Nowy sprzęt na wcześniejszą emeryturę
Twój laptop zaczął się psuć zaraz po skończonej gwarancji? Zbieg okoliczności? Wcale nie! To zjawisko planned obsolescence. Na czym dokładnie polega?
Planned obsolescence, czyli planowane starzenie to dostarczanie konsumentom produktów o krótkiej żywotności po to, by końcowy odbiorca był zmuszony częściej dokonywać zakupu.
Czy to nowe zjawisko? Jak się okazuje nie. Już na początku XX wieku przestrzegano przed trwałością produktów. Dlaczego? Wówczas maszyny zaczęły produkować coraz więcej po coraz niższych cenach i konsument nie nadążał z kupowaniem produktów. Nastał kryzys. A lekarstwem okazała się właśnie planowana nieprzydatność. Mimo, że pomysł okazał się zbyt radykalny, to i tak w latach 50 powrócono do tej idei. Tym razem konsument sam zgodził się na wymianę. Dzięki temu często kupował nowe i modne rzeczy.
A dzisiaj? Warto zadać sobie pytanie: ile sprzętu elektrycznego bądź elektronicznego przechowujesz w swojej piwnicy czy to dobrowolnie – ponieważ nowszy produkt wydał się atrakcyjniejszy – czy to pod przymusem, z powodu jakiejś awarii? Chcesz, czy nie chcesz – musisz kupić. No chyba, że jesteś „łowcą gadżetów”.
Sprzęt można zawsze spróbować naprawić samemu. Jest jedno „ale”. Ceny części zamiennych są zwykle na takim poziomie, że naprawa w ogóle się nie opłaca. Nawet nie wiemy, że padamy ofiarą sztuczek producentów. Uznajemy sprzęt za zepsuty, a przyczyną awarii okazuje się być jeden element, który w rzeczywistości wart jest kilkanaście groszy. To producenci trzymają schematy urządzeń pod kluczem. Zdaniem niektórych ekonomistów takie działania mogą napędzić rozwój gospodarki. Czy na pewno?
Cały plan opiera się na tzw. „micie zbitej szyby”, który czas w tym momencie obalić. Użyjmy w tym celu często podawanego przykładu.
Obok sklepu przechodził student, któremu nie poszło na egzaminie. Swoją złość wyładował na szybie. Właściciel musiał zatem wydać pieniądze na szklarza, ale w ten sposób według lokalnej społeczności właściciel pobudził gospodarkę. Bo w jaki sposób zarabialiby szklarze, gdyby nikt nie wybijał szyb?
Popatrzmy. Przecież właściciel mógł inaczej spożytkować pieniądze wydane na pokrycie strat kupując inne dobro np. samochód. Wówczas również pobudziłby gospodarkę. A co ze szklarzem? Mógłby poszerzyć swój asortyment, który trafiałby do przedsiębiorców, którzy kupiliby go za wcześniej zarobione pieniądze. Warunek? Szklarz musi wykazać zaangażowanie i poświęcić na to swój czas.
I chyba w tym największy problem…




Dobrze, że poruszyliście ten bardzo istotny problem – wydaje się, że spece od sprzętu celowo produkują takie badziewie. Jakiś dziwnym zbiegiem okoliczności urządzenia z reguły psują się zaraz po skończeniu się gwarancji. Ja tu żadnego zbiegu okoliczności nie widzę, a celowe działanie