Koniec z trawnikiem idealnym. Nowy ruch daje głos pszczołom i ptakom
W cichej dzielnicy Warszawy, gdzie jeszcze niedawno każdy skrawek trawy był równo przystrzyżony, pojawiają się podwórka przypominające dzikie łąki. Tam, gdzie kiedyś słychać było odgłos kosiarki w każdą sobotę rano, teraz rozbrzmiewa świergot ptaków i brzęczenie pszczół. Ruch „No Mow May”, zapoczątkowany jako miesięczna kampania ekologiczna, coraz częściej przeradza się w całoroczny styl życia. Jego zwolennicy rezygnują z idealnie przyciętych trawników, by zrobić miejsce naturze – nie tylko w maju, ale przez cały rok.
Znudzeni trawnikiem
Joanna Tulwim, mieszkanka warszawskiego Urynowa, pamięta swój ogród z 2016 roku – klasyczna, uporządkowana kompozycja: orzech włoski, róże ze sklepu ogrodniczego, krótko przystrzyżona trawa. – Wszystko wyglądało jak z katalogu – wspomina. – Ale nie czułam, że to moje miejsce.
Postanowiła zacząć od małego eksperymentu. Na skrawku ziemi usunęła trawę i zasiała nasiona rodzimych roślin. Potem poszło już z górki – nawłocie wzdłuż ulicy, dzikie trawy, które pozwalały sobie rosnąć do kolan, a nawet pasa. Teraz jej podwórko to azyl dla zapylaczy, ptaków i drobnych zwierząt. Z ganków sąsiadów widać rozkładający się pień drzewa, w którym mieszkają scynki i insekty, a rankiem można tam spotkać śpiące lisy.
– Budzę się przy dźwiękach kardynałów i rudzika – opowiada. – To jak codzienny koncert natury.
Ekologiczne „lenistwo”?
Idea „No Mow May” pochodzi z Wielkiej Brytanii, gdzie organizacja Plantlife promowała ją jako sposób na wsparcie zapylaczy i poprawę retencji wody. W USA kampania szybko zyskała popularność – szczególnie w obliczu rosnących kosztów podlewania i krytyki wobec klasycznych, wodonośnych trawników.
Amerykańskie ogrody od dziesięcioleci wzorowane były na angielskich i francuskich modelach – równiutka trawa, minimalizm, brak dzikich form życia. Jednak dziś coraz więcej osób dostrzega, że taka estetyka wiąże się z ogromnym zużyciem wody i chemikaliów. Według danych EPA, nawadnianie zewnętrzne stanowi ponad 30% domowego zużycia wody – a w suchym klimacie nawet dwa razy więcej.
– Trawnik to monokultura – mówi Jason Sprouls z Cumberland River Compact. – A my potrzebujemy różnorodności.
Łąki zamiast trawników
Właściciel domu w Wołominie, Adam Murawiecki również postanowił dać naturze szansę. – Zwyczajnie znudziło mnie koszenie – przyznaje. – Przestałem to robić i zobaczyłem, co wyrośnie. Z czasem świadomie zaczął dodawać rośliny przyciągające owady. Dziś jego podwórko odwiedzają nie tylko zapylacze, ale i dzieci sąsiadów, które szukają motyli. Dla wielu osób to coś więcej niż zmiana estetyki – to powrót do równowagi z przyrodą.
Nie znaczy to jednak, że wystarczy po prostu przestać kosić. – To nie jest ogrodnicze lenistwo – podkreśla Adam. – Trzeba wiedzieć, które rośliny są inwazyjne i które warto wspierać. To świadoma decyzja i ciągła troska o ekosystem.
Krytyka i kompromis
Nie brakuje jednak głosów sceptycznych. Krytycy obawiają się, że niekontrolowany porost może przynieść więcej szkody niż pożytku – szczególnie jeśli rośliny inwazyjne rozprzestrzenią się kosztem tych rodzimych.
Ekspert ds. ogrodnictwa Aaron Steil z Iowa State University proponuje kompromis: ograniczenie koszenia do co dwóch tygodni oraz zastępowanie trawnika roślinami, które kwitną przez cały rok. W ten sposób można uniknąć konfliktów z sąsiadami, a jednocześnie wspierać lokalną przyrodę.
Ruch, który się rozrasta
„No Mow May” to już nie tylko maj – coraz częściej mówi się o „Let It Bloom June” czy jesiennym „Leave the Leaves”. I chociaż nie każdemu podoba się dziki wygląd ogrodu sąsiada, to trudno zaprzeczyć, że za tym ruchem stoi coś więcej niż tylko moda. To powrót do myślenia o przestrzeni jako części większego ekosystemu – miejsca, gdzie człowiek nie dominuje, lecz współistnieje z naturą.
– Dla mnie to powrót do dzieciństwa – mówi Joanna. – Kiedy biegałam boso po łące i wszystko wokół mnie żyło. Teraz moje dzieci mogą robić to samo, we własnym ogrodzie.
Czy w przyszłości więcej domów zyska naturalny charakter, a równo przystrzyżony trawnik stanie się reliktem przeszłości? Tego jeszcze nie wiemy. Ale jedno jest pewne – przyroda odzyskuje głos, a my uczymy się słuchać.
Opublikowany: 23 maja, 2025



