Przyroda a konflikty zbrojne

Wojna to zjawisko istniejące od początków ludzkości. W miarę postępu cywilizacyjnego działania wojenne przyjmowały coraz większą skalę i coraz bardziej wyrafinowaną formę. Zawsze jednak środowisko naturalne było traktowane w najlepszym razie jako źródło żywności lub surowca. Szkód, jakie pozostają po wojnie, często nie daje się już naprawić.
Już w XIII wieku konie armii Czyngis-Chana obracały żyzną ziemię w stepy i pustynie, a w epoce świetności Imperium Brytyjskiego ambicje utrzymania potęgi morskiej spowodowały niemal całkowite wylesienie Wysp Brytyjskich na potrzeby budowy okrętów. Napoleon Bonaparte natomiast znany był z tego, że kazał sadzić drzewa wzdłuż dróg, aby dawały cień maszerującej armii.
Korea
Z niezbyt odległej przeszłości znana jest historia lasów Korei i Wietnamu. Na terenach Półwyspu Koreańskiego od początków XX wieku, w czasach japońskiej okupacji, następowała dewastacja lasów w wyniku rabunkowej gospodarki okupanta i niekontrolowanemu nielegalnemu wyrębowi prowadzonemu przez ludność. Jak podają Eui-Gyeong Kim i Dong-Jun Kim w pracy „Management and utilization of forest resources in Korea”, zjawisko pogłębiało się przez okres Wojny Koreańskiej i trwało aż do roku 1965. Zniszczenie lasu następowało również w wyniku wypalaniu lasu pod uprawy rolne. Znaczna poprawa sytuacji lasów koreańskich nastąpiła dopiero po roku 1980. Wdrożono program zalesień, jednak lasu, jaki wcześniej porastał półwysep, nigdy nie odtworzono. Sadzono gatunki obce, z założenia cenne gospodarczo i szybko rosnące. Jak i w innych tego typu planach, skutki dla rodzimej przyrody i bioróżnorodności są łatwe do przewidzenia. Presja rozwoju gospodarczego i urbanizacji dopełnia obraz przyrody dzisiejszej Korei Południowej.
Niewiele lepiej wygląda sytuacja w Wietnamie. W czasie Wojny Wietnamskiej Amerykanie, zgodnie z zapowiedzią generała powietrznych sił zbrojnych USA Curtisa Le Maya, realizowali doktrynę „przez bombardowania do epoki kamienia”. Stosowano metody chemiczne: napalm i herbicydy. Skutki dla ludności i dla lasów były straszliwe. Jeszcze dziś ludzie chorują w wyniku skażenia środowiska w czasie działań wojennych. Skalę procederu pokazują badania rządu Australii. W czasie wojny w Wietnamie zrzucono o wiele większą ilość herbicydu zwanego „czynnikiem pomarańczowym”, niż w całej Australii w ciągu 30 lat, czyli na obszarze nieporównywalnie większym. Zużyto w sumie 55 milionów kilogramów herbicydów! Choć już wcześniej lasy w Korei i Indochinach nie były tzw. lasami naturalnymi, to wylesienie zawsze są czynnikiem drastycznie ubożącym środowisko. Brak lasu wpłynął na stosunki wodne, spotęgował erozję gleb. Wiemy też dziś, że wylesienia wpływają na klimat na całej planecie i nie jest to jedynie problem lokalny.
II Wojna Światowa
W czasie wojen giną lasy, z nimi rośliny i zwierzęta. W naszym kraju w czasie II Wojny Światowej populacje jelenia, sarny i łosia zostały straszliwie przetrzebione. Ostatnie łosie uniknęły zagłady jedynie na niedostępnych bagnach biebrzańskich. Przed wojną w Polsce i w Niemczech programem restytucji został objęty żubr. W czasie wojny hodowle ucierpiały, choć m.in. dzięki ofiarności polskich partyzantów ocalały w Puszczy Białowieskiej 44 żubry. Co ciekawe, zupełnie inna sytuacja była z dzikiem. Jego populacja nadspodziewanie wzrosła. Zwierzyna płowa, jak sarna czy jeleń, jest podatna na kłusownictwo. Zabicie jelenia z nowoczesnej broni automatycznej jest nadzwyczajnie łatwe. Żołnierze Armii Czerwonej dobrze o tym wiedzieli… Z dzikiem sytuacja wygląda inaczej. Dzik prowadzi skryty tryb życia, żeruje nocą. Polowanie na niego wymaga znacznie większego nakładu pracy. Nie jest też łatwo schwytać dzika we wnyki.
Wojny etniczne w Afryce
Pewien obraz stosunku ludzi do przyrody w obliczu wojny dają obecne konflikty etniczne w Afryce Wschodniej. Ochrona goryli górskich możliwa jest tylko tam, gdzie jest stabilna sytuacja polityczna. W przypadku wojny i powszechnej anarchii nie ma możliwości międzynarodowej kontroli i zabezpieczenia zwierząt przed kłusownictwem. W drugiej połowie XX wieku dużo mówiło się na temat ochrony przyrody w afrykańskich parkach narodowych. Cóż, kiedy ludność uciekająca przed czystkami etnicznymi ma do wyboru albo zabijać zwierzęta i wycinać drzewa, albo umrzeć. Uchodźcy wycinają roślinność na opał, polują na wszystko, co może nadawać się do jedzenia. Po obozach i koczowiskach pozostaje pustynia…
Broń nuklearna
O zgubnych skutkach użycia broni nuklearnej nie trzeba dziś nikogo przekonywać. Następuje totalna sterylizacja środowiska, a konsekwencje dla organizmów żywych na skutek skażenia rozciągają się w czasie na wieki. Dotyczy to również prób atomowych wykonywanych w odludnych rejonach. Pewną iskierkę nadziei dają ostatnie obserwacje na Atolu Bikini. Przez dziesięciolecia nikt nie odważył się tam nurkować. Gdy rozpoczęto obserwacje na początku tego wieku, okazało się, że przyroda nadspodziewanie dobrze odrodziła się! Korale, ryby, głowonogi, mięczaki… powróciły! Nie ma się co jednak łudzić – różnorodność biologiczna jest znacznie niższa. Jeśli wyniszczy się cały gatunek, powrotu już nie ma…
“Ostatni brzeg”
Wojna jest zaprzeczeniem idei ochrony przyrody. Owszem, zdarzało się w historii, że ruina gospodarcza kraju objętego działaniami wojennymi powodowała czasowe spowolnienie degradacji środowiska, powodowanego zwykle przez procesy technologiczne lub popyt na surowce. Znaczenie takich sytuacji zdaje się jednak znikome. Poza tym, że same działania wojenne niszczą przyrodę, wojna podważa sens pracy na rzecz ochrony przyrody, udaremnia ją lub uniemożliwia jakiekolwiek działania w tym zakresie. Konflikty w końcu zwykle wygasają, jednak podobnie jak ze śmiercią ludzi – ofiar wojen, zniszczonej przyrody nie da się już odtworzyć. Zagłada gatunku jest i z pewnością jeszcze na bardzo długo będzie czymś nieodwracalnym. Podobnie jest ze środowiskami, biocenozami, zbiorowiskami roślin i zwierząt. Odtworzenie jest albo straszliwie kosztowne, albo najczęściej w ogóle niemożliwe. Co z tego, że nastąpiło rozstrzygnięcie konfliktu i zakończenie wojny? To tak jak w filmie „Ostatni brzeg”, ludzie przeżyli konflikt nuklearny, ale skażenie planety i tak wkrótce doprowadziło do zagłady ludzkości. Zapominamy, że jesteśmy elementem przyrody. Nie wolno jej traktować jako szczegół nieistotny w obliczu „ważnych”, politycznych celów. Nawet zagłada jednego gatunku to katastrofa. Zapominamy, że każdy organizm ma swoje miejsce w ekosystemie naszej planety. Sieć zależności organizmów jest niczym domek z kart, jeśli wyjmie się jedną, reszta runie. Jeśli środowisko zginie, zginie i człowiek.




