Resort rolnictwa zakręca kurek z unijnymi pieniędzmi – ekologiczni sadownicy zostają bez dopłat
Jak dowiedziała się „Rzeczpospolita” rząd ograniczył wsparcie finansowe dla produkcji certyfikowanych owoców. Nowe przepisy mogą zahamować rozwój ekologicznego sadownictwa w Polsce – alarmują producenci.
Zgodnie z nową wersją rozporządzenia ministra rolnictwa z dniem 15 marca nie będzie można zaczynać nowych pakietów z działania „rolnictwo ekologiczne”, wyłączając z tego owoce typu truskawka i malina. Na pozostałe owoce miękkie, krzewy jagodowe i sady nie będzie dopłat. O wsparcie nie mogą także ubiegać się sadownicy ekologiczni, którzy w 2012 r. skończyli realizację 5-letniego programu rolnośrodowskowego.
„Nie zmienia się przepisów w trakcie realizacji programu. Trwa jego realizacja na lata 2007-13, a przepisy zostały zmienione. W ten sposób nie można robić” – twierdzi senator PiS Grzegorz Wojciechowski.
Zmiany w prawie mają ograniczyć nadużycia w polskim rolnictwie ekologicznym. MRiRW powołuje się na dane, które sugerują, że mimo wzrostu powierzchni ekologicznych upraw sadowniczych, nie przekładało się to na produkcję certyfikowanych owoców.
Producenci obawiają się, że zmiany uderzą w uczciwych rolników i zakłady przetwórcze.
– Na pewno minister rolnictwa ma trochę racji, bo są zakładane plantacje i nie ma efektów w postaci sprzedanych owoców. Takie patologie, bo to nie jest rolnictwo ekologiczne, kiedy plantacje są zakładane, a owoce nie są produkowane, powinny być automatyczne wyłączone, a rolnik powinien być skreślony z listy producentów żywności ekologicznej. Ale tym rozporządzeniem krzywdzi się i tych rolników, którzy produkują owoce ekologiczne, mają certyfikaty, mają dokumenty na to, że sprzedają owoce z tych plantacji, i razem z tymi rolnikami, którzy sadzą tylko po to, by wziąć dopłaty, je likwiduje się – uważa producent żywności ekologicznej Henryk Marczak z Płus.
Zdaniem producentów uprawa owoców ekologicznych bez dopłat może okazać się nieopłacalna. Wynika to z tego, że uprawy te wymagają dużych nakładów na ich utrzymanie, a rolnicy zainwestowali ogromne środki finansowe, nierzadko korzystając z kredytów. Jak szacują producenci założenie hektara upraw sadowniczych kosztuje ok. 20 tys. złotych. A wsparcie finansowe w postaci dopłat (1,8 tys. zł do hektara rocznie) częściowo rekompensuje poniesione wydatki.
Argumenty te nie przekonały MRiRW – nowe rozporządzenie weszło już w życie.
…na Białorusi.Tam co prawda dopłat nie ma ale nie płacą składek na UE.
rolnictwo ekologiczne wymaga większego nakładu pracy, więc trzeba zachęcić do niego rolników.
Zupełnie nie wiem, na którym świecie żyjesz, pewnie mieszkasz w mieście i nie masz pojęcia jak wygląda życie na wsi. Idzie lato, wybierz się na wieś na urlop i zobacz jak rolnicy pryskają z dozowników, a dzieci bawią się obok i nawet zjadają owoce. Dawniej środki ochrony roślin były bardziej zjadliwe niż są dzisiaj, a rolnicy pryskali, dzieci zjadały od razu, dziś te dzieci są dorosłe i jakoś ci lidzie nigdy nie mieli problemów ze zdrowiem, pociesz si, że jedząc owoc czy warzywo z supermarketu jesz je po okresie karencji, nawet jeśli nie dostajesz mniejszą dawkę niż ci ludzie w dzieciństwie, choćby ze względu na masę (dorośli są ciężsi). Boisz się środków ochrony roślin bo pewnie nigdy nie miałaś z nimi nic do czynienia, tak jak rdzenna ludność Brazylii boi się samolotów:), zamiast obrażać lepiej poczytaj na ten temat. Nie twierdzę, że środki ochrony roślin są dobre, bo dzięki nim mogą wyginąć pszczoły, przyczyniają się do wyginięcia jętek i prawie wymarły chwasty polne (są miejsca gdzie całkiem wyginęły np. maki polne w Europie Zachodniej), ich używanie może zmienić trwale lokalne ekosystemy i mieć wpływ na przyrodę całego świata, ale nie przesadzajmy, że zagrażają ludziom, każda trucizna działa na określona masę ciała, jaki jest stosunek masy owada do masy człowieka? Środki chwastobójcze to pochodne hormonów roślinnych np. giberelin, które zaburzając homeostazę w ciele rośliny dają jej śmierć, zeaksantyna wykorzystywana w lekach na poprawę wzroku tez jest gibereliną. Środki owadobójcze są jak leki, trzeba je odpowiednio dawkować, żeby nie zaszkodzić roślinie i jak leki maja okres działania.
Coś Ty taka delikatna, wszyscy tak jedzą i żyją. Wielu ludzi, którzy w dzieciństwie jedli warzywa i owoce bezpośrednio po spryskaniu, nawet 5 minut nie minęło nigdy nie było chorych na raka, dzisiaj maja zdrowe dzieci, gdyby środki ochrony roślin były takie szkodliwe dla ludzi już by ich nie było, a zyją i mają zdrowe dzieci, więc proszę zamiast czytać brukowce rozejrzeć się w okół siebie. Gdyby ktokolwiek wiedział skąd te nowotwory to by dostał Nobla.
Nic się nie dzieje? Coraz więcej ludzi choruje na nowotwory, coraz młodsze dzieci. Poza tym sadów nie trzeba plewić. Może popryskaj sobie z dozownika na przyrost szarych komórek?
Też kupuję produkty z klasycznych upraw, albo sama je choduję, myślę, że ceny wynikają z nakładu pracy, łatwiej i szybciej jest popryskać z dozownika o łącznej masie z wodą ok. 10 kg, niż plewić ręcznie w deszczu czy upale, niestety większości ludzi nie stać na taki luksus jak eko-żywność, jednak prawie wszyscy jedzą tę klasyczną i żyją:), są zdrowi, kobiety rodzą zdrowe dzieci, więc nic sie ni dzieje:)
Przy okazji jest droższe a co za tym idzie nie wszystkich na to stać…