ŁOWCA WĘŻY. POLSKA. Polski łowca węży
Ekologia.pl Środowisko Wywiady Łowca węży to zawód jak inne…

Łowca węży to zawód jak inne…

Fot.: Bartek Gorzkowski z jednym z mieszkańców egzotarium - boa dusicielem (egzotarium)
Fot.: Bartek Gorzkowski z jednym z mieszkańców egzotarium - pytonem królewskim (egzotarium)
Rozmowa z Bartkiem Gorzkowskim – polskim „łowcą węży”, miłośnikiem przyrody, pracownikiem egzotarium oraz terrarystą z wieloletnim doświadczeniem.

Zacznijmy od Twojej pracy, obecnie  współtworzysz  egzotarium w Lublinie, możesz szerzej opowiedzieć o tym projekcie?

To pierwsza i jak dotąd jedyna placówka tego typu w Polsce. Łączy w sobie funkcje schroniska dla egzotycznych zwierząt (głównie gadów, płazów i pajęczaków), centrum rehabilitacji oraz ośrodka edukacyjnego. Miała ruszyć w styczniu 2009, jednak już po pierwszych informacjach prasowych o jej tworzeniu zaczęły trafiać do nas zwierzęta potrzebujące pomocy i odpowiedniej opieki, więc de facto za jej początek można uznać koniec października 2008. W tym momencie w ośrodku znajduje się blisko 50 zwierząt – żółwi, jaszczurek, węży, pająków, skorpionów, żab… Większość z nich trafiło do nas w fatalnym stanie i tylko dzięki ogromnemu zaangażowaniu lekarzy, wolontariuszy i opiekunów udało się je wyprowadzić „na prostą”.

Trafiają tu zwierzęta porzucone, uciekinierzy z hodowli, a także – i to w znacznej ilości – takie, które znudziły się poprzednim właścicielom bądź ich wymagania i potrzeby przerosły możliwości opiekuna. Trzeba podkreślić, że terraryści to ludzie z ogromną pasją i wiedzą, a sama hodowla takich zwierząt ma w naszym kraju tradycję równie starą jak akwarystyka. Niemniej, jak w każdym środowisku, tak i tutaj istnieje pewien margines osób nieodpowiedzialnych. Sprzyja temu szybko rosnąca w ostatnich latach popularność terrarystyki, niskie ceny i duża dostępność zwierząt, w wyniku czego bywają one nabywane pod wpływem impulsu, bez żadnego przygotowania merytorycznego. Takie właśnie okazy trafiają do nas najczęściej. Stąd też potrzeba prowadzenia akcji edukacyjnych, zwłaszcza dla dzieci i młodzieży, które pozwolą na zasianie choć odrobiny rozsądku, odpowiedzialności i empatii wobec żywych stworzeń. Tylko w ciągu trzech miesięcy z takich „żywych lekcji”, nie tylko na temat egzotycznych lecz także psów i kotów, skorzystało u nas ponad 1500 uczniów lubelskich szkół, a rezerwacje terminów są prowadzone już na maj.

Egzotarium znajduje się na terenie lubelskiego schroniska dla zwierząt i jest jego integralną częścią. Już na wiosnę planujemy budowę dużego oczka wodnego dla żółwi, których przybywa w zastraszającym tempie, oraz przeniesienie zwierząt do dużego pomieszczenia (200m.kw.), w którym obecnie prowadzone są zajęcia edukacyjne. Pomieszczenie to wymaga jednak adaptacji, a co za tym idzie pewnych nakładów finansowych ze strony miasta. Jesteśmy jednak dobrej myśli, bowiem dotychczasowa współpraca z urzędami układa się wzorowo.

Korzystając z okazji zapraszam wszystkich ciekawskich oraz wszelakich miłośników zwierząt w odwiedziny – już 29 marca (niedziela) organizujemy Dzień Otwarty. Będzie to impreza bogata w wydarzenia artystyczne, zabawy i konkursy dla dzieci. W programie seria wykładów dotyczących gadów i płazów, wystawa i giełda egzotycznych zwierząt, ale przede wszystkim możliwość zwiedzenia schroniska i zapoznania się z działalnością Egzotarium „od kuchni”. Warto!

Jak trafiłeś do pracy w schronisku?

Całe swoje życie spędzam pracując ze zwierzętami, więc praca w schronisku jest w jakimś stopniu naturalnym etapem mojej życiowej drogi. Załoga schroniska to same bratnie dusze, ludzie kochający zwierzęta i oddani im bez reszty. Trafiłem więc do swego świata. Nadto właśnie tutaj, dzięki olbrzymiemu wsparciu i zaangażowaniu dyrektora schroniska lek. wet. Bożeny Kiedrowskiej, oraz Wydziału Ochrony Środowiska UM Lublina, udało się zrealizować pomysł stworzenia Egzotarium, który od kilku lat kołatał się w mej głowie.

Zasłynąłeś kilka lat temu jako „polski łowca węży” możesz o tym opowiedzieć?

Cóż, to przecież zajęcie jak każde inne. Jeden stawia stemple, drugi reperuje samochody, a ktoś inny łapie węże. Ot zwykłe zajęcie pozwalające wykorzystać swą wiedzę i pasję. Tak już poważnie to zajmuję się odłowem węży i innych nietypowych stworzeń, które z jakichś powodów trafiają na tzw. wolność. Są to interwencje wykonywane dla Policji, Straży Miejskiej i innych służb ujętych w procedurach stworzonych przez Urząd Miasta. Niestety nie da się przewidzieć kiedy będzie kolejne wezwanie, więc muszę być w gotowości okrągłą dobę, bez względu na święta i weekendy. Zajęcie dające dużą satysfakcję i, co najważniejsze, niezwykle ciekawe bowiem każda interwencja jest inna.

Na czym polega Twoja współpraca z urzędem miasta?

Uczestniczę w lubelskim programie reagowania stworzonym na wypadek pojawienia się na terenie miasta zwierząt dzikich i/lub niebezpiecznych. Do moich zadań należy nie tylko odłów i zabezpieczenie zwierząt, lecz także konsultacje w sprawach związanych z gadami, płazami, pajęczakami i szeroko pojętą terrarystyką.

Jak zaczęła się ta współpraca z Urzędem Miasta i odpowiednimi służbami?

Jakieś 6-7 lat temu, gdy zapowiadano w Polsce wprowadzenie rejestracji niektórych gatunków zwierząt egzotycznych, z ramienia Polskiego Stowarzyszenia Terrarystycznego wraz z przyjacielem opracowaliśmy dla lubelskiego Wydziału Ochrony Środowiska wzór dokumentów rejestracyjnych. Po jakimś czasie zostałem poproszony o pomoc w tworzeniu procedur i planu działania na wypadek sytuacji związanych z dzikimi i niebezpiecznymi zwierzętami na terenie miasta. Zgodziłem się i tak już zostało.

Jak oceniasz przygotowanie takich służb do bardziej egzotycznych interwencji?

No cóż, muszę przyznać, że różowo nie jest. Jakkolwiek w sytuacjach dotyczących rodzimej zwierzyny łownej i typowych interwencji jest bardzo dobrze, to w przypadku zwierząt egzotycznych bywa różnie. No i różnie to bywa w różnych miastach – tu Lublin jest swoistą perełką, gdzie od kilku lat z powodzeniem funkcjonują rzetelnie dopracowane procedury. Z satysfakcją jednak zauważam, że także w innych miastach z roku na rok jest coraz lepiej. Brak odpowiedniego przygotowania służb nie powinien dziwić, bowiem te „egzotyczne” interwencje są zjawiskiem stosunkowo nowym.

Dużo masz tego typu interwencji? Czego dotyczą najczęściej?

Sporo. Jeszcze 5 lat temu było ich średnio 30 rocznie, a już w ubiegłym roku tylko w ciągu dwóch wakacyjnych miesięcy miałem ponad 50 zgłoszeń. Jest ich coraz więcej, co wiąże się z rosnącą popularnością terrarystyki i nieograniczonym dostępem do zwierząt. Gady, płazy czy pajęczaki zaczynają być już traktowane jak psy i koty, co doskonale widać na początku sezonu urlopowego gdy są wyrzucane aby nie przeszkadzały w wakacyjnych planach, lub w okresie świąt gdzie bywają chybionymi prezentami.

Interwencje są przeróżne i nie ma tu reguł – dotyczą zarówno egzotycznych uciekinierów z hodowli, zwierząt wyrzucanych, maltretowanych bądź zaniedbanych, ale także przedstawicieli naszej rodzimej herpetofauny. Zwłaszcza w okresie wakacyjnym notuję znaczną ilość wyjazdów do Zaskrońców zwyczajnych (Natrix natrix), które przywożone przez dzieci są potem wypuszczane na terenie miasta.

Brałeś udział w jakiejś zabawnej sytuacji związanej z Twoją pracą?

Takich jest naprawdę wiele. Kilka przykładów? Proszę bardzo! Swego czasu jedno z osiedli zostało sterroryzowane przez Warana z Komodo (tak tak, taki właśnie był radiowy komunikat). Krwiożerczy „waran” okazał się pięknym Legwanem zielonym, który dzięki nieuwadze właściciela wybrał się na wycieczkę po najbliższej okolicy. Kiedyś wraz z patrolem Policji zawitaliśmy do pewnego znanego lubelskiego biznesmena, który zgłosił zamach na swoje życie – ponoć ktoś podrzucił do jego apartamentu wielkiego i groźnego pająka ptasznika. Człek ów zabarykadował mieszkanie od zewnątrz i czekał na nas w samej – tu trzeba przyznać, że gustownej – bieliźnie, co wymownie świadczyło o pośpiechu w jakim opuścił sypialnię. Po całonocnym przeszukiwaniu mieszkania okazało się, że sprawcą zamieszania był powszechny lokator naszych mieszkań, czyli Kątnik domowy (Tegenaria domestica). Ostatnia, świeża bo sprzed tygodnia, sytuacja to wezwanie które brzmiało: „Pilne! Agresywna żaba na parkingu!”. Z trudem tłumiąc śmiech pojechałem na miejsce poskromić „potwora” – przesympatyczną Żabę rogatą (Ceratophrys ornata).

Niebezpieczne interwencje też pewnie są Twoim udziałem?

Owszem. Do takich należą wszystkie interwencje dotyczące jadowitych zwierząt, gdzie niejednokrotnie naraża się zdrowie i życie. Jest ich sporo, a będzie jeszcze więcej. Dlaczego? Otóż wszystko dzięki naszym ustawodawcom. Tradycja amatorskiego chowu i hodowli zwierząt jadowitych sięga kilkuset lat wstecz. Tu trzeba zaznaczyć, że przypadków śmiertelnego w skutkach pokąsania w Polsce praktycznie nie odnotowano. Niemniej ustawodawca postanowił uszczęśliwić wszystkich wprowadzając w nowelizacji ustawy o ochronie przyrody z 15.11.2008 zakaz posiadania tego typu zwierząt. Nie ma jeszcze opublikowanej listy gatunków których ma on dotyczyć, więc krótko mówiąc jest to jeszcze przepis martwy.

Jak powszechnie wiadomo historia nie zna ni jednego przypadku, w którym zakaz załatwiłby problem. Tak samo będzie i tutaj. W momencie, gdy ukaże się rozporządzenie z listą zakazanych część osób posiadających takie zwierzęta zejdzie do podziemia, co w efekcie wykluczy choćby minimalną kontrolę nad takimi hodowlami. Część zaś, w obawie przed konsekwencjami lub z czystej ludzkiej przekory, pozbędzie się zwierząt w sposób najprostszy – wypuszczając je „na wolność”. Szacuje się, że w samym Lublinie i jego najbliższej okolicy w rękach prywatnych znajduje się blisko tysiąc zwierząt których potencjalnie może dotyczyć zakaz. Niechaj tylko 10 procent z nich trafi do miejskich parków i skutki łatwo sobie wyobrazić…

Ostatnio coraz więcej słyszy się o żółwiach czerwonolicych znajdowanych w krajowych zbiornikach, to duże zagrożenie dla przyrody?

Tak, bardzo poważne. Żółw czerwonolicy (Trachemys scripta elegans), podgatunek Żółwia ozdobnego (Trachemys scripta) jest niezwykle popularny w polskich hodowlach. Onegdaj importowany do kraju w ogromnych ilościach, obecnie objęty zakazem wwozu na teren UE i podlegający obowiązkowej rejestracji. Żółwie te sprzedawane były jako tanie, niewiele większe od pięciozłotówki, zielone maleństwa. Szybko okazało się jednak, że rosną w błyskawicznym tempie, zjadają wielkie ilości pokarmu, a ich odchodów z akwaterrarium nie są w stanie skutecznie usunąć nawet najlepsze filtry. Nadto mało który sprzedawca informował potencjalnego nabywcę, że zwierzak kosztujący kilkanaście złotych wymagać będzie akwaterrarium, którego budowa i urządzenie pochłonie co najmniej 1,5 tys.

Nie ma tygodnia, by do większych sklepów zoologicznych nie zgłosiła się choć jedna osoba wyrażająca chęć oddania żółwia. Sklepy jednak nie przyjmują tych zwierząt, a ogrody zoologiczne są już od dawna przepełnione czerwonolicymi. W efekcie wypuszczane są „na wolność”, gdzie jako gatunek obcy rodzimej herpetofaunie, stanowią poważne zagrożenie dla środowiska, a zwłaszcza dla Żółwia błotnego (Emys orbicularis). Żółw czerwonolicy stanowi nie tylko konkurencję pokarmową, ale nade wszystko – z racji swych rozmiarów i siły – wypiera Żółwia błotnego z naturalnych siedlisk i miejsc wygrzewania, co ma bezpośrednie przełożenia na gospodarkę hormonalną i w efekcie zaburzenie cyklu rozmnażania. Do tego pożera olbrzymie ilości skrzeku płazów i innego pokarmu, co ma niebagatelne znaczenie dla ekosystemu.

Ma olbrzymie zdolności adaptacyjne i w polskich warunkach klimatycznych radzi sobie doskonale. Potrafi  nie tylko przezimować, lecz także – co potwierdzają ostatnie obserwacje – z powodzeniem się rozmnażać. Pierwotnie zasięg jego występowania ograniczał się do południowo-wschodniej części Stanów Zjednoczonych, jednak  obecnie zasiedla on biotopy zbliżone do pierwotnych niemal na całym świecie – głównie w Europie, Azji i obu Amerykach. Nadmienić należy, iż obowiązujący obecnie zakaz importu Żółwi czerwonolicych w niewielkim tylko stopniu zmniejszył zagrożenie dla środowiska. Wciąż ogromne ilości tych zwierząt znajdują się w rękach prywatnych. Nadto, zakazem tym nie objęte zostały inne podgatunki Żółwia ozdobnego (Trachemys scripta), które w znacznych ilościach sprowadzane są do kraju wypełniając lukę po wycofanym z handlu czerwonolicym. Stanowią one identyczne zagrożenie, czego przykładem może być Żółw żółtlicy (Trachemys scripta scripta), który pustoszy zbiorniki wodne w Japonii. Ma on identyczne wymagania środowiskowe i zdolności adaptacyjne jak Żółw czerwonolicy, a obecnie staje się bardzo popularny w polskich hodowlach.

Jesteś aktywną osobą, o ile wiem współtworzysz serwis jadowite.org, możesz o tym opowiedzieć?

Serwis ten tworzy spora grupa osób, które połączyła chęć stworzenia bazy kompetentnych i zweryfikowanych informacji dotyczących zwierząt jadowitych, głównie węży. „Ojcami” projektu są Marcin Kornacki i Grzegorz Porowiński – ludzie, bez których serwis nigdy by nie powstał.

Redakcję tworzą ludzie stykający się, niekiedy także zawodowo, z różnymi aspektami dotyczącymi tych zwierząt – toksykologią, herpetologią, problemami natury prawnej itd. Celem zespołu absolutnie nie jest propagowanie hodowli zwierząt jadowitych. Wręcz przeciwnie – mamy nadzieję, iż materiały zawarte na łamach portalu (zwłaszcza raporty ukąszeń) przemówią do wyobraźni wielu potencjalnych nabywców tych gadów i ostudzą ich zapał. Podjęliśmy wyzwanie stworzenia strony, która będzie miała za cel szeroko pojętą edukację dotyczącą węży jadowitych i obiektywne przedstawienie wiedzy o nich. Chcemy, by serwis był pomocny wszystkim ludziom ciekawym świata i pragnącym zgłębiać wiedzę o tych, skądinąd pięknych, gadach.

No właśnie, wielu ludzi nie związanych z terrarystyką traktuje miłośników gadów czy pajęczaków jako osoby niebezpieczne dla otoczenia, czy można zatem pogodzić hodowlę zwierząt jadowitych ze społeczną akceptacją?

Jak mówi przysłowie „jeszcze się taki nie urodził, co by każdemu dogodził”. No cóż, nie wszyscy rozumieją numizmatyków lub wędkarzy. Miłośnik gadów to nie dziwak – to typowy przyrodnik. W przeciwieństwie niektórych miłośników kotów (z całym szacunkiem) nie postrzega zwierząt i chęci poznania sekretów ich życia pod pryzmatem ładnego futerka i „milusiego” wyglądu. Zresztą piękno jest pojęciem względnym. Inną sprawą jest fakt, że człowiek boi się tego, czego nie zna. Zatem receptą na społeczną akceptację takiej pasji winna być edukacja. A czy taka pasja jak terrarystyka ma jakikolwiek sens? Oczywiście. Gdyby nie amatorska terrarystyka to bylibyśmy analfabetami w kwestii gadów, płazów, bezkręgowców. Ktoś powie „przecież są ogrody zoologiczne” – ja zaś zapytam jaki procent ludzi tam pracujących łączy zawodowe obowiązki z pasją i zgłębieniem wiedzy?

Wokół zwierząt jadowitych narosło wiele mitów, między innymi związanych z siłą ich jadu, jak więc jest naprawdę?

No tak, słowo „jadowity” powoduje automatyczne skojarzenie ze słowem „śmiertelnie”. Tak naprawdę tylko niewielka część jadowitych zwierząt dysponuje toksyną na tyle silną, by w jakikolwiek sposób zaszkodzić człowiekowi. Jad służy zwierzętom głównie do zdobywania pożywienia, czasem do obrony. Jedynym zwierzęciem zabijającym dla satysfakcji bądź własnego widzimisie jest człowiek. Te z gadów lub pajęczaków, których machina ewolucji obdarzyła jadem, stosują swoją broń jedynie w ostateczności – gdy są w sytuacji zagrożenia i nie mają możliwości ucieczki. Rozsądek i wyobraźnia to podstawy w kontaktach z takimi zwierzętami.

Należysz jeszcze do jakieś organizacji?

Owszem. Jestem jednym z członków-założycieli Polskiego Stowarzyszenia Terrarystycznego. Udzielam się także w projektach Ogólnokrajowego Stowarzyszenia Ochrony Gadów i Płazów Polski, oraz w razie potrzeby wspomagam doświadczeniem inne organizacje pro-zwierzęce.

Od kiedy interesujesz się zwierzętami, wiem że dostałeś dość nietypowy prezent na komunię?

Jeśli za typowe prezenty komunijne w tamtym czasie uznać można rower „Wigry” lub przemycony z Węgier elektroniczny zegarek „ze światełkiem” i melodyjkami, to faktycznie mój był nietypowy. Dostałem węża. Szczęśliwie w mojej rodzinie hodowla gadów nie była zjawiskiem obcym, więc jako pacholę, ja i mój wąż, mieliśmy zapewnioną kompetentną opiekę doświadczonego wuja – terrarysty. I tak się zaczęła ta moja życiowa ścieżka. To już dobrych 25 lat z gadzinami, srebrne gody. I siłą rzeczy jakoś bez nich życia nie widzę.

W Indiach zaklinacz węży to profesja przechodząca z ojca na syna, czy Twoi synowie również interesują się terarrystyką?

Tak, choć w ich przypadku to dość naturalne. Gady i pajęczaki są częścią naszego domu, a zwłaszcza ich życia, od zawsze. Co cieszy mnie niezmiernie, to fakt, iż traktują każde zwierzę równo – nie zadepczą pająka „bo jest brzydki”, ale szanują go jak każdą żywą istotę. Trudno jednak stwierdzić, czy terrarystyka stanie się ich pasją. Każdy ma własne życie i własną przez nie ścieżkę. Jeżeli jednak zachowają choć część wpajanej im od urodzenia empatii i ciekawości zwierzęcego świata, to staną się w przyszłości odpowiedzialnymi i mądrymi ludźmi.

Masz jakieś ulubione zwierzę?

Ogólnie Boa dusiciele (Boa constrictor), skorpiony oraz wszelkie żmijowate. Ale jeśli chodzi o konkretnego osobnika, to jest to „Grześ” – dwudziestosiedmioletni boa, który jest w naszej rodzinie od swoich narodzin. To już od wielu lat członek naszej familii. Mimo swego wieku i tego, że jest już wielokrotnym pradziadkiem, to jednak nie przeszkadza mu to od czasu do czasu zostać tatą. Wigoru można mu tylko pozazdrościć.

No właśnie, propagujesz wiedzę o skorpionach na łamach swojej strony internetowej, możesz o tym opowiedzieć, czy skorpion nadaje się do trzymania w domu?

Tak i nie. Owszem, nadaje się, ale tylko dla ludzi odpowiedzialnych. Zresztą jak każde zwierze. Skorpiony to arcyciekawe i bez wątpienia warte poznania zwierzęta. Co prawda, wbrew temu czym karmią nas hollywoodzkie filmy klasy B, przytłaczająca większość gatunków to zwierzęta zupełnie niegroźne dla zdrowego człowieka, to jednak należy pamiętać, iż każdy skorpion dysponuje jadem, a ten, nawet bardzo słaby w swojej charakterystyce, może okazać się niebezpieczny dla osób uczulonych. To także zwierzęta bardzo skryte, aktywne głównie nocą. Często zdarza się tak, że konkretnego osobnika widzi się raz na kilka miesięcy. Dlatego bez wątpienia nie są to zwierzęta dla każdego.

Obserwacja zwierząt i propagowanie ich hodowli to jedno, Ty starasz się też fotografować swoich pupili, jak trudna to sztuka i jakiego aparatu używasz?

Jeden z moich przyjaciół, zawodowy fotograf, powiedział mi kiedyś, że gdy fotografuje się architekturę to wystarczy zrobić 10 ujęć jednego obiektu i coś z nich da się wybrać. W przypadku człowieka trzeba zrobić setkę zdjęć. Przy zwierzętach nawet tysiąc ujęć nie daje gwarancji choćby jednego dobrego zdjęcia. I przyznać muszę, że sprawdza się to w praktyce. Zwierzęta to wdzięczne obiekty do fotografii, niemniej bardzo niecierpliwe. Ale o tym wiedzą chyba wszyscy, którzy próbowali zmierzyć swój obiektyw z żywą istotą.

Sprzęt? Nic ciekawego, a już bez wątpienia nic ambitnego. Wbrew powszechnej modzie używam aparatów cyfrowych. Nie lustrzanek. Uważam, że dobra hybryda jest aparatem idealnym przy dużej różnorodności ujęć i potrzebie bycia gotowym na zdjęcie w każdej sytuacji. Dobra lustrzanka jest kapitalna, jednak gdy jest pięć sekund na ujęcie do którego trzeba zmienić obiektyw, to hybryda z dobrym szkłem okazuje się niezastąpiona. Dlatego ze sobą noszę zwykle dwa aparaty – Pentax Optio mx4 do zdjęć makro, oraz w miarę uniwersalny Panasonioc Lumix FZ-28.

Czy w nietypowej sytuacji związanej z egzotycznym zwierzęciem można zwrócić się do Ciebie o pomoc?

Oczywiście. Jeśli tylko będę w stanie pomóc z chęcią to uczynię. Skontaktować można się  mailem lub telefonicznie – 608175063

ekologia.pl (MK)

4.7/5 - (14 votes)
Post Banner Post Banner
Subscribe
Powiadom o
1 Komentarz
Inline Feedbacks
View all comments

witam mam pytanie a jak ktos posiada juz czerwonolice zółwie i chce to dalej utrzymywac to co moze czy jak zglosi to mu ich zabiora posiadam takowa pare od dawna i chce to utrzymac kupilem ich juz dawno niemaja nzadnych dokumentow i co mam zrobic a nie oddam ich zanic w swiecie zostana zemna do konca swych dni