Co dalej z wycinką drzew na prywatnych posesjach?
Przepisy dotyczące wycinki drzew na prywatnych posesjach to projekt bardzo dobry z punktu widzenia prawa własności, bo każdy ma prawo robić ze swoją działką, co chce ‒ powiedział w poniedziałek minister środowiska Jan Szyszko.
Od 1 stycznia 2017 r. prywatni właściciele nieruchomości mogą bez zezwolenia wyciąć drzewa lub krzewy na swoich posesjach. Prezes PiS Jarosław Kaczyński powiedział, że jest przeciwny wycince.
Szef resortu środowiska Jan Szyszko, pytany wieczorem w TVP Info o to, że prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński zadeklarował w poniedziałek, iż przepisy dotyczące wycinki drzew na prywatnych posesjach muszą zostać zmienione, odpowiedział dziennikarzowi: „To jest informacja, którą pan posiada”.
„Ja myślę, że pan premier Kaczyński jest na pewno człowiekiem, który dokładnie rozważa wszelkiego rodzaju ustawy i na pewno rozważa tak, aby ustawy były sprawiedliwe, dobre (…) i równocześnie nie budziły jakichkolwiek wątpliwości również i korupcyjnych” ‒ mówił.
Dodał, że trzeba szanować prawo własności. „Mam prawo zagospodarować sobie mój ogród, żeby drzewo pasowało do architektury krajobrazu, który ja sobie (…) stworzyłem” ‒ zaznaczył.
Jak mówił, „to projekt poselski, który niezwykle popiera i popierał”.
Jestem zbulwersowana stanowiskiem ministra Szyszko! Ta wolność Tomku w swoim domku już nieraz nam bokiem wyszła! Właśnie jestem świadkiem masowej wycinki prawie stu letnich robinii akacjowych, drzew popularnie nazywanych akacjami, na posesji obok ! Mieszkam w dużym mieście, w dzielnicy która jeszcze do niedawna szczyciła się swoim starym drzewostanem. Do niedawna, obecnie w miastach prywatyzuje się stare kamienicy,() w otoczeniu których są wieloletnie drzewa nie zawsze zgodnie z prawem, nawet gdyby była weryfikacja tych prywatyzacji, starych zdrowych i pięknych drzew ściętych w „międzyczasie” już nic nie uratuje! To nie są tylko drzewa, to cały wielogatunkowy ekosystem miejski!
Minister Szyszko nie pierwszy raz pokazał , że z naszą przyrodą, tą miejską i wiejską nie zawsze jest mu po drodze!
Emerytka kup sobie donicę i na rynku drzewo posadz go na balkonie twego blokowiska , podlewaj , a gdy Ci urośnie idż do PANA urzędnika gminnego padnij na kolana i proś go o zgodę byś mogła go wyciąć to wtedy zrozumiesz w czym rzecz
Ja jestem z Wrocławia jest wiosna i nie widze zeby Dudkiewicz nasadzał nowe drzewa raczej wycina.I co wy na to?
Myślę że sąsiad ma działkę dla przyjemności, wiec również drzewa które tam ma, są mu bliskie, a zbieranie liści? Niektórzy przyrodnicy uważają że nie powinno się zbierać jesienią liści, ponieważ stanowią otulinę dla gleby, i ją ocieplają. Jest to uzasadnione, ponieważ obecnie coraz więcej jest zim bezśnieżnych, przez co ziemia głęboko przemarza, a ponad to, w ściółce z liści zimuje bardzo wiele pożytecznych gatunków, przyjaznych człowiekowi. Ci przyrodnicy uważają również, że nawet w wielkich miastach zbierać liście jesienią należy tylko tam gdzie zagraża to bezpieczeństwu człowieka! A tak na marginesie, chętnie te swoje stare mięśnie bym porozciągała! Takie grabienie, przysiady i inne wygibasy na pewno nikomu jeszcze nie zaszkodziły! Serdecznie pozdrawiam.
„Ta wolność Tomku w swoim domku już nieraz nam bokiem wyszła!”
Czyli co, trzeba trzymać ludzi za mordy, bo „mnie i moim potomkom się należy”? Jak tak obserwują te wszystkie dysputy, to widzę że ustawy bronią głównie tacy jak ja, którzy wiedzą ile trzeba wywalić pieniędzy i sił, żeby coś wyrosło. Z przeciwnej strony słyszę tylko wspaniałe hasła typu: „społeczeństwo, dobro społeczne, dobro wspólne, wspólna przyszłość” itd. Ja nadal czekam, aż społeczeństwo się ruszy i przyjdzie mi pomóc przy obróbce „społecznego dobra” (czy społeczeństwo wie, ile kosztuje podlewanie tego całego dziadostwa na obszarze, na którym w okresie letnim pada raz na 3 tygodnie? Wie, ile potu produkuje grabienie liści z jednego dębu?). Fajnie obrać postawę żądającą, trudniej gdy samemu trzeba zakasać rękawy i coś zrobić.
Naprawdę kobieto, bądź uczciwa sama przed sobą, raz w życiu pójdź do sąsiada, który ma na działce kilka (naście) drzew i posprzątaj mu teren z liści i kolek w trakcie jesieni, może wtedy nabierzesz szacunku dla pracy innych i zrozumiesz ich potrzebę decydowania o tym, co będzie rosło na ich terenie a co nie.
Posadziłem 1000 drzew na własnym klepisku. Bez zgody, bez pieniędzy, bez niczyjej pomocy. Własnym sumptem i staraniem. Nikt mi nie pomagał w ich ochronie i pielęgnacji. Wprost przeciwnie – praktyka RDOŚ doprowadza do powolnego unicestwienia.
Dziś, gdy zadrzewienia wymagają pielęgnacji i przecinki – okazuje się, że to już nie moja sprawa, ale troska państwa i wójta!
Jakim prawem!
Z kolei w Warszawie, gdzie na stałe mieszkam, z przestrzeni publicznej znikają kolejne zadrzewienia, betonuje się niecki po usuwanych drzewach. W MAJESTACIE PRAWA znikają drzewa z przestrzeni publicznej. Rada Warszawy, do której trafia skarga w tej sprawie, przegłosowuje wszystkimi klubami (PO, SLD, PiS), że skarżący jest warchołem – nawet nie sprawdzając na miejscu stanu faktycznego (Międzyborska 119-Międzyborska 115).
Dziś, gdy zwrócono bezprawnie zabraną wolność właścicielom gruntów i działek (w sprawie możliwej samodzielnej regulacji stanu drzew i krzewów) podnoszona jest histeria. – Ale nie w tym kierunku co trzeba – a trzeba realnej opieki nad zielenią w przestrzeni publicznej – nakazującej pełnej rekompensaty strat w postaci nowych przestrzeni zieleni (obligujących do tego władze miasta oraz budownictwo masowe).
Prywatni właściciele w większości przypadków robią bardzo dużo dla zieleni niskiej i wysokiej. Nie ich trzeba ścigać tylko tych, którzy zarządzają przestrzenią publiczną. Jednak żadna poliklika tego nie zrobi. Każda z nich będzie się poświęcać ściganiu chłopa i właściciela ogródka przydomowego. Manipulując opinią.
To sobie posadź u siebie drzewa jakie chcesz i odczep się od własności innych ludzi wstrętna, komunistyczna starucho! Wara od mojej ziemi i moich drzew! Nie masz prawa zabierać głosu w sprawie własności innych ludzi! Jeśli zaś masz inne zdanie to polecam przeprowadzkę do Chin, Rosji, a może nawet Korei Północnej – tam się odnajdziesz z Twoim komuszym podejściem.
Właśnie ! Inwestycja w zieleń wymaga sporo czasu i pieniędzy. Skoro już mamy te wspaniałe 50cio letnie i starsze drzewa, o wspaniałych rozłożystych koronach dających cień i spokój,( wiemy przecież, że stare drzewa bardzo wyciszają zgiełk), to po co je wycinać!? Na nowe, tak wspaniałe okazy trzeba będzie czekać następne 50 lat.
Zgadzam się. Sam co roku wydaję sporą sumę pieniędzy na sadzonki i wodę do podlewania, poświęcam swój czas i pracę, żeby nasadzić nowe drzewka czy krzewy, bardzo kocham przyrodę. Jedyne czego oczekuję to możliwość zarządzania efektami swojej pracy, gdy okaże się, że po paru latach wolę mieć w danym miejscu co innego. Dla mnie wycinka jednego drzewa oznacza, że gdzie indziej posadzę parę innych. Natomiast niedawno usłyszałem, że skoro drzewo produkuje tlen dla całego społeczeństwa to nie jest to już tylko moja własność, ale dobro wspólne i nie mogę go sobie wyciąć od tak. To że istnieje ono głównie dzięki mnie, społeczeństwa już nie obchodzi. Najwięcej przeciw nowej ustawie krzyczą Ci, którzy najmniej robią, albo wogóle nie posiadają placu i nie wiedzą ile sił trzeba w to wszystko włożyć. Zamiast zakazywać i grozić paluchem, powinniśmy edukować społeczeństwo że inwestycja w zieleń to inwestycja w przyszłość, ale to zajmie trochę czasu.
Ustawa nie wycina drzew i krzewów. Drzewa wycinają ludzie.
Dotychczasowa praktyka wykazuje, że zezwolenia były wydawane bez większych problemów, stąd wzmożona wycinka drzew w miastach.
Największy problem tkwi w świadomości, a raczej w braku świadomości ekologicznej, ludzi podejmujących decyzję o wycince.
Pan Minister Szyszko, powinien zorganizować systematyczne i zakrojone na szeroką skalę działania edukujące społeczeństwo w tym zakresie, a tymczasem monitorować straty i zapobiegać dewastacji środowiska poprzez finansowanie nowych nasadzeń rekompensujących straty.
Najważniejsze jest Prawo własności.
Sam sadziłem sam decyduję co z tym zrobię.
Inne kwestie związane z tym tematem należy porządnie rozważyć i uregulować.
Tak, tylko pod hasłem interesu społecznego można zrobić z człowiekiem po prostu wszystko. „W interesie społecznym jest trzeci pas ruchu przy Twojej chałupie, więc nam ją oddasz za rekompensatę, którą oczywiście określi nasz ekspert”. Zrozum, że jeżeli kupiłem sadzonki za własne, opodatkowane, ciężko zarobione pieniądze, sam zasadziłem i dbałem, poświęcałem czas i fundusze na podlewanie i nawozy to dane drzewko/krzew jest moją własnością, wyciąganie po nie łapy to czysta podłość, bo poprzez górnolotne hasła rościsz sobie prawo do owoców cudzej pracy. Trochę to socjalizmem trąci, a ten, jak wiadomo nie bardzo się sprawdził.
„Wzrost emisji gazów to współczesny przykład pastwiska wspólnego, każda fabryka może emitować gazy nie doświadczając negatywnych konsekwencji swego działania, tym samym żadna z nich nie czuje się odpowiedzialna za wspólnie wyrządzoną szkodę zbiorową. „
Każde przedsiębiorstwo płaci od tego odpowiednie podatki, pisali o tym np. tutaj: https://biznes.ekologia.pl/kraj/oplaty-za-korzystanie-ze-srodowiska-kto-i-ile-musi-zaplacic,21282.html
Prawo własności jest bardzo ważne. Jednak interes społeczny jest ponad nim.
Rynek nie zaspokoi wszystkich naszych potrzeb, nie wszystko da się oszacować w kategoriach pieniężnych.
Podstawowy kurs ekonomii uczy, że poza siłami rynkowymi jest też ważna grupa działań określanych jako efekty zewnętrzne, które wymagają zazwyczaj interwencji państwa. Problem ten jest szczególnie istotny w sytuacjach, kiedy prawa własności zostały od początku źle zdefiniowane, jak w słynnym przykładzie z Tragedii wspólnego pastwiska.
Mówi on o XIX –wiecznych farmerach hodujących bydło i wypasających je na pastwisku, które stanowi wspólna własność. Aby zwiększyć własne zyski, każdy z nich dodał do swojego stada po jednej krowie. W efekcie pastwisko zostało nadmiernie wyeksploatowane, a stratę poniosła cała społeczność.
To, co z perspektywy każdego pojedynczego farmera wydawało się korzystne i logiczne, doprowadziło do szybkiego zniszczenia wspólnego dobra. W tego typu przypadkach tylko włączenie się do akcji władz- w formie podatków, zakazów ,perswazji moralnej, narzuconych standardów itp. – można zarządzać efektami zewnętrznymi w ten sposób, który odzwierciedla koszty i korzyści społeczne na równi z kosztami i korzyściami jednostki.
W dobie globalizacji i postępu technicznego widoczne jest zacieranie się granicy pomiędzy prywatnymi a publicznymi korzyściami i kosztami. Rynek internalizuje zjawiska, które kiedyś były postrzegane jako zewnętrzne. Przykładem jest emisja gazów cieplarnianych do atmosfery przez przemysł. Wzrost emisji gazów to współczesny przykład pastwiska wspólnego, każda fabryka może emitować gazy nie doświadczając negatywnych konsekwencji swego działania, tym samym żadna z nich nie czuje się odpowiedzialna za wspólnie wyrządzoną szkodę zbiorową.
Tzw. Commons , czyli dobra powszechne dostępne dla każdego mieszkańca Ziemi: powietrze, wody, lasy, gleba, ogólnie warunki do życia na Ziemi (Ziemia nadająca się do życia, do zamieszkania)
„ekologiczna ekonomia” – dyscyplina ta usiłuje przeciwstawić się ciągnącej się przez wieki ignorancji, która nie zdaje sobie sprawy, jaką rolę odgrywa i może odgrywać w gospodarce przyroda. Zgodnie z jej postulatami oczekuje się, aby zasady ekologiczne stanowiły ramy, w których powinna mieścić się polityka gospodarcza.