Czwartek 19.07.2018

Fundujemy pszczołom kolację z arszenikiem

Minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski zezwolił na użycie przy uprawie rzepaku środków ochrony roślin z grupy neonikotynoidów. Oburzeni postanowieniem ministra pszczelarze, naukowcy oraz Greenpeace zwracają uwagę na wyjątkową szkodliwość tych środków i domagają się cofnięcia decyzji.



pixabay.compixabay.com

10 lipca Ministerstwo Rolnictwa ogłosiło zgodę na odstępstwo od zakazu stosowania neonikotynoidów w zaprawach nasiennych rzepaku. Decyzja ministra Ardanowskiego dopuszcza w uprawie rzepaku w Polsce dwie substancje z grupy neonikotynoidów - klotianidynę i tiametoksam, które w kwietniu tego roku zostały zakazane na terenie całej Unii Europejskiej. Bezpośrednią przyczyną wprowadzenia najpierw ograniczeń w stosowaniu zapraw neonikotynoidowych, a następnie niemal całkowitego zakazu ich stosowania były zatrucia pszczół obserwowane na masową skalę w całej niemal Europie, w tym również w Polsce. Rządy Niemiec i Francji już wcześniej wprowadziły własne zakazy stosowania neonikotynoidów, podobnie jak kilka innych krajów europejskich. Pszczelarze, naukowcy i ekolodzy domagają się cofnięcia tej decyzji.

- Rzepak jest uprawą, na której najczęściej dochodzi do zatruć pszczół miodnych. Możemy założyć, że giną także dziko żyjące zapylacze, w tym dzikie gatunki pszczół. Niestety, w Polsce nie prowadzi się żadnego monitoringu zatruć owadów dziko żyjących, ani też liczebności ich populacji. Znamy zatrważające dane z Niemiec, gdzie w parkach narodowych w ciągu ostatnich trzech dekad całkowita masa owadów latających spadła o 80 proc., przy czym większość z nich to były zapylacze. Neonikotynoidy są groźne nie tylko dla owadów, ale także dla kręgowców. Zależnie od gatunku, nawet kilka zaprawionych nasion spożytych przez ptaka może stanowić dla niego dawkę śmiertelną. Wprowadzenie tych substancji oznacza poważne konsekwencje dla całego łańcucha pokarmowego - powiedział dr hab. Marcin Zych z Wydziału Biologii Uniwersytetu Warszawskiego.

- Ministerstwo Rolnictwa twierdzi, że rośnie liczba rodzin pszczelich. Nie świadczy to jednak o tym, że neonikotynoidy nie szkodzą, a pszczelarstwo jest usłane różami. To nasza ciężka praca i nasz wkład finansowy pozwalają tworzyć odkłady, czyli dzielić rodziny pszczele na mniejsze, żebyśmy mogli odrobić straty. Mówi się nam, że średnio kilkunastoprocentowe straty w pasiekach ponoszone każdego roku są czymś normalnym, a jednocześnie, w przeciwieństwie do wielu krajów, nie mamy żadnych korzyści finansowych z zapylania - powiedział Piotr Skorupa ze Stowarzyszenia Pszczelarzy Polskich Polanka.
fot. pixabay.com


Piotr Mrówka, prezes Stowarzyszenia Pszczelarzy Zawodowych zwraca uwagę, że Unia Europejska nie bez powodu zakazała stosowania neunikotynoidów. - Te substancje pozostają w środowisku nawet przez kilka lat. Trafiają do każdej komórki rośliny, a później do gleby i innych roślin, także dzikich. Osłabione ich działaniem pszczoły gubią drogę do ula, są podatne na choroby i nie zdobywają skutecznie pokarmu. Jesteśmy wstrząśnięci decyzją ministra i domagamy się jej cofnięcia - powiedział.
- Fundujemy pszczołom kolację z arszenikiem. Małe, ale toksyczne dawki pestycydów będą podtruwać nasze pszczoły, ale pszczelarzom będzie trudno udowodnić, że do zatrucia doszło na konkretnej uprawie. Już teraz uzyskanie odszkodowania za zatrucie to droga przez mękę. W przypadku zatruć neonikotynoidami pszczelarze mogą się z odszkodowaniami praktycznie pożegnać. Dziko żyjącym pszczołom odszkodowania nikt nie wypłaci - powiedział ze smutkiem Waldemar Kudła, prezydent Polskiego Związku Pszczelarskiego. - Nie odziedziczyliśmy Ziemi po naszych rodzicach, ale wypożyczamy ją od naszych dzieci - dodał.

- Naprawdę trudno zrozumieć decyzję ministra. W pierwszych wypowiedziach po objęciu urzędu wskazywał, że będzie stawiał na rolnictwo ekologiczne. A teraz wygląda na to, że lobby agrochemiczne i biopaliwowe triumfuje kosztem owadów zapylających. Tracą pszczelarze, nasza gospodarka i przyroda. Polska staje się rynkiem zbytu toksycznych pestycydów, których Europa Zachodnia już nie chce. Liczymy na to, że minister Ardanowski cofnie tę szkodliwą decyzję i zainicjuje prace nad wdrożeniem Narodowej Strategii Ochrony Owadów Zapylających. Zabiega o nią już blisko 70 tysięcy osób, które wysłały do ministra apel w tej sprawie - podsumowuje Katarzyna Jagiełło, specjalistka ds. różnorodności biologicznej w Greenpeace.
Źródło: Greenpeace


Ocena (5.0) Oceń: