Polskie problemy z odpadami
W Polsce ciągle pojawiają się problemy z odpadami. W Łężycach pod Gdynią doszło do protestów społeczności lokalnej z powodu nieprawidłowego funkcjonowania “Ekodoliny” , czyli Zakładu Unieszkodliwiania Odpadów. A obowiązująca już ponad rok selektywna zbiórka odpadów w Łodzi, to według jej mieszkańców, fikcja i kłopoty dla nich.
Kolejnym problemem jest i nowy plan zagospodarowania przestrzennego, wg którego nie będą mogły być budowane domy w pobliżu “Ekodoliny”.
Zdaniem mieszkańców Łężyc, zakład nie przestrzega procedur, a śmieci nie są sortowane. Twierdzą, że jest to zwykłe wysypisko, a nie nowoczesny zakład, na który wydano unijne fundusze.
– “Ten zakład to bomba ekologiczna nie tylko dla Łężyc, ale i dla całego Trójmiasta. Już teraz przykrą woń ze składowiska czuć w Rumi, a nawet w Gdyni. Klienci wychodzący z hipermarketu w Chyloni zastanawiają się, skąd ten fetor. Nikt nie ma świadomości, że to nasze wysypisko, zlokalizowane notabene w otulinie Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego” – przekonuje Renata Reich-Kolmetz, mieszkanka Łężyc.
“Zakład od początku działa nieprawidłowo i zagraża mieszkańcom oraz środowisku. Nie wyobrażamy sobie jego rozbudowy. Mamy fotografie pokazujące sterty kartonów i plastikowych butelek zgromadzonych na kwaterze składowej, podczas gdy powinny one być przetwarzane. Segregacja odpadów w “Ekodolinie” to mit. Na wysypisku zalegają odcieki, które powinny być odprowadzane do kanalizacji” – twierdzi Mirosław Sikorski, jeden z przyszłych mieszkańców.
Z zarzutami nie zgadza się prezes “Ekodoliny” Sabina Kowalska. Według niej obiekt spełnia wszelkie unijne normy. Choć, jak dodaje – zakład może być uciążliwy dla sąsiadów. Uciążliwości zapachowe występują tylko przy niesprzyjających warunkach atmosferycznych i są wynikiem rozkładu masy organicznej. Za rok będzie ona przetwarzana w kompostowni, co wydatnie zmniejszy uciążliwości zapachowe.
Problemu nie widzą także instytucje zobligowane do dbania o środowisko. – “Ostatnia kontrola w Ekodolinie zakończyła się w grudniu 2008 roku. Wynika z niej, że zakład działa zgodnie z pozwoleniem na funkcjonowanie, jakie dostał. Nie stwierdzono żadnych rażących nieprawidłowości”- powiedział Piotr Trybuszewski, zastępca wojewódzkiego inspektora ochrony środowiska w Gdańsku.
Mieszkańcy nie są zadowoleni także z powodu decyzji gminy Wejherowo, na terenie której leżą Łężyce. Władze gminy chcą całkowicie zakazać budowania tam domów. W nowym studium zagospodarowania napisano bowiem, że “Ekodolina” jest uciążliwa dla mieszkańców i ze względu na te właśnie uciążliwości nie należy tam budować kolejnych domów, a teren przeznaczyć pod usługi i przemysł.
Z kolei w Łodzi – zgodnie z uchwałą Rady Miejskiej, każdy łodzianin powinien segregować swoje śmieci już od 2007 roku. Okazało się jednak, że ani administracje nieruchomości, ani firmy śmieciowe nie były do tego przygotowane. Pytań, skarg i próśb z różnych stron było tak wiele, że miasto zdecydowało, że jeden rok zostanie poświęcony na edukację i przygotowanie mieszkańców, a dopiero od stycznia 2008 roku wprowadzony będzie obowiązek ze wszystkimi tego konsekwencjami. Te konsekwencje to: wyższe opłaty za odbiór śmieci nieposegregowanych i mandaty w wysokości do 500 zł od straży miejskiej za brak umów z firmą wywozową oraz za brak segregowania.
Łodzianie „dostali po kieszeni”, a środowisko i tak nie skorzystało.
Firmy wywożące odpady płacą coraz więcej za odstawianie śmieci na składowisko, więc podnoszą ceny swoich usług. Administratorzy nieruchomości, podpisujący umowy z firmami wywozowymi, przysyłają lokatorom informacje o podwyżce z adnotacją, że jeśli posegregują, to zapłacą mniej. Łodzianie nie segregują, bo albo nie mają wystarczającej informacji albo warunków.
W styczniu 2008 roku administracje nieruchomości, spółdzielnie i właściciele kamienic stopniowo podpisywali umowy na selektywną zbiórkę. Postawiono pojemniki na trzy rodzaje odpadów: szkło, plastik i papier. W tym samym czasie z wielu punktów miasta zniknęły pojemniki, do których wrzucali posegregowane odpady zwolennicy ekologii.
Mieszkańcy domów jednorodzinnych prawie cały rok toczyli walkę z firmami wywozowymi o worki na selektywną zbiórkę. Nie tylko trzeba było po nie jeździć do siedziby firmy, to jeszcze należało zapłacić. Przywożenie czystych worków podczas odbioru pełnych – było problemem dla Miejskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania. Jego prezes – Grzegorz Kaźmierczak, tłumaczył, że cena worka jest wliczona w cenę wywozu śmieci. A zostawiać ich nie można, bo najpierw klient musi zapłacić. Ponieważ w innych firmach było podobnie, więc łodzianie albo nie podpisywali umów, albo skazani byli na stratę czasu.
Mieszkańcy bloków nie otrzymali wystarczającej informacji, jak należy segregować śmieci. Zresztą na terenie osiedli postawiono pojemniki z opóźnieniem.
Największe rozczarowanie przeżyli ci, którzy starannie segregowali śmiecie, myli plastikowe i szklane opakowania. Okazało się, że posegregowane odpady z różnych pojemników i tak trafiały do jednej śmieciarki. Firmy śmieciowe tłumaczyły, że wszystko jest ponownie segregowane w sortowni, ale po co w takim razie mieliby to robić mieszkańcy?
Ostatnio w Łodzi nastąpiła zmianą opłat na miejskim składowisku, które z 75 zł za tonę skoczyły do 100 zł. Za nieposegregowane śmieci, trafiające do sortowni, płaci się teraz 250 zł, zamiast 230 zł. Ponieważ firmy wywozowe muszą płacić więcej, podniosły opłaty administratorom i właścicielom budynków , a ci – lokatorom.
Pod informacją o podwyżkach widnieje adnotacja, że tylko posegregowane śmieci gwarantują niskie opłaty. Niemniej tylko 70 proc. lokatorów segreguje śmieci, a 30 procent nie. W przypadku domów wielorodzinnych wszyscy lokatorzy będą zatem płacić tyle samo – czyli więcej. I to z pewnością podziała zniechęcająco na tych, którzy starają się dbać o środowisko.
Przepis dotyczący obowiązku segregacji śmieci wprowadziła Rada Miejska na życzenie władz Łodzi. Teraz władze miasta muszą jeszcze opracować praktyczne metody, które pozwolą ten przepis wprowadzić w życie. Przedłużanie takiego stanu rzeczy może w końcu zniechęcić nawet wielu zwolenników ekologii.