Skąd w Polsce powodzie? Czy jesteśmy bez winy?
Od wielu dni wszyscy z uwagą obserwujemy podwyższone stany wód w niektórych polskich rzekach i związane z tym ostrzeżenia Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej odnośnie możliwości lokalnego przekroczenia alarmowych stanów wód na rzekach. Wzrost poziomu wody w ciekach i lokalne podtopienia to efekt opadów, szczególnie intensywnych w województwach podkarpackim, małopolskim, świętokrzyskim. Zdaniem prof. dr. hab. Waldemara Mioduszewskiego z Zakładu Zasobów Wodnych Instytutu Technologiczno-Przyrodniczego, to nieroztropne działania człowieka w dużym stopniu powodują wzrost zagrożeń powodziowych.
Zasypywanie rowów odwadniających, brak ich konserwacji (np. oczyszczania), niewłaściwe kształtowanie terenu, zamykanie naturalnych dróg spływu wód opadowych – to przyczyny narastających problemów z nadmiarem wody i zwiększanie rozmiaru podtopień. Kolejny problem to ludność zamieszkała na terenach chronionych wałami przeciwpowodziowymi i zapewnienie jej bezpieczeństwa.
– Mamy w Polsce bardzo dobrze rozpoznany stan obwałowań, wiemy jaki jest procent wałów w dobrym, a ile w złym stanie i wymagających pilnej przebudowy. Problem w tym, że z tą wiedzą nic się nie dzieje – mówi prof. Waldemar Mioduszewski. Oznacza to, że w przypadku przekroczenia stanu alarmowego wody w rzekach, możliwa jest powtórka z zeszłorocznej powodzi. Prawdopodobnie w innych miejscach, bo zniszczone odcinki obwałowań zostały dość solidnie odbudowane.
W Polsce jest 8,5 tys. km wałów przeciwpowodziowych. Chronią one ponad 1 mln ha, czyli 3,4 proc. powierzchni kraju. Łączna długość wałów równa jest 13,1 proc. całkowitej długości rzek w Polsce. Szacuje się, że budowa obwałowań zmniejszyła o 25 proc. obszar zalewanych terenów. To jest też przyczyną, że poziom wody przy tym samym przepływie układa się wyżej w stosunku do rzeki nie obwałowanej – wyjaśnia Mioduszewski.
Naprawa i utrzymanie obwałowań to działania niezwykle kosztowne, a środki przeznaczone na ten cel są znacznie niższe od potrzeb. Po powodziach z lat 1997, 1999 i 2001 większość zniszczonych obwałowań została odbudowana, jednak nadal ponad 30 proc.wałów jest w bardzo złym stanie i wymaga natychmiastowej modernizacji.
Konsekwencje takiej sytuacji to przerwane wały podczas powodzi i ogromne straty w gospodarce. W 2010 roku powódź spowodowała straty materialne w wysokości około 3 mld euro. Poszkodowanych zostało 266 tys. osób. Straty poniosło 811 gmin oraz około 1,4 tys. przedsiębiorstw. Żywioł zniszczył ponad 18 tys. budynków mieszkalnych, 800 szkół i 160 przedszkoli. Uszkodzonych lub zniszczonych zostało ponad 1,3 tys. km wałów przeciwpowodziowych.
– Podczas powodzi wały przerywane są z dwóch podstawowych powodów. Pierwszy powód to przelanie wody przez tzw. koronę obwałowań, gdy wał jest za niski w stosunku do spiętrzonego poziomu wody. Drugi powód przerwania wałów to ich zły stan techniczny (słabe zagęszczenie korpusu wału, rozluźnienie gruntu w obwałowaniu i podłożu), powodujący utratę stateczności i rozmycie wału filtrującą wodą.
Liczby mówią same za siebie – podczas powodzi przerwanie wałów związane było w 34 proc. z ich zbyt małą wysokością, a 66 proc. ze złym stanem technicznym.
Co można zrobić w takiej sytuacji? – Wiele nie obwałowanych dolin rzecznych jest sukcesywnie zagospodarowywanych i zabudowywanych. Aby skutecznie chronić się przed powodzią, należałoby zbudować kolejne 1300 km obwałowań, jednak spowodowałoby to dalszą degradację środowiska naturalnego i pociągnęło za sobą ogromne koszty. Moim zdaniem należy szukać innych sposobów ochrony przeciwpowodziowej. W pierwszym rzędzie należy rozwijać zasadę „żyjemy w zgodzie z powodzią”, co oznacza dostosowywanie naszych działań do takich naturalnych zjawisk przyrodniczych, jakimi są powodzie. Dobrą i porównywalnie tanią metodą jest wyposażenie odpowiednich służb w przenośne, lekkie zapory przeciwpowodziowe, których zastosowanie nie powoduje degradacji środowiska naturalnego. Można je szybko ustawić, gdy otrzymamy prognozę o zbliżającej się wysokiej wodzie, tak jak w ostatnich dniach zrobiono w Jaśle, gdy stan alarmowy na Wisłoce został przekroczony.
Bardzo ważne w ograniczaniu zagrożeń powodziowych są też środki nietechniczne, takie jak odpowiednie planowanie przestrzenne (nie zabudowywanie terenów zalewowych), dobre prawo budowlane (budynki dostosowane do występujących podtopień), ubezpieczenia, systemy wczesnego ostrzegania, edukacja itp.
W niektórych sytuacjach (brak zabudowy, ekstensywne rolnicze użytkowanie doliny) możliwe jest też wykorzystanie obwałowanych dolin jako efektywnych zbiorników retencyjnych, czyli polderów lub przywrócenie zalewów (likwidacja obwałowań), co jednak jest trudne z powodu możliwych konfliktów lokalnych społeczności i władz.
Prof. Waldemar Mioduszewski – ukończył studia w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w 1960 roku, na Wydziale Melioracji Wodnych. Stopień doktora nauk technicznych uzyskał w 1967 roku, doktora habilitowanego w 1973r., a tytuł naukowy profesora w 1985 roku. Pracę naukową rozpoczął w 1959 roku na Wydziale Melioracji Wodnych SGGW i zajmował się badaniami z zakresu geotechniki i przepływu wód podziemnych. Prowadził zajęcia dydaktyczne z przedmiotów: geotechnika, roboty ziemne, zbiorniki wodne. Od 1975 roku jest pracownikiem IMUZ, od 2010 r. – Instytutu Technologiczno-Przyrodniczego w Falentach.