Ekożycie bez granic – rozmowa z Dominiką Zarębą

Co kryje się pod tajemniczym hasłem ekoturystyka? Jak wygląda ruch ekoturystyczny w Polsce? Na te i inne pytania odpowiada Dominika Zaręba, podróżniczka, publicystka i fotografka, współzałożycielka Wydawnictwa Bezdroża oraz autorka książki „Ekoturystyka”.
wegemaluch.pl: Ekoturystka – brzmi ciekawie i intrygująco, ale również tajemniczo. Co kryje się pod tym hasłem?
Ekoturystyka to styl podróżowania bliski naturze, aktywny i poznawczy. To podróżowanie w miejsca wyróżniające się bogactwem przyrody, pięknem krajobrazu i unikalną kulturą. Ekopodróżowanie to smakowanie kuchni regionalnej, kupowanie wytwarzanych lokalnie pamiątek na targach i w małych sklepikach, odkrywanie klimatu miejsca, szacunek dla tradycji, miejscowych zwyczajów, odmienności. Ekoturystyka, która jest dzisiaj jednym z najszybciej rozwijających się rynków turystycznych na świecie, ma z jednej strony pomagać chronić środowisko naturalne, a z drugiej przynosić dochody mieszkańcom i za zasilać lokalną gospodarkę.
Jest Pani bardzo aktywną osobą. Jest Pani autorką pierwszej w naszym kraju książki o ekoturystyce pt. „Ekoturystyka”. Stworzyła Pani również Program Zielonych Szlaków – Greenways w Fundacji Partnerstwo dla Środowiska. Jak i kiedy zaczęła się Pani przygoda z ekoturystyką?
Duch ekologiczny drzemał we mnie od dzieciństwa. Razem z rodzicami każdą wolną chwilę spędzaliśmy na łonie natury, jeździliśmy pociągiem albo autobusem na łąkę, do lasu, w góry z zapasem kanapek i pomysłów na poszukiwanie skarbów. Rodzicie kupili starą drewnianą chałupę na podbabiogórskim przysiółku Krzonka w Zawoi, którą uratowali przed ruiną i która stała się naszym drugim wakacyjnym domem otoczonym lasem, polanami usianymi latem storczykami i łąkami pachnącymi tysiącem ziół. Mój tata pracował też jako dziennikarz, specjalizował się w tematach ekologicznych i skutecznie swoją pasję przelewał na mnie.
Z samą ekoturystyką zetknęłam się po raz pierwszy w czasach studenckich podczas dalekiej podróży przez Amerykę Środkową. Zafascynował mnie projekt ekoturystycznej trasy La Ruta Maya łączącej kraje i regiony Świata Majów – Gwatemalę, Meksyk, Belize, Honduras i Salwador. Podróżowanie przez deszczowy las tropikalny usiany zabytkami pozostawionymi przez Majów, indiańskie wioski leżące u stóp wulkanów, gdzie można było uczyć się hiszpańskiego w ekologicznej szkole prowadzonej przez mieszkańców, kolorowe targi pełne rzemiosła i autentycznej sztuki ludowej, najpyszniejsza kawa świata z małych plantacji, parki narodowe i obszary chronione pełne dzikich zwierząt… To była prawdziwa ekoturystyka realizowana w praktyce. Ta podróż zaowocowała pomysłem na zgłębianie ekoturystyki naukowo i zawodowo, a później także książką „Ekoturystyka” opublikowaną nakładem PWN, która doczekała trzech wydań.
Jakby oceniłaby Pani rynek ekoturystyki w Polsce?
Polska ma ogromy potencjał do rozwoju ekoturystyki – parki narodowe i inne obszary chronione unikalne na skalę europejską obfitujące w rzadkie gatunki zwierząt i roślin zagrożonych wyginięciem, dzikie, nieuregulowane rzeki, malownicze i różnorodne krajobrazy wiejskie, bogate tradycje regionalne, w tym rzemiosło, sztuka, kuchnia, zdrowa żywność, która podbija podniebienia turystów zagranicznych…. Jestem pewna, że gdyby ten potencjał mądrze wykorzystać, to ekoturystyka mogłaby być naszą marką w Europie i na świecie.
Oczywiście jest mnóstwo przykładów niezwykłych lokalnych inicjatyw ekoturystycznych w różnych zakątkach kraju; liderem jest tu zdecydowanie Polska Północno-Wschodnia. Jednak trudno na razie mówić o istnieniu rynku ekoturystyki w Polsce, brakuje także badań w tym temacie. Ekoturystyka jest nadal uznawana za działalność niszową i mało komercyjną. Znajdziemy pojedyncze oferty przygotowywane przez miejscowych przewodników, właścicieli gospodarstw agroturystycznych, miejscowych pasjonatów czy organizacje społeczne. Jest też dosłownie kilkanaście biur podróży specjalizujących się w ekoturystyce, głównie na rynek zachodnioeuropejski i amerykański. Zdecydowanymi prekursorami są takie biura jak BirdService czy Kampio. Z kolei Wydawnictwo Bezdroża opublikowało jako pierwsze w Polsce kod odpowiedzialnego podróżowania drukowany w przewodnikach turystycznych.
Bardzo wiele osób po narodzinach dziecka rezygnuje z podróży obawiając się ogromu obowiązków z tym związanych. Co by Pani poradziła takim ludziom? Czy rzeczywiście ich strach jest uzasadniony?
Jestem wielkim orędownikiem podróżowania z dziećmi od najmłodszych lat. Nic lepiej nie kształtuje ich charakteru, nie rozbudza zainteresowania światem, nie rozwija talentów jak właśnie podróże. Dzieci są spontaniczne, otwarte, uwielbiają przebywać na świeżym powietrzu, nie wymagają specjalnych wygód. Podczas podróży z dzieckiem nawiązuje się z nim bardzo silne więzi emocjonalne, co na pewno zaprocentuje w przyszłości. Nie jest też tak ważne to, że małe dzieci z podróży nic nie zapamiętają. Na pewno wiele z tych przeżyć i emocji zostanie w nich na zawsze, a pokazując im później zdjęcia i opowiadając o przygodach, miejscach, krajobrazie i ludziach, można świetnie odtworzyć w nich te zapiski ze świata. Dzieci mają szeroko otwarte oczy i zmysły na otoczenie, zwracają uwagę na szczegóły, detale, często niezauważalne dla dorosłego człowieka. Dlatego tak bardzo lubię podróżować z dziećmi, bo widzę też świat ich oczami, bardziej różnorodny, kolorowy, nieprzewidywalny. Wcale nie muszą to być od razu dalekie egzotyczne podróże. Każdy weekendowy wyjazd na wieś, do lasu, nad jezioro, wycieczka rowerowa albo spacer do muzeum albo na organizowany w okolicy jarmark jest świetną okazją na wspólną wyprawę małą albo dużą z małymi ekopodróżnikami.
Czasami patrząc na moją Córeczkę i to, jak sympatycznie reagują na nią ludzie, mam wrażenie, że dzieci mają cudowną moc przełamywania wszystkich barier, wywołują uśmiech na twarzy spotkanej osoby. Czy zdarzyło się Pani, że podczas jakiejś podróży Pani dzieciątko dokonało „cudu” w kontekście relacji międzyludzkich?

Tak, to prawda, dzieci cudownie przełamują bariery kulturowe, zbliżają nas do napotkanych po drodze ludzi, często dzięki nim można nawiązać się ciekawą i niezapomnianą rozmowę, poczuć klimat miejsca. Dla mnie takim największym odkryciem była podróż z Jagódką do Gwatemali, kiedy miała niespełna dwa latka. Pojechałyśmy w trójkę – razem z moją siostrą Magdą – na ekoturystyczną kobiecą wyprawę, której głównym celem była nauka języka hiszpańskiego i uczestniczenie w codziennym życiu mieszkańców. Mieszkałyśmy prawie miesiąc w wiosce San Pedro la Laguna położonej nad świętym jeziorem Majów Atitlan, zamieszkiwanej przez potomków Majów z grupy etnicznej Tzutzujil. Z poprzednich podróży wiedziałam, że Indianie są nieufni w stosunku do przyjezdnych, niechętnie otwierają się na kontakty z „obcymi” i nie lubią się fotografować. Dzięki Jagódce, która codziennie paradowała w kolorowym, ręcznie tkanym stroju Indianek Tzutzujil, te bariery jakby całkowicie niknęły. Miejscowe Indianki wypytywały się o nasze życie, częstowały nas kawą i domowymi specjałami, robiły nam zdjęcia telefonem komórkowym i same chętnie pozowały do zdjęć. Na Jagódkę miejscowi wołali „Sanpedranita bonita”, bo blond włosy i niebieskie oczy uznawano za wyjątkową egzotyczną urodę. Dzięki dziecku mieszkanie w San Pedro było niepowtarzalnym przeżyciem, czułyśmy się prawie jak miejscowe Indianki i do dziś mamy kontakt z niektórymi mieszkańcami miasteczka.
Z kolei na przykład w Indonezji malutki Staś noszony w chuście – sarongu uznawany był za „małe bóstwo”. Zwłaszcza na Bali zgodnie z religią hinduistyczną małe dziecko uważa się za czyste i nieskażone złą energią, za łącznik pomiędzy światem ludzi i dobrych duchów. Dziecko było takim naszym łącznikiem z miejscową kulturą.
Wróćmy zatem do tematu podróży. Jak się przygotować do „ekologicznych” wakacji,? Jakie kraje wybierać?
Wybór kierunku, miejsca podróży zależy od indywidualnych pasji i zainteresowań. Ekoturystyka daje pole do popisu dla każdego w tysiącach zakątków świata, i tych dalekich i tych bliskich, polskich czy środkowoeuropejskich. Eko-podróżowanie to w pewnym sensie podróż w głąb siebie, poznawanie świata w sposób ciekawski z szeroko otwartymi oczami. Do każdej podróży zawsze warto się przygotować, zebrać materiały – mapy, przewodnik, poszukać informacji w internecie, odnaleźć miejsca, które mogą nas szczególnie zainteresować. Dobrze mieć w głowie jakiś pomysł, zarys podroży, nie musi to być dokładny plan czy program, ale taki ogólny koncept – co chciałoby się zwiedzić, zobaczyć. Na miejscu i tak często weryfikuje się ten plan, odkrywamy nowe miejsca, które nas wciągają, fascynują. Eko-wakacje nie muszą wcale oznaczać egzotycznej wyprawy albo „szkoły przetrwania” w górach czy lesie. Uważam, że można je nawet przeżyć w znanym turystycznym kurorcie nadmorskim jeśli lubimy stacjonarny wypoczynek w bardziej luksusowych warunkach. Warto poznać coś więcej niż przyhotelową plażę i basen – można wybrać się na miejscowy targ, kupić sezonowe owoce, spróbować miejscowej kuchni, spacerować, jeździć na rowerze, poznawać atrakcje okolicy. Wspaniałą eko-podróż można także przeżyć wyjeżdżając na wieś, nocując w gościnnym gospodarstwie, zajadając się regionalnym jedzeniem, uczestnicząc w imprezie kulturalnej, biorąc udział w warsztatach rękodzieła, uprawiając swoje ulubione sporty na łonie natury. Pomysłów i sposobów na ekopodróżowanie jest naprawdę nieskończona ilość!
Jest Pani wegetarianką. Czy podczas wyjazdów ciężko znaleźć bezmięsne potrawy?
W niektórych regionach świata naprawdę trudno o wegetariańską kuchnię. Często wędrując przez rumuńskie albo ukraińskie Karpaty mieliśmy problem z bezmięsnym wyżywieniem. Pozostawały nam grzyby, owoce leśne i sery od miejscowych pasterzy. Ale najtrudniejszą, kulinarną podróż przeżyliśmy w Mongolii, gdzie praktycznie 90 procent potraw jest przyrządzanych z mięsem, brakuje warzyw i codziennej porcji witamin. To było duże wyzwanie. Kiedy gościliśmy w mongolskiej jurcie, mogliśmy odmówić poczęstunku mięsnego. To byłby brak szacunku dla gospodarzy i ich tradycji. W jednej z mongolskich jurt poczęstowano nas prawdziwym rarytasem, którym raczy się najlepszych gości – wywarem z głowy barana i herbatą z tłuszczem zwierzęcym (Mongołowie piją herbatę z mlekiem, tłuszczem i solą). Nasza odmowa mogłaby zostać odebrana, jako pogarda dla ponad tysiącletniej kultury potomków Chyngis-Chana.
Niestety nawet w Polsce mam problemy z zamówieniem wegetariańskiego posiłku, co często kończy się na ziemniakach z sałatką. A przecież z tylu rodzimych warzyw i zdrowych produktów można wyczarować tysiące pysznych potraw! Pod tym względem zdumiewa mnie zawsze Białoruś. Mieszkając w tamtejszych wiejskich gospodarstwach można spróbować wielu wegetariańskich przysmaków, które Białorusini potrafią wyczarować z ziemniaków, pomidorów, cebuli, bakłażanów, cukini, marchewki, grzybów, fasoli czy soczewicy… Palce lizać!
Najbardziej niezwykła podróż, miejsce?
Trudno wymienić tu tylko jedną podróż. Było tyle przygód, wrażeń, spotkań, miejsc, do których chciałoby się wrócić i z których wspomnienia wywołują uśmiech na twarzy. Moim miejscem na ziemi na pewno jest otoczone wulkanami jezioro Atitlan w Gwatemali. Błękit jeziora i odbijające się w jego tafli kolorowe stroje Indian, podróże łodzią między wioskami, zapach kawy i soczysto zielony ogród na brzegu jeziora, gdzie codziennie uczyłam się hiszpańskiego w szkole na otwartym powietrzu.
Ale niesamowite były setki innych miejsc – w Mongolii jezioro Chubsuguł i kilkudniowa wyprawa konna przez tajgę do wiosek Caatanów, hodowców reniferów. Wielotygodniowe wędrówki z namiotem przez Karpaty w Rumunii i Ukrainie z daleka od jakiejkolwiek cywilizacji. Spływ tratwą po Niemnie na Białorusi z wesołą i rozśpiewaną kompanią białoruską, albo gitarowy Sylwester w Królowej Chacie w wiosce Zaborze na północy kraju. Najbardziej szalony na świecie festiwal trębaczy w serbskiej Guczy. Urodziny spędzone w Sarajewie i kąpiel w turkusowej Neretwie w drodze do bośniackiego Wyszechradu. Nocleg w oazie na Saharze w Maroku pod wielką wydmą, która oświetlona światłem księżyca wyglądała jak piramida, a dzieci powiedziały, że to był najfajniejszy dzień w ich życiu. Koncert flamenco w tawernie w romskiej dzielnicy Sewilli. Kurs kuchni indonezyjskiej i balijskiej w domu u mistrza kuchni z Ulu-watu… Ach, dużo było takich niesamowitych momentów i klimatów.

Proszę zdradzić – jakie ma Pani najbliższe ekoturystyczne plany?
W te wakacje wyruszymy rodzinnie w niedaleką podróż – na Pomorze Zachodnie i wyspę Wolin. W planach głównie rowery, kąpiele w jeziorze i morzu, nocleg w gospodarstwie w starym młynie i warsztaty malowania mebli. Chcemy też popłynąć promem na wyspę Bornholm i zwiedzić ją na rowerze. A z dalszych planów podróżniczych to mam na swojej „top liście” kolejne zakątki Ameryki Łacińskiej. Fascynują mnie też ostatnio tematy muzyczno-taneczne, szczególnie warsztaty flamenco w andaluzyjskim miasteczku. A najczęściej bywam w leżącej blisko Krakowa Lanckoronie, miasteczku artystów i aniołów, gdzie zachowała się piękna drewniana architektura i ekoturystyczny genius-loci.
Dominika Zaręba jest autorką książki „Ekoturystyka” (PWN, Warszawa, 2000, 2007, 2010). W Fundacji Partnerstwo dla Środowiska stworzyła Program Zielonych Szlaków – Greenways. Zainicjowała i współtworzyła także Program Greenways na Białorusi i Środkowo-Wschodniej Europie. Jest członkiem Kapituły Certyfikatu Przyjazny Rowerom, zasiada także w jury Konkursu EDEN – najlepsze europejskie destynacje, prowadzonego przez Polską Organizację Turystyczną.
Czytaj w wegemaluch.pl: „Ekożycie bez granic, rozmowa z Dominiką Zarębą”





Fantastyczne życie! Zazdroszczę takich wspaniałych przygód i podróży!