Raport „Hycel 2005”
[menu:1:I.Wstęp]
Raport „Hycel 2005” prezentuje wyniki monitorowania problemu bezdomnych zwierząt prowadzonego przez Biuro Ochrony Zwierząt.
Raport opiera się na:
- liczbach dotyczących zwierząt jakie trafiły do schronisk w Polsce w latach 2003-2005, wg danych uzyskanych od Głównego Lekarza Weterynarii i Powiatowych Inspektoratów Weterynarii sprawujących nadzór nad schroniskami,
- informacji z gmin województw dolnośląskiego, łódzkiego i mazowieckiego (łącznie 1/4 gmin polskich) o realizacji ustawowego zadania „zapewnienia bezdomnym zwierzętom opieki i ich wyłapywana” (ile zwierząt wyłapano, gdzie umieszczono i ile na to wydano pieniędzy),
- wszczętych przez Biuro postępowaniach karnych i administracyjnych.
Poprzedni raport, „Hycel 2004”, opublikowany w kwietniu 2005 roku, obejmował dane ze schronisk polskich za 2003 rok (tylko psy) i dane z urzędów gmin województwa mazowieckiego. Zawierał także przegląd uchwał rad gminnych z całego kraju o wyłapywaniu bezdomnych zwierząt. Raporty w wersji elektronicznej (PDF), a także aktualizowane dane dostępne są w Internecie pod adresem www.boz.org.pl.
Wszystkich, którzy mogli by przytaczane tu dane skorygować lub uzupełnić prosimy o kontakt:
Biuro Ochrony Zwierząt
Fundacji dla Zwierzat ARGOS
ul. Garncarska 37 A
04-886 Warszawa
tel./fax: 0-22 615 52 82
boz@boz.org.pl
***
Publiczny problem bezdomnych zwierząt w trzech zdaniach:
Gminy
Problem bezdomnych zwierząt przypisany jest do poszczególnych gmin. Mają one swobodę w realizacji ustawowych zadań, m.in. przy pomocy prawa lokalnego. Ale stan prawa i nadzoru państwowego powoduje, że często jest to „szara strefa” działalności urzędników gminnych, którym trudno odróżniać zadanie „opieki nad” od „ochrony przed” bezdomnymi zwierzętami.
Schroniska
Status prawny schronisk jest dwuznaczny. Tradycyjnie są to przedsiębiorstwa finansowane i nadzorowane jak zakłady utylizacji, a nie jak zakłady opieki. Nie ma norm bytowych ani nadzoru nad losem zwierząt. Pożądana, ale nie uregulowana przepisami, praktyka „adopcji” ukrywa zarabianie na handlu albo pozbywanie się zwierząt po zainkasowaniu od gminy jednorazowej „opłaty za umieszczenie”. Schroniska nie rozwiązują problemu bezdomnych zwierząt – częściej same są jego patologicznym wyrazem.
Prawo
Prawo państwowe dotyczące problemu bezdomnych zwierząt jest przykładem najgorszych praktyk legislacji. Zbiór niespójnych i pozornych regulacji prowadzi w praktyce do tego, że publiczne pieniądze wydawane są nie na przeciwdziałanie zjawisku bezdomności, lecz na zadręczanie tysięcy zwierząt na śmierć pod pozorami opieki. Dla zysku. Czegoś takiego nie było nawet w najbardziej barbarzyńskich czasach.
[menu:2:II.Publiczny problem bezdomnych zwierząt]
Problem bezdomnych zwierząt, zwłaszcza psów, z roku na rok narasta. W ciągu ostatnich siedmiu lat stan schronisk podwoił się. Pomimo przepełniania schronisk nie widać zmian w stanie porządku i bezpieczeństwa publicznego. Natomiast pod względem losu tych zwierząt, mamy do czynienia z narastającym stanem katastrofy humanitarnej.
Polska stała się krajem bezładnego hodowania, handlowania, a nawet pokątnego eksportu zwierząt domowych. Państwo nie prowadzi żadnej polityki ograniczenia źródeł nadpopulacji zwierząt, zaniechało elementarnych regulacji co do obrotu nimi. Zamiast tego, uruchomiło mechanizm zarabiania na nielegalnej likwidacji zbędnych zwierząt, oparty na patologii norm prawnych i moralnych, finansowany z publicznych pieniędzy i solidarnie chroniony przez urzędników.
Tu leży główna przyczyna zaostrzania się problemu, bo mechanizm ten wyklucza nie tylko humanitarne środki jego rozwiązywania, ale w ogóle racjonalne podejście do problemu. W raporcie „Hycel 2005” przedstawiamy statystyki, przepisy i praktykę, obrazujące działanie organów państwa, które łącznie można nazwać zorganizowaną przestępczością urzędników wobec bezdomnych zwierząt.
Wbrew nazwie, schroniska dla bezdomnych zwierząt w Polsce są formalnie zakładami likwidacji niepotrzebnych zwierząt, należącymi do branży gospodarki odpadami. Jeśli statystycznie większość przyjmowanych zwierząt oddawana jest do adopcji, to wynika to z danych zasadniczo niesprawdzalnych. Adopcje, imprezy, zbiórki, apele prasowe, itp. pozyskują akceptację społeczną dla schronisk i koją serca publiczności. Dzięki temu, pod pozorem zapewniania opieki w schronisku, można wydawać z budżetów gmin setki złotych na wyłapanie zwierzęcia, o którym często wiadomo z góry, że jest w schronisku skazane na śmierć, o ile w ogóle tam trafi. Gmina płaci bowiem za pozbycie się zwierzęcia a nie opiekę nad nim.
Likwidacja zwierząt w schroniskach dokonuje się na różne sposoby. Jedne nielegalnie uśmiercają zwierzęta by nie przepełniać schroniska i pokazywać publiczności standard, świadczący o dobrej opiece. Inne głośno odżegnują się od celowego uśmiercania, ale zagęszczają zwierzęta tak, że te konają same wskutek zagryzień, chorób i złych warunków. Ustronnie położone schroniska prywatne pozbywają się zwierząt po cichu. Przepisy nic nie mówią o warunkach bytowych zwierząt w schroniskach, ale także – co ważniejsze – o ich losach. Nadzór Inspekcji Weterynaryjnej nad schroniskami jest fikcją, która służy maskowaniu przestępstw.
Praktyka funkcjonowania większości schronisk jest nie tylko okrutna, ale także irracjonalna, bo nijak nie służy rozwiązywaniu problemu. Schroniska same stały się elementem rynku niekontrolowanego rozmnażania i handlowania zwierzętami. Zwierzęta domowe są bowiem towarem oferowanym w nadmiarze i wymagającym zorganizowanej utylizacji, podobnie jak inne przedmioty masowej konsumpcji. Jest to łatwy biznes, bo nie ograniczony żadnymi formalnymi wymogami, nawet podatkowymi. Hodowlą psów na handel zajmują się legalnie nawet bezdomni alkoholicy koczujący na podmiejskich działkach. Wynikającym stąd problemem porzuconych, niechcianych zwierząt, można łatwo obciążyć budżety gmin, w ich części przeznaczonej na usuwanie nieczystości. W ten sposób zamyka się koło zarabiania na zwierzętach domowych.
Są dowody, że jest to celowa polityka państwa wobec problemu nadmiaru zwierząt domowych. Jest ona dokładnym odwróceniem modelu przewidzianego w Europejskiej Konwencji Ochrony Zwierząt Domowych z 1987 r., która przewiduje państwowy nadzór nad całym obrotem tymi zwierzętami, co umożliwia skuteczne zapobieganie bezdomności. Z drugiej strony, przewiduje wyłącznie charytatywny, niedochodowy charakter opieki schroniskowej.
Fundusze publiczne powinny być w pierwszej kolejności przeznaczone na powszechną sterylizację zwierząt domowych w ramach długofalowej polityki ograniczania źródła nadpopulacji.
Hodowla i obrót zwierzętami domowymi muszą być poddane tym samym rygorom, co pozostała działalność gospodarcza, bez obłudy hodowli „amatorskiej” czy też działalności „rolniczej”.
Nikt nie może wyręczyć państwa w ściganiu przestępstw przeciw ochronie zwierząt. Choć głównym powodem bezdomności jest przestępstwo porzucania zwierząt, prawdopodobnie nikt jeszcze nie został w Polsce uznany winnym takiego przestępstwa. Konsekwentnie, państwo musi też wziąć na siebie główny ciężar pomocy ofiarom przestępstw przeciw ochronie zwierząt.
Opieka nad aktualnie bezdomnymi zwierzętami powinna opierać się na dobroczynności i nieodpłatnej działalności pożytku publicznego. Jednak to państwo musi określić normy opieki charytatywnej, wyraźnie oddzielające ją od rynku towarów i usług z jednej strony, a z drugiej od publicznych zadań z zakresu czystości, porządku i bezpieczeństwa – w tym także sanitarno-weterynaryjnego.
Trudno oczekiwać, że konieczna zmiana polityki wyniknie z debat o „prawach zwierząt”, które dotąd skutecznie maskowały praktykę zarabiania na pozorach opieki. Potrzebne jest raczej podjęcie decyzji o podpisaniu Europejskiej Konwencji Ochrony Zwierząt Domowych i konsekwentne dostosowanie do niej przepisów polskiego prawa.
[menu:3:III.Zestawienie danych ze schronisk za okres 2003-2005 – psy]
Wg województw:
Wg schronisk:
[menu:4:IV.Zestawienie danych ze schronisk za okres 2003-2005 – koty]
[menu:5:V.Omówienie danych ze schronisk]
Prezentowane liczby dotyczą tylko schronisk rejestrowanych przez Inspekcję Weterynaryjną. Nie wszystkie Powiatowe Inspektoraty udostępniły nam dane z kontroli przeprowadzanych latem 2006 r., niektóre odmówiły udostępnienia danych powołując się na tajemnicę przedsiębiorcy. W przypadku braku danych, do podsumowań przyjmowaliśmy takie dane jak za rok wcześniejszy. Nie możemy odpowiadać za prawdziwość tych danych. Co więcej, mamy podstawy sądzić, że nie zawsze odpowiadają rzeczywistości, bo nie są oparte na inwentaryzacji, dla niektórych schronisk są nieciągłe z roku na rok i często nie są zgodne z danymi z gmin – co badaliśmy dla trzech województw. Trzeba też pamiętać, że dane o adopcjach nie podlegają żadnej weryfikacji i dlatego mogą być nieprawdziwe, zwłaszcza w przypadku schronisk komercyjnych. Publikujemy je jako jedyne dane dostępne, umożliwiające wgląd w sytuację.
W skali Polski, w ciągu trzech lat, liczba psów przyjmowanych do schronisk stale rosła, podobnie jak ich zagęszczenie w schroniskach. Nieznacznie rósł też odsetek psów utraconych (uśmiercone, padłe, zagryzione, zbiegłe, ukradzione) mogący świadczyć o jakości opieki. Średnie krajowe wskazują na
systematyczne pogarszanie się sytuacji.
Na podstawie informacji z trzech województw, w których ankietowaliśmy gminy, można wnosić, że ok. 15% psów za wyłapywanie których gminy płacą, nie trafia do schronisk – a przynajmniej do ich ewidencji. Ankietowanie gmin ukazuje też docelowe miejsca wyłapywania nie rejestrowane przez Inspekcję Weterynaryjną jako schroniska.
2005 rok | dane z gmin | dane ze schronisk |
dolnośląskie | 5.300 | 4.995 |
łódzkie | 5.850 | 5.165 |
mazowieckie | 11.773 | 9.361 |
razem | 22.923 | 19.521 |
Wzrasta liczba schronisk-molochów przyjmujących ponad tysiąc psów rocznie. Było ich w 2003 roku 11, w 2004 – 13, w 2005 – 15. Do piętnastu schronisk-molochów trafiło w 2005 r. łącznie 41% psów przyjętych do wszystkich schronisk i 60% kotów.
Dotąd molochami były schroniska miejskie, położone w największych aglomeracjach. Obecnie dołączają do tej kategorii także ustronnie położone schroniska komercyjne, obsługujące wiele gmin (Legnica w 2004 r. oraz Korabiewice i Krzyczki w 2005 r. – wg danych z gmin). Wzrost schronisk komercyjnych związany jest z zyskami z pokątnego tracenia zwierząt. Z tego samego powodu trudno jednak ustalić wiarygodne dane dla takich schronisk.
Miejskie, budżetowe schroniska-molochy mają oczywiście inną ekonomię. Na przykładzie schroniska
warszawskiego można pokazać jak rozrostowi takiego schroniska towarzyszy równocześnie wzrost kosztów i pogorszenie opieki.
Schronisko warszawskie w latach 2003-2005
Psy:
Koty:
Za średnimi krajowymi kryją się znaczne różnice między województwami a zwłaszcza między poszczególnymi schroniskami. Najwięcej zwierząt przebywa w schroniskach woj. mazowieckiego i ich sytuacja najszybciej się pogarsza (średnio 152% zagęszczenia, 34% utraconych w 2005 r.). Najwięcej zwierząt przechodzi przez schroniska woj. śląskiego. Najgorszą opiekę mają w województwie zachodniopomorskim (średnio 35% utraconych w 2005 r.).
Wiele schronisk ma wyniki bardzo złe. Na podstawie wskaźnika utraconych psów (60-80%) należy uznać za zwykłe rakarnie schroniska w Chorzowie, Radomiu, Legnicy, Tomaszowie Maz., Ostrowi Maz., Suwałkach i Myszkowie. W przypadku kilku schronisk nie sposób uznać dostępnych danych za prawdopodobne i posługiwać się tym wskaźnikiem (Krzyczki, Korabiewice, Celestynów, Oleśnica). Szereg mniejszych schronisk ma wskaźnik utraconych zwierząt ok. 10% lub mniej, co może świadczyć o dobrym poziomie opieki. Z dużych, przyjmujących ponad 500 psów rocznie, taki wskaźnik miały stale: Wałbrzych, Rybnik i Bielsko-Biała.
Bardzo zróżnicowane jest zagęszczenie schronisk. Wiele jest schronisk przetrzymujących mniej psów niż ma miejsc w ocenie Inspekcji Weterynaryjnej. Nie zawsze wiąże się to z wysoką śmiertelnością zwierząt, jak w Nowodworze, Krzyczkach, Płocku, Białymstoku, Słupsku, Jędrzejewie i Stargardzie Szczecińskim. Zagęszczenie poniżej 100% utrzymują także ww. schroniska w Wałbrzychu i Rybniku, a bliskie 100% miała Bielsko-Biała.
Zagęszczenie powyżej 200% raportowano ze schronisk w Celestynowie (384%), Dłużynie Górnej, Bydgoszczy, Włocławku, Białej Podlaskiej, Łodzi, Orzechowcach, Gdyni, Chorzowie, Elblągu, Obornikach i Koszalinie.
Dane ewidencyjne ze schronisk dla bezdomnych zwierząt w roku 2005 – koty
Koty przyjmowane są tylko do części schronisk, zwłaszcza dużych schronisk miejskich. Średni krajowy odsetek utraconych zwierząt jest niemal dwa razy większy dla kotów niż dla psów. Raportowane z poszczególnych schronisk dane o utracie kotów rzędu 60-80% przyjętych, są bardziej normą niż wyjątkiem.
Nieporównywalnie gorszy niż psów, przeciętny los kotów w schroniskach, wynika zarówno z różnic gatunkowych, ich sposobu życia, jak i traktowania ich przez ludzi. Główną przyczyną śmierci są choroby wirusowe, na które koty są mniej odporne – zwłaszcza w warunkach stresu, który je wręcz uaktywnia. W odróżnieniu od psów, pewnie tylko znikoma cześć kotów trafiających do schronisk była kiedykolwiek szczepiona. Bierne gromadzenie tych zwierząt w złych warunkach i bez pomysłu na leczenie jest dla nich wyrokiem śmierci.
Prawdą jest, że koty są trudniejsze w leczeniu niż psy, a leczenie kotów dzikich jest prawie niemożliwe. Jednak do schronisk trafiają – siłą rzeczy – przeważnie koty w różnym stopniu akceptujące kontakt z człowiekiem. Trafiają tam także za sprawą ludzi dobrej woli, wyobrażających sobie, że schronisko jest od tego, by w razie potrzeby zapewnić im znośne warunki życia.
Na przykładzie kotów widać, że samo prowadzenie schronisk nie jest sposobem na rozwiązywanie problemu bezdomnych zwierząt, a raczej same schroniska są patologicznym przejawem tego problemu. O schronisku w Łodzi mówi się, że gorliwie sterylizuje się tam pół-żywe z zaniedbania i chorób koty, przyśpieszając ich śmierć. Z oficjalnych danych wynika, że w 2004 r. sterylizowano tam 52% przyjętych kotów, podczas gdy przeżywało ich tylko 38%.
[menu:6:VI.Niektóre postępowania w sprawach schronisk]
Łódź
Schronisko miejskie w Łodzi jest przykładem tradycyjnego, budżetowego schroniska w dużym mieście, z charakterystycznymi dla tego typu schronisk cechami: dużą ilością przyjmowanych zwierząt, dużym zagęszczeniem i dużym procentem zwierząt utraconych, w tym zwłaszcza padłych i zagryzionych wskutek poniechania opieki nad nimi.
Miasto Łódź, tak jak i inne duże miasta, nie zleca „wyłapywania” bezdomnych zwierząt przez hycla jako osobnej czynności od „umieszczania” tych zwierząt w jakimś schronisku. Zamiast tego, przedmiot działania miejskiego schroniska określony jest jako „przyjmowanie” i „zbieranie” bezdomnych zwierząt osobno od „opieki” nad nimi. Znaczy to tyle, że schronisko ma za zadanie przyjmować wszystkie niepotrzebne zwierzęta, niezależnie od możliwości i sposobów zapewniania im opieki.
Opierając się na danych ewidencyjnych za 2003 i 2004 rok, oraz licznych doniesieniach o tym, co się dzieje w schronisku, w maju 2005 r. zawiadomiliśmy prokuraturę o podejrzeniu przestępstwa, polegającego na nieuzasadnionym uśmiercaniu zwierząt, utrzymywaniu ich w niewłaściwych warunkach bytowania oraz stosowaniu okrutnej metody chowu.
Zagęszczenie psów w Łódzkim schronisku miejskim wg. danych IW
rok | % |
2002 | 173 |
2003 | 175 |
2004 | 194 |
2005 | 213 |
Śledztwo potwierdziło, że zagryzanie się psów w przepełnionym schronisku jest zjawiskiem nagminnym („wyciąga się ich kilka dziennie”), a pracownicy walczą ze wzajemną agresją stłoczonych zwierząt metodą kastracji i uśmiercania (w aktach jest opis tej „technologii”). Śledztwo zostało jednak umorzone z uzasadnieniem, że ani Prezydentowi Miasta ani Radzie Społecznej d/s Schroniska nie są znane przypadki znęcania się nad zwierzętami.
Wskutek kolejnych zażaleń prokuratura trzykrotnie umarzała postępowanie (IX 2005 – X 2006), prawidłowo wnioskując z zebranego materiału dowodowego, że to właśnie „systematyczne przeciążenie” schroniska jest powodem wysokiej śmiertelności. Jednak nie dopatrzyła się w tym niczyjego działania świadomego ani celowego, uznając to za skutek realizacji statutowych celów schroniska określonych w uchwale rady gminy.
Cele te wynikają – zdaniem prokuratury – z ustawy o ochronie zwierząt i z ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach. Nie ustosunkowała się jednak nigdy do zarzutu, że schronisko funkcjonuje bez określenia wymaganych tą ostatnią ustawą norm technologicznych i jakościowych.
Ani do zarzutu, że statutowy cel działania schroniska nie może być sprzeczny z ustawowym zadaniem gminy zapewnienia bezdomnym zwierzętom opieki. Pomimo wyraźnego obowiązku, prokuratura nie ustosunkowała się do sprzecznej z ustawami i kryminogennej uchwały rady gminy określającej cele działania schroniska.
W sierpniu 2004 r. Powiatowy Lekarz Weterynarii w Łodzi sformułował wobec schroniska enigmatyczny nakaz, by „wszelkie działania związane z przyjmowaniem zwierząt prowadzić w taki sposób, aby populacja przebywających zwierząt w schronisku była proporcjonalna do aktualnych możliwości bytowych”. Dyrektor schroniska zrozumiał to jako groźbę zakazu przyjmowania zwierząt i odwołał się od tej decyzji uzasadniając, że „prowadziło by to do nie wykonywania zadań własnych Gminy przez nie wykonywanie celów statutowych jednostki budżetowej powołanej do realizacji takich zadań, a co za tym idzie odpowiedzialność służbową i dyscyplinarną kierownictwa Schroniska”.
Za konkluzję postępowania karnego w sprawie schroniska miejskiego w Łodzi należy przyjąć, że zorganizowane znęcanie się nad zwierzętami – na największą skalę w Polsce – polega na niezamierzonym i nieumyślnym realizowaniu przez pracowników tego zakładu jego statutowych celów.
Dokumentacja postępowania wobec schroniska w Łodzi dostępna jest pod adresem www.boz.org.pl/lz/lodz
Legnica
Schronisko w Legnicy jest zakładem komercyjnym, przyjmującym do likwidacji psy z wyłapywania przez hycli w wielu gminach. Szczególny dla tego schroniska był duży przerób i fakt, że działalność tę prowadzi spółka stanowiąca własność gminy (Legnickie Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej).
Sprowokowana wzajemnymi oskarżeniami pracowników, skrupulatna kontrola przeprowadzona przez Urząd Miejski wykazała, że w 2004 roku schronisko utraciło 77% psów (1.017 na 1.324 przyjętych) i że wyniki dotychczasowych kontroli ze strony Inspekcji Weterynaryjnej nie opierały się ani na dokumentacji schroniska ani na rzeczywistości.
Schronisko przyjmowało psy z dziesiątków gmin w cenie 196 zł za 14-dniowy pobyt. W tym czasie psy rasowe i atrakcyjne były sprzedawane a reszta była regularnie uśmiercana (680), padała (29), lub też ich los jest niemożliwy do ustalenia (308). Działalność ta przynosiła spółce zyski.
Podstawy prawne działalności takiego zakładu nie nawiązywały nawet czysto formalnie do ustawy o ochronie zwierząt. Miasto Legnica zwarło ze swoją spółką umowę o prowadzenie schroniska, powołując się na wytyczne Ministra Gospodarki Komunalnej z 1961 roku, które nakazywały uśmiercanie zwierząt po 14 dniach.
W sierpniu 2006 r. rozpoczął się przed Sądem Rejonowym w Legnicy proces o przestępstwo nieuzasadnionego uśmiercania zwierząt przeciwko kierownikowi schroniska i lekarzowi weterynarii – bezpośrednim wykonawcom pomysłu na dochodową rakarnię obsługującą całe województwo dolnośląskie. Proces trwa – do końca 2006 roku udało się odczytać akt oskarżenia.
Co do organizatorów tego procederu, czyli Prezydenta Legnicy, kierownictwa LPGK i wójtów 46 gmin, prokuratura postanowiła umorzyć postępowanie, a sąd utrzymał to postanowienie w mocy. Aby uchronić przed odpowiedzialnością organizatorów przestępczego procederu, prokuratura wymyśliła konstrukcję prawną, jakoby zwierzęta, wyłapywane na zlecenie gmin i umieszczane w schronisku w Legnicy, przechodziły po 14 dniach „na własność” gminy Legnica, zatem ich dalszy los miałby obciążać już tylko kierownictwo schroniska. W tym celu prokuratura powołała się na rzekomy zapis w regulaminie schroniska. Zresztą zwierzęta bezdomne, z mocy ustawowej definicji, nie mają ustalonego właściciela. Psy nabywane w jakimkolwiek celu na własność gminy Legnica, nie mogły by trafiać do schroniska dla zwierząt bezdomnych.
Dokumentacja postępowania wobec schroniska w Legnicy dostępna jest pod adresem
www.boz.org.pl/ds/legnica
Chrcynno
Schronisko w Chrcynnie k/Nasielska w woj. mazowieckim, prowadzone przez Fundację „Centrum Ochrony Środowiska” z siedzibą w Nasielsku, jest przykładem schroniska prywatnego, zarabiającego na przyjmowaniu zwierząt z gmin. Schronisko korzysta z szyldu fundacji o statutowym celu ochrony zwierząt, a nawet ma status organizacji pożytku publicznego.
We wrześniu 2004 ujawniliśmy niezgodność danych z 9 mazowieckich gmin, płacących schronisku, z danymi o ilości zwierząt wynikającymi z raportów Inspekcji Weterynaryjnej. Prokuratura w Pułtusku potwierdziła fakt istnienia tych rozbieżności lecz umorzyła postępowanie z powodu niemożliwości ustalenia ich przyczyn. Bowiem schronisko, tak jak i większość gmin, nie prowadziło wiarygodnej dokumentacji.
Wszystkie instancje odwoławcze, w tym także Prokuratura Apelacyjna w Warszawie, która osobno badała akta sprawy jeszcze w 2006 roku, podtrzymały pierwotne stanowisko prokuratury. Nie zdołano ustalić nikogo odpowiedzialnego za fakt nieznanego losu zwierząt, które objęte były ustawowym zadaniem gmin „zapewniania im opieki”. Nie ustalono zatem także czynów lub zaniechań o znamionach przestępstwa. Prokuratura potwierdziła powszechne wśród urzędników rozumienie treści tego zadania jako płacenie za pokątną likwidację zwierząt.
Więcej informacji o postępowaniu w sprawie schroniska w Chrcynnie pod adresem www.boz.org.pl/mz/chrcynno
Krzyczki
Schronisko w Krzyczkach k/Nasielska w woj. mazowieckim, sąsiednie i podobne do schroniska w Chrcynnie, prowadzone jest przez Fundację „Eko-Fauna” z siedzibą w Lorcinie k/Nasielska. W przypadku tego schroniska, rozbieżności danych gmin z danymi Inspekcji Weterynaryjnej za 2004 rok Prokuratura w Pułtusku wyjaśniła tym, że prowadzono podwójną ewidencję zwierząt i dała wiarę wyjaśnieniom kierownictwa schroniska, że brakujące zwierzęta zostały oddane do adopcji, lub padły same (nawet zabezpieczono dokumentację przekazania zwłok do utylizacji).
W osobnym postępowaniu prokuratura zadała sobie także trud sprawdzenia rozchodu zwierząt ze schroniska drogą adopcji i stwierdziła, że większość danych o adopcji jest fałszywa. Na kartach adopcji wpisywano zmyślone nazwiska i adresy. Postępowanie w sprawie przestępstwa poświadczania nieprawdy zamknięto, lecz nie sformułowano aktu oskarżenia.
Po upływie kolejnego, 2005 roku ilość zwierząt znów się nie zgadzała, a 10 czerwca 2006 odkryto rozległe grzebowisko psów tuż za murem schroniska, co zostało nagłośnione w mediach. Prokuratura zmuszona była podjąć umorzone wcześniej postępowanie karne.
W postępowaniu tym wzięto pod uwagę zeznania świadków traktowania zwierząt w schronisku. Prokuratura uznała, że dalsze przebywanie zwierząt w schronisku stanowi zagrożenie dla ich życia i skierowała do burmistrza Nasielska wniosek o czasowe odebranie Fundacji „Eko-Fauna” ok. 200 psów, w trybie art. 7 ustawy o ochronie zwierząt. Policja wystosowała do gmin prośbę o wstrzymanie realizacji umów ze schroniskiem. Oprócz środków zabezpieczających, policja wystąpiła do burmistrza Nasielska także o cofnięcie zezwolenia dla Fundacji „Eko-Fauna” na prowadzenie schroniska.
Jednak po upływie pół roku postępowania, w końcu 2006 r. schronisko działało nadal po staremu, i dalej zarabiało na tym, że przyjmuje z gmin kolejne psy i „coś” z nimi robi. Stanowcze gesty urzędników z lipca 2006 r. wypada dziś uznać za ruchy pozorne, podjęte na użytek publiczności i zmierzające ostatecznie do rozmycia sprawy.
Burmistrz Nasielska wydał decyzję o odebraniu zwierząt z rąk podejrzanych o znęcanie się nad nimi, ale jej nie wykonał. Choćby z tego powodu, że nie miał dokąd ich zabrać. Na wniosek jednej z organizacji o przekazanie jej tych zwierząt celem rozlokowania ich w innych schroniskach i u wolontariuszy, odpowiedział żądaniem podania z góry numerów rejestracyjnych samochodów, którymi zwierzęta były by przewożone, zastrzegając, że muszą spełniać wymogi określone dla zarobkowego transportu zwierząt. Nie krępował go fakt, że nigdy nie stawiał tych wymogów nadzorowanym schroniskom, zarabiającym na wyłapywaniu psów z terenu całego województwa.
Nie cofnięto także zezwolenia na prowadzenie schroniska. W istocie powinno ono być unieważnione jako wydane z rażącym naruszeniem prawa. Bowiem wbrew ustawie o utrzymaniu czystości i porządku w gminach, burmistrz Nasielska wydał je bez wymaganej podstawy w postaci informacji o stosowanej technologii a także nie określił norm jakościowych prowadzenia takiego zakładu. W ten sposób pozbawił administrację państwową możliwości skutecznego nadzoru nad przebiegiem opieki nad zwierzętami w schronisku.
Więcej informacji o postępowaniu w sprawie schroniska w Krzyczkach pod adresem www.boz.org.pl/mz/krzyczki
Korabiewice
Schronisko w Korabiewicach (gm. Puszcza Mariańska, woj mazowieckie) to placówka założona i kierowana przez znaną opiekunkę zwierząt Magdalenę Szwarc. Trudno jest przyjąć do wiadomości, że schronisko to pełni, obok schroniska w Krzyczkach, ważną rolę na mazowieckim rynku wyłapywania i pozbywania się zwierząt. Działający wokół schroniska ludzie dobrej woli głoszą, że utrzymuje się ono z „prywatnych pieniędzy właścicielki oraz darowizn”, nawet kontrolujący schronisko urzędowy lekarz weterynarii raportuje, że finansuje się ono „z darowizn sponsorów”.
W ostatnich trzech latach różnica między ilością zwierząt przyjmowanych do Korabiewic, za jaką gminy zapłaciły, a ilością raportowaną przez Inspekcję Weterynaryjną szybko rosła:
rok | dane ze schroniska | dane z gmin |
2003 | 187 | 515 |
2004 | 134 | 879 |
2005 | 270 | 1.376 |
Zebrane dane wskazują, że głównym sponsorem schroniska jest firma Waldemara Grodeckiego, który
wyłapuje zwierzęta w 10 podwarszawskich gminach. Niemal połowa umieszczonych rzekomo w schronisku zwierząt w 2005 roku pochodziła z gminy Grodzisk Mazowiecki, która finansowała wyłapywanie na rekordową w Polsce skalę 588 psów za sumę 250 tys. zł.
Po uzyskaniu tych informacji, w lipcu 2006 r. zwróciliśmy się do prokuratury o wyjaśnienie różnic w urzędowych danych z gmin i IW. W grudniu 2006 Prokuratura w Żyrardowie umorzyła postępowanie w sprawie nieznanego losu około tysiąca zwierząt, bez wyjaśnienia co się stało ze zwierzętami i pieniędzmi na opiekę nad nimi.
Więcej informacji o Korabiewicach i współpracy z gminą Grodzisk Mazowiecki: www.boz.org.pl/mz/korabiewice
Nowa Ligota k/Oleśnicy
Wszczęcie postępowania karnego w sprawie schroniska w Legnicy na początku 2005 roku spowodowało spadek ilości zwierząt przyjmowanych do tego schroniska. Przedsiębiorstwa hyclowskie musiały kierować psy do innych miejsc, m.in. do prywatnego schroniska w Nowej Ligocie k/Oleśnicy pod Wrocławiem, gdzie trafiło kilkaset psów więcej niż w latach poprzednich.
Raport Inspekcji Weterynaryjnej wskazuje na przyjęcie do tego schroniska w 2005 roku 63 psów, podczas gdy informacje zebrane z gmin woj. dolnośląskiego świadczą, że zapłaciły one schronisku za przyjęcie od 226 do 468 psów.
Informacje z gmin oraz raport I.W. dostępne są pod adresem www.boz.org.pl/sch/ds.htm
Fundacja „Integrum”
Wzrost obrotów zarejestrowała także firma „Integrum” – Fundacja na Rzecz Ludzi, Zwierząt i Środowiska, z siedzibą w Buszkowicach Małych (gm. Wińsko, woj. dolnośląskie), założona przez Ewę Bartosiewicz-Salamon i Andrzeja Piwowarczyka, którzy przedtem działali jako koło Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. W tym charakterze opiniowali uchwały rad gminnych o wyłapywaniu i zawierali z gminami umowy o wyłapywanie bezdomnych zwierząt.
Prowadzone przez nich rakarnia została ujawniona przypadkiem, po tym jak oboje zginęli w wypadku samochodowym 6 sierpnia 2006. W zrujnowanej hali na uboczu wsi Lisowice (gm. Prochowice) trzymali w tajemnicy (jak twierdzi wójt) około 80 psów w warunkach, które wezwany powiatowy lekarz weterynarii określił jako „horror”.
Według informacji z gmin, w 2005 roku Fundacja „Integrum” przyjęła od 14 do 78 psów z sześciu dolnośląskich gmin. Mimo to, Inspekcja Weterynaryjna nie rejestrowała i nie wizytowała zakładu w Lisowicach, a gminy nie pytały dokąd trafią zwierzęta.
Zarząd Okręgu TOZ w Poznaniu rozwiązał w 2003 roku koło TOZ w Buszkowicach m.in. w powodu doniesień o wyłapywaniu psów i sprzedawaniu na targowiskach lub rozwożeniu po wsiach i rozdawaniu przypadkowym osobom. Znaczna liczba rasowych psów znalezionych w Lisowicach świadczyć może, że Fundacja powstała w miejsce koła TOZ, dalej trudniła się handlem psami.
Działalność Fundacji „Integrum” stanowi przykład drobnej, żywiołowej przedsiębiorczości jaka kwitnie obecnie na pozbawionym wszelkiej regulacji rynku zwierząt domowych. Przedsiębiorczość ta wspierana jest z budżetów gmin na wyłapywanie bezdomnych zwierząt i pokątną ich likwidację, tworząc razem jeden dziki rynek zarabiania na czymkolwiek: zarówno na rozmnażaniu jak i zabijaniu, wyłapywaniu, handlu na targowiskach, a nawet wywożenia za granicę.
Więcej informacji o odkryciu w Lisowicach pod adresem www.boz.org.pl/ds/integrum
Miedary
Małgorzata Goślińska „Gdzie jest 500 zwierząt, które pojechały do schroniska w Miedarach „(tekst z portalu „Gazeta.pl” 21 lipca 2005)
Do prywatnego schroniska w Miedarach od trzech lat trafia dwa razy więcej psów, niż figuruje w dokumentach. Inspektorat weterynarii nie kontroluje transportu bezdomnych zwierząt. Schroniskiem dla zwierząt w Miedarach zainteresowała się Fundacja „Arka” z Warszawy, gdy w maju likwidowano przytulisko w Starachowicach.
– Nie mogliśmy znaleźć miejsca dla starachowickich psów. Nikt ich nie chciał, bo wszystkie schroniska w Polsce są przepełnione, a Miedary chciały aż 12. Za jednego dostały 227 zł – mówi Aniela Roehr z „Arki”. Sprawdziła, skąd jeszcze Miedary biorą zwierzęta. Okazało się, że schronisko ma podpisaną umowę aż z 14 gminami. Są to: Pyskowice, Strzelce Opolskie, Siewierz, Kluczbork, Brzeg, Zbrosławice, Wielowieś, Psary, Zdzieszowice, Miasteczko Śląskie, Piekary Śląskie, Tworóg, Świerklaniec i Kłobuck.
Główny Inspektorat Weterynarii podaje, że w 2003 roku schronisko w Miedarach przyjęło 251 zwierząt. Roehrowej ta mała liczba nie dała spokoju. Spytała we wszystkich 14 gminach, ile psów i kotów oddały Miedarom. Z jej wyliczeń wyszło, że aż 551, czyli ponad dwa razy więcej! Nieoficjalnie ustaliła, że podobna różnica pojawiła się rok później. „
Arka” przekazała sprawę Śląskiemu Wojewódzkiemu Inspektoratowi Weterynaryjnemu.
–Schronisko jest dobrze utrzymane – oświadcza spokojnie Tadeusz Sarna, śląski lekarz weterynarii.
Rzeczywiście. Jest czyściutko, budy nowe, na podwórzu rosną drzewka w drewnianych klombach, siatki wybiegów upiększają pelargonie. Znajduje się pod lasem, na uboczu wsi. Jednym słowem – sielanka.
– Ale liczby zwierząt się nie zgadzają. 500 gdzieś znikło – nie odpuszczam lekarzowi. – albo dane są fałszowane.
– Cały czas śledzimy sprawę – tu Sarna odsyła mnie do Adama Drewnioka, powiatowego lekarza weterynarii w Tarnowskich Górach.
Drewniok jednak sprawę dawno zakończył. Sprawdził dokumentację w schronisku i wyrywkowo kilka adopcji. Wszystkie zwierzęta były pod wskazanymi adresami. W Miedarach jest jednak niewiele adopcji. 170 zwierząt oddanych w 2003 roku to skromnie jak na Śląsk.
– Może giną w czasie transportu? – podsuwam Sarnie.
– My kontrolujemy tylko warunki w schronisku. Zwierzęta są dowożone pojedynczo. Musielibyśmy za każdym jeździć – ucina lekarz i proponuje mi kontakt z prokuratorem.
Roehr: – Obowiązkiem lekarza weterynarii jest ustalić, co się stało z tymi 500 zwierzętami. To on powinien oddać sprawę do prokuratury. My to zrobimy na pewno. Masowa eutanazja jest karalna. Anna Czempik, właścicielka schroniska w Miedarach, nie zatrudnia hycla, wyłapywaniem i dowozem psów zajmują się poszczególne gminy.
– Więc musi kwitować odbiór, bo nie dostanie pieniędzy – zauważa Roehr.
– Ale nie wszystkie zwierzęta wpisuję w stan. Mamy umowy z innymi, mniejszymi schroniskami, które biorą od nas psy, jak nasze jest przeładowane – wyjaśnia Czempik, wcale nie wypierając się różnicy w liczbach ustalonej przez „Arkę”.
– Co to za schroniska? – dopytuję.
Czempik: – W tej chwili już żadne, bo wszystkie się polikwidowały.
– A jakie to były? – naciskam. Okazuje się, że tylko jedno w pobliskich Wilkowicach, również prywatne. Nim zostało zamknięte, było wokół niego wiele kontrowersji. Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami podejrzewało między innymi, że Wilkowice sprzedają psy na walki. Schronisko w Miedarach jest małe, na 160 zwierząt. Nawet te miejsca nie są zapełnione. W tej chwili żyją tu 104 psy. Nie prowadzi akcji adopcyjnej, nie ma strony internetowej.
– Ktoś bierze pieska i przekazuje informację o naszym schronisku dalej, bratu, koledze, znajomym – mówi Czempik.
Roehr: – 500 zwierząt po 200 zł od łba to ładna suma. W ten sposób zarabia się na psach. Wspaniała działalność gospodarcza.
Drewniok: – Może sprawą powinien zająć się urząd skarbowy?
[menu:7:VII.Postępowania o jawność losów zwierząt ze schronisk]
Nikt dziś nie kwestionuje, że najbardziej pożądanym skutkiem opieki nad bezdomnymi zwierzętami w schroniskach jest wydanie ich nowym właścicielom. Wedle danych Inspekcji Weterynaryjnej, tak się istotnie działo w 2005 roku w wymiarze 70% psów i 54% kotów przyjętych do schronisk. Jednak danych tych nie ma jak zweryfikować, gdyż przepisy nie przewidują adopcji, a tym samym nie ma określonych żadnych procedur jej nadzorowania.
Jedyną po dziś dzień regulację dotyczącą wydawania zwierząt ze schronisk zawierały wytyczne Ministra
Gospodarki Komunalnej z 1961 r., które nakazywały uśmiercanie psów po 14 dniach pobytu w schronisku. Przewidywały one wyjątek dla psów rasowych, które mogły być nieodpłatnie przekazywane osobom wskazanym przez Związek Łowiecki i Związek Kynologiczny. Schroniska miały obowiązek informować te organizacje o pojawieniu się psa rasowego.
Podejrzewając, że adopcje raportowane ze schronisk w Krzyczkach, Chrcynnie i Wołominie są fikcyjne, zwróciliśmy się do tych schronisk o udostępnienie danych osobowych osób, które adoptowały psy w 2004 roku. Po odmowie, zwróciliśmy się do Głównego Inspektora Ochrony Danych Osobowych (GIODO), który jest organem kompetentnym do wydania decyzji administracyjnej nakazującej udostępnienie takich danych.
Wcześniej GIODO zajmował stanowisko, że potrzeba posiadania danych osobowych właścicieli zwierząt
ze strony Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, stanowi przypadek, kiedy dane osobowe należy udostępniać dla dobra publicznego. Sama ustawa o ochronie zwierząt i zapisana w niej rola organizacji społecznych była wystarczającą dla GIODO podstawą do kwalifikowania tego jako danych „niezbędnych do wykonywania określonych prawem zadań, realizowanych dla dobra publicznego” (art. 23, ust. 1, pkt 4 ustawy o ochronie danych osobowych).
W listopadzie 2005 GIODO wydał we wszystkich trzech przypadkach decyzję odmowną. Uzasadnienie sprowadzało się do tezy, że wyłącznie Inspekcja Weterynaryjna może legalnie pozyskać takie dane, bo to ona właśnie powołana jest, w myśl ustawy o ochronie zwierząt, do „nadzoru nad przestrzeganiem przepisów o ochronie zwierząt”. Decyzje te GIODO podtrzymał w marcu 2006, po powtórnym rozpatrzeniu sprawy, pomimo naszej argumentacji, że IW nie nadzoruje adopcji m.in. właśnie dlatego, że praktyka ta nie jest określona przepisami o ochronie zwierząt.
W lipcu 2006 Sąd Wojewódzki uchylił decyzję GIODO w sprawie danych ze schroniska w Wołominie, ale z powodów czysto formalnych. Nowa decyzja GIODO nie została wydana do końca 2006 r.
We wrześniu 2006 zapadł wyrok dotyczący schroniska w Chrcynnie. Sąd oddalił naszą skargę i całkowicie przychylił się do stanowiska GIODO, nie znajdując dla naszych zamiarów żadnych podstaw prawnych.
W wrześniu 2006 sami wycofaliśmy skargę dotyczącą schroniska w Krzyczkach jako bezprzedmiotową. Dowiedzieliśmy się bowiem, że Prokuratura w Pułtusku już wcześniej zdążyła ustalić, że dane adopcyjne schroniska w Krzyczkach zawierały zmyślone zapisy. Zatem zasadniczo nie były to w ogóle dane osobowe (tj. takie, które pozwalają ustalić tożsamość osoby).
Więcej o postępowania w sprawie danych o adopcji: www.boz.org.pl/giodo
[menu:8:VIII.Postępowania w sprawie uchwał rad gminnych o wyłapywaniu]
Wprowadzona ustawą o ochronie zwierząt z 1997 r. instytucja „wyłapywania” bezdomnych zwierząt obwarowana jest wymogiem podjęcia w tej sprawie uchwały przez radę gminy, po uprzednim uzgodnieniu z powiatowym lekarzem weterynarii i po zasięgnięciu opinii organizacji społecznej o statutowym celu ochrony zwierząt. Uchwała taka powinna także rozstrzygać o „dalszym postępowaniu z tymi zwierzętami” po umieszczeniu ich w schronisku.
Zdaniem MSWiA, które wydało rozporządzenie wykonawcze do ustawy4, zapis ten gwarantuje wyłapywanym zwierzętom pełną ochronę prawa:
„Uchwała podjęta z naruszeniem tych zasad byłaby nielegalna i podlegałaby uchyleniu przez wojewodę, który – zgodnie z prawem – sprawuje nadzór nad działalnością samorządu. Taka uchwała może też zostać zaskarżona przez Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami lub inne organizacje, które zajmują się ochroną zwierząt.”
W styczniu 2005 r., po uprzednim bezskutecznym wezwaniu do usunięcia naruszenia prawa, złożyliśmy do sądu administracyjnego skargi na uchwały rad gminnych Karczewa i Legionowa. W obu przypadkach nie określono losów zwierząt po wyłapaniu, a zwierzęta trafiały do schroniska w Chrcynnie, gdzie dalszy ich los był niemożliwy do ustalenia nawet dla prokuratury.
We wrześniu 2005 r. Sąd Wojewódzki w Warszawie uchylił obie nasze skargi, stając na stanowisku, że nie można skarżyć aktów prawa miejscowego z powodu naruszenia interesu ogólnego bądź porządku prawnego, a jedynie z powodu własnego interesu skarżącego. Nasza Fundacja nie mogła wykazać uszczerbku dla siebie z powodu treści skarżonych uchwał, więc nie mogła skutecznie skarżyć tych uchwał, choćby były niezgodne z prawem i dotyczyły spraw leżących w zakresie statutowych zadań Fundacji. W maju 2006 r. Naczelny Sąd Administracyjny podzielił stanowisko Sądu Wojewódzkiego.
W analogicznej sprawie z 2003 roku NSA uznał uchwałę za skarżoną prawidłowo i unieważnił jej postanowienia (uchwała rady gminy Skarżysko-Kamienna przewidująca uśmiercanie zwierząt po dostarczeniu ich do schroniska, skarżona przez Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami. Sygn. akt: II S.A./Kr 1273/02).
Więcej o postępowania w sprawie uchwał rad gminnych: www.boz.org.pl/prawo
[menu:9:IX.Jak kształtowano przepisy dotyczące bezdomnych zwierząt]
Przestępczość wobec bezdomnych zwierząt ufundowali parlamentarzyści uchwalając w 1997 roku ustawę o ochronie zwierząt, zobowiązującą gminy by je wyłapywały1. Z ustawy wynika, że zwierzęta miały być umieszczane w schroniskach w celu zapewnienia im opieki4. Jednak w praktyce oznacza to często wyłapywanie „donikąd”, czyli porzucanie lub pokątne zabijanie, bo działalność schronisk nie jest uregulowana prawem, nikt nie ma obowiązku finansowania opieki nad zwierzętami w schroniskach, ani nikt tej opieki nie nadzoruje. Dzieje się tak, choć przepisów na temat schronisk jest nadmiar. A może właśnie dlatego.
Można wątpić, czy wszyscy parlamentarzyści zdawali sobie jasno sprawę ze skutków uchwalanych zapisów. Na pewno mieli taką jasność autorzy ustawy, znający w szczegółach kontekst prawny w jaki wpisali nową instytucję „wyłapywania”. W stenogramach komisji parlamentarnych z 2002 roku, gdy obradowano nad poprawką do ustawy, można odczytać wyraźne sformułowanie koncepcji „wyłapywanie – tak, schroniska – nie” wypowiedziane ustami posła Jerzego Czepułkowskiego, senatora Andrzeja Anulewicza i wysokich urzędników Ministerstwa Rolnictwa, Józefa Pilarczyka i Piotra Jakubowskiego.
Fragmenty stenogramów z obrad reprodukujemy pod adresem: www.boz.org.pl/prawo/stenogramy.htm
Według przedstawicieli rządu, gminne zadanie wyłapywania bezdomnych zwierząt nie może pociągać za sobą obowiązku utrzymywania schronisk, bo nie ma na to żadnych źródeł finansowania. Nikt jednak nie spytał, jakie to źródło umożliwia finansowanie wyłapywania bezdomnych zwierząt bez łożenia na opiekę nad nimi, np. w schroniskach?
Odpowiedzią jest legislacyjny przekręt, polegający na oderwaniu zadania wyłapywania od ustawy o ochronie zwierząt i stosowaniu go jakby był aktem wykonawczym do ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach, gdzie o żadnej opiece nie ma mowy2. W niej jest przewidziane obowiązkowe zadanie własne gminy pod nazwą „organizowanie ochrony przed bezdomnymi zwierzętami na zasadach określonych w odrębnych przepisach” (art. 3, ust. 1 i ust. 2, pkt 5). Żadnych takich przepisów nie wydano, więc właśnie rozporządzenie o wyłapywaniu jest dla urzędników pretekstem do pokątnej eksterminacji zwierząt.
Jeśli zatem obserwujemy, że wiele zwierząt z gminnego wyłapywania faktycznie trafia do schronisk, jeśli wielu rzeczywiście udaje się tam przeżyć i doczekać sprzedaży czy adopcji – to dzieje się tak wyłącznie wskutek bałaganiarstwa i nieudolnej realizacji rządowego pomysłu eksterminacji bezdomnych zwierząt.
[menu:10[9]:IX.1.Rakarnie przemianowane na „schroniska”]
„Schroniskami” dla bezdomnych zwierząt zostały oficjalnie nazwane zakłady rakarskie po raz pierwszy w 1961 roku3. Potrzeba „uregulowania zagadnienia bezpańskich psów i kotów na terenie miast” (jak zatytułowano wytyczne Ministra Gospodarki Komunalnej) pojawiła się na tle szybkiej urbanizacji a także w ramach ograniczania drobnej działalności gospodarczej, w ramach której działał tradycyjny hycel i rakarz.
Nazwanie miejskich rakarni „schroniskami” było zrazu tylko niewinnym zabiegiem urzędowej nowomowy. Pretekstem było to, że zwierzęta nie były uśmiercane od razu lecz dopiero po dwóch tygodniach, niezbędnych dla ewentualnego zaobserwowania objawów wścieklizny, stanowiącej wówczas realne zagrożenie. Schroniska miały gwarantować dobre warunki bytowe (m.in. ogrzewane pomieszczenia), a zwierzęta mogły być nawet leczone i utrzymywane dłużej na koszt Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. W zamian za prawo kontrolowania tego procederu, Towarzystwo użyczało tym zakładom swojego szyldu. Taka „humanitarna utylizacja” była – na swój sposób i na swoje czasy – koncepcją dość uczciwą i przejrzystą.
Zgodnie z obowiązującym wówczas prawem ochrony zwierząt z 1928 r., nie gwarantowała zwierzętom życia, ale chroniła je przed znęcaniem się, a zwłaszcza wykluczała znęcanie się z motywu zysku.
Dociekanie czy i kiedy „Wytyczne Ministra Gospodarki Komunalnej” utraciły moc prawną, było by zajęciem jałowym, jako że były one okazjonalnym „prawem powielaczowym” epoki PRL. W każdym razie utrwaliły na dziesiątki lat urzędową koncepcję traktowania bezdomnych zwierząt jako odpadów komunalnych, które należy likwidować z zachowaniem pewnych względów.
Z biegiem lat koncepcja ta stawała się coraz bardzie nieaktualna pod względem moralnym i prawnym. Nie sprawdziły się założenia, że ludność sama będzie doprowadzać zbędne zwierzęta do uśmiercania. Zamiast tego ludność zaczęła chętnie „adoptować” zwierzęta ze schronisk. Do miejskich rakarni zaczęły także napływać dary rzeczowe i pieniężne, a w końcu zaczęto przyprowadzać dzieci szkolne na lekcje „edukacji humanitarnej”. Nie bez potakiwania ze strony urzędników, placówki te zaczęły uchodzić za państwowe zakłady opieki nad zwierzętami – czego publiczność naturalnie oczekiwała od opiekuńczego państwa. Nie bez znaczenia było i to, że zakłady te miały monopol na gromadzenie bezdomnych zwierząt, więc nie było gdzie indziej lokować oczekiwań co do opieki nad nimi ani kierować odruchów dobroczynności.
Trwającym dziesięciolecia przemianom w potrzebach i postawach społecznych nie towarzyszyły jednak żadne zmiany przepisów, ani też sieć schronisk nie była rozwijana. Jednocześnie ilość zwierząt domowych w miastach szybko rosła z powodu zmian w stylu życia i konsumpcji, podobnie jak ilość telefonów czy samochodów. W połowie lat 70-tych Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami – partner polityki „humanitarnej utylizacji” – utraciło resztki samodzielności i stało się przybudówką do resortu gospodarki komunalnej. Po 1989 roku, w warunkach swobody działalności gospodarczej, pojawił się dynamiczny rynek zoologiczno-weterynaryjny. Ilość psów gwałtownie rosła, zwłaszcza w miastach.
Pomimo to – a może właśnie dlatego – ustawa o utrzymaniu porządku i czystości w gminach z 1996 roku potwierdziła koncepcję sprzed 35 lat o schroniskach dla bezdomnych zwierząt jako zakładach likwidacji odpadów2. Ustawa zajęła się wyłącznie ochroną przed bezdomnymi zwierzętami, jako zadaniem z zakresu gospodarki komunalnej, pomijając społeczny i humanitarny wymiar problemu. W nowej rzeczywistości ekonomicznej, schroniskami miały być zakłady gminne lub prywatne zakłady komercyjne, koncesjonowane przez wójtów i podlegające tym wszystkim rygorom jakie dotyczą usuwania śmieci, szamb i ścieków, wymieniane w jednym szeregu z grzebowiskami i spalarniami zwłok zwierząt gospodarskich – czyli właściwym rakarstwem. Stąd też jednym z wymogów uzyskania koncesji na schronisko było zachowanie 300-metrowej strefy buforowej od miejsc publicznych, jakiej nie wymagano w żadnym innym przypadku gromadzenia żywych zwierząt6.
Budżety terenowe (po reformie – gminne) zabezpieczały środki na finansowanie takiej działalności w dziale „900 – Gospodarka komunalna i ochrona środowiska” pod pozycją „90013 – Schroniska dla zwierząt”. Co to konkretnie oznacza, mówi nam powiązanie klasyfikacji budżetowej z Polską Klasyfikacją Działalności, a konkretnie działu „900” z klasami PKD 90.01-90.03 (odprowadzanie i oczyszczanie ścieków, gospodarowanie odpadami, działalność sanitarna i pokrewna)7. Żywych zwierząt domowych dotyczy tylko zaliczona do klasy „gospodarowanie odpadami” działalność określona jako „związana z unieszkodliwianiem zarażonych żywych zwierząt lub martwych i pozostałych skażonych odpadów”. Wynika stąd, że prowadzenie „schronisk dla zwierząt”, o ile jest finansowane przez gminy, miało by w zasadzie polegać na uśmiercaniu zwierząt zarażonych.
Historycznie i formalnie odnosi się to do nadzwyczajnych środków podejmowanych podczas wystąpienia zarazy wśród zwierząt, a zwłaszcza tak groźnej dla ludzi choroby jak wścieklizna. W ten sposób jakakolwiek spójna i racjonalna koncepcja rozwiązywania problemu bezdomnych zwierząt została nie tylko praktycznie, ale nawet formalnie pogrzebana, a urzędowe normy odnosiły się do problemu tylko w aspekcie usuwania niebezpiecznych odpadów komunalnych, zwłaszcza podczas zwalczania zarazy. W horyzoncie myślowym prawodawców problem bezdomnych zwierząt sprowadził się do wizji hord zdziczałych, wściekłych psów atakujących ludzi i zwierzęta. A działo się to w czasach, gdy realne zagrożenie wścieklizną spadło już do tego stopnia, że państwo odstąpiło od finansowania obowiązkowych szczepień.
[menu:11[9]:IX.2.Nowe prawo o bezdomnych zwierzętach]
Tradycja traktowania bezdomnych zwierząt jako groźnych odpadów miała się skończyć w 1997 roku, gdy miłośnikom zwierząt udało się przeforsować w nowej ustawie o ochronie zwierząt wyraźny zakaz uśmiercania zwierząt z powodu ich zbędności i nałożyć na gminy nowe zadanie sformułowane jako „zapewnianie opieki” tym zwierzętom. Rozporządzenie wykonawcze do ustawy przewidywało wyłapywanie bezdomnych zwierząt na koszt gminy przez „przedsiębiorców” i umieszczanie ich w „schroniskach”.
Uchwalając ustawę o ochronie zwierząt w 1997 roku, pierwszą kompleksową regulację tego zagadnienia od 1928 roku, zignorowano Europejską Konwencję Ochrony Zwierząt Domowych, opracowaną dziesięć lat wcześniej pod auspicjami Rady Europy. Komunikat Komitet Społecznego Rady Ministrów zapewniał jednak, że ustawa była „osiągnięciem, dzięki któremu ustawodawstwo polskie dołączyło do grona państw, charakteryzujących się nowoczesnym i humanitarnym prawem w tej dziedzinie” (17.11.1998)
Aby zrozumieć w jaki sposób właśnie ta ustawa dała początek zorganizowanej przestępczości przeciw bezdomnym zwierzętom, należy rozpatrzeć komu i jak jej zapisy miały wówczas służyć. Głównym orędownikiem i konsultantem uchwalonych regulacji było Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami, które także uznało uchwalenie tej ustawy za swój sukces.
„Największym osiągnięciem TOZ było doprowadzenie do uchwalenia Ustawy o Ochronie Zwierząt w dniu 21 sierpnia 1997 roku. Przez pierwsze lata funkcjonowania Ustawy uczestniczyliśmy w kilkudziesięciu komisjach ministerialnych, tworzących przepisy wykonawcze do Ustawy, wydając ponad 100 opinii prawnych i kilka kontrprojektów rozporządzeń.” www.toz.pl [kopia dokumentu].
TOZ miało być głównym beneficjentem zapisów na temat bezdomnych zwierząt, bowiem sytuacja Towarzystwa, głównego partnera administracji państwowej w realizowanej dotąd „humanitarnej utylizacji”, uległa tymczasem zasadniczemu podważeniu. Przemiany ustrojowe po 1989 roku wykluczały dalsze uprzywilejowanie Towarzystwa w prawie państwowym, a zwłaszcza dotowanie go z centralnego budżetu, zaś usamodzielnione gminy nie były gotowe do finansowania rakarni na zasadach prawa powielaczowego z poprzedniej epoki. Ustawa miała więc dostosować stary model działania do nowych warunków ustrojowych, tzn. skłonić samodzielne gminy do finansowania prowadzonych pod szyldem TOZ schronisk.
Prawo powielaczowe z 1961 wskazujące wprost na TOZ jako partnera administracji, zastąpiono nowym gminnym zadaniem „zapewniania bezdomnym zwierzętom opieki”. Od początku było jasne, że zapis ten pozostanie ozdobnikiem bez konsekwencji w postaci pieniędzy na tę opiekę, bo jest niezgodny z uchwaloną kilka miesięcy wcześniej konstytucją, która w art. 167 mówi, że „zmiany w zakresie zadań i kompetencji jednostek samorządu terytorialnego następują wraz z odpowiednimi zmianami w podziale dochodów publicznych”. Odpowiednie zapisy chroniące finanse gmin znalazły się też w prawie samorządowym.
Pieniędzy na utrzymywanie schronisk miało dostarczyć inne zadanie gminne, „ochrony przed bezdomnymi zwierzętami” przypisane gminom rok wcześniej jako obowiązkowe w tzw. ustawie „śmieciowej” z 1996 r. Motorem dla tej koncepcji była nowa, osobna instytucja „wyłapywania” bezdomnych zwierząt przez „podmioty gospodarcze”. Miała ona w kontekście ustawy o ochronie zwierząt służyć zapewnieniu im opieki, ale być finansowana i rozliczana jak usuwanie odpadów w ramach gospodarki komunalnej gmin.
Manewrując między potrzebą humanitarnego sztafażu a zapewnieniem środków na utylizację bezdomnych zwierząt, ostatecznie pozostawiono ich los mechanizmom rynkowym gospodarki komunalnej gmin. Ustawodawca zapewnił sobie przy tym dodatkowe alibi, zakazując uśmiercania zwierząt tylko z tego powodu, że są zbędne. W rezultacie, pozbywanie się bezdomnych zwierząt stało się procederem pokątnym i zasadniczo nielegalnym, za to opłacalnym i łatwym do zorganizowania i sfinansowania na poziomie każdej gminy przy współpracy z TOZ lub jego odłamem.
Zakładano, że Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami, wyposażone ustawowo w prawo opiniowania uchwał rad gminnych o wyłapywaniu, będzie znów pełnić dawną rolę w nowych warunkach rynkowej gospodarki komunalnej. W ustawie zapisano nawet prawo TOZ (i podobnych organizacji) do prowadzenia schronisk dla zwierząt „celem zapewnienia im opieki”. Nie usunięto jednak z ustawy „śmieciowej” określenia schronisk jako zakładów utylizacji prowadzonych przez przedsiębiorców. Termin „schronisko dla zwierząt” stał się pod względem prawnym dwuznaczny, co odpowiadało dwuznaczności całego pomysłu.
Skutki nowej ustawy, były łatwe do przewidzenia i spotkała się ona od razu z falą protestów. Nie powiodła się, podjęta przy okazji nowelizacji ustawy w 2002 roku, próba skonkretyzowania gminnego zadania opieki jako finansowania opieki nad nimi w schroniskach.
Stworzony w 1997 roku układ organizacyjny, finansowy i prawny dotyczący bezdomnych zwierząt okazał się trwały, a nowa regulacja zagadnienia bezdomnych zwierząt odniosła znaczny sukces rynkowy. Wbrew celom głoszonym przez Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami i zgodnie z najgorszymi oczekiwaniami przeciwników ustawy.
Ostatecznie, dawny model „humanitarnej utylizacji” bezdomnych zwierząt finansowanej przez państwo pod szyldem i nadzorem uprzywilejowanego TOZ, przekształcił się w finansowany przez gminy dziki rynek „wyłapywania” bezdomnych zwierząt przez kogokolwiek i „umieszczania” ich u kogokolwiek, kto podpisze wójtowi odbiór zwierząt. Bez ryzyka ponoszenia odpowiedzialności za jakość opieki i nieznany los zwierząt.
TOZ nie zapewniło sobie monopolu na opiekę nad bezdomnymi zwierzętami i nie powróciło dzięki nowym przepisom do dawnej roli. Cofnięcie państwowego uprzywilejowania i państwowych dotacji spowodowało rozpad na wiele lokalnych stowarzyszeń, które muszą w nowych warunkach konkurować z przedsiębiorstwami prywatnymi i spółkami gminnymi. Obecnie TOZ prowadzi 12% wszystkich rejestrowanych schronisk, głównie stanowiących własność gmin, i ma ok. 16% udziału w ilości przyjmowanych do schronisk zwierząt.
Ustawa nie otworzyła też pola dla innych organizacji o podobnym celu statutowym. Podwójna podstawa prawna działania schronisk okazała się w interpretacji urzędników jednoznaczna. Schroniska zakładane przez organizacje społeczne, które nie chcą zarabiać na wyłapywaniu i utylizacji a po prostu opiekować się zwierzętami na własną rękę, są traktowane jako „nielegalne” i w najlepszym wypadku zaledwie tolerowane przez urzędników. Motywy działalności charytatywnej i racjonalnego rozwiązywania problemu bezdomnych zwierząt całkowicie przegrały z zarabianiem na bezdomnych zwierzętach.
[menu:12[9]:IX.3.Zwalczanie bezdomnych zwierząt na podstawie „przepisów odrębnych”]
Aktualne przepisy i praktyka traktowania bezdomnych zwierząt domowych kształtowały się nie tylko w odpowiedzi na problem nadpopulacji psów i kotów w miastach. Zanim ten problem stał się dominujący, najwięcej kontrowersji wzbudzały psy wiejskie kłusujące na terenach łowieckich.
Środowisko Polskiego Związku Łowieckiego, silnie reprezentowane w kręgach partyjno-rządowych PRL, zawsze preferowało radykalne rozwiązania. To właśnie na tle ciągnącego się latami konfliktu dotyczącego drastycznych egzekucji wiejskich psów przez myśliwych, doszło w połowie lat siedemdziesiątych do usunięcia przez władze ówczesnego kierownictwa Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami i zastąpienie go bardziej „urzędowymi” miłośnikami zwierząt.
Kontrowersje te zdominowały także debatę nad ustawą o ochronie zwierząt w 1997 roku, skutecznie odwracając uwagę od „miejskiego” problemu nadpopulacji zwierząt domowych, czego rezultatem były niespójne zapisy ustawowe. Bowiem z jednej strony nie było szans na radykalne rozwiązania w stylu wschodnich sąsiadów Polski, tzn. zwalczania wałęsających się psów przy pomocy broni maszynowej, a z drugiej strony nie było też pomysłów na ucywilizowanie utrzymywania zwierząt domowych na wsiach. Strona łowiecko-rządowa zagwarantowała sobie możliwość odstrzału psów „zdziczałych” – cokolwiek by to miało znaczyć. Co do reszty problemu stanęła na kompromisowym stanowisku, że komu nie podoba się zabijanie, to niech się opiekuje, ale za swoje pieniądze.
Zająć takie stanowisko było tym łatwiej, że 1996 roku, a więc rok przed uchwaleniem ustawy o ochronie zwierząt, nałożono na gminy obowiązek „organizowania ochrony przed bezdomnymi zwierzętami” ustawą o utrzymaniu czystości i porządku w gminach. W ten sposób, bez niewygodnych publicznych debat z miłośnikami zwierząt, kręgi łowiecko-rządowe zapewniły sobie już wcześniej podstawę realizacji różnych sposobów unieszkodliwiania zwierząt domowych, bez przesądzania o jakie zwierzęta i sytuacje chodzi, gdyż zapisano, że ma się to odbywać „na zasadach określonych w odrębnych przepisach”.
[menu:13[9]:IX.4.Polityka państwa]
Pogląd, że z publicznych pieniędzy można finansować tylko eksterminację, zaś miłośnicy zwierząt niech sami finansują swoje sentymenty, stał się w ten sposób ogólnym stanowiskiem państwa w sprawach dotyczących zwierząt domowych.
Zgodnie z tym stanowiskiem nie mają zapewnionej państwowej opieki nawet ofiary przestępstw znęcania się. Przepisy karne ustawy o ochronie zwierząt przewidują wprawdzie odbieranie zwierząt znęcającym się nad nimi, nawet bezzwłocznie i nawet przez organizację społeczną, ale następnie muszą oni sami radzić sobie z opiekę nad nimi. Brak państwowych form opieki skutecznie zapobiega pomocy ofiarom znęcania się i podważa sens ścigania takich przestępstw. Dla przykładu, trudno jest zabierać ofiary znęcania się z pseudo-hodowli psów by oddawać je potem do schronisk-rakarni. Urzędowo uznanymi ofiarami znęcania się bywają dziesiątki i setki zwierząt w schroniskach właśnie, jak np. w Krzyczkach. Fakt wykrycia przestępstwa daje im tylko tyle, że od tego momentu znęcanie się nad nimi ma już charakter oficjalny.
Najgorszym skutkiem takiego stanowiska państwa w sprawie bezdomnych zwierząt jest to, że do „sentymentów” miłośników zwierząt zaliczono hurtem także wszelkie środki zapobiegania nadpopulacji i racjonalnego rozwiązywania problemu bezdomnych zwierząt. Do ustawy o ochronie zwierząt dopisano w 2002 roku zaledwie przyzwolenie na finansowanie przez gminy programów sterylizacji, adopcji i uśmiercania ślepych miotów – o ile znajdą sobie na to pieniądze.
Jest to tym gorsze, że równocześnie państwo prowadzi ultra-liberalną politykę wobec rozmnażania i handlu zwierzętami domowymi. Rozmnażanie zwierząt domowych na handel formalnie zakwalifikowane jest do „działalności rolniczej” i nie podlega żadnym formom rejestracji, nadzoru ani opodatkowania. Stało się przez to atrakcyjnym zajęciem dla szerokiego wachlarza przedsiębiorczych osób, poczynając od hodowców zarejestrowanych w związkach kynologicznych, poprzez różnych chłoporobotników, bezrobotnych, a kończąc na bezdomnych. Na targowiskach i w ogłoszeniach pełno jest psów „rasowych bez rodowodu” – w tym także modnych ras agresywnych.
Z tego punktu widzenia, finansowane z publicznych pieniędzy schroniska pełnią rolę wspomagania tego rynku. Podobnie jak to jest ze sprzętem gospodarstwa domowego, niechciane zwierzęta trzeba utylizować by produkować i sprzedawać nowe.
[menu:14:X.Zorganizowana przestępczość urzędników wobec bezdomnych zwierząt]
Zorganizowana przestępczość urzędników przeciw bezdomnym zwierzętom polega na tym, że
utrwalona latami praktyka traktowania bezdomnych zwierząt jak odpady, która jeszcze przed
dziesięcioleciem była w zasadzie legalna, uznawana jest powszechnie wśród urzędników dalej za słuszną i konieczną, wbrew aktualnie obowiązującemu prawu. Racja urzędników sprowadza się do prostego argumentu, że – tak czy owak – bezdomne zwierzęta muszą być wyłapywane i zabijane, bo na nic innego nie ma pieniędzy ani społecznego przyzwolenia. Przepisy, formalności i nadzór zostały tak ukształtowane by tę smutną prawdę ukryć przed publicznością. Jest to argument cyniczny, skoro wydawanie coraz większych pieniędzy trzeba właśnie pozorować opieką.
Poniżej przedstawiamy główne elementy układu instytucjonalno-prawnego, który nazywamy zorganizowaną przestępczością urzędników wobec bezdomnych zwierząt. Wszystkie jego elementy doskonale do siebie pasują w praktyce i sprawiają, że ich układ jest odporny na egzekucję odpowiedzialności prawnej. Ma bowiem tę właściwość, że pomimo jawnie przestępczych efektów działania, żaden uczestniczący w nim podmiot nie popełnia dających się łatwo dowieść czynów, noszących znamiona jakiegoś przestępstwa, albo nawet w ogóle nie może być pociągany do odpowiedzialności.
Konstrukcje ustawowe
1. Nakładając na gminy ustawą o ochronie zwierząt z 1997 roku nowe zadanie „zapewniania opieki
bezdomnym zwierzętom”, ustawodawca nie zastosował się do zapisanego w konstytucji kilka miesięcy wcześniej, wymogu wskazania źródeł finansowania nowych zadań gminnych. Nie usunął też starych przepisów o „schroniskach” i o ochronie „przed” zwierzętami z ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach. W ten sposób zadanie opieki zostało praktycznie podporządkowane zadaniu utylizacji.
2. Przepis ustawy o ochronie zwierząt brzmi: „zapewnianie opieki bezdomnym zwierzętom oraz ich wyłapywanie należy do zadań własnych gmin” (art. 11 ust. 1) Takie zredagowanie przepisu ma podstawowe znaczenie dla biznesu pokątnego likwidowania zwierząt. Z jednej strony, pozwala oficjalnie przedstawiać instytucję „wyłapywania” jako narzędzie „zapewniania opieki”, a w praktyce traktować je jako alternatywny do „opieki” tryb postępowania ze zwierzętami. Rozporządzenie wykonawcze nakazuje zlecanie wyłapywania „przedsiębiorcom” i umieszczanie wyłapanych zwierząt w „schroniskach” nie precyzując zadań ani źródeł finansowania takich zakładów.
Jedyne szczegółowe przepisy o traktowaniu bezdomnych zwierząt, czyli te o wyłapywaniu, logicznie pasują do obowiązkowego zadania ochrony „przed” bezdomnymi zwierzętami określonego ustawą o utrzymaniu czystości w gminach. Pasują także do budżetów gmin, które mają w dziale „gospodarki komunalnej” zabezpieczone środki na ten cel w pozycji „schroniska”.
Nadzwyczajne zyski z tej przedsiębiorczości biorą się stąd, że gminom łatwo jest przeznaczać środki budżetowe na bezpieczeństwo i porządek, bo powszechne jest oczekiwanie że urzędnicy będą bezdomne zwierzęta usuwać z terenu gminy i „coś” z nimi robić. Powołanie się na konieczność „zapewniania opieki” uzasadnia wielusetzłotowe stawki za usunięcie z terenu gminy jednego bezdomnego psa (od 100 do 1.500 zł). Z drugiej strony, zapewniono brak nadzoru nad tym procederem, co pozwala likwidować zwierzęta zaraz po dowiezieniu do schroniska, albo w inny sposób zminimalizować koszty „opieki”.
W ten sposób, przewidziana ustawą o ochronie zwierząt i służąca rzekomo opiece instytucja „wyłapywania”, daje się łatwo zastosować w odwrotnym celu – likwidacji zwierząt. Zresztą większość urzędników nawet nie dostrzega tu istotnej różnicy celów, wynikającej z różnych dóbr chronionych. W urzędowym żargonie termin „opieka” to oględny sposób nazywania zabijania lub innego trwałego pozbycia się tych zwierząt. Tradycja ta pochodzi od wytycznych ministra gospodarki komunalnej z 1961 roku, które nakazywały tworzyć w ramach miejskich przedsiębiorstw oczyszczania zakłady uśmiercania niepotrzebnych zwierząt pod nazwą „schronisk”.
Na to prawo powielaczowe z 1961 r. urzędnicy powołują się do dzisiaj (Legnica), także i dziś Komenda Główna Policji, w piśmie okólnym do urzędów gminnych na temat zagrożenia pogryzieniami, instruuje gminy, że ochronę „przed” bezdomnymi zwierzętami należy realizować powołując się na przepisy o ich ochronie8.
Zwierzęta wyłapane rzekomo dla zapewnienia im opieki mogą być łatwo likwidowane w schroniskach dlatego, że schroniska mają nieustalony status prawny. W myśl przepisów z 1961 roku i tradycji, są to budżetowe zakłady likwidacji niepotrzebnych zwierząt, w myśl norm budżetowych – zakłady „unieszkodliwiania zarażonych zwierząt żywych lub martwych”, zaś w myśl ustawy o ochronie zwierząt – zakłady opieki prowadzone przez organizacje społeczne w celu zapewniania zwierzętom opieki. Z kolei ustawa o utrzymaniu czystości przewiduje wydawanie przez wójtów zezwoleń na prowadzenie „schronisk” przedsiębiorcom. Nie wynika z niej czemu „schroniska” mają służyć, ale tryb i warunki wydawania zezwoleń są takie same jak dla grzebowisk i spalarni zwłok zwierzęcych.
Żaden urzędnik nie uzna, że zwierzęta z wyłapywania – instytucji wprowadzonej ustawą o ochronie zwierząt – mogą trafiać tylko do schronisk w rozumieniu tej ustawy, tj. prowadzonych przez organizacje społeczne. Na odwrót, schroniska, które nie zarejestrowały się jako przedsiębiorcy branży utylizacji, zgodnie z ustawą o utrzymaniu czystości w gminach, traktowane są jako nielegalne.
3. Przepis o „nadzorze Inspekcji Weterynaryjnej nad przestrzeganiem przepisów o ochronie zwierząt” (art. a ustawy o ochronie zwierząt) skutecznie blokuje nadzór nad traktowaniem zwierząt bezdomnych. Inspekcja nie wykonuje tego nadzoru, bo stoi na gruncie prawa weterynaryjnego, gdzie działalność nadzorowana definiowana jest przedmiotowo9. Biorąc rzecz dosłownie, nadzór ten działał by tylko w przypadku, gdyby ktoś sam zgłosił Inspekcji działalność polegającą na „przestrzeganiu przepisów o ochronie zwierząt”, a równocześnie wydane zostały przepisy o „wymogach weterynaryjnych” dla takiej działalności. Przepis o nadzorze IW pełni tę rolę, że zwalnia inne organy państwowe od czynności nadzoru, gdy sprawa dotyczy ochrony zwierząt.
4. Ustawa o ochronie zwierząt wymaga dla podjęcia wyłapywania bezdomnych zwierząt podstawy w postaci uchwały rady gminy (prawa miejscowego). Wiele z 2,5 tysiąca polskich gmin uchwały takie podejmuje, ale prawie żadna nie zawiera tego, co wymaga ustawa, a mianowicie określenia dalszego losu wyłapanych zwierząt po umieszczeniu ich w schronisku.
Ustawowy wymóg, by o podjęciu wyłapywania bezdomnych zwierząt decydowano w formie prawa miejscowego jest niezrozumiały, skoro wszystkie szczegółowe warunki wyłapywania zawarte są w
rozporządzeniu. W rezultacie uchwały rad gminnych powtarzają tylko treść rozporządzenia, nie precyzują losu zwierząt i pozostawiają wójtom wolną rękę w zawieraniu dowolnych umów z hyclami i schroniskami.
Uchwał nie nadzorują, pomimo wyraźnego obowiązku, wojewodowie (na setki wadliwych uchwał było tylko kilka przypadków ich zakwestionowania). Nie korzysta ze swych uprawnień także drugi uprawniony organ, czyli prokuratura.
Wymóg podejmowania przez rady gminne uchwał w sprawie wyłapywania pełni jednak ważną rolę w
zorganizowanej przestępczości, bo forma prawa miejscowego zapewnia niepodważalność działań gminy na tym polu ze strony organizacji społecznych lub mieszkańców gminy. Dla skutecznego skarżenia prawa miejscowego nie wystarczy wskazać na jego niezgodność z ustawą. Przedtem należy wykazać naruszenie własnego interesu skarżących. Uchwały gmin i działania podejmowane na ich mocy mogły by być w tym przypadku skarżone tylko przez same zwierzęta.
Działanie ustawowego organ nadzoru
5. Nadzór Inspekcji Weterynaryjnej nad przestrzeganiem przepisów o ochronie zwierząt nie ma w ogóle zastosowania do schronisk, bo prawo o ochronie zwierząt nic nie mówi o schroniskach, poza tym, że do schronisk mają trafiać zwierzęta z wyłapywania.
Nadzór Inspekcji Weterynaryjnej nad schroniskami wynika natomiast z resortowych norm bezpieczeństwa sanitarno-weterynaryjnego5. Te zaś pomijają kwestię celu gromadzenia zwierząt w schroniskach i ich losów, koncentrując się na bezpieczeństwie sanitarnym prowadzenia takich zakładów.
W rezultacie schroniska są nadzorowane, ale nie pod względem wywiązywania się z opieki zleconej i opłaconej przez gminy.
6. Wykonując swój nadzór nad schroniskami, Inspekcja Weterynaryjna raportuje m.in. roczne przepływy zwierząt przez schroniska, ale nie opiera ich na inwentaryzacji. Status raportowanych liczb jest nieokreślony i niewiążący. Służy bowiem oszacowaniu ew. zagrożeń sanitarnych a nie kontroli losów zwierząt. Niezgodności w raportowanych liczbach pozostają wewnętrzną sprawą Inspekcji i nie zobowiązują nikogo do wyjaśniania losów zwierząt, a więc także losu pieniędzy jaki wydano na rzekomą opiekę nad nimi.
Inspekcja rutynowo wizytuje schroniska w środku roku i ustala m.in. stan zwierząt na początku i na końcu roku poprzedniego do roku w którym odbywa się wizytacja. Podstawą takich ustaleń powinna być dokumentacja schroniska, a jej właściwe prowadzenie jest jednym z wymogów weterynaryjnych stawianych schroniskom. Jednak nierzetelność dokumentacji, a nawet jej całkowity brak, jest tylko formalnym uchybieniem i nie powoduje dociekania losu zwierząt. W przypadku braków w ewidencji raportuje się to, co oświadczył prowadzący schronisko. Mamy tu do czynienia z taką konstrukcją, że ujawnienie w czasie kontroli uchybień, zamiast powodować rozszerzenie czynności kontroli, powoduje ich ograniczenie.
W ten sposób, urzędowe ustalenia co do działalności schronisk (a więc i te zawarte w niniejszym raporcie) są często niewiarygodne z powodu samej metody nadzoru. Często zdarza się, że liczby ustalone jako stan zwierząt w schronisku na koniec roku nie pokrywają się z liczbami raportowanymi podczas kolejnej wizytacji jako stan na początku następnego roku. Niekiedy taki „efekt nocy sylwestrowej” dotyczy setek zwierząt z jednym schronisku.
7. Inspekcja Weterynaryjna w żaden sposób nie weryfikuje rozchodu zwierząt wykazywanych jako „adoptowane”, bo ta praktyka w ogóle nie jest uregulowana przepisami, ani o ochronie zwierząt ani
nadzoru weterynaryjnego, zatem nie podlega żadnemu nadzorowi.
Wymogiem nadzoru weterynaryjnego jest rejestrowanie „opuszczania” schroniska przez zwierzęta. Ponieważ jednak przepisy nie określają ani celu działania schronisk, ani norm opieki schroniskowej, więc i warunki owego „opuszczania” pozostają nieokreślone. Podczas wizytacji ustalana jest liczba „adopcji” pomimo, że nie ma ona podstawy w żadnych przepisach i jest z tego powodu nieweryfikowalna. Kwalifikowanie zwierząt jako „adoptowane” jest więc prostym sposobem legalizacji ich dowolnego pozbywania się. Jeśli mimo to w schroniskach często daje się wykryć znaczne „manko” w ilości zwierząt, to tylko dlatego, że schroniska nie mają powodu przywiązywania wagi do ewidencji zwierząt.
8. Inspekcja Weterynaryjna rejestruje schroniska podległe jej nadzorowi, ale nie kontroluje czy gminy zawierają umowy z zarejestrowanymi schroniskami. Przykładowo, większość gmin województwa łódzkiego kieruje wyłapane zwierzęta w miejsca nie objęte nadzorem Inspekcji. Inspekcja nie raportuje też przepływu zwierząt między schroniskami.
9. Inspekcja Weterynaryjna nie nadzoruje wyłapywania bezdomnych zwierząt, bo nie jest ono zaliczone do działalności nadzorowanej w myśl prawa weterynaryjnego. Ponieważ jednak określone jest przepisami o ochronie zwierząt, więc powinno podlegać ogólnemu nadzorowi Inspekcji nad przestrzeganiem tych przepisów (a więc odwrotnie niż prowadzenie schronisk).
Istnieje tylko pozór takiego nadzoru. Ustawa przewiduje, że uchwały rad gminnych o wyłapywaniu wymagają „uzgodnienia” z powiatowym lekarzem weterynarii. Jednak ani przedmiot ani kryteria udzielania zgody nie są ustalone.
Podjęcie przez radę gminy uchwały o wyłapywaniu wymaga także opinii organizacji społecznej o statutowym celu ochrony zwierząt. Uchwały rad gminnych czasem powołują się na takie opinie. Nie znaczy to jednak, że faktycznie miały one miejsce. Wystarczy, by opiniodawca po prostu nie zajął stanowiska, by uchwała uznana została za pozytywnie zaopiniowaną w proponowanym brzmieniu10.
10. Tylko kilkanaście podmiotów wyłapujących bezdomne zwierzęta, spośród kilkuset w Polsce, dysponuje środkiem transportu dopuszczonym do tego celu przez Inspekcję Weterynaryjną12.
Gminy
11. Zezwolenia na prowadzenie schronisk wydawane są przez wójtów bez przestrzegania warunków
wydawania zezwoleń dla zakładów utylizacji, tzn. bez ustalenia „informacji o stosowanej technologii” oraz odpowiednich „norm jakości świadczonych usług”. Łatwo to przedstawić jako czysto formalne uchybienie, bo wszak schroniska nie przetwarzają żadnych niebezpiecznych odpadów, a po prostu opiekują się zwierzętami. Jednak brak ustalenia formalnych norm działalności uniemożliwia potem kontrolę działania tych zakładów w żadnym konkretnym wymiarze sprawowania opieki, np. zagęszczenia, żywienia, leczenia, czy wydawania. Brak państwowych norm w tym zakresie można z kolei usprawiedliwiać tym, że ustawodawca wyraźnie delegował ustalenie takich norm na wójta wystawiającego koncesję dla konkretnego zakładu.
12. Uchwały rad gminnych o wyłapywaniu i umowy ze schroniskami zawierane przez wójtów nie określają dalszego losu zwierząt lub określają go pozornie, natomiast z reguły określają ograniczenie czasowe opieki lub ograniczenie finansowe w postaci jednorazowej kwoty płatnej z góry.
Takie postępowanie uzasadniane bywa zaliczeniem zadań gminy wobec bezdomnych zwierząt do zakresu gospodarki komunalnej, co do niedawna skutkowało wymogiem zlecenia usług w trybie przetargów podmiotom gospodarczym i posługiwania się kryterium jednoznacznej ceny (obecnie usługi z zakresu gospodarki komunalnej mogą być również przedmiotem konkursów na realizację zadań pożytku publicznego). Jednak poza prawem powielaczowym z 1961 r. i urzędniczą rutyną, nie było i nie ma żadnych wyraźnych podstaw, by gminne zadanie „zapewnienia bezdomnym zwierzętom opieki i ich wyłapywania” umieszczać w ramach przepisów o gospodarce komunalnej gmin.
13. Duże gminy miejskie, dysponujące własnymi schroniskami, nie podejmują uchwał o wyłapywaniu. Zamiast tego uchwalają cel działania własnych schronisk jako „przyjmowanie” wszystkich zwierząt niezależnie od faktycznych możliwości zapewnienia im opieki, co daje ten sam efekt co umowy o „wyłapywanie” i „umieszczanie” w obcym schronisku (Łódź).
14. Gminy z reguły nie kontrolują losów zwierząt, których „opiekę” zleciły schroniskom (o ile w ogóle zawarły umowę ze schroniskiem a nie wyłącznie z hyclem). Albo robią to tylko pozornie, „wizytując” schronisko, ale nie identyfikując poszczególnych osobników za które ponoszą odpowiedzialność.
Umowy gmin ze schroniskami formalnie dotyczą powierzenia realizacji gminnego zadania opieki schronisku, jako jego wykonawcy. Faktycznie zaś obie strony rozumieją i rozliczają te umowy nie jako usługę dla gminy, lecz jako swoistą cesję gminnego zadania „zapewnienia opieki” na inny podmiot.
Dlatego gminy ani nie określają w umowach dalszego losu zwierząt ani nie identyfikują swoich zwierząt jako osobników, a jedynie rejestrują koszty realizacji takiej umowy. Czasem uchwały rad gminnych zawierają wręcz zapis o przekazaniu zwierząt „na własność” schroniska. Najczęściej ryczałtem, bez ewidencjonowania „przedmiotów własności” . Ustawa definiuje bezdomne zwierzęta przez brak ustalonego właściciela, więc nie mogą być przedmiotem własności gminy czy schroniska. Są natomiast przedmiotem zobowiązania gmin do opieki nad nimi. Jednak przekazywanie „na własność” jest skutecznym pretekstem do uchylenia się gmin od odpowiedzialności za wyłapane zwierzęta, bo znajduje uznanie u prokuratorów i sędziów (Legnica).
Lekarze weterynarii
15. Zarówno opieka jak i uśmiercanie zwierząt wymaga formalnie udziału lekarzy weterynarii, dlatego ich środowisko odgrywa tu znaczną rolę. Poza urzędowymi lekarzami weterynarii, liczni lekarze wolnej praktyki współpracują z gminami i schroniskami. Niektórzy z nich świadomie uczestniczą w zorganizowanej przestępczości, podejmując się zawodu hycla, dokonując nieuzasadnionego uśmiercania i tolerując znęcanie się nad zwierzętami. Z drugiej strony, wielu lekarzy wolnej praktyki chętnie i własnym kosztem udziela pomocy bezdomnym zwierzętom a nawet stara się zapewnić im opiekę na własną rękę.
Środowisko lekarzy weterynarii jest wyjątkowo dobrze zorientowane w problemie bezdomnych zwierząt. Mimo to, problem ten nie jest przedmiotem zainteresowania samorządu tego zawodu zaufania publicznego.
Organizacje społeczne
16. Nadzór organizacji społecznych nad losem bezdomnych zwierząt, tradycyjnie przypisywany Towarzystwu Opieki nad Zwierzętami i podobnym organizacjom, nie ma obecnie żadnych formalnych podstaw prawnych13. Na odwrót, opiniując pozytywnie uchwały rad gminnych o wyłapywaniu „donikąd”, TOZ i inne organizacje często uczestniczą w zorganizowanej przestępczości urzędników.
Wiele schronisk, zarówno będących własnością gminną jak i prywatną, prowadzonych jest pod szyldem organizacji społecznej (stowarzyszenia lub fundacji). Jednak tylko nieliczne są niezależne od urzędników i finansują się z innych źródeł niż budżety gmin, a ich stan jest wtedy z reguły zły. Działalność schronisk, zwłaszcza małych i efemerycznych, graniczy i często przenika się z hodowlą, handlem i ogólnie robieniem różnych „interesów na pieskach”.
Stabilne finansowanie na podstawie umów z gminami o wyłapywanie i przyjmowanie zwierząt z wyłapywania pociąga za sobą konieczność zarejestrowania działalności gospodarczej jako zakładu utylizacji i dostosowania swej działalności do wymogów tego rynku, tj. maksymalizacji „przepustowości”, jako że gminy nie płacą za opiekę, a tylko za przyjmowanie.
Warunki na tym rynku kształtowane są przez przetargi ogłaszane corocznie przez większe gminy nie posiadające własnych schronisk gminnych (statystycznie jedno schronisko w Polsce przypada na 17
gmin). O zawarciu umowy decyduje cena za przyjęcie jednego bezdomnego psa lub kota. Choć oficjalnie większość przyjętych zwierząt opuszcza schroniska drogą „adopcji”, nie spotyka się umów płatnych za takie wypełnienie gminnego zadania zapewnienia opieki.
Mniejsze gminy nie prowadzą przetargów, lecz w miarę potrzeb zawierają doraźne umowy na warunkach lokalnego rynku. Małe gminy wiejskie najczęściej w ogóle nie zajmują się problemem bezdomnych zwierząt.
Rolę pośredników i organizatorów rynku często pełnią hycle („podmioty wyłapujące”) posiadający własne schroniska albo współpracujący z wieloma, czasem na znacznym obszarze. Niekiedy rynkiem tym próbują rządzić lokalne organizacje o statutowym celu ochrony zwierząt, korzystając z zapisu o prawie do „opiniowania” uchwał rad gminnych.
Przypisy:
1. Ustawa z dnia 21 sierpnia 1997 o ochronie zwierząt, art. 11 (2003/106/1002).
2. Ustawa z dnia 13 września 1996 r. o utrzymaniu czystości i porządku w gminach (1996/132/622).
3. Wytyczne w sprawie uregulowania zagadnienia bezpańskich psów i kotów na terenie miast – pismo
okólne Ministra Gospodarki Komunalnej (www.boz.org.pl/prawo/wytyczne.gif).
4. Rozporządzenie Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji z dnia 26 sierpnia 1998 r. w sprawie
zasad i warunków wyłapywania bezdomnych zwierząt (1998/116/753). Urzędową wykładnię przepisów tego rozporządzenia zawiera list otwarty rzecznika prasowego MSWiA z 1998 r. (www.boz.org.pl/prawo/list_wylap.htm). Minister Janusz Tomaszewski podjął się również publicystycznej obrony treści rozporządzenia na łamach tygodnika „Wprost” (nr 829, 18.10.1998) (www.boz.org.pl/prawo/wprost.htm).
5. Rozporządzenie Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi z dnia 23 czerwca 2004 r. w sprawie szczegółowych
wymagań weterynaryjnych dla prowadzenia schronisk dla zwierząt (2004/158/1657) . Akt wykonawczy
nadzoru sanitarno-weterynaryjnego, kilkakrotnie nowelizowany od 1999 r. (patrz: www.boz.org.pl/prawo/zmiany_schro.htm).
6. Od 2004 r. strefa buforowa określona jest na 150 m., co wymaga dla lokalizacji schroniska obszaru o
powierzchni ponad 9 hektarów (przedtem 300 m zatem ponad 36 ha). Niewiele jest w Polsce schronisk,
które formalnie spełniają ten wymóg. Lekarzom weterynarii nieznany jest sanitarny sens takiego wymogu
wobec zakładów opieki nad zwierzętami. Nie ma go w stosunku do innych skupisk zwierząt jak hodowle,
hotele czy targowiska. Egzekwowanie tego wątpliwego wymogu daje urzędnikom prosty sposób arbitralnego zezwalania na prowadzenie schroniska.
7. Rozporządzenie Ministra Finansów z dnia 20 września 2004 w sprawie szczegółowej klasyfikacji dochodów, wydatków, przychodów i rozchodów oraz środków pochodzących ze źródeł zagranicznych (2006/107/726)
8. Pismo Komendy Głównej Policji z dnia 22.10.2005
9. Ustawa z dnia 11 marca 2004 r. o ochronie zdrowia zwierząt oraz zwalczaniu chorób zakaźnych zwierząt (2004/69/625)
10. Ustawa z dnia 8 marca 1990 r. o samorządzie gminnym, art. 89, ust. 2 (1990/16/95)
11. Ustawa z dnia 8 marca 1990 r. o samorządzie gminnym, art. 7, ust. 3.
12. Wykaz środków transportu dopuszczonych do zarobkowego transportowania zwierząt, publikowany przez Głównego Lekarza Weterynarii (www.wetgiw.gov.pl)
13. Prawo o ochronie zwierząt z 1928 r. przewidywało upoważnienie organizacji społecznych do współdziałania z organami państwowymi w ujawnianiu przestępstw przeciw ochronie zwierząt. (Rozporządzenie Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 22 marca 1928 r. o ochronie zwierząt, 1928/36/332)
Na tej podstawie, wedle rozporządzenia z 1957 r., delegaci TOZ mieli prawo legitymowania osób i udziału w czynnościach dochodzenia (tzw. „inspektorzy TOZ”). W nowej ustawie z 1997 r. to uprawnienie zastąpiono ogólnikową „możliwością współdziałania” bez delegacji do żadnych norm wykonawczych. Mimo to, w ustawie jest mowa o „inspektorach organizacji społecznych”. W art. 33, ust. 3. wymienia się ich w szeregu tych, którzy mogą decydować o potrzebie uśmiercenia zwierzęcia.
Ten artykuł na prawdę otworzył mi oczy, teraz wiem jak należy walczyć by coś zmienić. Do tej pory tkwiłam w jakiejś bajeczce myśląc że schronisko to miejsce mające zapewnić godne warunki bytu zwierzętom i umożliwić im adopcję… szkoda że ta bajka nie kończy się dobrze:/ dziękuję autorowi za rzetelne przedstawienie sprawy
dlaczego media nie nagłaśniają takich dramatów? ani tvp1,2, polsat, tvn…porażka jak media i ludzie potrafią znieczulać się na to co się u nas ze zwierzętami robi. co to jakaś druga ukraina jest czy co? dramat
Dlaczego NIKT nie dodal komentarza?? czy ten narod jest rzeczywiscie calkowicie pozbawiony wszelkich ludzkich uczuc? Co za DNO. Akceptacja tego syfu w calej rozciaglosci. Zenada!