Inwestowanie w przyrodę to inwestowanie w jakość życia
Czy miasto musi być betonową pustynią? Czy każda infrastrukturalna inwestycja musi wiązać się z wycinką setek drzew? O swojej walce o utrzymanie zieleni w mieście opowiada Urszula Niziołek-Janiak − Radna Rady Miejskiej w Łodzi.
KacperEKO: Czym dla Ciebie jest ekologia?
Urszula Niziołek-Janiak: Nie jestem specjalistą w tej dziedzinie, więc moja odpowiedź będzie pewnie zbyt ogólna – ekologia to odpowiedzialność za to, jaki świat przekażemy dzieciom, czy zubożymy go w imię zarobku, czy postaramy się go jak najmniej zniszczyć.
Skąd u Ciebie zainteresowanie przyrodą?
Nie mogę stwierdzić, że dziś interesuję się przyrodą w jakimś szczególnym stopniu, chyba w młodości dogłębniej interesowałam się tym tematem. Obecnie wynika to z odpowiedzialności za miasto, za warunki życia łodzian w tym mieście. Często to ludzie zwracają się do mnie z problemami (np. bezmyślne wnioski o wycinki drzew, problemy odwodnienia dróg) czy propozycjami. Mieszkam w centrum Łodzi, widzę, jak mieszkańcy uciekają z tego centrum w bardziej zielone obszary miasta. Bardzo mnie to martwi i uważam, że to jeden z najważniejszych problemów do rozwiązania w programie rewitalizacji. Dodatkowo mam świadomość, że historycznie w Łodzi było sporo ulic ze szpalerami drzew, które dziś idiotyczne przepisy rugują.
Jak długo rozwijasz tą pasję?
W różnym stopniu od 17 roku życia.
Twoja pierwsza inicjatywa ekologiczna, w której brałaś udział?
Podczas nauki w szkole średniej włączałam się w działania Greenpeace, ale to było tak dawno temu… Bardzo cenię wszystkie drobne działania organizacji pozarządowych, ale też „zwykłych” mieszkańców dot. zazieleniania skrawków ziemi w Łodzi. Staram się inspirować do takich działań. Dobrze, że łodzianie dostrzegają brak zieleni i zwracają się do mnie o interwencję w dziesiątkach spraw.
Miałem przyjemność, bądź nie przyjemność, współpracować z wieloma samorządowcami i każdy z nich słysząc o zieleni miejskiej kręcił nosem, że to koszty, że nic nie można na tym zyskać. Ty zaprzeczasz temu wizerunkowi.
Według mnie to oczywiste, że miasto bez roślin, owadów, ptaków jest martwe i nieprzyjazne dla mieszkańców. To równie ważne,


a może i ważniejsze niż równy chodnik czy ciepła woda w kranie. Jeśli śródmiejskie kwartały nie zapewnią mieszkańcom dobrej jakości terenów rekreacji, ale i sąsiedzkich spotkań, wszyscy stąd uciekną! Oczywiście muszą to być miejsca czyste i bezpieczne, ale najczystszy betonowy plac nie przyciągnie ludzi. Dlatego uważam, że inwestowanie w przyrodę to inwestowanie w jakość życia i nie wolno na tym oszczędzać. Jakość życia to nie drogi, tylko w dużej mierze to, jak spędzamy wolny czas.
Co Ciebie popchnęło do działania na rzecz ochrony przyrody?
Mnóstwo potrzeb w tej dziedzinie wokół − to chyba najprostsza odpowiedź. Klepiska zamiast skwerków, wychodki zamiast trawników, źle pielęgnowane latami drzewa – a jednocześnie walka ludzi z każdą wycinką czy zaniedbywaniem zieleni.
Jak inni łódzcy działacze odbierają Twoje działania?
Reakcja jest różna, o ile jest. Większości interwencji nie widać, nie piszą o nich media, o tym, że coś się zmieniło wiedzą często tylko zgłaszający problem ludzie.
Co uważasz za swoją największą porażkę?
Myślę, że zrobiłam bardzo mało, by łodzianie zaczęli szanować skwerki i włączyć się w ich pielęgnację. Przeforsowałam kilka zielonych zmian w inwestycjach, ale dbać o nie muszą służby miejskie. Mieszkający po sąsiedzku ludzie nie zwracają uwagi, że skradziono krzew…
Co wg. Ciebie jest Twoim największym sukcesem?
W tej dziedzinie? Jestem dumna z czterech interwencji, bo oznaczają one zmianę w postrzeganiu zieleni przez urząd. Niesamowicie cieszy mnie posadzenie w chodniku (!) drzewek na ul. Kopernika, mimo wcześniejszego sprzeciwu drogowców. Warto było udowadniać, że da się ochronić przed wycinką kilkadziesiąt drzew na Inflanckiej (szkoda, że nie udało się z kasztanowcami w pasie rozdzielającym jezdnie) i zwiększyć ilość zieleni po północnej stronie ulicy. Udało się z pomocą mieszkańców przekonać Zarząd Dróg, by ogrodził i zagospodarował w ramach remontu ulicy „na zielono” klepiska przy ul. Zielonej. I jeszcze sprawa wycinki prawie 2 tys. drzew w Nowosolnej – deweloper żądał wskazania łatwych do obsadzenia terenów miejskich na nasadzenia zamienne, udało się przekonać Wydział Ochrony Środowiska, że opłata za wycinkę ostudzi nieco zapał drwali, a pozyskane pieniądze można wykorzystać na odwodnienia czy posadzenie drzew tam, gdzie trzeba użyć osłon korzeni, czyli prowadzić planowe nasadzenia, a nie pod dyktando inwestora.
Czy masz w sobie poczucie pewnej życiowej misji?
Hahaha, mąż mógłby coś o tym powiedzieć, ma moje poczucie misji na głowie 24 godziny na dobę, łącznie z urlopami!
A teraz opowiedz może trochę naszym czytelnikom o swoim projekcie dotyczącym ptaków w miastach
Wiele osób, zwłaszcza starszych, zwraca mi uwagę, że w ich okolicy jest coraz mniej małych ptaszków, których obserwowanie czy dokarmianie dawało ludziom poczucie kontaktu z przyrodą. Wiem, że są miasta, które prowadzą programy wspierające zwiększanie populacji wróbli czy jerzyków. Mam nadzieję, że we współpracy z Uniwersytetem Łódzkim, Zarządem Zieleni Miejskiej i Wydziałem Budynków i Lokali uda się polepszyć warunki gniazdowania i ilość pokarmu dla ptaszków w Łodzi. Bardzo cieszy mnie zainteresowanie takim programem prezesa jednej z łódzkich spółdzielni mieszkaniowych.
Ogólnie rzecz biorąc sytuacja zieleni miejskiej w Łodzi nie wygląda za dobrze, jakie masz pomysły na rozwój tego typu terenów mieście?
Przede wszystkim zieleń w mieście nie może ograniczać się do pustych parków, z zakazem deptania trawników. Od początku kadencji mówiłam o ożywieniu tych przestrzeni. Ten etap mamy już za sobą – dziś w parkach odbywa się mnóstwo zajęć ruchowych, imprez, plenerów, w wybranych miejscach wolno grillować, a koce piknikowe to codzienność. Trudniej jest, jak wspominałam, zachować w dobrym stanie przyuliczną zieleń, narażoną na wybryki chuliganów, czy zimowa solenie dróg. Myślę, że tu może pomóc wyłącznie współpraca z okolicznymi mieszkańcami, bardzo ważne są inicjatywy lokalne, nakierowane na zieleń. Kolejną sprawą są tereny pozbawione drzew przy ulicach, z trawnikami rozjechanymi przez samochody oraz z parkami na obrzeżach. Takim miejscem jest piękne Stare Polesie! Należy szukać tam możliwości utworzenia małych parków blisko ludzi, parków kieszonkowych, nawet kosztem uzupełniania zabudowy. Z kolei na podwórkach i wewnątrz kwartałów Śródmieścia są ogromne ilości niezagospodarowanej zieleni, w tym olbrzymich drzew, rugowanych przez samochody – uważam, ze to nasz łódzki skarb, trzeba regulować ich stany prawne i zagospodarować dla mieszkańców kwartałów jako kameralne miejsca odpoczynku. Bardzo krytycznie podchodzę do proponowanych przez Biuro Architekta Miasta integratorów-parkingów, proszę mi wyjaśnić, jaka to integracja w spalinach?
Jak prezydent miasta reaguje na Twoje pomysły?
Nigdy nie spotkałam się z oporem władz wykonawczych, problemem jest brak zainteresowania właściwych komisji Rady Miejskiej projektami dużych inwestycji na etapie tworzenia ich założeń – wtedy jest czas na interwencję, a nie, gdy ekipa wchodzi na teren budowy! Radni powinni nauczyć urzędników, opisujących inwestycje, że ulica to przestrzeń publiczna o różnych funkcjach. Bez zachowania i podniesienia jakości zieleni, nie będzie środków na realizację zadań.
Dlaczego zieleń miejska jest jedną z Twoich głównych działalności w Radzie Miejskiej w Łodzi?
Taka jest potrzeba miasta
Co możesz poradzić innym ludziom, samorządowcom, którzy też chcą polepszać nasze życie poprzez właśnie dbałość o tereny zielone w miastach?
Doceniajcie wagę przyrody w życiu mieszczuchów – każdy woli widok na ogród niż na market. Miejsca postojowe nie muszą być zabetonowaną pustynią! Nadzorujcie pisanie założeń do projektów drogowych – to one w dużej mierze niszczą nasze otoczenie! Śledźcie, co udało się zrobić innym miastom, wymieniajcie się doświadczeniami, jak to robić, by kabel telefoniczny nie oznaczał wyroku dla stuletnich grochodrzewów. Śledźcie przepisy, z czym wiąże się remont, a z czym przebudowa ulicy. Domagajcie się udowodnienia, że „nie da się” i wtedy szukajcie różnych możliwości – jeśli nie mieści się drzewo, to może zielona ściana lub kwietna łąka? Trawnik schnie, to może roślinność okrywowa? Żądajcie wglądu w dokumentację powykonawczą – może jest miejsce na rośliny, choć wyglądało na to, że nie wszędzie instalacje? Nie pozwalajcie, by każdy wniosek o wycięcie drzewa był akceptowany – liście na masce czy nasiona w mieszkaniu to nie powód, by zabić szpaler drzew. Rozmawiajcie ze specjalistami – skwerek przyuliczny może być podlewany deszczem, a nie przez niego gnić, a odwodnienie drogi nie musi być rurą kanalizacyjną. Tego i sobie, i Wam życzę – bo takie rozwiązania stoją jeszcze i przed Łodzią. W przyszłej kadencji Łódź musi postawić na rewitalizację – infrastrukturalną, rozwoju sektora MSP, społeczną i zieloną.
Dziękuję za rozmowę





Czy można dowiedzieć się konkretnie, jak zapobiec wycince drzew?
Pani Urszulo, jest Pani wyjątkiem wśród urzędników. Bo wyciąć drzewo jest po prostu łatwiej….
Gratuluję postawy i pozdrawiam