Czysta ziemia
Z prof. JANEM SIUTĄ z Instytutu Ochrony Środowiska rozmawia HANNA LEWANDOWSKA
Fot. pochodzi z archiwum SN
– Nie tylko odpady są przedmiotem moich zainteresowań. Zajmuję się ochroną środowiska, a zwłaszcza ochroną powierzchni ziemi. A wszystko co jest odpadem znajduje się na niej. Muszę więc starać się, by mniej ziemi szkodziły, a przynajmniej w części zostały z pożytkiem wykorzystane.
– Jaka jest w rzeczywistości nasza ziemia, jak wypadamy na tle innych krajów Unii Europejskiej?
– Trudno to jednoznacznie określić. Był czas, kiedy procesy degradacji postępowały bardzo intensywnie, powstawały wielkie inwestycje, stosowano nowe technologie, często mało jeszcze dojrzałe i nie zdawaliśmy sobie niekiedy sprawy, jakie szkody możemy wyrządzić w środowisku. Dotyczy to nie tylko Polski. Na całym świecie najpierw trzeba było nabroić, by po jakimś czasie pójść po rozum do głowy i powstałe szkody naprawiać. Fakt, że później niż wiele innych krajów weszliśmy na drogę intensywnego rozwoju spowodował, iż degradacja środowiska jest stosunkowo mała. Poza Śląskiem, zagłębiem miedziowym, zagłębiem siarkowym i rejonem Krakowa intensywna degradacja środowiska wystąpiła lokalnie wokół dużych kombinatów przemysłowych. Nieporozumieniem było jednak wyznaczenie obszaru zagrożenia w stopniu katastrofy ekologicznej w rejonie Trójmiasta. Uczyniono to, ponieważ wody Zatoki Gdańskiej nie spełniały wymogów ekologiczno-sanitarnych. Strefy zagrożenia ekologicznego wyznaczono jednak na lądzie, a nie w obrębie zatoki.
– Uważa Pan, że autorzy map stref ekologicznego zagrożenia byli zbyt gorliwi?
– Raczej sporządzali te mapy w sposób dość prymitywny. Ochrona środowiska stała się w pewnym okresie domeną gry politycznej. W efekcie mieliśmy na polskich mapach obraz dotkniętej katastrofą ekologiczną Polski, a w sąsiadującej NRD środowisko naturalne było wręcz czyste. Polsce przypięto etykietę kraju o wysokiej degradacji ekologicznej. I ten obraz wlecze się za nami. Na niektórych mapach ciągle są oznaczone czarnym kolorem obszary, na których stopień degradacji był i jest niewielki.
– Jaki jest rzeczywisty obraz naszego kraju?
– Polska leży w strefie klimatycznej, która sprzyja postępującemu zakwaszeniu gleb. Tam, gdzie opady atmosferyczne przeważają nad parowaniem jest to naturalne. Mamy przy tym dużo lasów, które lubią kwaśne środowisko. Wszystkie te kwaśne gleby potraktowano jako zanieczyszczone przez przemysł. To niezrozumienie istoty zagadnienia. Nasze środowisko jest jeszcze w dużym stopniu środowiskiem półnaturalnym, bo całkowicie naturalnych środowisk na naszym globie prawie już nie ma. Są to głównie doliny rzek, tereny bagienne, których w zachodnich krajach już nie ma. Wszystko tam osuszono, wyrównano i zagospodarowano.
– My też się staraliśmy to zrobić, ale na szczęście nie bardzo się udało…
– Przyszedł czas, kiedy zaczynamy cenić to, czego niedawno jeszcze się wstydziliśmy. Przyjmując jako miernik rolnictwa ekologicznego zużycie nawozów azotowych na jednostkę powierzchni upraw i porównując je z dawkami nawozów stosowanych w Europie Zachodniej można powiedzieć, że polskie rolnictwo jest ekologiczne. Zużycie nawozów azotowych jest u nas trzykrotnie niższe niż w tamtych krajach.
– Wieś jest biedna, nawozy drogie, a efekt pożądany. Moglibyśmy powiedzieć, że dobrze jest, gdy jest źle?
– Bez przesady. Zbyt niskie nawożenie też dawać może ujemne skutki ekologiczne. Inna sprawa to znaczna ilość gruntów, na których produkcja nie jest efektywna. Są to gleby VI i w znacznej mierze również V klasy, a także położone na zboczach, nazywane często ziemiami marginalnymi. Jaki to jednak margines, gdy jest ich tak dużo? Dobrze się stało, że stworzono już prawne podstawy do zalesiania tych terenów. Mamy też dużo jeszcze gleb poleśnych, z natury kwaśnych, których nie zdążyliśmy jeszcze odkwasić. W porównaniu z Zachodem pozostajemy w tyle. Duże zaniedbania mamy też w melioracjach.
– Jak pamiętam meliorowaliśmy na potęgę, tam, gdzie było to potrzebne i tam, gdzie kłóciło się to ze zdrowym rozsądkiem.
– To prawda. Ale prawdą jest też, że zmeliorowane tereny pozostawały nie konserwowane przez długi czas. Mamy w tym względzie duże zaniedbania. Wszystko to są sprawy do odrobienia. Pojawiają się też nowe zagrożenia. Mamy przed sobą ogromne przeobrażenia strukturalne w rolnictwie, rozpęta się żywioł, którego nikt nie będzie kontrolował i nad nim panował, choćby z tej przyczyny, iż nie istnieją w tym zakresie regulacje prawne. Co gorsze, nie istnieje świadomość, iż są one potrzebne.
– Nie sądzi Pan, że wciąż pokutuje przekonanie, że niewidzialna ręka rynku wszystko załatwi? I nie zastanawiamy się przy tym, czy będzie to z korzyścią dla ziemi, na której żyjemy.
– Jest to, niestety, dość powszechne. Ktoś zakłada fermę, a nikt się nie zastanawia, czy jest to zgodne z zasadami ochrony środowiska, prawem budowlanym itp. Upatruję w tym poważne zagrożenie tworzenia racjonalnych struktur przestrzennych. To samo dotyczy gospodarki odpadami. Odpady, w mniejszej lub większej ilości, są wszędzie. Ich usuwanie i gospodarowanie nimi pozostaje zaś często w rękach mało kompetentnych urzędników i równie niekompetentnych firm goniących od przetargu do przetargu.
– Przynależność do Unii Europejskiej nakłada na nas nowe obowiązki w zakresie ochrony środowiska, musimy respektować wiele obowiązujących w niej przepisów…
– W krajach unijnych wymogi są wysokie i do ochrony środowiska przywiązuje się wielką wagę. Stąd rozbudowany, moim zdaniem niekiedy nadmiernie, system regulacji prawnych i administracji. Ale efekty takich działań są widoczne. Zdegradowane wcześniej środowisko, powietrze, ziemia i wody stopniowo odzyskują swe naturalne walory. Panuje u nas błędne przekonanie, że wystarczy ustalić, jakie obszary są chronione, by bez żadnych działań i starań z naszej strony, same broniły się przed przeciwnościami. To nieprawda. W dzisiejszym świecie nie ma już obszarów całkowicie wolnych od zagrożeń. Objęcie ochroną oznaczać więc musi konieczność podejmowania działań organizacyjnych mających na celu zachowanie pożądanego naturalnego stanu.
– Nie możemy więc liczyć na to, że środowisko samo się uchroni przed niekorzystnymi dlań zmianami?
– Nie. Jeśli nie będzie obszarem faktycznie chronionym stanie się po prostu terenem porzuconym i zaniedbanym. Najlepiej widać to u nas na obszarach bagiennych, które zostały zmeliorowane i przekształcone w użytki zielone: łąki i pastwiska. Dzisiaj straszą widokiem porośniętych bujnymi chwastami połaci ziemi, która nie tak miała przecież wyglądać. Podobne zjawisko występuje w Stanach Zjednoczonych, gdzie wzdłuż zachodniego wybrzeża ciągną się wspaniałe lasy, które do dziś przetrwały w stanie naturalnym. Przy szlakach komunikacyjnych nie ma już jednak tych pięknych lasów. Wyparły je przyniesione przez cywilizację drzewa – chwasty, nie mające nic wspólnego z naturalnym drzewostanem, który tu kiedyś istniał.
– U nas pobocza dróg pokrywają śmieci. Pan zajmuje się od lat utylizacją odpadów. Czy skazani jesteśmy na życie wśród odpadów?
– Już dawno napisałem w jednej z książek, że każdy materiał wytworzony i przemieszczony, a nie spożytkowany, staje się odpadem. Każdy odpad może zaś zostać przetworzony i stać się surowcem, bądź być wykorzystany bezpośrednio. Wszystko zależy w praktyce od możliwości ekonomicznych, bo sposób rozwiązania problemu zawsze można znaleźć. Generalnie rzecz biorąc sytuacja w Polsce nie jest obecnie zła. Znany jestem z tego, że lubię narzekać i wytykać zaniedbania. Przyznać jednak muszę, iż w gospodarce odpadami nastąpił wyraźny postęp. Gdy kilkanaście lat temu zwracałem uwagę, iż potrzebna jest ustawa o gospodarce odpadami uważano, iż ustawa o kształtowaniu i ochronie środowiska wszystko załatwia. Dziś szczęśliwie zagadnienia związane z gospodarką odpadami doczekały się, choć jeszcze nie w pełni, odpowiednich regulacji prawnych. Wymuszają one minimalizację wytwarzania odpadów nawet poprzez zmianę technologii produkcji oraz wykorzystywanie zasobów tkwiących w odpadach. Optymalna byłaby sytuacja, gdyby np. w rzeźni już w trakcie rozbiórki wszystkie części przeznaczane były bądź do celów spożywczych, bądź jako półsurowce do dalszej przeróbki. Dotyczy to skór, sierści, krwi, kości itd. Teraz w wielu jeszcze rzeźniach traktowane są one jako odpady, choć w rzeczywistości mogą stanowić surowiec do dalszej obróbki. To nie są odpady lecz surowce wtórne.
– Minimalizacja wytwarzania odpadów sprawy do końca nie załatwia. Nadal powstają, tyle, że jest ich mniej. Czy dajemy sobie radę z ich usuwaniem i likwidacją?
– Przede wszystkim wiele dawniej bardzo uciążliwych odpadów potrafimy dziś przetwarzać. Dotyczy to np. odpadów górniczych, które okazały się bardzo cenne. Upiorne popioły są dziś surowcem do produkcji cementu, materiałów budowlanych, nawierzchni dróg i obwałowań, do wypełniania wyrobisk. Niektóre popioły, zawierające dużo wapnia, mogłyby być spożytkowane do wapnowania gleb w ogromnej mierze u nas zbyt kwaśnych. W elektrowni Opole wszystkie popioły poprzez hermetyczne instalacje trafiają do szczelnych samochodów, które dostarczają je do odbiorców.
Nieład panuje jednak jeszcze w gospodarce wieloma odpadami: komunalnymi, osadami ściekowymi. Właściwie póki nie stworzy się systemu selektywnego gromadzenia i odbioru tych odpadów trudno mówić o postępie, a tym bardziej o sukcesie na tym polu.
– Sądzi Pan, że póki każdy z nas nie będzie selekcjonował odpadów upychając je w workach foliowych nie uporamy się z problemem?
– Selekcjonowanie odpadów jest konieczne, ale winno się odbywać bez worków z folii, które same w sobie są odpadem. Potrzebne są pojemniki wymienne na odpadki organiczne, które można z powodzeniem kompostować, na szkło, makulaturę i tworzywa sztuczne. Tu nie ma lepszego rozwiązania, jak taki system, w którego działanie wszyscy bylibyśmy zaangażowani.
– Dziękuję za rozmowę.
Prof. Jan Siuta – autor licznych badań i wdrożeń ekoinżynieryjnych w rejonach przemysłowych (Puławy, Toruń, Konin, Police, Bełchatów, zagłębie siarkowe, zagłębie bełchatowskie, Lubelskie Zagłębie Węglowe, Port Północny), technologii rekultywacji gruntów, gospodarki odpadami w środowisku. Współzałożyciel (1990 r.) i prezes Polskiego Towarzystwa Inżynierii Ekologicznej. Monografię badań i wdrożeń pt. „Inżynieria ekologiczna w mojej działalności” opublikował w 2002 r.
Rozm. Hanna Lewandowska, Sprawy Nauki 2004-10-06