Elektryczna rewolucja
Wracamy do domu i podłączamy samochód do sieci. Pojazd ładuje się w nocy. Rano możemy spokojnie dojechać do pracy bez wizyty na stacji benzynowej. Na parkingu znowu podłączamy auto do specjalnego punktu i oddajemy część zgromadzonej energii, by mógł z niej skorzystać ktoś inny. Niemożliwe? Naukowcy twierdzą, że to nieodległa przyszłość.
Idea
Klaster Green Stream realizuje niezwykły projekt. Przedsięwzięcie, które na razie ma charakter naukowy, jest finansowane przez Unię Europejską. Klaster Green Stream otrzymał na jego realizację blisko 20 mln zł. Do konsorcjum należą m.in. Instytut Elektrotechniki i Stowarzyszenie Elektryków Polskich.
Chodzi o popularyzacje samochodów elektrycznych. Wizja obejmuje ekologiczny transport, ale też włączenie samochodów w system inteligentnego zarządzania energią. To nie tylko próba rozpoczęcia motoryzacyjnej rewolucji w Polsce, ale też wizjonerski plan zbilansowania całej energetyki.
Jeszcze w tym roku powstaną pierwsze punkty ładowania pojazdów elektrycznych. Będą wyglądać jak dobrze wszystkim znane parkometry. Ich produkcją zajmuje się warszawski Instytut Elektrotechniki. Punkty ładowania zostaną rozlokowane w pięciu polskich miastach: Mielcu, Warszawie, Krakowie, Gdańsku i Katowicach. Władze tych miast podpisały już list intencyjny w tej sprawie, co oznacza, że wkrótce zostanie wyznaczona ostateczna lokalizacja.
W Warszawie ma powstać 130 punktów, w Mielcu 30, a w pozostałych miastach około 50.
Zatrzymać energię
Pomysł jest oparty na zasobnikach energetycznych zdolnych do gromadzenia energii z różnych źródeł, takich jak np. małe farmy wiatrowe, biogazownie czy „solary”. Rolę zasobników spełniają stacjonarne instalacje, ale mobilnym zasobnikiem może być po prostu auto elektryczne. Samochód o zasięgu rzędu 170 km byłby zdolny zapewnić energię dla jednorodzinnego domku – nawet przez kilka tygodni.
– Zasobniki pozwolą na zbilansowanie systemu energetycznego; mogą one rozwiązać problem utraty energii w nocy – mówi Jacek Janowski, prezes firmy Green Stream Polska. – Prąd wyprodukowany i dostarczony do sieci, częściowo ulega rozproszeniu. Bezpowrotnie tracimy blisko 4% energii. Jeśli udałoby się ją zmagazynować, oszczędności w skali kraju byłyby gigantyczne – tłumaczy.
System będzie rozwijany lokalnie, we współpracy z gminami. Pomysłodawcy twierdzą, że dzięki temu podatnicy zaoszczędzą na horrendalnie drogiej rozbudowie sieci energetycznych.
Energia z zasobników zaspokoi potrzeby konkretnej gminy. Dzięki temu nie będzie konieczne przesyłanie energii na duże odległości, co jest niezwykle kosztowne i kłopotliwe pod względem technicznym. Wprowadzając dodatkowo odpowiedni system informatyczny do zarządzania przepływem i magazynowaniem energii, możemy otrzymać lokalną inteligentną sieć energetyczną, która spełnia wszelkie kryteria „Smart Grid”. Całość prac nad tym projektem koordynuje przewodniczący Rady Naukowej Klastra, profesor Jan Popczyk z Politechniki Śląskiej.
– W Polsce jest wystarczająco dużo energii i nie trzeba budować żadnych elektrowni atomowych – mówi Janowski. – Musimy tylko wykorzystać to, co jesteśmy w stanie wyprodukować w nocy, a czego nie potrzebujemy ze względu na porę – podsumowuje.
Interfejs pojazd- sieć
Koordynatorzy projektu podkreślają, że warunkiem realizacji pomysłu jest pojawienie się na polskich drogach samochodów elektrycznych. System, zwany na świecie Vehicle to Grid (V2G), umożliwia dwukierunkowy przepływ energii między pojazdem elektrycznym, a siecią elektroenergetyczną. Samochód pobierałby energię i w innym miejscu oddawał jej nadwyżkę do sieci lokalnej. Właściciele byliby zobligowani do oddawania części zgromadzonej energii (np. w czasie pracy).
Energia gromadzona w akumulatorach samochodowych, dzięki punktom ładowania, może być dystrybuowana w różnych lokalizacjach, zgodnie z zapotrzebowaniem. O koordynacje dystrybucji zadbałoby specjalne centrum, zdolne do monitorowania potrzeb na określonym terenie. W przyszłości powstaną specjalne stacje. Już teraz prowadzone są rozmowy z koncernami, które sprzedają konwencjonalne paliwo. Punkty szybkiego ładowania będą powstawać przy galeriach handlowych i marketach. Będziemy ładować samochody np. podczas robienia zakupów czy wizyty w restauracji.
– Niemieccy entuzjaści aut elektrycznych policzyli, że 100 tys. pojazdów na prąd mogłoby zasilić Niemcy przez jeden dzień. Jeśli połączymy samochody z zasobnikami stacjonarnymi, okaże się, że dysponujemy olbrzymią ilością energii – mówi Janowski.
Kilka miesięcy temu, na posiedzeniu Komisji Europejskiej przewidywano, że w 2015 roku w Europie będzie 500 tys. aut na prąd. Tymczasem niemiecki rząd zatwierdził plan rozwoju samochodów elektrycznych zakładający, że tylko w tym kraju, do 2020 roku, ma być ich 1 mln!
Pojazdy elektryczne jeżdżą po świecie od lat. Już dziś można zamówić modele, które na pierwszy rzut oka nie różnią się od zwykłych aut. Są wśród nich sportowe bolidy o imponujących osiągach. W Polsce też pojawią się producenci pojazdów na prąd. W podwarszawskim Pruszkowie właśnie ruszyła fabryka firmy Impact Automotive Technologies. Będzie tam produkowany trzykołowy RE-Volt.
Oszczędności
Wydajność akumulatorów w samochodach elektrycznych ciągle się zwiększa. Niedługo zastąpią je znacznie efektywniejsze kondensatory elektryczne. Na razie zasięg pojazdów na prąd rzadko przekracza 170 km (zasięg RE-volt wynosi 100 km). To zbyt mało, by ruszyć w trasę, ale wystarczająco, by swobodnie poruszać się po mieście. Przeciętny kierowca przejeżdża nie więcej, niż 50 km dziennie.
Specjaliści przewidują, że ekspansja elektrycznych pojazdów w Polsce nie będzie uzależniona od kupowania nowych samochodów elektrycznych. Prawdopodobnie rozwinie się rynek konwersji – można będzie przerobić samochód spalinowy na elektryczny w zwykłym warsztacie. W tej chwili to koszt około 30 tys. złotych. Jako pierwsze, z takiego rozwiązania będą korzystały firmy kurierskie i taksówkarskie. Pracujący w nich kierowcy przejeżdżają dziennie ponad 200 km. Są też plany, by przeróbek dokonywać już na poziomie taśmy produkcyjnej konwencjonalnych modeli. Nad takim rozwiązaniem zastanawia się FSO.
Najważniejszy powód, dla którego możemy spodziewać się ekspansji samochodów elektrycznych, to pieniądze. Zbigniew Kopeć z Zakładu Elektromechanicznego w Gdańsku przerabiającego samochody spalinowe na elektryczne szacuje, że koszty za przejechanie 100 km wynoszą 2,5 zł. Kopeć podkreśla, że w samochodach elektrycznych tańsza jest także eksploatacja – nie ma np. konieczności wymiany oleju.
Pozostaje jeszcze jeden problem, który muszą rozwiązać inżynierowie – czas ładowania. Może ono trwać nawet kilka godzin, choć w Stanach Zjednoczonych, które dysponują odpowiednimi źródłami energii, skrócono go do zaledwie kilku minut.
Już nie science-fiction
Oszczędności na paliwie są ewidentne. Z pewnością jednak pojawią się też trudne do przeskoczenia bariery. Więcej samochodów elektrycznych oznacza mniej podatków z akcyzy, a więc przynajmniej chwilowy spadek wpływu do budżetu. To może spowodować niechętne podejście władz do niezbędnych zmian legislacyjnych. Istnieje także ryzyko, że politycy zechcą sięgnąć do kieszeni podatników po łatwą zdobycz i nałożą na ładowanie akumulatorów jakąś formę podatku.
Na przyszłość samochodów elektrycznych można jednak patrzeć z optymizmem. Szczególnie, jeśli weźmiemy pod uwagę postawę koncernów paliwowych. Do niedawna blokowały one rozwój technologii. Kupowane patenty trafiały do szczelnie zamkniętych sejfów. Teraz jednak perspektywa zysku jest na tyle realna, że przemysł związany z paliwami sam zaczął inwestować w pojazdy na prąd.
Pierwsze punkty mają powstać do 15 grudnia. Będzie ich kilkadziesiąt. Prawdopodobnie powstaną w Warszawie. Wstępnie wybrane lokalizacje to m.in. stacja metra Młociny, Pl. Bankowy i Pl. Konstytucji. Teraz to, czy projekt będzie realizowany, zależy przede wszystkim od urzędników, ich aktywności oraz tego, czy zamierzają wywiązać się ze złożonych już deklaracji.
Polska idea na konwersje aut spalinowych na elektryczne. Wspracie dla doboru sprzetu i podczas konwersji, diagnostyka BMS iBMS
http://www.rs232.elektroda.eu