ROMAN KLUSKA - wywiad. ROMAN KLUSKA i ekologiczny ser
Ekologia.pl Środowisko Wywiady Roman Kluska: Nie idę w kierunku niegodziwej ekologii

Roman Kluska: Nie idę w kierunku niegodziwej ekologii

Pan Roman Kluska bardzo troszczy się o swoje owieczki, źródło: www.prawdziwejedzenie.pl
Pan Roman Kluska bardzo troszczy się o swoje owieczki, źródło: www.prawdziwejedzenie.pl

Rozmowa z Romanem Kluską, twórcą Optimusa i założycielem potęgi internetowej – serwisu Onet, a obecnie właścicielem firmy produkującej zdrową żywność „Prawdziwe Jedzenie”, hodowcą wschodnio-fryzyjskich owiec rozmawia Joanna Szubierajska redaktor portalu Ekologia.pl.
W kanonie polskiego kapitalizmu figuruje Pan jako założyciel Optimusa oraz portalu Onet, a teraz skoncentrował się Pan na czymś zupełnie innym – produkcji sera.

Tu i tu musiałem zaangażować się bez reszty. Jeżeli chce się osiągnąć sukces, a trzeba się oddać swemu dziełu, a prawdziwy sukces polega na zaspokojeniu potrzeb klienta i jego satysfakcji. Sukces osiągnięty

Sukces osiągnięty jakimś tam załatwianiem, układami się nie liczy. Uważam, że prawdziwy sukces osiągany jest ciężką pracą. Każdy inny sukces jest ulotny, chwilowy.

jakimś tam załatwianiem, układami się nie liczy. Uważam, że prawdziwy sukces osiągany jest ciężką pracą. Każdy inny sukces jest ulotny, chwilowy. Obojętnie, czy się jest w ogromnej firmie, czy w małej trzeba się zaangażować bez reszty. Moja zabawa z serami dopiero się zaczyna. Muszę się jeszcze wiele nauczyć, więc podchodzę do zagadnienia z ogromną pokorą. Ale satysfakcja z rozwiązanych problemów, satysfakcja z coraz lepszego sera – to jest właśnie to o co chodzi w życiu.

Porzucił Pan wielki biznes, zamieszkał na wsi i hoduje owce…
Tak naprawdę, to zaczęło się wiele lat temu kiedy jeszcze byłem bardzo aktywnym przedsiębiorcą i jeździłem po świecie. Takim elementem ubocznym międzynarodowych transakcji jest to, że każda firma stara się być ambasadorem swojego kraju – zaprasza do najlepszych restauracji, stara się poczęstować najlepszym, regionalnym jedzeniem. W pewnym momencie w Londynie na takiej kolacji poczęstowano mnie mięsem tak wspaniałym, że ja, mimo tego, iż jadłem już niejedną rzecz na świecie, byłem zachwycony delikatnością, kruchością – można powiedzieć, że to się w ustach rozpływało. Zapytałem się co to jest. Szef kuchni wyjaśnił mi, że to jest młoda jagnięcina. Na początku byłem zszokowany, ponieważ tamta jagnięcina odbiegała od tego czym przyjmowano mnie na całym świecie. Później byłem w Szwajcarii, firma która mnie zaprosiła, zrobiła specjalny pokaz: jak można wspaniale skomponować ser z winem. Niektóre sery zwracały moją szczególną uwagę – miały bardzo przyjemny bukiet smaku. Były to sery z surowego mleka owczego.

Byłem w Zakopanym, zamówiłem jagnięcinę, bo myślałem, że tutaj będzie najlepsza. To co mi podano w restauracji i to co mogłem dostać w sklepie to miało się nijak do tego czego spróbowałem na świecie. Tak sobie pomyślałem, że u nas takiego prawdziwego jedzenia nie ma.

Zbudował więc Pan mleczarnię na Obszarze Natura 2000…
To było pięć lat batalii o wszystko. Najpierw o to, by postawić oborę. W dzisiejszych czasach rolnikowi na swojej ziemi nie wolno

Przedrzeć się przez naszą biurokrację to jest dopiero mistrzostwo. Tak naprawdę energia zamiast skoncentrowana na dziele jest rozdwojona – na biurokrację no i oczywiście na sprawy merytoryczne

postawić obory. Na oborę musiałem mieć zgodę wojewody małopolskiego, sejmiku województwa Małopolskiego i wiele innych decyzji. To są całkowicie niepotrzebne koszty. Bo proszę sobie wyobrazić 17 instytucji wyrażało mi zgodę na postawienie pierwszej małej obory na 150 owieczek. Zezwolenie od weterynarza mam dopiero od kilku miesięcy, czyli mogę moje sery bez ograniczeń sprzedawać. Przedrzeć się przez naszą biurokrację to jest dopiero mistrzostwo. Tak naprawdę energia zamiast skoncentrowana na dziele jest rozdwojona – na biurokrację no i oczywiście na sprawy merytoryczne. A konkurencja nie śpi i w tym czasie produkuje, a my gonimy od papierka do papierka. Uważam, że należy radykalnie ograniczyć ilość przepisów. Nie chodzi tutaj o to, by zamienić jeden przepis w drugi, gorszy. Tylko trzeba te przepisy wyrzucić do kosza. Sejm powinien być wynagradzany od ilości anulowanych ustaw i od niczego więcej.

Czy można Pana nazwać ekologiem?
Ja staram się po prostu trzeźwo myśleć. Nie idę w kierunku niegodziwej ekologii, bo zdarza się, że grupa ekologów wymusza na przedsiębiorcach haracz w zamian za jakąś tam zgodę, co jest niegodne i nieetyczne. Natomiast jestem zwolennikiem zachowania naturalnego środowiska, bo przecież w zatrutym środowisku nie może być zdrowego człowieka, więc ze swojej strony staram się zrobić tyle ile mogę, a mianowicie: większość energii w mojej mleczarni to jest energia słoneczna lub energia wodna. Mam małą elektrownię wodną. Poza tym staram się na moich pastwiskach praktycznie nie używać środków chemicznych. Robię wszystko, by ta piękna przyroda przetrwała dla następnych pokoleń. Ale robię to z rozumem i w etyczny sposób.

Jak zaczęła się produkcja „prawdziwego jedzenia”?
Ponieważ mieszkam w górach, łąki są puste, pomyślałem: kupię parę owieczek, wybuduje małą obórkę i będę miał. Zakupiłem od bacy 10 małych owieczek i zacząłem zdobywać doświadczenie. Jednak początki były bardzo niezadowalające. Zrobiliśmy oscypki, które jednak nijak się miały do tego sera, jaki jadłem wcześniej, we Francji czy w Szwajcarii. Tutaj dopiero zaczęło się moje poszukiwanie. Zacząłem czytać książki, zacząłem odwiedzać osoby, które mają wiedzę. Interesowałem się wszystkim, co dotyczyło owiec. Zaproszono mnie kiedyś do  programu satyrycznego „Herbatka u Tadka”. W ramach żartu, ja  mówię, że teraz jestem baca i hoduję owieczki. Parę dni później kontaktuje się ze mną prof. dr hab. z uniwersytetu  Przyrodniczego we Wrocławiu Prof. dr hab. Bożena Patkowska-Sokoła. Mówi, że ma dla mnie szereg bardzo cennych informacji. Pani Profesor przyjechała, przywiozła fragmenty swoich prac naukowych i powiedziała mi rzeczy tak fantastyczne, że ja do końca jej nie dowierzałem.

Proszę powiedzieć jakie to fantastyczne rzeczy powiedziała Pani Profesor?
Ona prowadzi od lat badania głównie nad mlekiem, które wykazały, że w owcy jest coś czego nie ma w żadnym innym zwierzęciu. że owce nie chorują na raka. Ma już pierwsze wyniki, które potwierdzają, że mleko i sery owcze mają bardzo dobre cechy prozdrowotne. Pani profesor powiedziała, że odpowiedzialne jest za to CLA – nienasycone diaminy kwasu tłuszczowego, a także L-karnityna, której w mleku i mięsie owczym jest zdecydowanie więcej niż w innym pożywieniu. L-karnityna obniża zły cholesterol i podwyższa dobry. Ponieważ sam miałem kłopoty z cholesterolem, więc była to dla mnie bardzo interesujące wiadomość. Kiedy skończyłem pracę w Optimusie to ważyłem dokładnie 100 kilo. Pani profesor powiedziała, że jak będę jadł ser owczy to schudnę. Ja zdziwiony powiedziałem, że gdyby od serów owczych miało się schudnąć, to te sery owcze byłyby na rękach noszone. Pani profesor powiedziała: poczekamy zobaczymy. Z ciekawości zacząłem się spotykać również z innymi naukowcami z różnych uczelni z Warszawy, z Poznania, z Krakowa i wszyscy mówili podobnym językiem. Moja żona była podobnego zdania, mówiła, że skoro Pan Jezus od wieków jest przedstawiany z owieczką, to owieczka musi być wspaniała.

Prozdrowotne działanie jagnięciny na początku przetestował Pana na sobie?
Jak skończyłem pracę w Optimusie, to miałem bardzo wysoki cholesterol. Lekarze analizując moje wyniki powiedzieli, że do końca życia będę musiał brać lekarstwa. Przypomniałem sobie co mówiła Pani profesor. No więc poprosiłem małżonkę, by stale w domu był bundz z naszego mleka (rodzaj owczego sera – przyp. redakcji). No i ja, nie biorąc żadnej tabletki, dzięki terapii opierającej się na bundzu i serach żółtych mam teraz poziom cholesterolu jak u noworodka – wszystko w normie. Przez ostatnie dziesięć lat studiowałem, uczyłem się robić sery, aż z czasem sery były coraz lepsze. No i tak się zakochałem w tym jedzeniu do tego stopnia, że jagnięcina i ser stały się podstawowym pożywieniem w moim domu. Zawsze na śniadanie biorę sobie kawałek bundzu, ciemnego chleba i troszkę oliwy – to jest od 10 lat moje śniadanie. Zauważyłem, też że powolutku gubię kilogramy. Nie stosowałem żadnych diet czy intensywnych ćwiczeń, a w ciągu ostatnich 10 lat schudłem 20 kilo i jest mi z tym bardzo dobrze. Być może sery owcze można bezkarnie jeść. Pani profesor mi tłumaczyła, że  CLA, które ma ser owczy występuje także w reklamowanych środkach na odchudzanie.

Jagnięcina jako lekarstwo? To może powinna być sprzedawana w aptece?
Ser to jest idealne lekarstwo. Ludzie, którzy biorą ode mnie te sery regularnie powiedzieli, że u nich zrobiło się tak samo, że wyniki się bardzo poprawiły. To był ten impuls , kiedy ja zacząłem wykładać prawdziwe miliony na rozwój tego mojego małego mleczarstwa, gdzie stanąłem przed dużymi problemami. Były to przede wszystkim bariery administracyjne. Wiele niepotrzebnych inwestycji, wiele zbędnych zakupów, maszyn, których nigdy nie będą używał. Obecnie wszystkie wymogi spełniam, mogę sprzedawać ser legalnie i bez żadnych ograniczeń.

Podobno Pana mała mleczarnia jest ewenementem na skalę światową?
Przyjeżdżają do mnie eksperci z zagranicy i są zachwyceni polskim przedsięwzięciem. Jedno stado owiec, a więc jednorodne niezlewane mleko i maleńka mleczarnia na najwyższym poziomie technicznym. Byli u mnie owczarzy niemieccy, którzy powiedzieli wprost – nie ma w Niemczech owiec, które by miały tak dobrze jak u Pana. To dla mnie ogromna satysfakcja, bo w Niemczech, z tego co pamiętam jest 26 mln owiec, a każdy baca wie, że zadbana owieczka odwdzięcza się doskonałym mlekiem. Co jest u mnie takiego unikalnego? Unikalne jest to, że dzięki wcześniej zarobionym pieniądzom mogłem zainwestować w małą mleczarnię. a małych mleczarni nie stać na drogie maszyny. Gdybym był tylko rolnikiem to na pewno też nie byłoby mnie stać, ale ja zarobiłem pieniądze gdzie indziej, więc mogłem dla małej mleczarni kupić taki sprzęt, jaki mają tylko te największe na świecie. W mojej małej mleczarni mam najnowocześniejszą technologię, mogę zachować reżim czystościowe, które bardzo dużo kosztują. Kupiłem najnowocześniejszą i najlepszą dojarnię na świecie, która dojąc mleko, bada jednocześnie czy owca jest zdrowa.

Czym karmi Pan swoje owieczki?
Wszystkie owce jedzą to samo, bo smak paszy przechodzi na smak sera. Jeżeli jest mleko zlewane od wielu dostawców, to zawsze

mamy mieszankę, a tutaj wiemy co mamy. Są to moje owce, moje basie, więc mogę dać słowo, że żadna owca nie jest karmiona paszami zawierającymi GMO. Wydałem wojnę GMO. Z tego względu spotkało mnie wiele trudnych sytuacji i wyborów, dlatego, że jeżeli owcy nie da się soi, to ich wydajność mleczna jest dużo mniejsza, przez co rosną koszty produkcji mleka.

Skąd ta niechęć do GMO?
Jestem osobą, która bardzo często zapraszana jest na polskie uczelnie, na wykłady z praktyki biznesowej, no i po takim wykładzie zapraszany jestem przez władze uczelni na kolację czy obiad. Na uniwersytetach przyrodniczych rozmowa musi zejść na temat żywności no i tym samym GMO. Największe autorytety w tej dziedzinie mówią, że jest ogromne ryzyko ponieważ GMO jest za krótko, by ocenić jakie skutki zdrowotne będzie miało. Być może jest to bomba z opóźnionym zapalnikiem, której skutki ciężko przewidzieć. Na przykład: bierze się pięknego konia, bierze się wspaniałego osła i powstaje muł, ale muł nie może mieć potomstwa. Takich ostrzeżeń profesorowie dają bardzo wiele, dlatego nikt dzisiaj nie da gwarancji i zalecają ostrożność. Jako człowiek myślący nie chcę ryzykować.

Zatem co zamiast wysokobiałkowej soi?
Problem w tym, że inne pasze nie mają tak łatwo przyswajalnego białka, co soja. Dlatego na całym świecie krowy, owce, kozy karmi się soją bo mleko wtedy płynie strumieniami. Chciałem kupić soję niemodyfikowaną genetycznie i taką soję, którą na zachodzie można kupić w wysokiej cenie. Jako człowiek ostrożny, zanim dałem paszę owcom, wysłałem ją do Poznania do laboratorium. No i co się okazało – w paszy jest 0,3 proc. modyfikacji genetycznej. Zadzwoniłem do mojego dostawcy i powiedziałem: „Panie dałeś mi certyfikat, cenę jak za soję niemodyfikowaną, a ja tu mam wynik akredytowanego laboratorium, że ta soja jest modyfikowana. A oni mi na to – patrz pan na prawo unii europejskiej, które mówi, że modyfikacja do 0,5 proc. to nie modyfikacja i w związku z tym certyfikat jest wydany zgodnie z prawem. W związku z tym  spróbowałem u innego dostawcy – to samo, u jednego było 0,4 proc. u innego było 0,3 proc. modyfikacji. Musiałem zrezygnować z soi całkowicie. W to miejsce daje inne pasze, co  podwyższyło koszty. No ale coś za coś.  Muszą to być pasze najwyższej jakości, bo owce wschodnio-fryzyjskie są bardzo delikatne, ale za to dają wspaniałe mleko, którego nie trzeba pasteryzować.

Mleko niepasteryzowane, czyli jakie?
Ponieważ dbam bardzo o czystość owiec, w mleku nie ma w ogóle bakterii chorobotwórczych, co powoduje, że mleka nie trzeba pasteryzować. Cieplutkie mleko prosto od owieczek mogę dać prosto do produkcji serów. Mało tego również nie standaryzuję mleka. Co to znaczy – smak sera zależy przede wszystkim od ilości tłuszczu w mleku. Ten tłuszcz w warunkach naturalnych często się zmienia. W mleczarniach, żeby mieć w miarę podobny smak sera na wirówkę idzie całe mleko, odwirowuje się tłuszcz, a potem dodaje się zawsze ten sam procent np. 3 proc. i wtedy smak jest podobny. Ja postanowiłem, że u mnie rządzi tylko natura – jak jest mleko tłuste, robimy sera z mleka tłustego, jak jest chude, to robimy z mleka chudego.

Dlatego twierdzi Pan, że owczy ser, to swego rodzaju dzieło sztuki.
Każdy war, czyli partia przetwarzanego sera ma inny smak. Powstaje ser, ale co w środku siedzi sam nie wiem. Przyroda potrafi zrobić psikusa, zdarza się, że testuję ser, ser ma taki i taki smak, nie minie parę tygodni, a smak sera zmienia się całkowicie. To jest dla mnie trochę stresujące, ponieważ chcę być rzetelny, a ta rzetelność nie z mojej winy zostaje podważona.

Z czym najlepiej smakuje taki ekologiczny serek?
Zapytałem fachowców, które wina będą najlepsze. Zasugerowali mi, że najlepsze są najszlachetniejsze wina słodkie z przemrożonych winogron, ale smaki u różnych sposób są bardzo różne. Można spróbować z dżemem figowym z pieprzem, z grzybami. Ja do tego sera nie używam żadnych środków chemicznych. U mnie jest to czyste mleko, w związku z tym, ser można dowolnie ogrzewać, dowolnie piec, można z nim robić wszystko. Są wspaniałe do ryb, do mięs. Moja żona robi z serka cuda!

Czy na zdrowym jedzeniu można zarobić?
Rzesza świadomych konsumentów bardzo szybko rośnie. Jest cała rzesza ludzi, którzy zachowują rezerwę do tego pseudopostępu i

Jest cała rzesza ludzi, którzy zachowują rezerwę do tego pseudopostępu i poszukują żywności, którą jedliśmy przez tysiące lat i dzięki temu przetrwaliśmy

poszukują żywności, którą jedliśmy przez tysiące lat i dzięki temu przetrwaliśmy i żyjemy jako rasa ludzka. Obecnie moja produkcja jest deficytowa, ponieważ jej skala jest niewielka. Chciałbym, by rok 2013 był rokiem zera operacyjnego, czyli pierwszym rokiem kiedy do produkcji serów nie będę już dopłacał. Mam nadzieję, że za trzy lata uda mi się mieć taką skalę produkcji, by przynajmniej wyjść na zero, nie dopłacać co miesiąc do interesu. Zdaję sobie sprawę, że musi minąć trochę czasu, by rynek chciał taki produkt. Jestem tego świadomy i dlatego jest on sprzedawany poniżej kosztów produkcji. Jakbym zastosował takie ceny jak mają dobre sery na zachodzie, to oczywiście nie musiałbym dopłacać. Te ceny, które stosuję są niższe, bo i rynek jest inny. Nie jesteśmy dynastią sera, nie mamy takich doświadczeń.

Dziękuję bardzo za rozmowę

Rozmawiała: Joanna Szubierajska

4.6/5 - (19 votes)
Post Banner Post Banner
Subscribe
Powiadom o
18 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Pan Roman został zniszczony przez system!

Mam wielki, wielgaśny szacunek do Pana Romana ale serów to on robić nie umie. Spróbowałem, wydałem ponad 100 zł. za kawałek i stwierdzam że w pierwszym lepszym markecie można kupić lepszy smakowo ser za ułamek tej kwoty. Może te sery mają jakieś unikalne walory zdrowotne? Panie Romanie w Pańskiej firmie nikt nie odbiera telefonów więc informuję Pana że czują się oszukany i przestrzegam innych. Wstyd!

Nie zgodzę się :) Miałam przyjemność skosztować serków Pana Romana i byłam zachwycona. Fakt, było to parę lat temu, więc mozliwe że smak się zminił.

Świetna kariera, zajmował się informatyką, ale zjadł w Londynie smaczne mięso i postanowił zacząć mordować małe owce i podkradać mleko ich matkom, żeby napchać własny zadek. I jeszcze ideologię do tego dorabia, że to leczy nadmiar cholesterolu. Żal.pl

Widzę po tym wpisie, że nie ma ludzi chorych tylko niedodiagnozowani.

Jesli chodzi o cholesterol,to jest potrzebny a dr.spoleczenstwu wkrecaja brednie
i wszystko w imie zarobienia pieniedzy.Jezeli ktos umiera na serce to prosze sprawdzic czy przed nie bral tabletek na cholesterol,ktore to wlasnie powoduja zawaly serca.

Mam pytanie. Czy sery pana Kluski są sprzedawane w Bieszczadach? Jeżeli tak czy orientuje się Pan Kluska w jakich warunkach. Gdy widzę sery podpuszczkowe na solińskiej zaporze, w Cisnej i Lutowiskach to mam odruch wymiotny. Na wózkach, w upal, na poboczu zakurzonej drogi itd. Warunki sanitarne koszmarne. Następne pytanie. Sery podpuszczkowe można przechowywać latami. Dlaczego sery sprzedawane w Bieszczadach są pakowane próżniowo i mrożone? Jak takie zabiegi mają się do jakości sera? Jedno muszę przyznać są czasami nie lada atrakcją turystyczną. Gościom podobał się widok z solińskiej zapory. Pani sprzedająca wyniosła woreczek mrożonych serów, walnęła nim o beton, otworzyła i porozkładała na słońcu.

Rewelacja !!!!!!!!!!!!!!!!
Próbowałem, po prostu mistrzostwo świata !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Teraz czekam na zamówione kolejne serki.

A co takiego kupiłeś i prubowałeś ?

Brawa dla Pana Kluski za sery

Tutaj mozna kupic- wlasnie sam zamawiam- jestem ciekawy smaku http://www.prawdziwejedzenie.pl

Podziwiam Pana Kluskę. Jestem bardzo zainteresowana zakupem sera,tylko nie wiem jak i gdzie?

I jak sie nazywa?

Serek można kupić na stronie „Prawdziwe Jedzenie”. https://prawdziwejedzenie.pl/. Jest dosyć drogi, ale cena jest adekwatna do tego, co w zamian otrzymujemy.

Ja podziwiam P.R.Kluskę za wytrwałość w nierównej walce z tymi wszystkimi biurokratycznymi przeciwnościami,z jakimi musi się zmierzyć w naszej rzeczywistości każdy,kto tylko ma pomysł na jakikolwiek biznes! To wszystko zakrawa na jakiś koszmar,filmy typu horror to pikuś przy tym,co musi przejść rolnik,czy przedsiębiorca,chcący cokolwiek robić w tym naszym kraju!! I nie wiem,jaki musi nastąpić krach,jaka recesja,aby znalazł się wreszcie ktoś,kto tym cymbałom u góry da do zrozumienia jak bardzo szkodzą społeczeństwu i gopsodarce tymi wszystkimi regulacjami i wymogami!! Pod koniec PRL-u takim „ratownikiem” dla gospodarki był P.Wilczek, niestety było już zbyt późno na uratowanie tamtej gospodarki,ale i tak jeszcze do połowy lat 1990-ych jako tako ta gospodarka sie rozwijała! A potem „mafia”urzędnicza podniosła głowę i niszczy w ludziach wszelką incjatywę,a do czego to prowadzi,widać już dziś dość wyraźnie-recesja zagląda nam w oczy,choć nawet OECD kilka miesięcy temu opublikowało raport,który jasno wykazuje,że po zniesieniu części (nie wszystkich)barier dla przedsiębiorczości,gospodarka naszego kraju ma szansę rozwijać się w tempie kilkanaście procent PKB!! Pozdrowienia dla P.Romana Kluski i….wytrwałości!

Ekologiczne rolnictwo to jedyna droga do powrotu społeczeństwa do zdrowia. W naszym kraju jednak, co słusznie podkreśla Pan Kluska, ten kierunek to najtrudniejszy dział rolnictwa. Przyczyna nie leży w „ekologach” tylko naszej administracji od samego dołu po Rząd. Wbrew unijnej i światowej tendencji do wspierania rolnictwa zgodnego z Naturą, u nas, w Polsce nadal największe wsparcie mają wielkoobszarowe fabryki żywności. Przykład Pana Kluski powinien być pokazywany wszystkim rolnikom, ale też klientom wielkich sieci, kupującym żywność daleka od zdrowej, choć często taka nazywaną. Paradoksalnie, jeszcze kilkanaście lat temu byliśmy znacznie bardziej „ekologiczni” w produkcji żywności, niż po wejściu do UE. Nie ma w tym winy UE, ale naszych urzędników i polityków, którzy przehandlowali markę „POLSKA ZDROWA ŻYWNOŚĆ” wpuszczając mega fabryki mięsa rugowane z państw o wyższej kulturze ochrony środowiska.
Trochę dziwi powielanie przez tak doświadczonego biznesmena obiegowych i wyświechtanych już zarzutów do „ekologów” ogólnie. Przede wszystkim warto zacząć jednoznacznie oddzielać naukowców, którzy maja prawo nazywać siebie ekologami, od mnóstwa organizacji, które za cle stawiają sobie ochronę przyrody. Lepiej nazywać ich „Zielonymi”. Dziś w naszym, i nie tylko, kraju, pojęcie ekologia jest już całkowicie źle rozumiane.
Jedna uwaga na koniec do Pana Kluski. Mając tak rozległe kontakty z naukowcami, warto, by dowiedział się Pan więcej na temat na prawdę czystych technologii produkcji energii. Elektrownie wodne absolutnie nie są ekologiczne.

Według unijnych urzędników coś co występuje w skali poniżej całości nie istnieje!? Generalnie słowa poparcia dla Pana Kluski za jego odwagę i przede wszystkim za szczerość!

Niesamowita historia. Mimo tego, iż nad jego głową zawisł urzędniczy topór, gdy w lipcu 2002 r., został w spektakularny sposób aresztowany, to cały czas idzie do przodu i realizuje swoje marzenia. Brawo!