Przeciwko transportowi odpadów radioaktywnych
Blokady, żywe zapory, płonące barykady to tylko niektóre z przeszkód, jakie miał do pokonania na swej drodze jedenasty transport odpadów atomowych z francuskiej La Hague do składowiska w dolnosaksońskim Gorleben. Policja przyznaje, że musiała stawić czoła największemu protestowi od siedmiu lat.
Jedenaście wagonów z 15 tonami przetworzonych odpadów po paliwie jądrowym z niemieckich elektrowni wyruszyło w piątek wieczorem z Francji. Już po kilkugodzinnej podróży pociąg utknął na francusko-niemieckiej granicy. Drogę zagrodziła mu trójka przeciwników energii atomowej, którzy tak skutecznie przykuli się do betonowych bloków pod torami w pobliżu niemieckiej stacji Woerth, że do ich rozkucia policja musiała użyć specjalnych młotów pneumatycznych. Z kolei koło Kassel nieznani sprawcy podpalili kable kolejowej sygnalizacji świetlnej.
Promieniotwórcze pojemniki, zwane Castorem kursują do Gorleben już od 30 lat i prawie za każdym razem mobilizują do akcji protestacyjnej tysiące przeciwników energii atomowej. W tym roku na wiec do Gorlebem przybyło około 15 tys. demonstrantów. Była wśród nich również Claudia Roth, szefowa Zielonych. – Ten ogromny ruch społeczny powinien być dla rządu niemieckiego sygnałem, aby dotrzymał danego słowa i zrezygnował z energii atomowej – oświadczyła polityk.
Obecnie na świecie działają trzy zakłady specjalizujące się w przerobie zużytego paliwa jądrowego – w Rokasho w Japonii, w Sellafield w Anglii i we francuskim La Hague. Z racji sąsiedztwa z Niemcami właśnie tam są kierowane wysokoradioaktywne odpady z niemieckich elektrowni. Po przetworzeniu odpady wracają do Niemiec i są przechowywane w prowizorycznym składowisku po dawnej kopalni soli w Gorleben.