Birma: zabitych może być nawet 100 tysięcy
Rośnie liczba ofiar cyklony, który uderzył w Birmę. Głoduje niemal milion mieszkańców, ale junta wojskowa wciąż blokuje dostawy pomocy humanitarnej.
– Docierają do nas informacje, że ofiar śmiertelnych w rejonie delty Irawadi może być nawet 100 tysięcy – powiedziała wczoraj Dhari Villarosa, amerykańska chargé d’affaires w Birmie. Dotychczas podawano oficjalnie, że zginęły 22 tysiące ludzi. Wiadomo jednak, że ofiar jest znacznie więcej.
Na południu Birmy pod wodą jest 5 tysięcy kilometrów kwadratowych ziemi. Od pięciu dni Birmańczycy piją mleko z kokosów, bo nie ma pitnej wody. Na bazarze w Rangunie można ją kupić w butelkach, ale cena w ciągu ostatnich pięciu dni kilkakrotnie wzrosła. Zdesperowani ludzie zaczęli szturmować rozlewnię wody pod Rangunem. Ale i tam usłyszeli: – Nie ma. Woda się skończyła.
Na zalanych terenach zaczyna się szerzyć malaria i inne choroby. Dramatycznie potrzeba lekarstw i środków higienicznych. – Trwa wyścig z czasem – apeluje organizacja Save the Children. Na pomoc mieszkańcom ruszyły setki buddyjskich mnichów. Chwycili za siekiery. Odgruzowują przywalone przez drzewa domy.
Tymczasem wojskowa junta wciąż utrudnia sprawną pomoc humanitarną. Sekretarz stanu Condoleezza Rice wezwała władze Birmy do przyjęcia pomocy. Francja chce natomiast, aby ONZ zmusiła Birmę do otwarcia granic.
– Co z tego, że ONZ właśnie uzyskała pozwolenie na dostarczenie pomocy humanitarnej, skoro jej pracownicy wciąż czekają na wizy – alarmuje Richard Horsey z biura ONZ ds. koordynacji pomocy humanitarnej.