Morskie Oko: pojazdy hybrydowe bez szans!
Fiaskiem zakończyły się kolejne testy pojazdu hybrydowego, który ma „wspomóc“ konie ciągnące wozy na trasie do Morskiego Oka. Eksperymenty odbyły się bez wiedzy władz Tatrzańskiego Parku Narodowego i organizacji ochrony zwierząt.
W sobotę 15 listopada o godzinie 9:15 z Palenicy Białczańskiej wyjechał na trasę do Morskiego Oka wóz hybrydowy. Do wozu, który ma wspomagać pracę zwierząt, zaprzężono dwa konie.
Wozem hybrydowym podczas testu jechało 12 osób. Wóz zepsuł się powyżej Wodogrzmotów Mickiewicza, podobnie jak podczas poprzedniego testu.
Fundacja Viva monitorowała cały przejazd atestowaną kamerą termowizyjną. Na pierwszym odcinku trasy, aż do Wodogrzmotów Mickiewicza, kamera ta wskazywała, że silnik ma temperaturę około 3 stopni Celsjusza.
– Silnik „zobaczyliśmy” dopiero powyżej Wodogrzmotów – mówi Anna Plaszczyk z Fundacji Viva, która była obecna podczas testu – Bardzo szybko osiągnął wysoką temperaturę, a 1-1,5 km dalej wyłączył się. Testowany pojazd nie zdołał dojechać nawet do stromych serpentyn na ostatniej, najtrudniejszej części trasy – relacjonuje.
Obecni przy testach pracownicy Tatrzańskiego Parku Narodowego zadecydowali o przerwaniu doświadczenia.
– Przerwanie testu nie oznaczało jednak powrotu wozu na dół na lawecie i sprowadzenia koni bez niebezpiecznego ładunku na Palenicę Białczańską – mówi Cezary Wyszyński – Przerwanie testu polegało na zawróceniu wozu i powrotu na dół z 12 osobami. Konie biegnąc w dół kłusem z ładunkiem znacznie większym, niż w przypadku wozów jeżdżących tam każdego dnia, stwarzały zagrożenie nie tylko dla siebie, ale także dla pasażerów czy turystów będących tego dnia na trasie – dodaje.
Ekolodzy zwracają uwagę, że testy ruszyły na podstawie wyłącznie ustnego przyzwolenia prywatnej osoby, a nie Komisji Etycznej. – To niedopuszczalne, aby w ten sposób przeprowadzać testy na żywych organizmach – mówi adwokat Katarzyna Topczewska, pełnomocnik Fundacji Viva – Odbyło się to poza jakąkolwiek kontrolą. Przez to, że parametry wozu owiane są tajemnicą, nie wiemy jakim ładunkiem obciążono dodatkowo konie, kiedy silnik przestał działać – dodaje.
− Powiadomiliśmy prokuraturę i policję o planowanym doświadczeniu na zwierzętach – dodaje. Łukasz Janczy, pracownik Tatrzańskiego Parku Narodowego.