Klęski żywiołowe na przestrzeni wieków. Trzęsienie ziemi w Lizbonie – wstrząs, który odmienił Europę
Klęski żywiołowe na przestrzeni wieków dramatycznie przerywały ludzkie życie i przynosiły niepowetowane straty materialne, a nawet – jeżeli wierzyć starożytnym przekazom – doprowadzały do upadku cywilizacji. W czasach niezbyt odległych, w połowie XVIII wieku, zdarzył się jednak na krańcach Europy kataklizm, który obok ogromnych ofiar i zniszczeń zapoczątkował zdumiewający ferment w świadomości ówczesnych elit intelektualnych i znaczącej części społeczeństw wielu krajów.
Silne trzęsienia ziemi nawiedzały Lizbonę, stolicę Portugalii, już dawniej. Było tak np. 26 stycznia 1531 roku, kiedy to zginęły tysiące mieszkańców miasta. Wstrząsy dały się odczuć także w roku 1551, ale prawdziwy dramat miał się rozegrać dopiero dwieście lat póżniej.
W dniu Wszystkich Świętych, 1 listopada 1755 roku, o godzinie 9:40 rano ziemia zatrzęsła się ponownie. Ustalono później, że epicentrum tektonicznego wstrząsu znajdowało się prawdopodobnie na dnie Oceanu Atlantyckiego, od 150 do 500 km na południowy zachód od Lizbony. Jego siła miała wynosić 9 stopni w skali Richtera, a czas trwania – w zależności od miejsca – od 6 minut do 2 godzin i 30 minut. Trzęsieniu ziemi towarzyszyła dochodząca prawdopodobnie do 20 metrów wysokości fala morska, która zniszczyła znaczną część południowego wybrzeża Portugalii. Według relacji świadków, wody w rejonie portu najpierw cofnęły się, odsłaniając dno, a następnie nadeszła ogromna fala szybko zalewając port i centrum miasta. Ze swojego koryta wystąpiła również rzeka Tag (ponad 2 km szerokości). Pojawiły się także szczeliny w ziemi mające nawet do 5 metrów szerokości.
Lizbona zamieszkiwana była wówczas przez ok. 275 tys. ludzi. Oblicza się, że w wyniku samego wstrząsu, powodzi i szalejących pożarów zginęło od 60 do 90 tys. mieszkańców miasta (niektóre źródła podają liczbę 50 lub 20 tys. ofiar). Ludzie ginęli podczas licznych porannych uroczystości kościelnych, w domach, szpitalach i na ulicy.
Źródło: Wikipedia
Równie tragicznie przedstawia się bilans strat materialnych. Prawie dwie trzecie będącego wtedy u szczytu dobrobytu miasta
obróciło się w proch i pył (niekiedy podaje się, że zniszczeniu uległo ok. 85% zabudowy). W gruzach legły kościoły, klasztory, szpitale (również szpital królewski Wszystkich Świętych), gmachy użyteczności publicznej, domy mieszkalne i pałace (także pałac królewski z ogromną, liczącą 70 tys. woluminów biblioteką i zbiorem dzieł sztuki). Bezpowrotnie przepadły bezcenne historyczne archiwa – dorobek wielu pokoleń uczonych i odkrywców.
Wiadomość o zagładzie portugalskiej stolicy szybko – oczywiście uwzględniając ówczesne możliwości komunikacyjne – rozeszła się po Europie. Mamy o niej wzmianki w korespondencji, dziennikach i pamiętnikach z epoki. Tragedia wywołała szok, którego konsekwencje omówimy pokrótce nieco później.
Tymczasem w Lizbonie rozpoczęła się akcja ratownicza. Na szczęście z kataklizmu ocalał król Józef I i jego pierwszy minister, faktyczny dyktator Portugalii, Sebastiao Jose de Carvalho e Mello, znany później jako markiz Pombal. To on właśnie – królewski minister – rozkazał wojsku, aby opanowało chaos, zapobiegało grabieżom (powieszono kilkudziesięciu rabusiów), wydobywało rannych i zabitych z gruzowiska.
Sytuacja szybko uległa poprawie. Przede wszystkim – z obawy przed zarazą – grzebano ciała ofiar, zorganizowano pomoc medyczną dla poszkodowanych, żywność i schronienie (namioty) dla pozbawionych dachu nad głową. Wypada tu dodać, że również na polecenie ministra portugalskie władze prowincjonalne zostały zobowiązane do przesłania sprawozdań zawierających dokładne dane o czasie trwania wstrząsów, miejscu i częstotliwości ich wystąpienia oraz wielkości i rodzaju poniesionych strat. Zgromadzone w ten sposób dokumenty stały się podstawą późniejszych badań sejsmologicznych.
Już miesiąc po katastrofie, markiz Pombal zainicjował plan odbudowy stolicy. Wezwani na dwór królewski architekci i budowniczowie przygotowali projekt nowego miasta, którego centrum, zgodnie z oświeceniową myślą urbanistyczną, miała stanowić siatka regularnie wytyczonych na kształt szachownicy ulic, zakończonych usytuowanym nad Tagiem wielkim placem, czego życzył sobie Józef I.
Jeszcze raz, w roku 1756, zatrzęsła się ziemia, ale na oczyszczonych z gruzu terenach prace budowlane kontynuowano niepowstrzymanie. Przy wznoszeniu nowych budynków uwzględniano ich odporność na wstrząsy sejsmiczne. Powstawała Lizbona, którą znamy dzisiaj – klasyczne miasto epoki oświecenia. I miał rację despotyczny markiz, ten najbardziej znienawidzony człowiek w kraju, że ulice, które wydawały się współczesnym zbyt szerokie, obecnie bywają za wąskie.
Wspomnieliśmy wyżej o szoku wywołanym wieściami o niszczycielskim trzęsieniu ziemi w Lizbonie. Szczególnie spustoszenie w psychice ludzi tamtych czasów wywołał fakt, iż zagłada nadeszła w dniu świątecznym, grzebiąc wiernych pod gruzami świątyń w kraju o tradycjach misyjnych, bardzo silnie związanym z Kościołem.
Po 1755, człowiek inaczej zaczął postrzegać swoją kondycję. Poczuciu mizerii życia i opuszczenia przez Opatrzność towarzyszyła zmiana stosunku do religii i Kościoła oraz spraw ostatecznych; ale także myślenie o zagadnieniach doczesnych – społecznych i politycznych – uległo zmianie.
Zaraz też – zwłaszcza w przodującej cywilizacyjnie Francji – głos na ten temat zabrali wybitni myśliciele i filozofowie. Wolter
opublikował swój słynny „Poeme sur le desastre de Lisbonne” (Poemat o nieszczęściu w Lizbonie), co zapoczątkowało długotrwałą polemikę listowną z Janem Jakóbem Rousseau, który obszernie wzmiankuje ją w swoich „Wyznaniach”. Wymianę poglądów zakończył Wolter powiastką filozoficzną „Kandyd”, gdzie aż dwa rozdziały ( V i VI ) traktują bezpośrednio o trzęsieniu ziemi, a zwłaszcza o rozmaitych postawach ludzi wobec tego zdarzenia.
Tak więc wielkie trzęsienie ziemi w Portugalii niewątpliwie odcisnęło się piętnem na myśli oświeceniowej drugiej połowy XVIII wieku. Można nawet – z dużą dozą rezerwy oczywiście – wysunąć bardzo śmiałą tezę, iż wstrząs tektoniczny w Lizbonie odbił się po kilkudziesięciu latach głośnym echem w Paryżu w formie wielkiego wstrząsu społecznego, który zwykliśmy nazywać Wielką Rewolucją Francuską roku 1789. Doprawdy, byłby to najdziwniejszy w dziejach „wstrząs wtórny”!