poważnie, nie mam pojęcia, skąd się biorą takie przesądy, nie jestem też do końca pewna (podobnie jak większość kynologów), dlaczego pies podjada zieleninę. Zgodnie z najpopularniejszą teorią, psy szukają twardych, drażniących ścianki żołądka źdźbeł, kiedy coś im zalega w przewodzie pokarmowym – na przykład robaki.

Dlatego w szczenięcych wymiotach można czasem odnaleźć pasożyty, przemieszane z trawą i nadtrawionym pokarmem. Inni twierdzą, że pies je trawę, żeby uzupełnić niedobory witamin i mikroelementów. Może coś w tym jest, zwłaszcza że bytujące na wolności wilki skubią nie tylko źdźbła traw, ale i wybrane zioła. Jeszcze inni podchodzą do sprawy filozoficznie: skoro je, to znaczy, że lubi. Istotnie, niektóre psy zdają się podjadać trawę z rozkoszą i jakoś po niej nie wymiotują. Najnowsze badania wskazują jednak, że nałogowe opychanie się kłującym trawskiem, łykanie żwiru i zlizywanie tynku ze ścian nie świadczy ani o inwazji pasożytów, ani o niedoborach pokarmowych, tylko o chronicznym nieżycie żołądka. Jeśli więc spostrzeżesz, że twój pupil ćpa trawę z uporem psiego narkomana, wybierz się z nim lepiej do weterynarza.

Dlaczego tak często dochodzi do konfliktów między psami i kotami?

Bo pies – jak pani Barykowa w Przedwiośniu – wykrzykuje do kota „Ach, kakaja u was krasnaja roża!”, na co kot woła omdlewająco-bolesnym dyszkantem – jak córka gubernatora – „Papieńka! Papieńka! Mienia zdieś obiżajut”. Główną przyczyną awantur są błędy w interpretacji mowy ciała. Przedstawiciele obydwu gatunków używają podobnych sygnałów, ale w zupełnie innym celu. Kiedy wystraszony kot robi „koci grzbiet” i jeży ogon na podobieństwo szczotki do butelek, pies odczytuje to niesłusznie jako zapowiedź ataku. Przypada więc do ziemi, wysyłając komunikat „nie bij”, co kot interpretuje jako zachętę, żeby spuścić psu łomot. Pies ociera się o kota, żeby pokazać, kto tu rządzi. Kot ociera się o psa, żeby zaznaczyć swój rewir. Jeden fałszywy ruch i kłótnia gotowa. W lepszej sytuacji są zwierzęta, które wychowały się razem od młodości. W przeciwnym razie czeka je intensywny kurs języków obcych. Ze skutkiem niegwarantowanym.

Skoro psy mają tak wyśmienity węch, który przecież jest powiązany ze zmysłem smaku, dlaczego mój pies z upodobaniem wyżera z trawnika jakieś śmierdzące obrzydlistwa?

Nie ulegaj pokusie antropomorfizowania psa. Co jemu smakuje, wcale nie musi przypaść tobie do gustu. Poza tym pies używa zmysłu smaku przede wszystkim po to, żeby się czymś nie struć, a nie po to, by się delektować grillowanymi tournedos ze smardzami, bekonem i pieczoną cykorią (pozdrowienia dla szefa kuchni pewnej restauracji w Krakowie). Owszem, smak zależy od receptorów węchowych, przede wszystkim jednak od rozmieszczonych na języku kubków smakowych, których człowiek ma sześć razy więcej niż pies.

Psie podniebienie jest mniej wyrafinowane niż nasze, odbiera jednak podobne wrażenia zmysłowe, czyli smak słony (nic specjalnego), słodki (może być), gorzki (fuj) i kwaśny (ohyda). Najważniejsze u psa są receptory umami (pycha!), odpowiedzialne za wykrywanie kwasu glutaminowego, składnika większości białek. Człowiek kojarzy ten smak przede wszystkim z sosem sojowym, chińskimi zupkami i śmierdzącym serem. Pies – z mięsem pod wszelkimi postaciami, także nadpsutym, sfermentowanym oraz zjedzonym i wydalonym przez kogoś innego. „Sprawa smaku”, jak pisał Herbert.

Siostra mówi, że jeśli pies ma suchy nos, to z pewnością ma gorączkę i nie trzeba już mierzyć mu temperatury. Czy rzeczywiście tak jest?

Nie. Istotnie, zdrowy pies ma przeważnie mokry nos, dzięki czemu skuteczniej odbiera bodźce węchowe z otoczenia. Zdarzyło ci się kiedyś płakać przez nos? Podobnie się dzieje u psa, który na dobrą sprawę wciąż zalewa się łzami. Ich nadmiar spływa kanalikami łzowymi aż na czubek trufli, skąd zwierzak je zlizuje i rozprowadza po całym nosie, utrzymując go w stałej wilgotności. Suchość tego narządu może świadczyć o infekcji lub innym procesie chorobowym, przed którym organizm próbuje się bronić gorączką, a co za tym idzie, zwiększonym zapotrzebowaniem na płyny ustrojowe. Może, ale nie musi. W upalne dni nos wysycha pod wpływem intensywnego ziajania, które pozwala zwierzęciu odprowadzić nadmiar ciepła z ciała – kosztem niewielkiej utraty płynów. Suchy, rozpalony nos bywa też oznaką zaczopowania kanalików łzowych, co często przytrafia się spanielom, psom tybetańskim i pudlom. Masz wątpliwości? Wsadź psu termometr w pupę. Jeśli pozwoli, pewnie ma gorączkę.

 

fot. shutterstock

Mój czteromiesięczny wyżeł wprost tryska energią. Bez przerwy się ugania za własnym ogonem. Nie mam serca przerywać mu zabawy, ale coraz trudniej mi go opanować. Co powinienem zrobić?

Natychmiast wkroczyć do akcji, bo twój pies najwyraźniej popada w obsesję. Ogon jest bardzo ciekawym przedmiotem: majta się za pupą, zderza się z tym i owym podczas merdania, łaskocze w zetknięciu z puszystym dywanem. Czasem swędzi, kiedy zwierzak cierpi na robaczycę lub ma przepełnione gruczoły okołoodbytowe. Pobudza do latania w kółko, kiedy nie bardzo jest się czym zająć.

Stąd już tylko krok do uporczywego nałogu, który równie trudno zwalczyć, jak obgryzanie paznokci lub podrygiwanie nogą przez znerwicowanego nastolatka. Może twój pupil po prostu się nudzi? A może zanadto się „nakręca” w zabawie i nie potrafi znaleźć ujścia dla rozpierającej go energii? Spróbuj mu znaleźć jakieś wyczerpujące zajęcie, które uwolni go od natręctw. Weź szczeniaka na smycz i pobiegaj z nim w parku. Zapisz się z psem na szkolenie. Zganiaj go dzień w dzień do upadłego. Kto się porządnie zmęczy, ten o głupotach nie myśli.

Dlaczego pies podnosi nogę do siusiania?

Z podobnych przyczyn, dla których żaden szanujący się mężczyzna nie usiądzie w tym celu na sedesie. A tak poważnie, oddawanie moczu na stojąco jest elementem samczego rytuału znaczenia rewiru. Nie pojawia się od razu: wszystkie szczeniaki załatwiają się „po babsku”, przykucając na tylnych łapach. Odruch zadzierania nogi wykształca się z chwilą osiągnięcia dojrzałości płciowej, czyli w okolicach dziewiątego miesiąca życia. Pies odstawia łapę sztywno w bok, żeby skierować strumień na jakąś pionową powierzchnię – dajmy na to, przysłowiową latarnię. Jeśli źle odmierzy siły na zamiary, pod koniec długiego spaceru będzie już tylko podnosił nogę, rozpaczliwie próbując wycisnąć choćby kroplę cennego płynu. Mocz oddany „w pionie” znacznie wolniej wsiąka w ziemię, a co za tym idzie, dłużej zachowuje świeżość jako ślad zapachowy. Poza tym daje pobratymcom dość precyzyjne wyobrażenie o rozmiarach właściciela terenu.

Na te i inne pytania znajdziesz odpowiedź w  poradniku Doroty Kozińskiej „Czemu Pies Sąsiada od Wczoraj nie Szczeka, czyli 101 Pytań o Psy”.

Wydawnictwo MULTICO
4.8/5 - (9 votes)
Subscribe
Powiadom o
2 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Wspaniały artykuł, czy jego autor mógłby się ujawnić? :)

Bardzo dziękuję za artykuł. Uśmiechałam się w niektórych momentach:) Przypomniałam sobie też pewne wydarzenie z życia mojego psa Neona i jego przyjaźni z czarnym kotem. Neon pod koniec swojego życia miał sparaliżowane tylne łapy. Z ogromną trudnością przemieszczał się po ogrodzie. Któregoś dnia na działce pojawił się czarny kot. W młodości Neon jak większość psów miał ambiwalentny stosunek do kotów. Jednak zaakceptował nowego lokatora. Pozwalał mu jeść ze swojej miski, razem powoli chodzili na spacery w ogrodzie a wieczorami kot kładł się na chorych łapach Neona i drzemał. Widać było, że Neonowi przynosi to ulgę. Kot i pies stali się nierozłącznymi towarzyszami aż do śmierci Neona – czarnego sznaucera olbrzyma. Potem koci opiekun tak jak tajemniczo się pojawił tak tajemniczo znikł.