Białowieski Park Narodowy. Czy ewentualne powiększenie Parku Narodowego ma sens?
Gdy baner z wyznaniem miłości do Puszczy Białowieskiej zniknął z Ministerstwa Środowiska, jego autorzy ruszyli na ulice, by zbierać podpisy przechodniów deklarujących to samo uczucie. Akcja miała doprowadzić do uchwalenia przepisów pozwalających na powiększenie Białowieskiego Parku Narodowego bez koniecznej dziś zgody samorządów.
„Puszczę należy kochać, bo jest ostatnim, dziewiczym lasem w Europie i z tego samego względu trzeba ją w całości objąć granicami parku narodowego” – tak twierdzi Robert Cyglicki, dyrektor polskiego oddziału Greenpeace, nie przedstawiając jednak żadnych dowodów na to dziewictwo. Podpisujący się wierzą mu więc i kochają ślepo. On sam oraz zbierający podpisy ekologiczni aktywiści w wyznawaniu swego uczucia mają zaś interes – z podtrzymywania stanu walki żyje organizacja, a oni z niej. Ewentualne powiększenie Parku Narodowego tylko na początek ma kosztować ok. 50 mln zł. Te pieniądze w większości będą przeznaczone na sfinansowanie rozmaitych badań i opracowań naukowych dotyczących włączonych terenów. Być może dlatego wielu naukowców też kocha dziewiczą puszczę, chociaż nie tak ostentacyjnie jak Greenpeace, żeby nie musieć tłumaczyć się z racjonalności tego uczucia.
Czy Pani Puszcza się ta podoba?
W 1921 r. w Puszczy Białowieskiej powołano leśnictwo „Rezerwat„, aby zachować fragment pierwotnego lasu, który w nienaruszonej formie dotrwał do naszych czasów. Trzy lata później Lasy Państwowe podniosły leśnictwo do rangi nadleśnictwa, a w 1932 r. w jego miejsce powstał Park Narodowy w Białowieży. Ochroną objęto 4640 ha, z tego 1061 ha ścisłą – co oznacza zakazanie na nim jakiejkolwiek ingerencji, a nawet swobodnego poruszania się człowieka. Po wojnie BPN odrodził się powiększony do 4746 ha, podczas gdy powierzchnia polskiej części tego kompleksu leśnego wynosi ponad 63 tys. ha.
Taki stan rzeczy utrzymywał się blisko pół wieku, aż w 1996 r. pod naciskiem środowisk ekologicznych, które tworzyli zarówno naukowcy-przyrodnicy, jak i ludzie bez stosownego wykształcenia, uznano, że dziewiczej Puszczy jest więcej, niż dotychczas uważano i BPN powiększono przeszło dwukrotnie, do wielkości 10,5 tys. ha. Ochroną ścisłą była teraz objęta mniej więcej połowa tej powierzchni. Ta decyzja nie załatwiła jednak sprawy – wkrótce okazało się, że rośnie liczba rozmaitych, ekologicznych lub tylko mieniących się takimi organizacji, które uważały, iż dziewicza Puszcza wcale nie zamyka się w granicach BPN, chociaż na poparcie swych twierdzeń nie przedstawiały żadnych ekspertyz. Sytuację można było zilustrować wersetem z frywolnej przyśpiewki: Czy Pani Puszcza się ta podoba?… – jeżeli dany jej zakątek podobał się pani lub panu ekologom, to znaczyło, że powinien zostać przyłączony do BPN.
Lasy Państwowe, które gospodarowały w pozostałej części białowieskiego kompleksu leśnego, postanowiły skończyć z tą dowolnością i zinwentaryzować wszelkie jego pierwotne fragmenty. W tym celu powołano naukową komisję pod przewodnictwem ekologa i fitosocjologa prof. Aleksandra W Sokołowskiego. W wyniku jej prac w 2003 r. powstał rezerwat „Lasy Naturalne Puszczy Białowieskiej” obejmujący dotychczas niechronione puszczańskie ostępy, które mogły swym charakterem uzasadniać jego nazwę. Dublował on niemal powierzchnię BPN, a wraz z innymi, starszymi rezerwatami ją przewyższał. Ponad trzecia część Puszczy zyskała więc status parku narodowego lub z nim porównywalny. To jednak tylko podsyciło uczucie działaczy Greenpeace, w efekcie wyprowadzając ich na dach ministerstwa i na ulice.
Ten las tylko nazywa się Puszcza
Pozostałe dwie trzecie to lasy, które tylko noszą tradycyjną nazwę puszczy, sugerującą ich pradawny charakter – podobnie jak np. Puszcza Niepołomicka. W rzeczywistości były eksploatowane w znacznym stopniu już od czasu rozbiorów. Ich prawdziwa rzeź zaczęła się natomiast wraz z okupacją niemiecką w czasie I wojny światowej. Masę wszystkich drzew nadających się wówczas do tartacznego przerobu szacowano na ok. 30 mln m3. Niemcy w kilka lat wycięli z tego /6.
W międzywojniu nie było lepiej. W latach 20. koncesję na wyrąb otrzymała angielska firma zwana popularnie Centurą. Wycięła co prawda połowę tego co Niemcy, ale za to pozostawiła po sobie ogromne, nawet stuhektarowe zręby, nie zawracając sobie głowy ich odnowieniem. Między Niemcami a Anglikami Puszczę cięła administracja polska, pozyskując ponad 1 mln m3 drewna. W latach 30. tereny poza BPN przejęły LP, wykupując je z rąk Century i wprowadzając tam racjonalną gospodarkę leśną, która jednak oznaczała wycięcie kolejnych 4 mln m3. W czasie dwuletniej okupacji sowieckiej pozyskano z kolei 1,5 mln m3 drewna.
Po wojnie na obszarze podległym LP zapasy drewna oszacowano na 9,5 mln m3. Co roku pozyskiwano tam ok. 200 tys. m3, dopiero w ostatnich latach zmniejszając tę wielkość o połowę.
Zsumowanie tych liczb skłania, by co najmniej zastanawiać się nad zasadnością twierdzenia, jako¬by był to las dziewiczy czy też naturalny Sęk w tym, że przechodnie nagabywani o podpisy w sprawie zmiany Ustawy o ochronie przyrody nie znają tych danych, bo tak naprawdę są w tej sprawie „zieloni”.
Większość z nich wyobraża sobie natomiast, że w powiększonym Parku Narodowym rządzić będą odwieczne prawa natury, jak przystało na dziewiczą puszczę. Takie przekonanie jest jednak fałszywe, chociaż zieloni z Greenpeace nikogo nie wyprowadzają z błędu. Brak ingerencji człowieka w białowieską przyrodę kłóciłby się przede wszystkim ze sztandarowym celem BPN, jakim jest zapewnienie rozwoju populacji żubrów! Wbrew obiegowej wiedzy zwierzęta te wcale nie preferują jego dzikich ostępów. Tam napotkać można jedynie kilkanaście sztuk spośród stada liczącego prawie pół tysiąca osobników. Większość żubrów bytuje poza rezerwatem ścisłym BPN, w szczególności tam, gdzie leśnicy dokarmiają je zimą, koszą dla nich łąki, aby nie zarosły lasem, magazynują siano pod specjalnie wybudowanymi zadaszeniami, kopią wodopoje i zakładają sady z dzikich drzew owocowych.
Lasy specjalnej troski
Białowieskie lasy gospodarcze, mimo że nie stanowią pierwotnej puszczy, są łącznikiem między ocalałymi jej fragmentami i tworzą z nimi jeden zwarty kompleks. Z tego względu doczekały się specjalnego traktowania w ramach LP W 1975 r. pod¬niesiono w nich wieki rębności, zmniejszając w ten sposób roczne pozyskanie o prawie 20%. Zakazano osuszania jakichkolwiek fragmentów lasu i nakazano przywracanie jego puszczańskiego charakteru.
Jednak dopiero zmiana ustroju spowodowała zwolnienie leśników z obowiązku dostarczania możliwie maksymalnej ilości surowca drzewnego. Teraz głównym celem gospodarki leśnej stało się samo trwanie lasów, zwiększanie ich powierzchni i różnorodności przyrodniczej. W gospodarczej części Puszczy Białowieskiej całkowicie zaprzestano stosowania pojęcia wiek rębności. Nietykalne stały się ponadstuletnie dęby, jesiony, klony i wiązy a także młodsze od nich jodły, dzikie wiśnie, jabłonie i grusze oraz jarzęby Nie wolno wycinać żadnych drzew dziuplastych. Zaprzestano wycinki wzdłuż cieków wodnych oraz na terenach bagiennych. Wyrębowi podlegają natomiast świerki zaatakowane przez korniki. Wycina się także brzozy i osiki, które wyrosły z samosiewu na tysiącach hektarów pocenturowskich zrębów. Te gatunki właśnie zaczynają obumierać, a leśnicy stopniowo je usuwając, sadzą na ich miejsce dęby, jesiony, klony, lipy czy też wiązy, które zniknęły wskutek eksploatacji i nie mają szans na samodzielny powrót.
Kolejnym źródłem surowca drzewnego jest trzebież. Istnieje także pozyskanie związane z koniecznością pielęgnowania pojawiających się samorzutnie kęp podrostu, by w porę zapewnić mu dostęp słonecznego światła, gdyż inaczej obumrze. Z takiego względu wycina się jednak bardzo mało drzew – przeciętnie jedno na 2 ha lasu. Roczny przyrost masy drzew w Puszczy wynosi ok. 300 tys. m3, natomiast pozyskanie to /3 tej wielkości, a Ministerstwo Środowiska zarzeka się, że w przyszłym roku będzie to jedynie 80 tys. m3. Ale także taką ostrożną wycinkę Robert Cyglicki nazwał dewastowaniem dziewiczej puszczy, które w ciągu kilku lat doprowadzi do utraty naszego światowego dziedzictwa przyrodniczego.
Greenpeace chce zagłady Puszczy?
Jeśli którykolwiek z przechodniów poproszony przez aktywistów Greenpeace o podpis wgłębi się w lekturę wydanej przez tę organizację broszury „Wyprzedaż puszczy”, przekona się ze zdumieniem, że również ta organizacja chce… dewastacji światowego dziedzictwa przyrodniczego, gdyż zakłada utrzymanie w poszerzonym BPN pozyskania drewna w ilości 40 tys. m3, czyli o połowę mniejszej niż propozycja MŚ. Do przyjęcia takiego założenia skłoniła zielonych chęć przekonania do swojego pomysłu białowieskich samorządów, które w obecnym stanie prawnym mają w tej sprawie decydujący głos, a przyglądając się z bliska leśnej gospodarce w Puszczy, uważają, że dobrze jej służy To odstępstwo od wizji rządów praw natury nie przekonało samorządowców do zmiany stanowiska, stało się za to dobrym przykładem braku logiki. Jeśli bowiem przyjąć, że reprezentujący Greenpeace Robert Cyglicki ma rację, głosząc utratę dziewiczej puszczy w ciągu kilku lat wskutek utrzymania pozyskania drewna na obecnym poziomie, to prosty rachunek wskazuje, że zakładając zmniejszenie wyrębu jedynie o połowę, godzi się z jej zagładą w perspektywie najdalej lat kilkunastu.
Oczywiście taka perspektywa nie istnieje w rzeczywistości, ale czyż nie działa na emocje przechodniów którym nie chce się dokonywać nawet prostych rachunków przed złożeniem podpisu? 9 listopada ponad 200 tys. sygnatur trafiło do Sejmu. Greenpeace jest więc o krok bliżej na drodze do uchwalenia ustawy eliminującej białowieskie samorządy z procesu decydowania o przyszłości tamtejszych lasów zarządzanych przez LP. A jeśli miłość do dziewiczej puszczy zwycięży ostatecznie, to nieważne będzie, że dziewictwa już dawno nie ma, a leśnicy próbują cerować jego resztki. BPN rozrośnie się, ale z grubsza będzie robił to samo co oni dla dobra żubrów i Puszczy.
Minister, który robi szwindle
Minister środowiska zaproponował logiczny kompromis w tej sprawie, polegający na powiększeniu BPN o obszar najcenniejszy przyrodniczo, tj. rezerwaty leżące na terenie LP. Samorządowcy przychylają się do tego rozwiązania, natomiast „zieloni” uważają, że to szwindel.
Andrzej Kwiatkowski
Artykuł pochodzi z dwutygodnika Las Polski
Moim zdaniemniepotrzebne jest powiększanie parku narodowego.Naleśnictwo dobrze spełnia swoją rolę.
Moim zdaniem artykuł jest czysto populistyczny, stronniczy i emocjonalny. Nie przedstawia i nie cytuje ( z podaniem dokładnego źródła) żadnych faktów, w związku z tym nie przedstawia większej wartości merytorycznej
Poza tym powinien raczej znajdować się w zakładce przyroda, gdyż bardziej dotyczy ochrony przyrody, niż środowiska (Park Narodowy to przecież forma ochrony przyrody).
Artykuł jest bardzo tendencyjny. Znowu wielcy miłośnicy przyrody w mundurach leśników chcą pozyskiwać drewno i mieć miejsca, w których można spokojnie polować. Koszta są duże, ale czy przypadkiem nie będziemy żałować nieobjęcia ochroną puszczy w przyszłości, nawet jeśli ta puszcza nie jest dziewicza (tak naprawdę to nie chodzi o to, żeby mówić co jest nietknięte, a co nie – tylko zabrać się za ochronę).
Nie sądzę, żeby leśnicy i gospodarka byli zbawicielami żubrów i puszczy. Żubrami można się dalej zajmować. Ale to dzięki nowym miejscom chronionym, może pomożemy wilkom, rysiom, sarnom, jeleniom i dzikom, trójpalczakom, porostom, grzybom, owadom. Las potrzebuje martwego drewna, a las nazywany puszczą jest pełen miejsc, które za kilkadziesiąt lat znów mogą być wartościowe przyrodniczo.
A co do samego zbierania podpisów.
Ustawę należy zmienić chociażby po to, by móc utworzyć nowe parki (Mazurski i Turnicki).
Dlatego uważam, że argumenty „drugiej strony” nie są za bardzo konkretne.
Cieszę się, że próbujemy znajdować także mankamenty pewnych idei. Ja jednak jestem za tym, żeby sóweczki i cała reszta zwierząt obecnych w „puszczy” była objęta ochroną.
TO PRZECIEŻ NASZE DZIEDZICTWO!
Wydaje mi się, że sprawa Puszczy to burza w szklance wody. Poza tym cieszę się, że mogę zapoznać się z zdaniem drugiej strony, które uważam za w miarę racjonalne!
Pozdrawiam