Karmimy zwierzęta, podczas gdy ludzie głodują. To największy paradoks naszych czasów. Wywiad z Małgorzatą Szadkowską
Na całym świecie miliardy ton zboża trafiają nie do ludzi, lecz do karmienia zwierząt zamkniętych w przemysłowych fermach. W samej Polsce – 6,5 miliona ton rocznie, czyli tyle, ile mogłoby wykarmić 13 milionów osób. Jak mówi Małgorzata Szadkowska – prezeska Compassion in World Farming Polska, mamy do czynienia z absurdalnym systemem, w którym żyzne ziemie i cenne plony służą produkcji taniego mięsa, podczas gdy miliony ludzi głodują.

Joanna Szubierajska: Raport „Karma nie wraca” brzmi jak oskarżenie wobec systemu, który miał nas karmić, a zamiast tego marnuje jedzenie i napędza głód. Co najbardziej Panią poruszyło podczas pracy nad tym raportem?
Małgorzata Szadkowska: Z pewnością skala. Nasz nowy raport ujawnia szokujący fakt, że na całym świecie kolosalna ilość zboża jest zużywana w paszach dla zwierząt hodowlanych, zamkniętych na fermach przemysłowych. W Polsce jest to 6,5 miliona ton zbóż oddawanych zwierzętom, w całej Unii 124 miliony ton zbóż. Mówimy o zbożach takich jak pszenica, kukurydza, jęczmień i owies. Stanowią one więcej niż pożywienie wyrzucane przez gospodarstwa domowe, restauracje i supermarkety. I jest to marnotrawstwo na niezwykłą skalę: zepsuty system, w którym żyzne ziemie i cenne plony trafiają do hodowli przemysłowych, podczas gdy tak wiele osób nie może sobie pozwolić na zdrową dietę, a miliony ludzi głodują. Powinniśmy przede wszystkim karmić ludzi, nie zwierzęta hodowlane – myślę, że każdy się z tym twierdzeniem zgodzi.
Jak to możliwe, że w XXI wieku pozwalamy, by jedzenie „znikało” w żołądkach zwierząt, gdy miliony ludzi głodują?
Ostatnio rozmawiałam z rolnikiem i hodowcą bydła i kur, który oprowadzał mnie po swoim gospodarstwie w duchu regeneratywnym i zwrócił uwagę na jedną rzecz: „ludzie znają swojego lekarza, mechanika czy nawet księdza, który udzielił im ślubu, ale nie wiedzą kto produkuje ich jedzenie, nasz kluczowy zasób”. Myślę, że trafił w sedno tym komentarzem. Nie zastanawiamy się kto dokładnie wyprodukował nasze jedzenie – kto dbał o glebę, na której wyrosła pszenica czy doglądał zwierząt i – tym bardziej – czym je karmił, jakie zasoby trzeba było zużyć, żeby coś wyprodukować. Przyjmujemy za pewnik, że żywność – zarówno roślinna i zwierzęca – jest nieodwracalnie dostępna w marketach o każdej, niemal, porze dnia i nocy i w to w przystępnej cenie. System działa, nie ma się więc nad czym zastanawiać. Czasami jednak w tej maszynie coś pęka i dopiero wtedy zaczynamy się zastanawiać czy wręcz dostrzegać absurdy. Mamy nadprodukcję żywności ogólnie, do tego problem ze sprawiedliwym wynagradzaniem rolników i promowaniem mniejszych gospodarstw rolnych, a dotowaniem tych wielkogabarytowych, industrialnych bytów produkujących żywność. W zeszłym miesiącu było głośno o polskich producentach pomidorów czy papryki, którzy mówili o cenach w skupie tak niskich – na poziomie kilkunastu czy kilkudziesięciu groszy – że nie opłacało się zbierać warzyw czy przewozić ich do skupu, więc rozgoryczeni oddali swoje zbiory za darmo. Nie powinno dochodzić w ogóle do takich sytuacji.
W raporcie pada mocne zdanie: „Ta hodowla nie karmi świata”. Czy może Pani wyjaśnić, dlaczego system, który miał zapewnić tanią żywność, w rzeczywistości odbiera ją najbiedniejszym?
Mitem jest twierdzenie, że hodowla przemysłowa wykarmi wciąż rosnącą światową populację i nieprawdą jest twierdzenie, że musimy takiej żywności produkować jeszcze więcej. Już w tej chwili mamy wystarczająco żywności, by wykarmić dodatkowe 2 miliardy ludzi, a to są i tak ostrożne, zaniżone szacunki. Grunty rolne obecnie wykorzystywane do produkcji paszy dla zwierząt zajmują setki milionów hektarów. Tę ziemię moglibyśmy przeznaczyć na uprawy warzyw, roślin strączkowych, owoców i orzechów oraz innych produktów spożywczych niezbędnych do utrzymania zdrowej i zróżnicowanej diety ludzi.
Założenie systemu produkcji masowej żywności było szlachetne – szybki i stosunkowo tani sposób na wykarmienie umęczonego wojną świata, czyli inwestycje w mechanizację, modernizację i nowe technologie w rolnictwie w połowie XX wieku. Tak się narodził współczesny system hodowli zwierząt, czyli chów intensywny, który dziś można spotkać na całym globie i wszędzie wygląda podobnie. Problem polega na tym, że zwierzęta gospodarskie bardzo nieefektywnie przetwarzają karmę w produkty spożywcze, które trafiają do nas w postaci, które znamy z półek marketów. Na każde 100 kalorii ze zbóż, którymi są karmione zwierzęta na fermach, zaledwie 3-25 kalorii trafia do ludzi jako mięso. W przypadku białka straty są równie szokujące: na każde 100 gramów białka podawanego zwierzętom w karmie otrzymujemy jedynie 5-40 gramów białka w produktach odzwierzęcych. I tu są te wspomniane miliony ton zużytych zbóż, takich jak pszenica, kukurydza, jęczmień i owies.
Polska co roku przeznacza na paszę 6,5 mln ton zboża – tyle, ile mogłoby wykarmić 13 milionów osób. Jak to możliwe, że ten fakt nie wywołuje publicznego oburzenia?
Mamy nadprodukcję w wielu obszarach żywnościowych – dotyczy to zarówno roślin, jak i produkcji zwierzęcej. Nadmiar i jednocześnie niewyobrażalne dziś tempo konsumpcji sprawiają, że nie szanujemy po prostu swojego jedzenia. 63% Polek i Polaków wyrzuca jedzenie do kosza i są to najnowsze dane wskazujące niestety na duży wzrost w porównaniu z – i tak już skandalicznym wynikiem – zeszłym rokiem. Nie szanujemy tego, co już kupimy i co widzimy realnie w lodówce, w szafkach kuchennych, to dlaczego mielibyśmy sobie zaprzątać jeszcze głowę tymi ukrytymi kosztami w postaci karmy dla zwierząt gospodarskich? 4,5 miliona ton wyrzuconego jedzenia przez Polki i Polaków to są przecież ogromne ilości. A tymczasem my pokazaliśmy w naszym raporcie, że największe marnotrawstwo – na poziomie 6,5 miliona ton – i tak odbywa się dużo wcześniej: na intensywnych, przemysłowych fermach, gdzie zwierzęta hodowlane zjadają „nasze” jedzenie – zboża, produkując „w zamian” szybkie, tanie mięso czy nabiał. Rzeczywiście analiza danych pokazuje, że niemal połowa światowej produkcji zboża nie dociera na ludzkie talerze – zostaje zmieszane z paszą i wchłonięta przez fermy przemysłowe. Karmione są nim głównie świnie i kurczaki.
W raporcie pojawia się apel o zmianę polityki rolnej i dotacji. Co konkretnie powinno się zmienić, by przestać dopłacać do marnotrawstwa?
Na podstawie analizy bieżących trendów prognozujemy, jak będzie wyglądał dalszy rozwój produkcji pasz, jeśli nie wprowadzimy żadnych zmian. Prognozy wskazują na ogromny wzrost zapotrzebowania na karmę dla zwierząt, co spowoduje zwiększenie presji na ziemie uprawne, wodę i ekosystemy, napędzając wylesianie, degradację gleby i niedobór słodkiej wody. Prawdziwie zrównoważony system hodowli opiera się na fermach przyjaznych dla środowiska, gdzie zwierzęta są karmione trawą, resztkami pożniwnymi, produktami ubocznymi przemysłu spożywczego, których ludzie nie mogą spożywać, oraz odpowiednio przetworzonymi nieuniknionymi resztkami żywności. W ten sposób surowce, które w przeciwnym razie musiałyby zostać zutylizowane, zostają przekształcone w pełnowartościową żywność, a składniki odżywcze są ponownie wprowadzane do systemu żywnościowego. Chów zwierząt z zachowaniem wysokich standardów dobrostanu i zdrowia powinien zajmować coraz ważniejsze miejsce w rolnictwie regeneracyjnym. Zwierzęta hodowlane mogą być integralną częścią zdrowego, pozytywnego dla przyrody rolnictwa, ale musiałby znaleźć się w systemach nieprzemysłowych, które łączą wysoki poziom dobrostanu, standardy środowiskowe i „niski koszt alternatywny” paszy, czyli np. rolnictwo pastwiskowe, regeneracyjne. Przyjrzeliśmy się potencjalnym pozytywnym skutkom zmniejszenia zużycia zbóż na pasze w porównaniu z jego przewidywanym wzrostem według dotychczasowego scenariusza postępowania. W naszej analizie założyliśmy 50% redukcję do 2040 r. w oparciu o badania wykazujące, że około połowę zbóż obecnie podawanych zwierzętom można by „zaoszczędzić” na potrzeby spożycia przez ludzi. Aby uwzględnić bardziej stopniowe, realistyczne podejście, przeanalizowaliśmy również redukcję o 25% do 2030 r., co stanowi osiągalny cel krótkoterminowy umożliwiający adaptacje systemów rolniczych. Redukcja na wspomnianych poziomach mogłaby uwolnić znaczące ilości zbóż do zastosowań alternatywnych, takich jak bezpośrednia konsumpcja przez ludzi, przyczyniając się do poprawy bezpieczeństwa żywnościowego i stanu środowiska.
I na koniec – czy wierzy Pani, że możemy jeszcze odwrócić ten trend? Czy świat, w którym karmimy ludzi, a nie zwierzęta, jest naprawdę w zasięgu ręki?
Oczywiście, że jest, ale najpierw trzeba stawić czoła faktowi, że problem istnieje, dostrzec go i na poważnie chcieć mu zaradzić. Musimy przejść od liczenia plonu z hektara do liczenia liczby ludności wyżywionej z hektara i to uważam za pewne novum w myśleniu o rolnictwie. W tym temacie został opracowany już niezwykle ważny dokument i obliczono w nim, że średnio globalnie z jednego hektara ziemi uprawnej produkuje się ilość kalorii wystarczającą do wyżywienia dziesięciu osób. Ale ponieważ około 45% upraw jest wykorzystywane do karmienia zwierząt, jeden hektar wspomnianej ziemi uprawnej średnio dostarcza ilość kalorii wystarczającą dziś do wyżywienia tylko sześciu osób i to nawet uwzględniając mięso i mleko produkowane przez zwierzęta. Tak więc myślę, że bez woli politycznej – a i też pewnej dozy odwagi i naprawdę progresywnego myślenia – potrzebna zmiana się nie wydarzy.
Dziękuję za rozmowę
Małgorzata Szadkowska – prezeska polskiego oddziału międzynarodowej organizacji Compassion in World Farming, fundacji działającej na rzecz zmiany rolnictwa i dobrostanu zwierząt hodowlanych. Członkini Europejskiego Komitetu Obywatelskiego „Koniec Epoki Klatkowej”, ekspertka Koalicji Klimatycznej oraz programu Climate Leadership powered by UN Environment. Kobieta Roku 2024 magazynu Forbes Women Polska.

Absolwentka Inżynierii Środowiska na Politechnice Warszawskiej. Specjalizuje się w technicznych i naukowych tekstach o przyrodzie, zmianie klimatu i wpływie człowieka na środowisko. W swoich artykułach łączy rzetelną wiedzę inżynierską z pasją do natury i potrzeby życia w zgodzie z otoczeniem. Uwielbia spędzać czas na łonie przyrody – szczególnie na Warmii, gdzie najchętniej odkrywa dzikie zakątki podczas pieszych wędrówek i wypraw kajakowych
Opublikowany: 13 listopada, 2025
Kolejna wege propaganda
Człowieku, jaka propaganda! Od dawna wiadomo, że ziemię uprawiamy głównie po to, żeby wykarmić zwierzęta! to są twarde dane