Wakacje w raju, piekło dla kotów. Niewygodna prawda o Chorwacji
Myśląc o Chorwacji, najczęściej wyobrażamy sobie lazurowe wody Morza Adriatyckiego, słoneczną pogodę i radosnych ludzi w nadmorskich turystycznych miasteczkach. Natomiast myśląc o zwierzętach w tym kraju, najczęściej widzimy delfiny albo leniwe koty w marinach i portowych zaułkach. Niestety, codzienność tych zwierząt nad Adriatykiem daleka jest od ideału.

- Koty – sprzymierzeńcy, o których nikt nie dba
- Chorwacka fauna: piękna, ale groźna
- Zapomniani obrońcy miast
- Życie na morzu, wśród kotów
- Sezon się kończy, zaczyna się głód
- Ignorancja, która szkodzi wszystkim
- Prywatna pomoc zamiast publicznej opieki
- Pamięć o Polsce i apel do turystów
- Ratować po cichu
- Nie dokarmiajmy kotów… na chwilę
Koty – sprzymierzeńcy, o których nikt nie dba
Życie bezdomnych kotów nad Adriatykiem jest gorzkie i samotne – choć wydawać by się mogło, że powinno być wręcz odwrotnie. Koty powinny być tu nie tylko lubiane, ale przede wszystkim cenione. W pobliżu ludzkich siedlisk są bowiem skutecznymi, mądrymi drapieżnikami – a to w Chorwacji ma szczególne znaczenie.
Chorwacka fauna: piękna, ale groźna
Fauna, zwłaszcza na terenach nadmorskich Istrii i Dalmacji, obfituje w stworzenia, które mogą nas nie tylko zaskoczyć, ugryźć czy ukąsić, ale też – co ważniejsze – poważnie zagrozić zdrowiu lub życiu. To szczegóły, których turyści najczęściej nie znają, a miejscowe władze skrzętnie unikają ich przekazywania odwiedzającym.
W Chorwacji występują dwa gatunki skorpionów – na szczęście niezbyt jadowite. Gorzej z żmijami – trzy gatunki mają jad nie tylko bolesny, ale również niebezpieczny dla zdrowia i życia. Żmija zygzakowata (Vipera berus, znana również z Polski) oraz żmija łąkowa (Vipera ursinii) są groźne, ale zdecydowanie wyróżnia się żmija nosoroga (Vipera ammodytes), której jad stanowi realne zagrożenie życia. Nawet w 2025 roku odnotowano jej kolejne ofiary. Najczęściej padają nimi osoby posiadające ogródki lub spacerujące po lasach, łąkach i nabrzeżach – a więc również turyści.
Znana jest tu także skolopendra Megarian Banded Centipede (Scolopendra cingulata) – wij dorastający do 10 cm długości. W Hiszpanii nazywany jest potocznie „zarzewiem bólu”. Choć jego ukąszenie rzadko bywa śmiertelne, ból może trwać wiele dni i wymagać hospitalizacji.
Niestety, wielu turystów nie wie też, że w Chorwacji licznie występuje pająk czarna wdowa (Latrodectus). Najłatwiej spotkać go na terenach nadmorskich. Jego ugryzienie bywa bardzo niebezpieczne, często wymaga hospitalizacji, a objawy jadu mogą utrzymywać się przez kilkadziesiąt godzin. Trudno się więc dziwić, że miejscowe władze niechętnie dzielą się tymi informacjami – obawiają się reakcji turystów.
Zapomniani obrońcy miast
Tym bardziej zaskakuje fakt, że niemal nikt nie dba tu o naturalnych drapieżników, które – zwłaszcza w pobliżu ludzkich osiedli – mogłyby nas skutecznie chronić przed jadowitą fauną. Koty rodzą się i umierają samotnie. Przeciętnie przeżywa tylko jedna trzecia miotu, a większość zabiegów sterylizacji finansują z własnych środków ludzie dobrej woli.
Chorwacja to turystyczny raj. Latem liczba turystów potrafi dziesięciokrotnie przewyższyć liczbę mieszkańców tego kraju – których jest niespełna 4 miliony. Turystyka odpowiada dziś za ponad 26% chorwackiego PKB. Dla porównania – w Polsce to tylko nieco ponad 4%. Trudno uwierzyć, że państwo żyjące z turystyki świadomie zaniedbuje tak ważne kwestie jak bezpieczeństwo mieszkańców i odwiedzających.
Życie na morzu, wśród kotów
Nasi korespondenci to polscy podróżnicy i żeglarze, którzy od lat odwiedzali Chorwację, podróżując jachtem do Afryki w pogoni za latem. Są nie tylko nauczycielami żeglarstwa, ale też dziennikarzami. Ich córeczka jest najmłodszą dziennikarką Polskiego Radia Dzieciom. Dotąd przebywali w Chorwacji zbyt krótko, by dostrzec lokalne potrzeby i niedociągnięcia. Jednak po doświadczeniach pandemii COVID na Gibraltarze postanowili zatrzymać się tu na dłużej.
Sezon się kończy, zaczyna się głód
Dziś, regularnie odwiedzając te same mariny i miasteczka portowe, mają okazję przyjrzeć się nie tylko atrakcjom turystycznym, ale i lokalnym problemom. Zdziwienie budzi brak jakiejkolwiek edukacji ekologicznej – w tym dotyczącej fauny – wspieranej przez władze lokalne.

Głodne koty szukające pożywienia w śmietnikach – smutna codzienność bezpańskich zwierząt w turystycznych regionach Chorwacji. Fot. Kpt. Edyta Kos-Jakubczak
Po intensywnym sezonie letnim – gdy miejskie i portowe koty mogą liczyć na dokarmianie przez turystów – już z początkiem października zaczyna się dla nich długi czas głodu i chorób.
Ignorancja, która szkodzi wszystkim
Niestety, nawet w szczycie sezonu koty nie mają lekko. Miejscowi często postrzegają je jako niechciane i uciążliwe. Zamiast troszczyć się o bezpieczeństwo swoje i swoich dzieci, koncentrują się na minimalizowaniu ilości jedzenia dla kotów. Mało kto rozumie, że najedzone koty są skuteczniejszymi łowcami niż głodne. To brak wiedzy prowadzi do błędnych zachowań. Ich skutkiem jest obecność wygłodniałych i chorych zwierząt, które nie mają sił polować na groźną miejscową faunę i zmuszone są żywić się odpadkami.
Zaledwie dwa lata temu międzynarodową społeczność podróżników poruszyło usunięcie kota Anastazji z Dubrownika. Miał on zapewniony dom, opiekę i pożywienie dzięki staraniom mieszkańców. Został jednak usunięty przez miejskie służby – bez jakiejkolwiek alternatywy.
Nasi korespondenci odkryli, że to nie był odosobniony przypadek, lecz element szerszej praktyki. W wielu dużych miastach pomoc bezdomnym zwierzętom i ich sterylizacja to dramat. Zarówno samorządy, jak i miejskie służby nie realizują podstawowych obowiązków – a szczególnie zaniedbywane są koty.
Polscy żeglarze wielokrotnie dzwonili po pomoc po znalezieniu bezdomnych zwierząt – prosząc choćby o identyfikację. Nikt nigdy nie przyjechał, nie udzielono żadnego wsparcia.

Polscy podróżnicy wspierający koty w Chorwacji, fot. Kpt. Edyta Kos-Jakubczak
Prywatna pomoc zamiast publicznej opieki
Szybko zrozumieli, że to tylko pozory. W wielu miastach jedynym oficjalnym sposobem na opłacenie sterylizacji jest jej zgłoszenie do służb miejskich. Tych samych, które nie reagują. Dzięki temu budżety na sterylizacje formalnie istnieją, podobnie jak środki na działanie służb. Ale system nie działa. I tylko ci polscy żeglarze co roku opłacają zabiegi dla ponad 50 kotów w jednym z chorwackich miast wojewódzkich.
Najbardziej boli ich, że w pięknych portach i marinach muszą codziennie wydawać kilka kilogramów karmy wygłodniałym kotom. A głód natychmiast prowadzi do chorób i tragicznego końca tych pożytecznych miejskich zwierząt.
Pamięć o Polsce i apel do turystów
Pracownicy lokalnych sklepów zoologicznych rozpoznają ich już z daleka – wiedzą, że wyjdą z zapasem karmy. Tylko dlaczego jedyną nadzieją kotów w Chorwacji są osoby prywatne?
Podczas ostatniego pobytu w Polsce, kiedy ich córka przygotowywała się do matury, nie mogli uwierzyć, że istnieją pogotowia dla zwierząt, domy tymczasowe, schroniska, że miasta opłacają sterylizację i wydają jedzenie bezdomnym kotom. Żyjąc od 20 lat na morzu, zapomnieli, że w Polsce pomoc zwierzętom funkcjonuje na tak wysokim poziomie – choć i ona mogłaby być lepsza.
Ratować po cichu
W minionym roku wyleczyli i znaleźli domy dla ponad 50 kotów.
Kiedy opowiadają o kosztach swojej działalności, żartują, że nie chcą ich liczyć. W zamian dostają coś bezcennego – życie i wdzięczność najbardziej szczerych przyjaciół. Bez wahania potrafią za to podsumować swój czas: codziennie, rano i wieczorem, spędzają po trzy godziny z kotami. Mama lub tata z córką. W sali szkoleniowej stworzyli tymczasowe schronisko. Żałują tylko, że muszą pracować zawodowo, by utrzymać to, czym powinny zajmować się służby miejskie.

Pani Edycie z rodziną udało się uratować dziesiątki kotów – wyleczyć i wysterylizować, ale to kropla w morzu potrzeb, fot. Edyta Kos-Jakubczak
Nie dokarmiajmy kotów… na chwilę
Mają też apel do polskich turystów. Proszą, by nie oswajać miejskich kotów, jeśli nie zamierzamy ich adoptować. Dla zwierząt nawet tydzień bliskości to często nadzieja na lepsze życie. Po wyjeździe człowieka – cierpią. Robią wszystko, żeby zostać pokochane.
Dokarmiajmy więc miejskie zwierzęta rozsądnie – wartościowym jedzeniem. Zwłaszcza w okresie, kiedy wychowują młode.
I najważniejsze – pamiętajmy, że koty to naturalny element portowych miast. Bez nich będzie nie tylko smutniej, ale i bardziej niebezpiecznie – ze względu na miejscową jadowitą faunę.
Koty nie zapuszczają się w głąb lasów, gdzie drapieżniki takie jak kuny, lisy, borsuki czy szakale są dla nich zagrożeniem – więc nie stanowią konkurencji dla dzikiej fauny.
Ich obecność w miastach portowych i miasteczkach jest nie tylko urocza – bywa wręcz niezbędna.
Sterylizacja i leczenie pozwoliłyby na utrzymanie miejskiej populacji znanych, lubianych i pożytecznych kotów – w kontrolowanej liczbie, przynoszących nam radość i poczucie bezpieczeństwa.
Niestety, najczęstszymi ofiarami jadowitych zwierząt w Chorwacji są dzieci i osoby starsze. Często – turyści.

Absolwentka Inżynierii Środowiska na Politechnice Warszawskiej. Specjalizuje się w technicznych i naukowych tekstach o przyrodzie, zmianie klimatu i wpływie człowieka na środowisko. W swoich artykułach łączy rzetelną wiedzę inżynierską z pasją do natury i potrzeby życia w zgodzie z otoczeniem. Uwielbia spędzać czas na łonie przyrody – szczególnie na Warmii, gdzie najchętniej odkrywa dzikie zakątki podczas pieszych wędrówek i wypraw kajakowych
Opublikowany: 1 sierpnia, 2025 | Zaktualizowany: 4 sierpnia, 2025
I like to know you and your family if you come to Rogoznica near Šibenik or in Split.
Jesteśmy z mężem świadkami tej nierównej walki Państwa Jakubczakow z siłami przyrody i chorwackim systemem braku wsparcia dla zwierząt . Ich wysiłek materialny i czasowy -musi budzić podziw ! Mamy nadzieję ze każdy taki artykuł pomoże zmienić coś w tej kwestii na lepsze -bo wśród Chorwatów jak do tej pory -to nie jest temat do rozmowy .
Dorota i Paweł Nowakowscy
Jesteśmy z mężem świadkami nierównej walki o lepsze jutro kotów Państwa Jakubczakow . Ta samozwańcza misja wymaga dużych nakładów finansowych i czasu ! Opiekują się niezliczoną ilością biednych i samotnych kotków w Chorwacji ! Oby ich wysiłki i ten artykuł przyniosły Owoce !!!!
Zwłaszcza że dla Chorwatów to nie jest ani temat ,ani problem …puki co .
Chorwat lubi koty ale do pomocy im jest niezbyt skory bo przecież są wszędzie i były zawsze .. a to malutkie zwierzątka które bez pomocy ludzi -nie dadzą sobie rady , na pewno nie wszystkie !!
Na Świecie potrzeba więcej Jakubczakow !!!
Dorota i Paweł Nowakowscy