Wulkan zniszczy Amerykę?
Ziemia jest niczym tarcza strzelnicza w bezkresnym kosmosie, a meteoryty, planetoidy i komety są jak pociski. Wypatrujemy, czy jakiś obiekt w nas nie trafi powodując katastrofę na miarę tej, która 65 milionów lat temu spowodowała zagładę dinozaurów. Czy jednak zamiast wypatrywać ciał niebieskich nie powinniśmy zwrócić swoją uwagę na samą Ziemię i jej wnętrze? Badania geologiczne ostatnich lat wskazują, że mieszkamy na wielkiej bombie zegarowej, a zegar cyka…
Skąd się biorą wulkany?
Zaledwie kilka do kilku do kilkunastu kilometrów pod naszymi stopami wrze roztopiona skała. Jest to gruba na kilka tysięcy kilometrów półpłynna warstwa – płaszcz Ziemi. Otacza ona żelazny rdzeń, który nieustannie dostarcza jej energii. Poruszające się ku powierzchni prądy magmowe natrafiają na twardą warstwę litosfery. Napierają na nią i roztapiają, a gromadząca się w ten sposób magma rośnie niczym olbrzymi puchnący bąbel. Jeśli litosfera jest wystarczająco słaba, roztopiona magma wylewa się na powierzchnię.
W zależności od składu chemicznego magmy, odbywa się to powoli albo gwałtownie, powodując trzęsienia ziemi i wybuchy wulkanów. Krzemionkowa, kwaśna magma zawierająca dużo gazów, wybucha bardzo gwałtownie. Zamienia się w drobny pył zwany pyłem piroklastycznym, który wyrzucany jest daleko w górne warstwy atmosfery, gdzie roznoszony jest po całej Ziemi. Pył dostając się do układu oddechowego człowieka lub zwierzęcia po prostu cementuje go, powodując uduszenie. Zanieczyszczenie atmosfery zmniejsza jej przejrzystość. Do ziemi dociera mniej słońca i w konsekwencji następuje globalne ochłodzenie. Znamy takie zjawiska z niezbyt odległej historii. Wybuch wulkanu Mount Tambora w Indonezji w 1815 r spowodował ochłodzenie odczuwalne na całej planecie. W Europie rok 1916 został nazwany rokiem bez lata, nie udały się plony, ludzie cierpieli głód…
Megawulkan
Dopiero ostatnio naukowcy odkryli coś o wiele bardziej przerażającego. W 1988 r. badacze z zupełnie odmiennych dziedzin nauki, pracujący w odległych zakątkach Świata natrafili na niezwykłe zmiany chemiczne w swoich próbkach. W 1994 roku, porównując je, ze zdumieniem odkryli, że zarówno próbki lodu z Grenlandii, szkieleciki małych żyjątek morskich – otwornic, jak i warstwy popiołu o szczególnym składzie, znajdowane w osadach niemal połowy globu, łączy ten sam wiek – 75000 lat.
Dalsze badania doprowadziły do odnalezienia sprawcy: niewyobrażalnie wielkiego wulkanu, który wybuch właśnie 75000 lat temu, na terenie dzisiejszej Indonezji na wyspie Sumatra. Pozostawił po sobie długie na 100 km jezioro Toba.
Skutki wybuchu były katastrofalne dla całej planety. Lawa, ogień i popiół piroklastyczny zabiły życie w odległości wielu tysięcy kilometrów od wybuchu. Dwutlenek siarki po połączeniu z wodą utworzył kwas siarkowy, który nie tylko jest toksyczny w bezpośrednim kontakcie, ale warstwa drobniutkich kropelek w atmosferze działa niczym lustro, nie pozwalając na dotarcie promieni słonecznych. Nastąpiło globalne ochłodzenie i zlodowacenie planety. Czy wybuch wulkanu-olbrzyma mógł jednak spowodować trwającą aż 1000 lat epokę lodową? Badania NASA wskazują, że tak. Po kilku latach ochłodzenia znaczną część planety pokrył lód i śnieg. Pomimo że atmosfera z czasem oczyściła się z popiołów, dwutlenku siarki i kwasu, temperatura nie wzrosła, bo śnieg i lód odbijał promienie słoneczne nie dopuszczając do ogrzania się Ziemi.
Gigantyczny wulkan może wybuchnąć dzisiaj!

W czasach wybuchu megawulkanu zginęło 60% populacji ludzkiej. Z trudem można wyobrazić sobie ogrom kataklizmu, jeśli wydarzyłby się dzisiaj, przy obecnej gęstości zamieszkania planety i rozwiniętej cywilizacji. Pył piroklastyczny zabije ludzi, ale też unieruchomi przemysł, energetykę, samochody, samoloty… zginą pola uprawne, zapanuje głód i śmierć. Jeśli ludzkość przetrwa, będzie to prawdziwy powrót do epoki kamienia.
Tymczasem niebezpieczeństwo wybuchu zdaje się być całkiem realne. Podobny megawulkan, jak wspomniany Toba, wybuchł 600 000 lat temu na miejscu dzisiejszego Parku Yellowstone w USA. Późniejszy, słabszy wybuch miał miejsce ok. 60 000 lat temu. Wulkan jednak dziś nie śpi.
Pod obszarem dzisiejszego parku narodowego jest olbrzymi, osiemdziesięciokilometrowy pióropusz piroklastyczny, napierający na cienką warstwę litosfery. O aktywności wulkanicznej obszaru świadczą liczne gejzery i wyziewy gazowe ze szczelin skalnych. W 2008 roku na podstawie pomiarów satelitarnych stwierdzono, że powierzchnia Doliny Yellowstone podnosi się o 7 cm rocznie, czyli znacznie szybciej, niż we wcześniejszych latach. Olbrzymi wybuch może więc nastąpić w każdej chwili. Choć ostatnie badania naukowe wskazują, że temperatura magmy w tym wielkim wulkanie nieco spadła, co mogłoby świadczyć jednak o zmniejszeniu jego aktywności, wybuchu nie można wykluczyć.
Wszystko więc wskazuje na to, że kolejna globalna katastrofa będzie miała swoje epicentrum w Ameryce. No cóż, zgodnie z przesłaniem wszelkich wielkich produkcji kinowych, kosmici, meteoryty i inne kataklizmy zawsze najpierw trafiają w USA.
I po co szukać zagrożenia w kosmosie, skoro ono czai się pod naszymi stopami?