Zielone obietnice i brązowa rzeczywistość, czyli ekologiczne wybory po polsku
Ach, wybory prezydenckie w Polsce – ten magiczny czas, kiedy każdy kandydat kocha ludzi, drzewa i wiatraki bardziej niż własną matkę. Kiedy mikrofony rozgrzane są do czerwoności, a obietnice do zieloności. Polska znów będzie liderem walki o klimat! Elektrownie węglowe zamienimy w ogrody sensoryczne, smog ustąpi miejsca czystemu powietrzu pachnącemu szałwią, a każda krowa dostanie osobistego dietetyka, by jej metan był „eko”.
Tak, kampania wyborcza to jedyny moment, kiedy politycy mówią więcej o planecie niż o podatkach i – co ciekawe – przez chwilę wydaje się, że naprawdę rozumieją różnicę między recyklingiem a recytowaniem obietnic.
Weźmy kandydata X – obiecuje, że do 2030 roku Polska będzie neutralna klimatycznie. Świetnie! A potem w kuluarach jego sztabu pada pytanie: To my mamy tyle paneli słonecznych, żeby zasilić cały kraj? i konsternacja. Albo kandydatka Y – chce zakazać plastiku wszędzie, nawet w protezach. Oklaski! Ale czy ktoś już wspomniał, że jej sztab wyborczy wydrukował 800 tysięcy ulotek na kredowym papierze?
To trochę jak z postanowieniami noworocznymi: każdy chce zdrowiej jeść i mniej śmiecić, ale kończy się jak zawsze – kebab w styczniu i plastikowa torba „bo deszcz padał”.
Nie zrozumcie mnie źle – jestem za ekologią. Mam w domu pięc worków do segregacji (w tym jeden na wyrzuty sumienia), piję głównie wodę mineralną i znam różnicę między CO₂ a O₂. Ale jestem też realistką. Polska polityka klimatyczna przypomina często jazdę elektryczną hulajnogą po błotnistej drodze – ładnie wygląda na instagramie, ale w realu kończy się wywrotką.
A przecież da się inaczej. Nie trzeba od razu budować elektrowni na miłość do natury, ale może zamiast stawiać wiatraki w programach wyborczych, postawić je w końcu w terenie? Może zamiast grzmieć o zielonym ładzie, po prostu wymienić flotę urzędowych aut na elektryki – nawet jeśli przez chwilę prezydent nie zdąży na golfa.
Zbliżają się wybory – to dobry moment, żeby słuchać nie tylko tego, co mówią kandydaci, ale też tego, czego nie mówią. Na przykład: skąd wezmą na to wszystko pieniądze? Bo ekologiczna obietnica bez budżetu to jak rower bez pedałów – ładny, ale nie pojedzie.
Czy któryś kandydat naprawdę zaskoczy i wprowadzi Polskę na zieloną ścieżkę? Nie wiem. Ale jedno jest pewne – po wyborach wielu z nich trafi z zielonej planety prosto na brązową ziemię codziennych kompromisów.
I wtedy właśnie zaczyna się prawdziwa polityka. Niestety bez filtrów.
Opublikowany: 14 maja, 2025 | Zaktualizowany: 15 maja, 2025



