Fermy przemysłowe to zwierzęce obozy koncentracyjne Wywiad z Moniką Kuźniewską.

Czym są fermy przemysłowe? Jaki mają wpływ na środowisko? O etycznej stronie ferm przemysłowych i ich wpływie na środowisko rozmawiamy z Moniką Kuźniewską doktorantką w Katedrze Ekonomii Akademii Leona Koźmińskiego, która zajmuje się środowiskowym i społecznym kosztem chowu przemysłowego zwierząt.
Joanna Szubierajska: Bądźmy szczerzy: życie zwierząt na współczesnych fermach przemysłowych jest nie do pozazdroszczenia.
Monika Kuźniewska: Fermy przemysłowe to zwierzęce obozy koncentracyjne. Poza zyskiem producenta, nie ma żadnych argumentów, które przemawiałyby za ich istnieniem. Warunki „życia” są przygnębiające – zwierzęta stoją w zamkniętych


chlewniach czy kurnikach, zatłoczonych klatkach i zagrodach. Brodzą w gnoju i moczu. Każdy, kto odwiedzili jakąkolwiek fermę przemysłową nie może zapomnieć fetoru i hałasu − w takich miejscach kwik czy gdakanie po prostu nie ustają. Zwierzęta są sfrustrowane i zestresowane, gryzą kraty i siebie nawzajem. Okaleczenia, rany oczu, krwawiące uszy, kulawizny i inne choroby to codzienność. Do tego dochodzi szereg bolesnych zabiegów jak kastracja, przycinanie zębów, dziobów czy sztuczna inseminacja. Zwierzę z fermy przemysłowej jest umęczone, nie ogląda światła słonecznego, a świeżym powietrzem odetchnie dopiero w drodze do rzeźni w zatłoczonej ciężarówce. I na naszych stołach króluje mięso z takich właśnie zwierząt. To dość przerażające.
Jak na przestrzeni kilkudziesięciu lat zmieniła się hodowla zwierząt?
Dzisiejsze zwierzęta traktowane są jak maszyny do przetwarzania paszy na mięso. Nie mamy już hodowców kur czy świń – ale „drobiu” i „trzody”. Dążenie do szybkich, możliwie najwyższych zysków, pociągnęło za sobą praktyki, które jeszcze kilkadziesiąt lat temu nie miały miejsca − separację potomstwa od matek, masowy chów w zamkniętych pomieszczeniach, kastrację, przycinanie i


przypalanie dziobów. Zmiany widać też w pożywieniu – przykładowo świnie jadły tłuczone gotowane ziemniaki i ściętą pokrzywę – a od wczesnych lat 90-tych podaje się głównie suche pasze oparte na modyfikowanej genetycznie śrucie sojowej. Powszechnie stosuje się też antybiotyki i substancje przyspieszających tucz, nie zawsze dozwolone prawem. A przecież od tego, jak zwierzę było hodowane i co jadło, zależy jakość mięsa, które dostajemy na talerzu. Nie powinien więc dziwić fakt, że dzisiejszy kurczak zawiera dwa razy więcej tłuszczu i o jedną trzecią mniej białka niż kurczak 40 lat temu. To rezultat intensywnej hodowli.
Także w Polsce jest coraz więcej ferm przemysłowych…
W Polsce ten problem jest coraz większy. Z roku na rok spada liczba małych i średnich hodowców. W 2006 r. nad Wisłą funkcjonowało 117 ferm wielkoprzemysłowych, dziś jest już ich ponad 750. Zgodnie z prawem ferma staje się przemysłową, gdy liczba hodowanych w zakładzie zwierząt przekroczy 2 tysiące tuczników/750 loch lub 40 tysięcy kurcząt. Są w Polsce fermy, gdzie tuczy się nawet 20 tysięcy świń w jednym miejscu. Normą jest, że fermę z kilkutysięczną obsadą obsługuje kilkuosobowa załoga. W takich warunkach mówienie o dobrostanie zwierząt jest ponurym żartem. Podkreślenia wymaga fakt, że realia chowu nie zmieniły się tak drastycznie, ponieważ populacja rośnie i „musimy jakoś wykarmić świat”. To nasz ogromny apetyt na mięso i produkty zwierzęce napędza te zmiany. 50 lat temu przeciętny Polak zjadał 47 kg mięsa rocznie, dziś to już 80 kg na głowę. Niemcy jedzą około 90 kg, a Amerykanie prawie 130 kg rocznie. Chcemy jeść więcej i częściej – więc produkujemy intensywniej.
Co robią hodowcy by sprostać rosnącemu popytowi na mięso?
Szukają sposobów na obniżenie kosztów i podniesienie efektywności. Za przykład niech posłuży hodowla cieląt. Kiedyś dokonywano uboju w kilka dni po urodzeniu, kiedy cielę ważyło około 50 kg. Teraz chów trwa trzy, cztery miesiące− do 150 kg. To trzy raz więcej mięsa. Ale żeby mięso czteromiesięcznego zwierzęcia pozostało tradycyjną białą „cielęciną”, cielak musi jak najmniej się ruszać − jest przez cały czas przywiązany lub zamknięty w małej budce, gdzie zimą temperatury sięgają -20 C. Zwierzak jest utrzymywany w stanie głębokiej anemii − od momentu urodzenia do uboju. Nie widzi oczywiście swojej matki i nie dostaje jej mleka, bo jest ono produktem dla ludzi. Podaje mu się preparat mlekozastępczy, granulat, ziarno kukurydzy. A to wszystko dlatego, żeby zoptymalizować produkcję.
Producenci starają się też efektywnie eksploatować „towar” – na przykład polscy producenci chcą eksportować nóżki drobiowe do krajów azjatyckich, ponieważ uchodzą tam one za przysmak. U nas są niepotrzebne. Jedyne co obecnie powstrzymuje potentatów drobiu to zapalenie podeszwy – powszechna choroba polskiego drobiu. Dopóki jej nie wyeliminują, nie będą zarabiać na tym surowcu.
Każdego roku na mięso zabijamy około 60 miliardów zwierząt lądowych. Jaki to ma wpływ na środowisko?
Ciężko jest traktować poważnie osobę, która twierdzi, że leży jej na sercu ekologia, zabiera na zakupy szmaciane torby, jeździ rowerem do pracy, a jednocześnie nie rezygnuje ze zjadania zwierząt. Produkcja mięsa to ogromne obciążenie dla środowiska – 60


miliardów zwierząt musi przecież jeść i pić. Już teraz większość roślin uprawianych na Ziemi trafia w gardła zwierząt hodowlanych. Żadna krowa, kura czy świnia na fermie przemysłowej nie jest głodna, podczas gdy 2 miliardy ludzi na świecie cierpi z powodu niedożywienia. Oczywiście rezygnacja z mięsa nie jest panaceum na całe zło – ale na pewno krokiem we właściwym kierunku. Nie możemy tak bezpardonowo wykorzystywać cennych zasobów, tym bardziej, że w 2050 roku będzie nas 9 miliardów, a liczba zwierząt hodowlanych ma przekroczyć 100 miliardów.
Drugą bardzo istotną kwestią są zanieczyszczenia. Większość ludzi zapomina, że ich kotlet kiedyś wydalał – i to niemało, bo około 5-6 kg kału i moczu dziennie (!). Wystarczy to przemnożyć przez 13 milionów świń, które hodujemy w samej tylko Polsce i widzimy jaka jest skala problemu. Dlatego przy fermach przemysłowych mamy ogromne „laguny” z gnojowicą, która zanieczyszcza powietrze, wody gruntowe i stanowi zagrożenie biologiczne dla okolicznych mieszkańców. Jeśli policzyć wszystkie prawdziwe koszty produkcji mięsa – te ponoszone przez środowisko i w konsekwencji przez nas, społeczne i ekonomiczne – łatwo zauważyć, że chów przemysłowy jest opłacalny tylko dla producentów.
No dobrze. I co z tego wszystkiego wynika? Co możemy zrobić z tą wiedzą?
Dopóki my, jako konsumenci, będziemy traktować mięso jako podstawę żywienia, problemy będą tylko narastać. Nie każdy zostanie wegetarianinem, ale każdy może ograniczyć swoje spożycie mięsa, zainteresować się skąd pochodzi, jakie życie miała kura, świnia czy krowa, której fragment konsumujemy. Nie będzie to na rękę branży mięsnej, która już dziś dwoi się i troi, żebyśmy jedli więcej zwierząt niż nasi rodzice i dziadkowie. W przestrzeni publicznej brak jest miejsca na rozsądną debatę nad jedzeniem zwierząt. Tych, którzy zwracają uwagę na problemy związane z chowem przemysłowym przemysł dyskredytuje, nazywając ekoterrorystami. Dyskusja oscyluje wokół argumentów „marchewkę też boli” lub „ale warzywa są pryskane”. Niestety bagatelizowanie tematu, obracanie go w żart czy chowanie głowy w piasek donikąd nie prowadzi. Pierwszym i najważniejszym krokiem jest odzyskanie świadomości swoich wyborów – zadanie sobie pytania: czy faktycznie chcę jeść zwierzęta? A może kupuję mięso z przyzwyczajenia, „automatycznie”? Może boję się postąpić inaczej niż inni, nie chcę zastanawiać się nad zawartością talerza. Większość ludzi, którzy dziś nie jedzą mięsa, w przeszłości jadła cheesburgery i kupowała kabanosy – ja również. Ale to, że zastaliśmy pewien porządek rzeczy przychodząc na świat nie oznacza jeszcze, że musimy w nim trwać przez resztę życia. Mamy wybór. Już samo zastanowienie się nad naszymi zwyczajami żywnościowymi może nam wiele pokazać. Pamiętajmy, że to my decydujemy o tym na co wydajemy nasze pieniądze.
Jak zminimalizować udrękę zwierząt hodowlanych? Czy jest coś takiego, jak humanitarne zabijanie zwierząt?
Ciężko połączyć „humanitarny” z „zabijaniem”. Są na świecie miejsca, gdzie np. dba się o to, żeby krowa prowadzona na rzeź nie widziała momentu śmierci swojej poprzedniczki. Ale są to wyjątki od reguły. A regułą jest zabijanie w pośpiechu, często niewłaściwe ogłuszanie – milionom zwierząt podrzyna się gardła, gdy są w pełni świadome. Przystanek ubojnia to dla każdego zwierzęcia niewyobrażalny stres. Są ludzie, którzy chcą jeść mięso i nie przejmują się zbytnio kwestiami dobrostanu zwierząt. Ale nawet takie osoby powinny unikać mięsa zwierząt pochodzącego z intensywnej hodowli – z pobudek zdrowotnych. Fatalne warunki życia i ogromny stres związany z transportem i ubojem odbijają się na jakości. W Polsce można kupić mięso z hodowli ekologicznych – niestety jest ich zaledwie kilkadziesiąt. Wielu ludzi mówi, że kupuje mięso „dobrej jakości” – ale najczęściej sprowadza się to tylko do wyboru trochę droższej szynki w supermarkecie. A wszystkie masowo dostępne produkty mięsne, ogólnopolskie znane marki – opierają się na chowie przemysłowym. Za każdą parówką uśmiechającą się do nas z telewizora kryje się świnia, która przyszła na świat w betonowym obozie wśród tysięcy innych. Od urodzenia aż po śmierć była tylko produktem.
Jakie mamy alternatywy? Czy przejście na dietę roślinną, to jedyny sposób? A może rozwiązaniem jest mięso produkowane w laboratorium?
Coraz więcej osób przechodzi na dietę roślinną nie z powodu ogólnego sprzeciwu wobec spożywania mięsa, ale właśnie okrutnego traktowania zwierząt hodowlanych. Zauważamy, że wtłoczenie żywych istot w wielką przemysłową machinę było błędem.
Poszukujemy alternatyw – Bill Gates zainwestował niedawno w start-up z San Francisco, który wyprodukował zupełnie roślinne jajka. W zeszłym roku wyprodukowano pierwszy na świcie laboratoryjny burger. Ciekawe, że część ludzi pytana o mięso produkowane w ten sposób reaguje z obrzydzeniem, a zjedzenie czyjegoś uda czy karku nie wydaje im się dziwne. Na pewno ten kierunek jest nieporównywalnie lepszy niż obecny stan rzeczy – nie wymaga ogromnych ilości paszy i wody, antybiotyków, eliminuje cierpienie. Ale większość wegetarian i wegan nie tęskni za mięsem, bo nie patrzą już na nie jak na żywność, ale po prostu kawałek zwierzęcia. Ogromnie cieszy fakt, że obecnie mamy tak bogaty wybór produktów roślinnych i nie musimy już zabijać, by żyć. W końcu żaden kotlet nie jest wart takiego cierpienia.
Dziękuję za rozmowę
Jeżeli nie odpowiadają Ci warunki, w jakich żyją zwierzęta na przemysłowych fermach hodowlanych, to dołącz do programu Zostań Wege na 30 dni, który ma pomóc w przejściu na wegetarianizm (https://www.zostanwege.pl/)





Niestety pieniądz nakręca chciwych, a maluczcy zajadają tego efekt..Ale co zrobić z tym faktem… Tak, zmienić dietę, zwyczajnie zacząć od siebie i modlić się o więcej dobrych zmian.
Mam 65 lat, od ponad 20 lat nie jem mięsa. Jakoś do tej pory produkty sojowe mi nie zaszkodziły. W mojej domowej apteczce mam tylko wodę utlenioną i plaster. Natomiast przed dwudziestu laty chorowałam na wrzody dwunastnicy, zatoki i miałam początek wieńcówki. Pozbycie się tych chorób, to efekt uboczny przejścia na styl wegetariański. To co robi się ze zwierzętami hodowlanymi urąga godności człowieka. Jest to hańba i zbrodnia, za którą trzeba będzie kiedyś zapłacić. Zresztą już teraz ludzkość płaci w postaci chorób cywilizacyjnych, które spowodowane są własnie sposobem żywienia i stresem.
wystarczy wejść do pierwszego markietu i zobaczyć ile mięcha, wędlin jest codziennie w sprzedaży. każdy chce kupić mięso które godzinę temu jeszcze żyło. Większość istnień marnuje się bo nie jesteśmy w stanie tego przeżreć więc niech mi tu nikt nie pitoli o potrzebie zintensyfikowania produkcji! Codziennie wywalamy tony żywności, na całym świecie, pomijam kraje na deficycie. Nie dość że za życia zwierze cierpi i mięsożercy to cierpienie zażerają to jeszcze dochodzi pośmiertne ostrzykiwanie chemią. Każdy kto zjada mięso powinien mieć pełną świadomość co dobrowolnie wprowadza do swojego organizmu.
A wszystko dzięki przepison Unijnym i Naszego Rządu, który narzuca takie wymogi do prowadzenia ferm. Ciasne klatki, odpowiednie pory karmienia itd. Bo niestety ale cały czas zapominamy, że prawo ma być dla człowieka i pozostałych mieszkańców tej ziemi, czyli zwierząt, a niestety jest na odwrót.
Ciekawe skad czesc z Was bierze mieso nie z ferm przemyslowych ? I dziwie sie ze wierza jak powiedzmy Pani Hania z miesnego za rogiem powie ze nie jest to nie jest :D Na drugim koncu tegoz umeczenia zwierzat jest cos co sie nazywa argentynska wolowina jesli ktos wie co to jest jak sie ja uzyskuje i ile ona kosztuje to bravo … ale na takie produkty trzeba miec naprawde zaufanych dostawcow bo w pierszym lepszym sklepie tego poprostu nie ma a wiekszosci ludzi na nie nie stac … Mieso jadlem, jem i bede jadl i pitolenie glupot odnosnie tego ze jajko jest wiejskie czy nie itp. jest poprostu w wiekszosci przypadkow dobrym farmazonem w ktory ludzie wierza :D
Bzdura – człowiek jest mięsożercą i kropka:)
Mięsożercą jest np. kot, człowiek jest tzw. wszystkożercą.
nie człowiek jest wszystkożerny co znaczy ze może sie żywic roślinami to zależy tylko od tego czy zgadzamy się na takie traktowanie zwierząt.
Taki proceder powinien być zakazany, jeśli mięso to tylko od zwierząt ze wsi z wolnego wybiegu, najlepiej przejść na wegetarianizm, ale i tak wiele osób się nie zgodzi:)
No niestety, jak sama Pani wspomniała popyt na mięso rośnie, rośnie liczba ludzi na świecie, które mięso jedzą. A z racji tego, że mięso na drzewach nie rośnie, to trzeba zintensyfikować produkcje
przecież można jeszcze ograniczyć lub przestać jeść….
Potwierdzenie tego, co mówi Pani Monika jest ten film: https://www.youtube.com/watch?v=2d9-UZ136Cc&utm_source=getresponse&utm_medium=email&utm_campaign=media_viva&utm_content=Szokuj%C4%85ce+nagrania+z+polskiej+fermy+%C5%9Bwi%C5%84+-+informacja+prasowa
Szok!
Od 2 lat nie jem mięsa. Prowadzę bardzo aktywne życie. Potrzebne mi składniki dostarczam w warzywach i owocach. Nie tylko mięso to białko, to również soczewica, cieciorka, tofu… i wiele wiele innych. Na diecie wegańskiej jest zdrowiej, smaczniej i etyczniej. Kiedy czytam jak hodowane jest współczesne mięso współczuje wszystkim tym co je jedzą. Świadomie lub nie skracają sobie życie. Takie mięso nie może być zdrowe …
nagonkana produkty sojowe jest napędzana przez przemysł mięsny właśnie… Przeczytajcie sobie o Weston Price Foundation i zobaczcie ich badania a nie powtarzacie slogany… :( :( :( Ci sami ludzi którzy dyskredytują soję polecają mieloną wątrobę krowią jako pokarm dla niemowląt (!) oraz masło jako superfood(!)
Nie dajmy sobie wmówić…
Zwierzęta nie powinny być hodowane w taki sposób, ale nie zgodzę się, że mięso jest samo z siebie niezdrowe. Tofu i produkty z soji to właśnie totalny syf, u wielu dorosłych ludzi powoduje np. alergie pokarmowe i trądzik, jeśli ktoś twierdzi, że to jest zdrowe, to nie ma pojęcia o odżywianiu… Podobnie wielu osobom nie służą zboża i nabiały, bo człowiek przez większość swojej historii po prostu tego nie jadł, dopiero w wyniku rewolucji agralnej stało się to powszechnym pokarmem, co wiązało się też z powszechnym pogorszeniem stanu zdrowia…
Pani Moniko bardzo mądre słowa! Brawo odwagi, bo za te wypowiedzi dostani Pani po d..
Pozdrawiam
Kocham steki, golonki, żeberka, dziczyznę, sznycle, karkówki, klopsy, tatara i wszystko, co wcześniej chodziło świecie!
Zadne stworzenie na tej Ziemi nie jest tak chciwe, perfidne, samolubne, wygodnickie, brutalne, sadystyczne i zle. Ale nic sie nie dzieje bez konsekwencji. Niedlugo za to wszystko zaplaci tylko ze inne pokolenie.
Takie czasy. Ja nie zrezygnuję z jedzenia mięsa, bo mięso uwielbiam, ale staram się wybierać tkaie, które nie pochodzi z hodowli przemywsłowych.
Człowiek, to nie brzmi dumnie….