Krajobrazy utracone. Pina – rzeka nie do końca ujarzmiona!
Polesie – kraina nieokiełznanej wody i nieprzebytych bagien – od X wieku znajdowało się w granicach Rusi Kijowskiej. Później, w dobie rozdrobnienia dzielnicowego, było tu księstwo turowsko-pińskie. W roku 1341 przyłączył je Giedymin do Wielkiego Księstwa Litewskiego. W granicach Rzeczypospolitej znalazło się natomiast po roku 1569, przynależąc do województwa brzeskolitewskiego oraz częściowo mińskiego i kijowskiego. Od 1795 roku, po III rozbiorze Polski, tereny te objął zabór rosyjski. Administracyjnie należały one wtedy do guberni grodzieńskiej i mińskiej. W okresie międzywojennym interesujący nas obszar przypadł II Rzeczypospolitej. Znalazł się on w województwie poleskim. Siedzibą władz wojewódzkich był bardzo krótko Pińsk, a następnie Brześć nad Bugiem. Później nastąpiły znane powszechnie wydarzenia II wojny światowej i trwające następne dziesięciolecia ich konsekwencje. Obecnie Polesie leży na Białorusi i Ukrainie, a tylko niewielkie jego części znajdujemy na terytorium Polski i Rosji.
Z woli imperatora, jakąś nadzwyczajną sztuką i pomysłowością inżynierską, poprowadzono w roku 1886 poleską drogę żelazną (Kolej Poleska) z Brześcia Litewskiego (Brześć n. Bugiem) do Homla, poprzez bagna i moczary, wzdłuż północnego brzegu rzeki Prypeć. Inny świat zaczynał się już za Brześciem, a dalej inaczej ważyły rzeczy oraz sprawy i nie zawsze można było dowierzać zmysłom.
Oto gdzieś tam pojawiła się i zniknęła sylwetka „tutejszego” na czółnie, ówdzie znowu, miejscowa wiedźma zbierająca zioła stąpała suchą nogą tam, gdzie innych natychmiast wciągała błotnista kipiel. A gdy wieczorem nad wodami rzek i jezior, nad bezdennymi mokradłami, podnosiły się opary, zaczynała działać wyobraźnia uzupełniająca mgliste obrazy. W głąb bezludzia wabiły dziwne głosy i tajemnicze ognie. Biada, biada każdemu, kto by podążył ich śladem! Lepiej było wówczas zasłonić okno i zapalić światło w przedziale. Pociąg tymczasem mknął okryty obłokami pary w głąb krainy, w której zatarły się granice między wodą a ziemią i między wodą a niebem…
W wielu miejscach, już na początku XX wieku droga wiodła przez okolice dość płaskie, gdyż znaczne obszary starego lasu wycięto (najpiękniejsze lasy trwały jeszcze pod Mozyrem). W oddali dawał się niekiedy słyszeć dźwięk syreny parostatku na Prypeci. Płynęło się nim do Dniepru i dalej, hen, aż do Kijowa. Podróżujący poleską linią kolejową mijali stację węzłową w Żabince, skąd można było jechać do samej Moskwy, a następnie przejeżdżali przez Kobryń. Wysiadali tu znawcy wszelkiej maści wierzchowców, gdyż w Kobryniu organizowano znane targi na konie, natomiast znawcy literatury wszczynali literackie dyskusje, zachęceni do tego zapewne bliskim sąsiedztwem siedziby Marii Rodziewiczówny w Hruszowej. Aż wreszcie, po przebyciu 160 wiorst, czyli ok. 170 km, oczom pasażerów ukazywał się Pińsk, który w 1910 r. liczył sobie ok. 38 tys. mieszkańców i cieszył się od 1581 roku prawami miejskimi. Wystarczyło jeszcze tylko – jak doradzano w dawnych opisach – wspiąć się na wyniosłą wieżę jezuickiego kościoła, aby nasycić oczy wspaniałym widokiem niknącej gdzieś w dali doliny, środkiem której, pośród połyskujących w słońcu rzeczek, strumieni, strug i ruczajów, toczyła swe modre wody ona – rzeka Pina.
We współczesnych encyklopediach możemy znaleźć zwykle bardzo skąpe informacje, z których wynika, że Pina, lewy dopływ Prypeci, ma 40 km długości, obszar jej dorzecza wynosi 2460 km kw., a średni przepływ roczny to 8,6 m sześciennego na sekundę. Dowiadujemy się też, iż jest ona częścią drogi wodnej, powstałej dzięki liczącemu 92,8 km długości Kanałowi Królewskiemu, który w Pińsku łączy się właśnie poprzez Pinę z Prypecią.
O, jakże mylą się ci wszyscy, którzy sądzą, że dwuzdaniowe hasło może zamknąć w swych karbach nurt poleskiej rzeki! Pamiętajmy wszak – inne tam obowiązują miary i nie wszystkie żywioły zostały pod tamtejszym niebem do końca rozdzielone.
Otóż na dawnych mapach Polski zwykle Piny nie znajdujemy. Brakuje jej np. na mapie Wacława Giedrojcia z XVI wieku i w atlasie „Theatrum Orbis Terrarum” Abrahama Orteliusa. Zaznaczono ją natomiast na karcie Rzeczypospolitej Mikołaja Krzysztofa Radziwiłła „Sierotki” z początków XVII wieku. W wieku XVIII kartografowie mieli ogromne problemy z umiejscowieniem źródeł Piny. Błędnie zaznaczył je Władysław Łubieński w dziele „Świat” i Rizzi Zannoni w atlasie Polski pt. „Carte de Pologne…” z 1772 roku (atlas składał się z 24 kart w skali 1:629000). Z problemem tym nie poradził sobie również Jan Topolnicki, który wydał we Lwowie w roku 1864 mapę dawnej Polski. Niedokładności spotykamy zresztą i w późniejszych opracowaniach hydrograficznych. Czyż można się jednak temu dziwić, skoro źródeł rzeki należy doszukiwać się gdzieś w ogromnych, niezmierzonych bagnach w rejonie Kobrynia?
Podobny kłopot powstał przy ustalaniu miejsca, w którym Pina łączy się z Prypecią. Ileż tam splątanych odnóg i rozgałęzień, ileż okolicznych rzeczek, ileż połączeń z Jasiołdą i Strumieniem! A wszystkie one walczą o prymat, o miano głównego nurtu, o prawo oznaczenia na mapie, że to właśnie im przychodzi złączyć się w nierozerwalnym uścisku ze starszą siostrą, aby dalej wspólnie już płynąć ku przeznaczniu, tam, gdzie czeka na nie potężny Dniepr.
Pod koniec XIX wieku długość Piny na terenie powiatu pińskiego oceniano na 73 wiorsty, czyli ok. 78 kilometrów. Natomiast „Trzaski, Everta i Michalskiego Encyklopedia Powszechna w Dwu Tomach” z 1933 r. podaje, że Pina jest prawym dopływem Jasiołdy i ma 87 km długości.
Tak oto – kpiąc sobie z geografów – wiła się krnąbrna rzeka odludnymi moczarami lub mijała niekiedy malownicze wyniosłości, a wokół niej tętniło życie dzikiej przyrody. Na torfowiskach – jak powiadają uczeni botanicy – roślinność obfitowała w relikty glacjalne, w postaci brzozy karłowatej i wierzby lapońskiej. Bagienne lasy łęgowe i olsy kryły olszę czarną, a na terenach wyżej położonych występowały bory sosnowe i lasy mieszane. Idąc bardziej na południe można było w nich spotkać różanecznik żółty.
Na swej drodze napotykała Pina inne rzeki i strumienie, które zasilały swoimi wodami jej nurt. Prawym dopływem była m.in. rzeka Zarobczanka oraz rzeczka wypływająca z jeziora Pieszczane, a z lewej strony wpadały doń rzeczka Niesłucha i strumień Filipówka. A wszystkie one pełne ryb, pełne wodnego ptactwa! I tak wszystko trwało niezmiennie przez setki lat. Sielanka musiała się jednak kiedyś skończyć.
Już w roku 1635 podczas obrad sejmu miał mówić o Pinie kanclerz Jerzy Ossoliński, przedstawiając pomysł połączenia drogą wodną Morza Czarnego z Bałtykiem. Prawdopodobnie w połowie XVIII wieku rzeka stała się spławna. Wielkie zmiany przyniósł dopiero rok 1773.
Zagadnieniem regulacji rzek Pińszczyzny zainteresował się wtedy poważnie ks. Michał Kazimierz Ogiński, hetman wielki litewski, który polecił sporządzić odpowiedni projekt swojemu kartografowi i topografowi Mateuszowi Butrymowiczowi. Bieg Piny miał zatem zostać skanalizowany na mierzącym 30 km odcinku od kanałowego połączenia z Muchawcem do Pińska, gdzie następowało z kolei połączenie z Prypecią.
W ten oto sposób wolna dotychczas rzeka zaczynała się stawać częścią szlaku wodnego, zwanego Kanałem Muchawieckim, Kanałem Królewskim, Kanałem Rzeczypospolitej lub Kanałem Dniepr – Bug, który umożliwiał statkom oraz barkom transportującym drewno i zboże teoretycznie swobodną żeglugę na długiej trasie między Morzem Czarnym a Morzem Bałtyckim. Droga wiodła Dnieprem, Prypecią, Piną, właściwym kanałem, Muchawcem, Bugiem i Wisłą. Inwestycja ta powstawała w latach 1775 – 1848. Sam kanał między Muchawcem a Piną miał wówczas ponad 6 mil, czyli ok. 51 km długości.
W wyniku wieloletnich robót, zakola i niektóre odcinki koryta Piny otrzymały stosowne umocnienia (kanalizacją nie objęto rozgałęzień rzeki). Powstało też sześć śluz. Za ostatnią z nich, przed Pińskiem, rzeka uzyskała znacznie rozszerzone koryto. Po jego lewej stronie usypano szeroką groblę, przystosowaną do holowania statków przy pomocy liny ciągniętej przez ludzi lub zaprzęg koński. Natomiast z prawej strony była tama utrzymująca wymagany poziom wody w rzece. W samym mieście zbudowano port zaopatrzony w śluzę, tamy i nadbrzeżną groblę, do której przybijały statki.
Parowce i ciężkie barki towarowe dopływały tylko do Pińska (od strony Prypeci), a dalej, w górę rzeki, płynęły wyłącznie barki o mniejszej ładowności. Pina zamarzała zwykle pod koniec listopada, a lody puszczały gdzieś tak z końcem marca; rzeka była zatem spławna przez ok. 250 dni w roku.
W okresie międzywojennym Pina nabrała znaczenia militarnego. Otóż u jej ujścia stacjonowały kanonierki i monitory polskiej Flotylli Rzecznej Marynarki Wojennej (Flotylla Pińska), która operowała na tzw. morzu pińskim, czyli wielkim rozlewisku kilku rzek. Liczący wówczas 32 tys. mieszkańców Pińsk był miastem powiatowym i posiadał dwie rzeczne przystanie. Zresztą dzieje i zabytki „stolicy” Polesia wymagają oddzielnego omówienia.
Podczas II wojny światowej Kanał Królewski został poważnie zniszczony. Później odbudowano go, ale nigdy już nie odzyskał dawnego znaczenia ekonomicznego.
Powojenne lata przyniosły poważne zmiany na omawianym obszarze Polesia. Prowadzono tam intensywne prace melioracyjne, poszukiwano ropy naftowej i węgla brunatnego. Lesistość spadła do poziomu 30%. Chociaż udało się osuszyć ok. 1,7 mln ha gruntu, czyli nieco ponad połowę poleskich błot, to kraina ta w dalszym ciągu jest największym w Europie obszarem bagiennym. Troskę budzi fakt, iż w wyniku tych działań doszło do degradacji krajobrazu i strat w oryginalnym środowisku przyrodniczym. Leżący w obwodzie brzeskim Pińsk liczy sobie obecnie ok. 132 tys. mieszkańców i w dalszym ciągu posiada port rzeczny. Kanał Dniepr – Bug stanowi już raczej tylko atrakcję turystyczną.
Gdy jednak o zmroku cichną odgłosy ludnego miasta, gdy w wieczornej mgle nikną dalekie światła i sztuczne nabrzeża, z oparów wyłaniać zaczynają się cienie drzew dawno umarłych, a u ich stóp rzeka burzy się, przelewa przez zapory i jak niegdyś łączy z siostrami, by igrać swobodnie przy smętnym wtórze piszczałek bagiennych duszków, którym przyświecają błędne ogniki. I tak trwa aż do świtu to misterium żalu i tęsknoty za światem bez barier i granic…
Super tekst! Cieszę się bardzo, że powstał kącik historyczny na Ekologia.pl.