Pijany jak zwierzę
Pijane zwierzęta, to wcale nie rzadkość. Takie zjawiska występujące w przyrodzie obserwowano od niepamiętnych czasów, choć rzetelnych badań w tej dziedzinie było niewiele i często ludzka fantazja miesza się tu z nauką, tworząc mity uporczywie krążące po książkach i Internecie.
Bodaj najpopularniejszy z nich dotyczy misiów koala, które rzekomo mają być non stop otumanione olejkami eterycznymi z eukaliptusa, którym się żywią. Tymczasem z badań wynika, że nic takiego nie ma miejsca, a koale są ospałe i niemrawe po prostu dlatego, że mają malutkie mózgi – w naturalnym środowisku nic i nikt ich nie zmusza do większej aktywności. Narkotycznym uciechom oddają się za to inne zwierzaki – nierzadko takie, których byśmy w ogóle o to nie podejrzewali.
Wydawałoby się, że do upicia kilkutonowego słonia potrzebne będą wiadra alkoholu. Tymczasem podobno wystarczy tylko kilka owoców maruli, by wielki ssak ruszył zygzakiem przez sawannę, potykając się o własne nogi i rycząc, co sił w trąbie. Co roku, gdy tylko sfermentowane przysmaki zaczynają spadać z drzew, sawanna zamienia się w miejsce pijackich orgii. Całe stada słoni migrują na tereny, gdzie rosną marule, kierując się słodkim zapachem drinków i radosnymi rykami swych podchmielonych ziomków.
Ale nie tylko słonie mają ochotę na procenty. Alkoholem nie gardzą np. pszczoły, które potrafią się upić do tego stopnia, że nie są w stanie trafić do własnego gniazda. Wiele gatunków motyli spija sfermentowane soki z zepsutych owoców, po czym nie są w stanie odlecieć nawet przez kilka dni. Jeśli nawet próbują, ich lot jest niestabilny i często kończy się połamaniem skrzydeł. Naukowcy do dziś nie potrafią stwierdzić, czy motyle celowo poszukują “mocnych trunków”, czy to tylko przypadek.
W zepsutych owocach gustują nie tylko one. Choć mucha domowa lęgnie się najczęściej w nawozach odzwierzęcych, odchodach ludzkich i śmieciach, nie gardzi również rozkładającymi się owocami, warzywami i organicznymi odpadkami z gospodarstw domowych. Stwierdzono, że jedna mucha może na swoim ciele przenosić ponad milion bakterii, nic dziwnego, że w przeszłości te owady przyczyniały się do rozprzestrzeniania gruźlicy, cholery, czerwonki.
W toku ewolucji rośliny i zwierzęta „wynalazły” mnóstwo substancji trujących – wszystko po to, by uchronić się przed pożarciem lub dokuczliwymi pasożytami. Trucizny te mają dwie istotne cechy: ich toksyczność zależy od dawki i nie wszystkie zwierzęta reagują na nie w taki sam sposób. To, co jest trujące dla jednych, może wywoływać stan podniecenia u drugich, miłe otępienie u trzecich i być obojętne dla czwartych. Na dodatek nierzadko zdarza się, że zwierzaki „pożyczają” sobie toksyny od innych gatunków. Robią to w celach czysto użytkowych, a odrobina odlotu jest tylko dodatkową korzyścią.
A to rozrabiaki. Nie wiedziałem, że motyle to takie cwaniaki;)