AWARIA W CZARNOBYLU. KATASTROFA W ELEKTROWNI ATOMOWEJ
Ekologia.pl Środowisko Alternatywne źródła energii: biomasa, wiatraki, energia geotermalna, kolektory słoneczne Awaria w Czarnobylu

Awaria w Czarnobylu

Czarnobyl, 26. kwietnia 1986 roku. Późno w nocy seria eksplozji wstrząsnęła elektrownią atomową. Słup ognia wystrzelił w górę niosąc ze sobą atomy w stanie fuzji i po chwili łuna w kolorach tęczy zabłysła nad elektrownią.

Personel elektrowni utracił kontrolę nad reaktorem nr 4. Najpierw niekontrolowany wzrost mocy, potem gwałtowne rozsadzenie systemu chłodzącego i w końcu rdzenia reaktora. Do eksplozji doszło o 1:30 czasu moskiewskiego. Miała moc 1000 kg trotylu.

Wybuchła panika. Personel desperacko szukał sposobu na ostudzenie skażonej topniejącej masy, ale bez skutku. Budynek reaktora płonął przez 9 dni po eksplozji, a ze zgliszcz jeszcze długo wydobywał się dym. Promieniotwórcza chmura opadła na część środkowo-wschodniej Europy i Skandynawii. Sowieckie lotnictwo sztucznie wywołało opad nad Kurskiem, żeby chronić Moskwę, gdzie sytuowało się wszechwładne kierownictwo partii.

Sarkofag nad reaktorem nr 4, fot. Krzysztof Zasada, RMF FM
 
Propaganda

Dla sowietów liczyły się wyłącznie kwestie polityczne. O katastrofie poinformowano dopiero dwie doby po wybuchu.  Zdrowie ludzi było dla kierownictwa partii niewarte złamanego rubla.  Nie było informacji o zagrożeniu, żadnych ostrzeżeń i instrukcji bezpieczeństwa. Decyzję o ewakuacji podjęto dopiero następnego dnia. Wokół feralnej elektrowni roztoczono pierścień – martwą, izolowaną strefę bezpieczeństwa o promieniu stu kilometrów.

Ratownicy pojawili się na terenach objętych ewakuacją już na początku maja. Nikt nie pytał o zdanie, nikt nie poinformował o tym, że narażają się straszne skutki zdrowotne. Cynizm radzieckich decydentów był niebotyczny. Mężczyźni, którzy mieli już dzieci musieli jechać na miejsce wypadku, ci którzy nie mieli jeszcze potomstwa mogli odmówić.

Na miejscu trwały działania zabezpieczające. Na reaktor nr 4 i pracujących przy nim ludzi zrzucano piach z helikopterów. Ściągnięci na miejsce funkcjonariusze policji mieli powstrzymać szabrowników, którzy żerowali na opuszczonych terenach.

Przy reaktorze pracowali likwidatorzy. Byli nieostrożni bo zabójcze promieniowanie to wróg niewidoczny. Władze uznały że lepiej, by nie pojawiały się żadne społeczne niepokoje, protesty. Likwidatorzy pracowali bez masek. Nie mieli dozymetrów. Wdychali skażony pył i potem umierali na chorobę popromienną. Faszerowano ich lekami (niektórzy nie znając przeznaczenia tabletek po prostu je wyrzucali). Mierzono im też ciśnienie. To wszystko.

Uczestnicy akcji wspominają piękną pogodę. Niebieskie niebo i dorodne owoce na krzewach, po które jednak nie wolno było sięgać. Nie było widać zagrożenia, choć zdawkowo informowano, że należy wystrzegać się promieniowania. Drugie wspomnienie to dziwny, metaliczny smak w ustach. Liczba osób, które tamtej wiosny wysłano na śmierć, nigdy nie została podana w oficjalnym komunikacie radzieckich władz.

Cmentarzysko napromieniowanych pojazdów używane podczas akcji ratowniczej, fot. Krzysztof Zasada, RMF FM

Polska: „Płyn Lugola to radziecka Coca-Cola”

W Polsce pierwsze oznaki skażenia zauważono już o 1:00 czasu polskiego w Świerku. Osiem godzin później, 28 kwietnia, stacja radiologiczna w Mikołajkach przeprowadziła rutynowe pomiary. Wyniki przekraczały normę pół miliona razy. Informacje natychmiast wysłano do Centralnego Laboratorium Ochrony Radiologicznej. Profesor Zbigniew Jaworski, który analizował wyniki pomyślał wtedy – „wojna atomowa”. Kierownictwo polityczne dzwoniło do Moskwy. Ale nie padły żadne konkretne odpowiedzi. Informacja o tym, co się stało przyszła z zachodnich mediów – komunikat o awarii w Czarnobylu podało BBC. Dopiero potem pojawiły się informacje od Rosjan.

Zagrożeniem był przede wszystkim radioaktywny jod 131, który mógł powodować raka tarczycy. Szczególnie narażone były dzieci. Aby jod nie dostał się do organizmów, wycofano mleko i zabroniono wypasu krów. Zadecydowano o podaniu płynu Lugola, który miał zapobiec przyjmowaniu przez tarczycę radioaktywnego izotopu. Przez pierwsze trzy dni gorzką substancję wypiło 18,5 mln osób. Niektórzy naukowcy twierdzą, że niepotrzebnie, bo zbyt późno.

Ale nie wszyscy się spóźnili. Dzieci milicjantów piły „atomowe kropelki” znacznie wcześniej. Była świadomość zagrożenia, ale PZPR postąpiła tak, jak partia radziecka – nie ujawniła prawdy, z najniższych pobudek. Poinformowanie Polaków o niebezpieczeństwie zajęło władzy 36 godzin. Meldunek, który znajduje się teczce obiektowej „Atom” w IPN wskazuje, że 27 kwietnia o godz. 21.30 w okolicach Hajnówki i Mikołajek zanotowano nadmierne zwiększenie tła promieniowania naturalnego…

Na ulice miały wyjechać polewaczki z wodą usuwające radioaktywny płyn. Ale władze nie chciały paniki. Pierwszomajowe pochody przeszły więc ulicami jak zwykle. W prasie nie pojawiły się informacje o awarii.  Taka była decyzja Jerzego Urbana.

I  jeszcze sprawa Zbigniewa Wołoszyna. Był fizykiem i działaczem Solidarności.  Jego ciało znaleziono w styczniu 1987 roku pod blokiem. Mieszkał na 12. piętrze. Wypadł przez okno? Rzetelnego śledztwa nie było, uznano, że Wołoszyn popełnił samobójstwo. Był pracownikiem CLOR. Wiadomo, że zbierał własne pomiary. Jego znajomi twierdzą, że chciał ujawnić  zaniżenie poziomu skażeń. Potem zresztą jego obawy potwierdziło pismo naukowe „Nature” w artykule pt. Polski opad niedoszacowany.

Ofiary

Liczba ofiar jest w tej chwili jest bardzo trudna do oszacowania – nie ma bowiem wiarygodnych danych. Związek Radziecki nigdy nie był zainteresowany ich ujawnianiem. Dobrze udokumentowane są jedynie zgony, które nastąpiły bezpośrednio po wypadku. Wiadomo, że w ciągu pierwszego roku umarło 28 pracowników, a w latach 1987-2004 jeszcze 19. A więc początkowo ofiar było niewiele. Według Forum Czarnobylskiego, w skład którego wchodzą IAEA , Światowa Organizacja Zdrowia (WHO), agendy ONZ oraz rządy Białorusi, Rosji i Ukrainy na raka spowodowanego katastrofą  w ostatecznym rachunku umrze 4000 osób. IAEA, która jest przecież zainteresowana promocją energii jądrowej, zastrzega jednak, że precyzyjne określenie liczby ofiar jest niemożliwe.  Światowa Organizacja Zdrowia zapowiada, że wiele nowotworów może się jeszcze ujawnić.

Greenpeace twierdzi, że ofiar będzie w sumie 93 tysiące. Ta zaciekle sprzeciwiająca się energii jądrowej ekologiczna organizacja, powołuje się na badania Białorusinów.  Grupa brytyjskich badaczy stworzyła z kolei raport, który mówi, że umrze jeszcze 30-60 tys. osób (w zależności od przyjętego modelu). Jedne z autorów raportu dr Ian Fairlie uważa, że skażonych zostało  40 proc.  terytorium Europy – nie tylko państwa na Wschodzie. Konkluzja raportu brzmi – prawdziwe skutki Czarnobyla będą się dopiero ujawniać. W ciągu najbliższych lat przekonamy się, czy te ponure przewidywania są uzasadnione. 

Źródło: elektrownieatomowe.info




4.6/5 - (9 votes)
Post Banner Post Banner
Subscribe
Powiadom o
1 Komentarz
Inline Feedbacks
View all comments

Policji ??? to w ruskach w 86 roku była policja wg autora ???