Czy naprawdę potrzebujesz aplikacji do medytacji? Wystarczy las i śpiew ptaków - Ekologia.pl
Ekologia.pl Środowisko Od śpiewu wielorybów po krzyk żaby lamparciej. Jak zaczęła się moda na słuchanie dźwięków natury?

Od śpiewu wielorybów po krzyk żaby lamparciej. Jak zaczęła się moda na słuchanie dźwięków natury?

Zanim pojawiły się aplikacje do medytacji i playlisty „relaksacyjny deszcz” na Spotify, ludzie już dawno odkryli, że przyroda potrafi być najlepszym soundtrackiem do życia. Pierwsze nagrania ptaków, deszczu czy rechotu żab fascynowały i koiły słuchaczy na długo przed erą mindfulness i cyfrowych asystentów snu. Czy dźwięki natury naprawdę mogą zagłuszyć kakofonię współczesnego świata?

Offline w lesie: jak dźwięki natury wyciszają lepiej niż aplikacje mindfulness

Las zamiast aplikacji. Dlaczego natura koi lepiej niż medytacja z telefonu?Fot. Unai82/envato
Spis treści

Fellini, magnetofon i nagrania, które zatrzymały czas

W filmie „La Dolce Vita” Federico Felliniego z 1960 roku widzimy społeczeństwo zanurzone w hałasie – w krzykach, niedokończonych rozmowach i pustych spotkaniach towarzyskich. Ale jest tam jedna wyjątkowa scena. Na eleganckim przyjęciu gospodarz, Steiner, przypadkiem odtwarza ze swojego magnetofonu szpulowego nagranie przyrody. Ptaki, wiatr, fale. Goście milką. „Ptaki – właśnie tak brzmią!” – wykrzykuje jedna z kobiet, a inny cytuje Szekspira o „słodkich melodiach, które dają radość, a nie ranią”. W świecie zagłuszonym przez miasto nagle pojawia się przestrzeń na ciszę i prawdziwe wsłuchanie się w naturę.

Ta scena pokazuje coś, co wszyscy dobrze znamy – że nawet krótkie zanurzenie w odgłosach przyrody potrafi przynieść ulgę.

„Toscanini żabiego świata”

Kilka lat wcześniej, w 1958 roku, amerykański herpetolog Charles Bogert wydał album „Sounds of North American Frogs”. Na płycie znalazły się nagrania 57 gatunków żab i ropuch, zarejestrowane na bagnach, w lasach i rowach całej Ameryki Północnej. Były tam utwory o nazwach tak malowniczych jak „Rain Song of the Squirrel Treefrog” czy „Scream of the Southern Leopard Frog”. Choć płyta miała charakter naukowy, szybko trafiła do szerszej publiczności. Sports Illustrated okrzyknęło ją „dziełem bagiennym”, a samego Bogerta nazwało „Toscaninim żabiego świata”. Studenci puszczali „Frog of the Day” w radiu, a album stał się kultowy – tak bardzo, że do dziś pozostaje w katalogu Smithsonian Folkways i regularnie powraca w nowych wydaniach, nawet na winylu.

Natura jako azyl

Od Felliniego po Bogerta, od magnetofonu szpulowego po Spotify – historia nagrań dźwięków natury pokazuje, że od dekad szukamy w nich czegoś więcej niż rozrywki. To ucieczka od hałasu, przestrzeń na oddech, azyl, w którym dźwięki świata zwierząt i pogody stają się naszymi sprzymierzeńcami. Dziś, gdy włączamy aplikację z „dźwiękami lasu” czy „szumem fal”, powtarzamy gest Steinera z „La Dolce Vita” – przywołujemy naturę do naszych mieszkań, żeby przypomnieć sobie, że poza murami i ekranami istnieje inny świat.

Dźwięki natury kontra współczesna kakofonia

Dlaczego tak nas to przyciąga? W codziennym życiu jesteśmy bombardowani hałasem – klaksonami, rozmowami przez telefon, powiadomieniami z aplikacji. Nasz mózg reaguje na to stresem, choć często nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy. Tymczasem szum drzew, śpiew ptaków czy rechot żab działają na nasz układ nerwowy jak reset – obniżają poziom kortyzolu, spowalniają oddech i poprawiają koncentrację.

Nagrania pomagają, ale mają swoją granicę. Słuchanie dźwięków natury w słuchawkach to trochę jak oglądanie zdjęć lasu zamiast spaceru między drzewami. Można poczuć namiastkę, ale nie doświadcza się wszystkiego – zapachu igliwia, ruchu powietrza, chłodu porannej rosy.

Las zamiast playlisty

Badania psychologów są jednoznaczne: kontakt z prawdziwą przyrodą przynosi nam większe korzyści niż jej cyfrowe namiastki. Dziesięć minut spaceru w lesie obniża ciśnienie krwi i poprawia samopoczucie bardziej niż godzina słuchania nagrań na telefonie.

Może więc warto korzystać z aplikacji i nagrań tylko jako przypomnienia – sygnału, że czas spakować się i naprawdę wyjść z domu? Bo choć płyta „Sounds of North American Frogs” była przełomem, a Spotify pełen jest dziś „rainy forest mixów”, to żaden głośnik nie zastąpi szumu prawdziwego lasu tuż obok nas.


Absolwentka Inżynierii Środowiska na Politechnice Warszawskiej. Specjalizuje się w technicznych i naukowych tekstach o przyrodzie, zmianie klimatu i wpływie człowieka na środowisko. W swoich artykułach łączy rzetelną wiedzę inżynierską z pasją do natury i potrzeby życia w zgodzie z otoczeniem. Uwielbia spędzać czas na łonie przyrody – szczególnie na Warmii, gdzie najchętniej odkrywa dzikie zakątki podczas pieszych wędrówek i wypraw kajakowych

Bibliografia
  1. https://www.smithsonianmag.com/smithsonian-institution/before-meditation-apps-listeners-were-hooked-on-whale-songs-rain-sounds-and-the-scream-of-the-southern-leopard-frog-180987181/;
  2. https://proactive.eu.com/the-new-normal-chose-nature-rather-than-online/;
  3. Hu, Y.Z.; Beggs, M.; Xue, Y.; Gao, S.; Seok, J.; Xiao, Y.; Zhou, Z.; Zhou, Y.; Mariakakis, A.; Chignell, M. Are Virtual Forests Just for Relaxation, or Can They Enhance the Benefits of Therapy? Healthcare 2025, 13, 621. https://doi.org/10.3390/healthcare13060621 ;
5/5 - (2 votes)
Post Banner Post Banner
Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Nie odchodź jeszcze!

Na ekologia.pl znajdziesz wiele ciekawych artykułów i porad, które pomogą Ci żyć w zgodzie z naturą. Zostań z nami jeszcze chwilę!