Koniec z niezdrową żywnością w szkołach
Chipsy, słodkie napoje, fast foody i inne rodzaje niezdrowej żywności znikną ze szkolnych sklepików. Sejm znowelizował ustawę o bezpieczeństwie żywności i żywienia.
Co konkretnie zniknie ze sklepików? Znowelizowana ustawa zakłada m.in., że w szkolnych sklepikach nie będzie można sprzedawać chipsów, niektórych ciastek , napojów energetycznych i jedzenia typu instant, czyli na przykład zupki w proszku.
Zakaz podawania, sprzedaży oraz reklamowania niezdrowej żywności ma obowiązywać w przedszkolach, szkołach podstawowych, gimnazjach oraz innych placówkach oświatowo i opiekuńczo-wychowawczych.
Za złamanie zakazu mają grozić kary w wysokości od 1 tys. zł do 5 tys. zł. Dyrektor placówki będzie mógł też rozwiązać umowę z firmą cateringową lub właścicielem sklepiku. Kontrola przestrzegania zakazu będzie prowadzona przez Państwową Inspekcję Sanitarną.
Nowelizacja ma wejść w życie 1 września 2015 r., przy czym daje ona prowadzącym sklepiki 3 miesiące na dostosowanie swojej działalności do nowych przepisów.
Najnowsze, ogólnopolskie badania przeprowadzone wiosną 2013 roku przez Instytut Żywności i Żywienia wskazują, że co czwarty uczeń w Polsce ma nadwagę lub jest otyły. Problem dotyczy aż 28 proc. chłopców i 22 proc. dziewcząt w ostatnich klasach szkoły podstawowej.
Kolejny sposób mówienia Kowalskiemu co jest dla niego dobre. Wszak indoktrynacja zaczyna się już w przedszkolu.
To rodzice powinni wpajać zdrowe postawy sprzeciwu wobec żywności fast food i GMO. Ale urzędnik nie powinien nad nimi stać.
Takie zakazy nie mają sensu. Przecież sklepikarze szkolni mają w ofercie sprzedaży to co klient, czyli dziecko, sobie życzy. Jeżeli nie dostanie tego w sklepiku to rzecz jasna kupi to w sklepie obok szkoły. Poskutkuje to jedynie tym że sklepiki szkolne przestaną funkcjonować.To absurd. Nie rozumiem dlaczego zakaz nie dotyczy wszystkich sklepów, skoro rządzącym tak zależy na zdrowiu i odchudzeniu dzieci. Sama prowadzę sklepik i bardzo zależy mi na promowaniu zdrowego żywienia, ale to powinno wychodzić z domu, żeby dzieci wiedziały jakich produkty są niezdrowe i ich nie kupowały, a chciały kupować zdrowe jedzenie. Tymczasem one domagają się słodyczy, chipsów i fast foodów. Próbowałam sprzedawać jogurty, owoce, wafle ryżowe, soki bez cukru, batoniki z obniżoną zawartością cukru typu fitness itp, zainteresowanie uczniów – zerowe. Problemem nie jest sklepik, ale złe nawyki żywieniowe dzieci.
Zgadzam się w 100%. To głupota.