Zimowa powódź
Duża pokrywa śnieżna, pod którą skryła się Polska, utrudnia wszystkim życie. Narzekają kierowcy, kolejarze i przechodnie brnący po kolana w śniegu. Jednak prawdziwe kłopoty mogą nadejść wraz z roztopami. O ile nadejdzie gwałtowna odwilż, grozi nam gigantyczna powódź.
Powodzie w XX wieku w samej tylko Europie pochłonęły ponad 9500 ofiar, a ich skutki dotknęły 10 milionów ludzi, powodując straty sięgające 70 mld euro. Czy obecnie grozi nam kolejna?
Dmuchać na zimne
Lodołamacze kruszące lód na Odrze i mieszkańcy Podlasia ewakuowani z zalanych domostw wojskowymi amfibiami – to obrazy coraz częściej pojawiające się w telewizyjnych wiadomościach. Jednak lokalne podtopienia i niewielkie zatory lodowe to tylko przedsmak tego, co może się zdarzyć, o ile wystąpi gwałtowna odwilż. Wystarczy kilka ciepłych dni połączonych z opadami deszczu, aby zalegający wszędzie śnieg zamienił się w wodę, która spłynie do najbliższej rzeki. Ponieważ koryta rzek mają ograniczoną pojemność, a lodowe zatory będą topiły się wolniej, woda wystąpi z brzegów i zaleje okoliczne pola, drogi, wsie i miasta.
O tym, że sytuacja może być poważna, świadczy niedawna narada premiera z udziałem ministrów, wojewodów i służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo kraju. Donald Tusk ogłosił, że w ramach akcji przeciwpowodziowej już teraz zmobilizowanych jest ponad 4300 żołnierzy i około 800 pojazdów mechanicznych. Na razie sytuacja jest stabilna, pomoc wojska ograniczała się do ewakuacji kilku podtopionych wiosek nad Bugiem. Lekkie ocieplenie obserwowane ostatnio sprzyjało też akcji lodołamaczy, które w ciągu kilku dni poradziły sobie z zatorami lodowymi na dolnej Odrze oraz na Wiśle w okolicach Włocławka i Płocka. Tymczasem, jak informują meteorolodzy, poziom zlodowacenia na polskich rzekach jest najwyższy od 1982 roku.
Pikanterii dodaje fakt, że od lat ślimaczą się wszelkie inwestycje przeciwpowodziowe, za które odpowiada Krajowy Zarząd Gospodarki Wodnej. W ramach rządowego Programu dla Odry, którego lwia część ma być przeznaczona na ochronę przeciwpowodziową, do wydania jest 9 mld złotych. Tymczasem dopiero w tym roku ruszy przetarg na budowę zbiornika przeciwpowodziowego pod Raciborzem, który jest jednym z elementów Programu dla Odry. Z samych dotacji unijnych do 2013 roku otrzymamy 2,25 mld złotych na inwestycje przeciwpowodziowe. Do tej pory jednak nie naprawiono wszystkich zniszczonych walów przeciwpowodziowych po powodzi tysiąclecia w 1997 roku. Na budowę nowych, potrzebnych umocnień wiele samorządów nie ma po prostu pieniędzy.
Wywróżyć powódź
Ostatnia duża powódź roztopowa miała miejsce w Polsce w 1979 roku, a według wielu meteorologów obecna sytuacja jest bardzo podobna do tamtej. Naukowcy przypominają jednak, że wszystko zależy od dwóch czynników: ilości wody zmagazynowanej w pokrywie śnieżnej oraz od procesu tajania. Tymczasem szybkość topnienia śniegu i lodu zależy od pogody, a tej nie sposób przewidzieć z dużym wyprzedzeniem. Obecnie najbardziej zagrożone tereny to ujście Wisły i Odry, a także dolny bieg Odry i rejon zapory na Wiśle we Włocławku – wszędzie tam łatwo tworzą się zatory lodowe, a te, jeżeli nie zostaną w porę rozbite, przyczynią się do lokalnych podtopień. Prawdziwe kłopoty mogą się jednak zacząć w połowie marca, kiedy zwyczajowo następuje ocieplenie. Meteorolodzy przestrzegają przed najgorszym scenariuszem: o ile wystąpi nagłe ocieplenie do kilkunastu stopni połączone z ulewnym deszczem, to powódź mamy jak w banku. Z reguły jednak w marcu ocieplenie następuje stopniowo, a temperatury długo oscylują wokół 0oC – wtedy śnieg topi się powoli i nie ma ryzyka wystąpienia powodzi.
Dzisiejszy komunikat hydrologiczny IMGW też napawa optymizmem: stany alarmowe są przekroczone jedynie na Krznie w Malowej Górze i na Odrze w Gozdowicach. Również dyżurny synoptyk – hydrolog Elżbieta Daniluk z IMGW – w najnowszym ostrzeżeniu hydrologicznym przestrzega jedynie przed dużym obciążeniem śniegiem na terenie województwa lubuskiego. Czas pokaże, czy wiosenna powódź stanie się faktem, czy też pozostanie jedynie medialnymi spekulacjami.
Powodzie nie są niczym nowym, swego czasu na Wiśle i Odrze występowały na tyle cyklicznie i w tych samych porach, ze miały nawet swoje nazwy. Co roku odnotowywano 2-3 wysokie stany powodujące lokalne podtopienia, a okresowo co lat kilkanaście duże powodzie.
Tyle że wcześniej rzeki były nieregulowane i miały się gdzie rozlewać a na terenach zalewowych raczej się nie budowano. Rzecz jasna w XX wieku kolejne madre pokolenia zapomniały nauki ojców i zaczęło się zwężanie rzek, prostowanie i budowa na potęgę na terenach zalewowych. A teraz co kilka lat mamy lament, że znów jest powódśź i straty i ewakuacja. To trochę tak jakby wybudować sie na stoku wulkanu i mieć pretensje do świata, ze właśnie nastąpiła erupcja.
Obecna sytuacja skłania jednak do zastanowienia się nad już pokręcaną paniką przed spływem wód śniegowych w razie roztopów. Czy poczucie zagrożenia jest słuszne? Jak najbardziej tak. Tylko, czy to Natura jest winna, czy raczej bezmyślność ludzka? Ja stawiam na to drugie. Potwierdzi się niestety także myśl zawarta w jednej z fraszek polemizujących z naszym przysłowiem, że „mądry Polak po szkodzie” mówiąca, że” Polak i przed, i po szkodzie głupi”. Tegoroczna zima to nie żaden ewenement. Każdy, kto ma lat więcej, niż 30, pamięta wiele takich zim. Bywały i większe mrozy, i śniegu po pas. Problem w tym, jak wygląda dziś stan naszych rzek. Ostatnie dwudziestolecie to usilna regulacja wszystkich cieków, z tak dużymi jak Wisła i Odra włącznie. Do tego trzeba doliczyć wcześniejsze, wieloletnie „dokonania” regulatorów, poprawiaczy rzek. Świetnie się przerabiało kasę w tej branży, do tego regulacje, razem z kłamliwymi informacjami o „możliwościach” okiełznania natury, wytworzyły w społeczeństwie mylne przekonanie, że można z dobytkiem wejść w doliny i koryta rzek. Jakiś czas się udawało, choć ostrzeżenia ze strony natury były niejednokrotnie, ale w tym roku może przyjść prysznic tak zimny, jak nigdy dotąd. Zniszczona retencja naturalna zlewni rzek nie zatrzyma większości wód roztopowych. Mało tego, rzeki pozbawione znakomitej większości zwałek zakorkują się krą i może być potop. Te zwałki, to, prócz siedlisk mnóstwa cennych organizmów i bazy bioróżnorodności naszych rzek, także naturalne bezpieczniki, dzielące spływająca krę na mniejsze, niegroźne porcje. Gdy ich nie ma, lody płyną swobodnie, piętrząc się w ogromne zapory lodowe, jak na Bugu na przykład. Problem zaczyna się na poziomie rolniczych melioracji, rzekomo poprawiających stosunki wodne, a tak naprawdę niszczących naturalna zdolność retencyjną gruntów. Rzecznicy koncepcji regulacyjnych wmówili rolnikom, że sztuczne zbiorniki retencyjne załatwią problem. Trudno znaleźć bardziej bzdurne wytłumaczenie. Już dziecko w podstawówce zrozumie, że nie da się zastąpić retencji kilometrów kwadratowych zlewni rzeki kilkuset hektarowym zbiornikiem retencyjnym Taki zbiornik swe oddziaływanie retencyjne ma w zasięgu bezpośredniego sąsiedztwa. To wszystko, co może. Nawet zespół takich zbiorników o powierzchni ułamka procenta powierzchni zlewni, nie jest w stanie zastąpić retencji naturalnej. Zniszczenie tej właśnie, wytworzonej przez tysiąclecia, równowagi w zlewniach będzie przyczyną masowych wylewów. Rozmiar kataklizmu zależeć będzie od charakteru wiosny. Jeśli jakimś cudem wróci przedwiośnie, z ociepleniem oscylującym wokół zera przez dwa tygodnie, to nie powinno być tak źle. Także dla naszych wędkarskich planów…Jeśli jednak, wzorem ostatnich lat, po mrozach temperatura gwałtownie wzrośnie do kilku, a nawet kilkunastu stopni, to wole nie wyobrażać sobie rozmiarów powodzi, które dotkną całego kraju….
Życzmy sobie łagodnej, stopniowo ocieplającej się pogody wiosną.
A pan wojewoda Jacek Kozłowski uspokaja, że w centralnym magazynie przeciwpowodziowym czeka 400 tyś. worków z piaskiem.
ufff, ulżyło mi. No to teraz mogę spać spokojnie:)