Wąchajmy, dotykajmy rozsmakujmy się w lesie | ekologia.pl
Ekologia.pl Środowisko Wywiady Wąchajmy, dotykajmy, rozsmakujmy się w lesie

Wąchajmy, dotykajmy, rozsmakujmy się w lesie

Leśne kąpiele mają zbawienny wpływ na nasze zdrowie i samopoczucie. Pobudzają aktywność naszych komórek odpornościowych, poprawiają samopoczucie psychiczne, łagodzą objawy depresji czy stany lękowe towarzyszące różnego rodzaju chorobom psychicznym i somatycznym. – mówi Agnieszka Antosik, dendroterapeutka prowadzącą stronę Szepcząca z Drzewami, a ostatnio także autorka książki „Leśna terapia. Jak czerpać zdrowie, energię i spokój z mocy drzew”.

Agnieszka Antosik, dendroterapeutka i praktykująca przewodniczka kąpieli leśnych, autorka książki „Leśna terapia. Jak czerpać zdrowie, energię i spokój z mocy drzew”.

Agnieszka Antosik, dendroterapeutka i praktykująca przewodniczka kąpieli leśnych, autorka książki „Leśna terapia. Jak czerpać zdrowie, energię i spokój z mocy drzew”.

Joanna Szubierajska: Czym są leśne kąpiele? I czym się różnią od zwyczajnego spaceru po lesie?

Agnieszka Antosik: Powiedziałabym tak: spacer w lesie jest jak spojrzenie na jezioro. Kąpiel leśna, którą możemy nazywać shinrin-yoku, jest zanurzeniem się w tym jeziorze.

Piękne wytłumaczenie. Możesz rozwinąć tą myśl?  

Konkretniej? W weekendy tłoczno na leśnym parkingu, na drogach ludzie – w grupach rodzinnych, z psami, z kijkami.  Spacerują i korzystają z uroków otoczenia. Ja szybko robię nura gdzieś w bok, gdzie zaszywam się i zachowuję mniej konwencjonalnie. Bo kąpiel leśna, to bycie w lesie nie „wzdłuż i w poprzek” tylko w głąb. Nie chodzi o przebycie jakiegoś dystansu, dojście do określonego punktu. To w ogóle nie musi być przemierzanie przestrzeni. Ale ma być to intensywne bycie z nią, a tą intensywność daje nam wykorzystanie wszystkich zmysłów, nie tylko wzroku, za pomocą którego podziwiamy piękno otoczenia. Dlatego wąchamy, dotykamy, smakujemy – a wszystko to w ciszy. Stąd wspomniane niekonwencjonalne zachowania, których nie czynią zwykli spacerowicze – zanurzanie nosa w mchy, ocieranie się policzkiem o korę drzewa.

Oczywiście ktoś może powiedzieć, że idzie na spacer do lasu i praktykować leśną kąpiel, bo czyni to nie znając pojęcia. Jednak podstawą jest głębia leśnego zanurzenia, intensywność doznawania leśnego otoczenia.

A co nauka mówi o leśnych kąpielach? Czy są jakieś badania potwierdzające ich wpływ na naszego zdrowie?

Naukowe badania dowiodły niezbicie, że mają one zbawienny wpływ na nasze zdrowie i samopoczucie. Kąpiele leśne pobudzają aktywność naszych komórek odpornościowych, zwłaszcza tych zwanych naturalnymi zabójcami, w efekcie czego organizm skuteczniej walczy z wirusami i z komórkami nowotworowymi. Pomagają też obniżyć ciśnienie tętnicze i spowalniają rytm zatokowy. To z kolei przekłada się na głęboką regenerację całego organizmu. Dzięki obniżeniu poziomu kortyzolu i adrenaliny w organizmie następuje redukcja poziomu stresu. Dowiedziono też, że wzmaga się aktywność naszego układu przywspółczulnego, a obniża współczulnego. Oznacza to, że nasz układ nerwowy uwalnia się od napięcia wywołanego gotowością do walki lub ucieczki, odpręża się. To przekłada się na lepsze trawienie i sen.

Potwierdzono też, że kąpiel leśna poprawia samopoczucie psychiczne, łagodzi objawy depresji czy stany lękowe towarzyszące różnego rodzaju chorobom psychicznym i somatycznym. Dodajmy jeszcze wzmożenie zdolności koncentracji, również u osób ze zdiagnozowanym ADHD, przyśpieszenie rekonwalescencji ozdrowieńców oraz regenerację tkanek po operacjach chirurgicznych, złagodzenie dolegliwości bólowych, relaksację wzroku i poprawienie jakość widzenia, a jako wisienkę na torcie spotęgowanie libido, a co za tym idzie – poprawienie jakości życia seksualnego.

Ale to tylko wierzchołek góry lodowej. Tych, którzy są ciekawi konkretów, odsyłam do pełnej faktów publikacji Katarzyny Simonienko „Terapia lasem w badaniach i praktyce”.

Czy każdy las ma taki sam wpływ na nasze zdrowie? Czy zależy to od gatunków rosnących w nim drzew?

Byłoby cudownie odpowiedzieć, że tak! Ale najwięcej nasz organizm skorzysta podczas kąpieli w lesie różnorodnym biologicznie, gdzie nikt nie usuwa powalonych drzew i nie ingeruje w naturalne życie lasu. No i cisza! Najlepiej jest, gdy możemy rozkoszować się czystą ścieżką dźwiękową muzyki samego lasu. To ostatnie akurat, to największe chyba wyzwanie. Cisza to nasz najbardziej zagrożony z naturalnych zasobów ziemi – napisał w swej książce doktor Qing Li, jeden z ojców shinrin-yoku, czyli japońskiej sztuki kąpieli leśnych.

Nie ukrywajmy – nie każdy z nas mieszka obok rezerwatu. Znakomita większość dostępnych dla nas lasów, to w zasadzie uprawy leśne, w których środowisko nieustannie ingeruje człowiek. Czy to oznacza, że nie możemy w nich odbyć skutecznej leśnej kąpieli? Na szczęście nie. Natura jest doskonałą mistrzynią. „Nie musi być wszechogarniająca. Jedno drzewo jest o wiele lepsze niż brak drzew” – to przywołane w mojej książce słowa Rachel Kaplan, profesorki psychologii z Michigan, zajmującej się badaniami wpływu przyrody na relacje międzyludzkie i zdrowie. Skoro już obecność jednego drzewa wpływa na nasze zdrowie pozytywnie, to co tu mówić o całym lesie? Niezależnie od tego, jakie rosną w nim drzewa, czy będzie to wiele gatunków czy las składający się z samych sosen, na pewno na tym skorzystamy. Zresztą wspomniana, często niedoceniania sosna, jest akurat gatunkiem dla nas szczególnie dobroczynnym. Nieprzypadkowo to właśnie w lasach sosnowych często budowano sanatoria. Sosna to drzewo, którego olejki eteryczne działają przeciwgruźliczo, przeciwbronchitowo i odkażająco. No i wzmacniają naszą odporność.

Jeżeli jednak jesteśmy przy kwestii „specjalizacji” gatunków drzew, to warto zaznaczyć, że tą kwestią zajmuje się dendroterapia – odmienny od shinrin-yoku nurt terapii leśnych. Według dendroterapeutów, by skutecznie skorzystać z dobroczynnej mocy drzewa, musimy wejść z nim w bliski kontakt, co nie jest konieczne w przypadku odbywania kąpieli leśnej. Bywa, że dendroterapeuci opisują szczegółowo działanie poszczególnych drzew na nasze zdrowie i ogólne samopoczucie. Zapewniam jednak, że bez znajomości tych dendrorecept też świetnie skorzystamy zdrowotnie zanurzając się głęboko w lesie. Jaki by on nie był. No, chyba że zaśmiecony, chory, smutny. Ciężko skorzystać z leśnej terapii w miejscu, które nas przygnębia.

Czy lasy mają lepsze efekty terapeutyczne niż np. park lub inne tereny naturalne?

Daleka jestem od kategoryzowania, czy jakiś teren jest lepszy czy gorszy. Najważniejsze jest moim zdaniem nastawienie człowieka. Przecież nie zawsze możemy pojechać do lasu. Nie oznacza to wcale, że nie możemy odbyć kąpieli leśnej w miejskim parku. Rosną tu przecież drzewa, dzikie rośliny, a ptaki czy zamieszkujące zielone tereny zwierzęta są często bardziej śmiałe i możemy je obserwować z bliska, czerpiąc z tego radość i relaksując się. Osobiście, choć raczej należę do stałych bywalczyń lasu, bardzo dużo skorzystałam z tzw. parku kieszonkowego, będąc w trudnej sytuacji życiowej. Było to wręcz zbawienne kilka godzin. Choć za plecami miałam miejską ulicę, spędzenie czasu na kontemplacji stawu i otaczającej go zieleni oraz obserwowanie zamieszkujących to miejsce ptaków, było cudownym ożywczym haustem w przeżywanym wtedy trudnym momencie mojego życia. Właśnie! Parki bardzo często oferują nam bezcenne połączenie dwóch środowisk – wody i otaczającej ją zieleni. Według badań, to idealna kompilacja uzdrawiająco-relaksacyjna.

Podobnych dobroczynności dostarczyć nam może wypad na łąkę, w pole… Podczas pierwszej fazy pandemii, gdy padł sławetny zakaz wejścia do lasów, spędziłam masę cudownego, zasilającego czasu na bagnach. Sami najlepiej wiemy, gdzie nam się robi dobrze. Warto się tym przede wszystkim kierować.

Lekarze jednej ze szkockich Wysp Szetlandzkich przepisują swoim pacjentom różne formy „kontaktu z naturą”. Czy to jest kierunek, w jakim powinna iść medycyna?

To jest kierunek, w którym – na szczęście! – medycyna konwencjonalna już czyni pierwsze kroki. Nawet u nas! Jedna z moich koleżanek-przewodniczek shinrin-yoku, Aneta Mojduszka, w marcu przeprowadzała w Lublinie ekokonferencję dla lekarzy z trzech województw.

Tematyka? Zebrani mogli się dowiedzieć, dlaczego las jest zdrowy, jakie korzyści dają kąpiele leśne, a także jak zachęcać pacjentów do zielonych terapii. To nie jest zresztą jakieś odosobnione wydarzenie. Już pod koniec tego miesiąca w Opolu odbędzie się naprawdę imponująca, dwudniowa konferencja naukowa o międzynarodowym zasięgu poświęcona zielonym terapiom. Zjadą się na nią nie tylko autorytety w dziedzinie shinrin-yoku, ale i naukowcy, akademicy. To naprawdę duża sprawa.

Dodajmy jeszcze, że jedna z najbardziej znanych – jeżeli nie po prostu najbardziej znana, niekwestionowana ambasadorka kąpieli leśnych w Polsce to Katarzyna Simonienko, doktor psychiatrii, z wieloma dokonaniami naukowymi, uznana jako autorytet naukowy, praktykująca lekarka, a zarazem autorka aż trzech publikacji poświęconych tematyce leśnych kąpieli. Oczywiście, że zapisuje swym pacjentom zielone recepty, popularyzuje temat i może być poważną partnerką do rozmowy dla środowiska lekarskiego.

 

Spacer w lesie jest jak spojrzenie na jezioro. Kąpiel leśna, którą możemy nazywać shinrin-yoku, jest zanurzeniem się w tym jeziorze. Fot. Agata Ożarowska

 

Jak postrzegany jest temat leśnych kąpieli w Polsce?

Częściowo już odpowiedziałam w poprzednim pytaniu. Temat kąpieli leśnych coraz częściej pojawia się w mediach, jest popularyzowany, czego efektem jest rosnące zainteresowanie kursami certyfikującymi przewodników kąpieli leśnych, coraz liczniejsza ich obecność, zaznaczająca się np. ofertą shinrin-yoku w hotelach, ośrodkach wypoczynkowych czy w decyzjach o zakładaniu ścieżek do samodzielnego praktykowania tej formy aktywności.

Jednocześnie, wraz z rosnącą popularnością, w środowisku pojawiła się potrzeba, by w jakiś sposób uprawomocnić ten zawód i uporządkować formułę. Stąd narodziny Polskiego Towarzystwa Kąpieli Leśnych, cenna inicjatywa pozwalająca z większą pewnością podejść do tematu osobom, które o temacie mają nikłe pojęcie, a chciałyby spróbować tego rodzaju terapii.

Choć jednak wydaje się, że o kąpielach leśnych pisze się coraz więcej i temat jest popularyzowany nawet w telewizyjnych śniadaniówkach, ze zdumieniem odkrywam ciągle, że tak naprawdę są osoby, które nie mają o nim bladego pojęcia. Podczas organizowanych wydarzeń przekonuję się, że często ludzie pytają o to np. czy będą się przytulać do drzew albo na co pomaga, dajmy na to, dąb. Przyczyną jest fakt, że dla wielu temat leśnych zanurzeń typu shinrin-yoku i dendroterapii to terra incognita. Mam nadzieję, że pojawienie się na rynku mojej książki nieco uzupełni ten deficyt.

Czy do leśnych kąpieli potrzebny jest przewodnik? Czy dopisywanie ideologii do czegoś, co teoretycznie praktykujemy od setek lat, ma sens?

Teoretycznie wydaje się to rzeczywiście absurdalne. W miastach żyjemy od niedawna. Przez ten krótki czas jednak dobrnęliśmy do punktu, w którym znakomita większość z nas utraciła łączność z naturą, a co gorsza – z własnym instynktem, który nas ku niej wiódł. Żyjemy w niezwykle zadaniowych czasach, w których nawet wypoczynek stał się wyzwaniem do odhaczenia. Coraz częściej pojawiają się głosy, że my już w zasadzie nie umiemy odpoczywać. Poddani nieustannej presji, którą sami sobie narzuciliśmy, odczuwamy potrzebę wykazania się dokonaniami, choćby na mediach społecznościowych.

W tym momencie kąpiel leśna, w której jednym z głównych założeń jest odrzucenie zadaniowości na rzecz subiektywnego odczucia jakim jest przyjemność, bywa wyzwaniem, któremu trudno sprostać. Nic nie zdobyć? Niczego nie odkryć? Nie mieć z tego pamiątki? I jeszcze odłożyć telefon? No to co robić?

I tu zbawienny jest właśnie przewodnik kąpieli leśnych, łagodnie kierujący naszym przeżyciem, proponujący aktywności, sugerujący, by zwolnić tempo, wyciszyć się. Sama jako uczestniczka kąpieli leśnej doznałam tej rozkoszy bycia prowadzoną i zwolnioną z odpowiedzialności za te kilka godzin głębokiego zanurzenia w lesie. Cudownie wspominam kąpiel leśną z Kasią Simonienko jako przewodniczką.

Dobrzy przewodnicy kąpieli leśnych podsuwają ciekawe propozycje aktywności, które są dla nas niespodzianką, prowadzą nas wytyczoną, bezpieczną trasą, czuwają nad naszym komfortem i bezpieczeństwem. Jeżeli przewodnik jest certyfikowany, możemy na przykład być spokojni o to, że w razie problemu zdrowotnego jest przy nas ktoś, kto umie udzielić pierwszej pomocy, zna otaczającą nas przyrodę. Choć warto zaznaczyć, że nie wszyscy przewodnicy zrzeszeni w PTKL posiadają certyfikaty, a praktykują z wielkim powodzeniem od lat. Póki co, certyfikat nie jest wymogiem.

Co możesz polecić mieszkańcom aglomeracji, którzy mają mało zieleni w swoim otoczeniu, a chcą poprawić swoje samopoczucie?

O, to temat rzeka, poświęciłam mu w swej książce osobny rozdział, bo co tu kryć – za moment jeszcze więcej ludzi będzie mieszkańcami miast, z drugiej strony wieś też zatraca swój dawny charakter. Wobec naszej ekspansywności znika dzikość, a funkcjonować jakoś trzeba. By nasze życie było zdrowe i harmonijne, kontakt z naturą jest naprawdę niezbędny. A gdy jest jej w otoczeniu mało? Ja osobiście jestem wytrwałą tropicielką tzw. zieleni nieplanowanej. I wszelkich objawów dzikości w otoczeniu. Poświęciłam w swej książce fragment tzw. czwartej naturze – miejscom opuszczonym przez człowieka, rozkosznie dziczejącym. To cudowne patrzeć, jak natura odzyskuje należne jej miejsce, obserwować jakie gatunki się pojawiają, a nawet uczynić z nich swój podręczny zielarski sklepik. W miastach pośród nas żyje też mnóstwo zwierząt. Wypierane ze swych siedlisk nauczyły się radzić sobie w innej rzeczywistości. Ich obserwacja może być źródłem prawdziwej radości, a nawet zaowocować przyjaźnią. I jeszcze wrócę do tego zdania: jedno drzewo jest lepsze niż brak drzew. Znajdźmy sobie drzewnego przyjaciela, odwiedzajmy go, przesiadujmy w jego towarzystwie, obserwujmy zmiany. Nie musimy się przytulać, ale dotykajmy czasem, szepnijmy ciepłe słowo. Nie strońmy od upraw, w takim zakresie, w jakim możemy sobie na nie pozwolić – czy to na balkonie, czy na parapecie. A jeżeli mamy ogródek czy działkę – bywajmy tam jak najczęściej. No i spacerujmy w zielone miejsca w wolnym czasie. Siadajmy na ławeczkach i chłońmy. A gdy mamy czas wolny – jedźmy do lasu.

Coraz więcej z nas cierpi na tzw. syndrom deficytu natury. W jaki sposób możemy poprawić swoje relacje ze światem przyrody?

Być w nim po prostu jak najczęściej, nie ingerując. A jeżeli coś pozyskujemy, czyńmy to z umiarem i wykorzystujmy wszystko, nie marnujmy. Mniej przemieszczajmy się pojazdami, więcej na własnych nogach. Wtedy więcej się dostrzega. Ostatnio przewodniczki leśne znane jako Tree Your Mind. Leśne projekty rzuciły bardzo ciekawe wyzwanie #minutauważności. Chodzi o zatrzymanie się tylko na moment w ciągu dnia, ową symboliczną minutę, rozejrzenie się na boki, spojrzenie w górę i pod stopy. Każdego dnia złowić kawałeczek natury obok nas – to może być piękny początek wspaniałej przygody.

Dziękuję za rozmowę

 

Ekologia.pl (JSz)
4.9/5 - (10 votes)
Subscribe
Powiadom o
1 Komentarz
Inline Feedbacks
View all comments

Pieknie napisane, wystarczy jedno drzewo…. Ja mam takie swoje ulubione, pośrodku parku. Lubię siadać pod nim, czytać książki, słuchać szumu jego liści i obserwować jak się zmienia