Mięsu należy się szacunek
Nie jestem wegetarianinem. Nie uważam, że fakt spożywania przeze mnie zwierzęcego mięsa czyni mnie w jakikolwiek sposób gorszym człowiekiem od wegetarian. Powiem więcej – jestem przeciwny wszelkim akcjom ofensywnie nakłaniającym innych do wyeliminowania mięsa z przyjmowanych pokarmów, szanuję inicjatywy uświadamiające lub propagujące ideę oraz zalety wegetarianizmu, ale nie toleruję nachalności.
Kwestia jedzenia bądź unikania mięsa zwierząt powinna być świadomym wyborem każdego człowieka. Miałem w swoim życiu nieprzyjemność spotkać się z ludźmi, którzy w bardzo otwarty sposób próbowali mi dać do zrozumienia, że są lepsi/mądrzejsi/bardziej świadomi ode mnie ze względu na swój wegetarianizm. Spotkałem też zapewne wielu wegetarian nie wiedząc nawet o ich preferencjach kulinarnych, gdyż po prostu nie mieli potrzeby, aby przechwalać się nimi (piszę tak, gdyż z relacji osób trzecich w kilku przypadkach dowiedziałem się, że ta lub inna, znajoma osoba jest wegetarianinem).
Zastanawiałem się czy jest możliwe, aby wszyscy lub prawie wszyscy przedstawiciele homo sapiens zostali wegetarianami. Większość ludzi została wychowana na tradycyjnej diecie, która oczywiście zawiera mięso. Różne kultury mają swoje specjalne potrawy i tradycje oparte na daniach mięsnych. Mięso, mówiąc wprost, dla wielu ludzi jest smaczniejsze i bardziej pożądane od potraw bezmięsnych. Istnieją wielkie firmy i organizacje, którym byłoby bardzo nie na rękę, gdyby drastycznie spadła sprzedaż mięsa, więc starałyby się do tego nie dopuścić. Można by wymienić jeszcze sporo czynników, które uniemożliwiają (a przynajmniej bardzo utrudniają) wiarę w wizję świata, w którym niełatwo znaleźć sklepy mięsne. Jednak popuśćmy wodze wyobraźni. Jeżeli ludzie młodzi (choćby większość z nich), którzy teraz są przed etapem zakładania swoich rodzin, staliby się przykładnymi wegetarianami, a także zgodnie z tymi wartościami wychowaliby swoje potomstwo, zaistniałaby szansa, że np. za 50 lat sprzedaż mięsa byłaby marginesem rynku spożywczego. Czy świat byłby lepszy? Wątpię. Czy ludzie byliby zdrowsi? Zapewne tak, choć to również nie jest do końca pewne i zależałoby jeszcze od wielu innych elementów. Co stałoby się ze zwierzętami? Tutaj zaczyna robić się ciekawie. W przypadku regularnych spadków w sprzedaży mięsa, które szłyby w parze z prognozami postępującego, powszechnego wegetarianizmu, większość producentów zapewne starałaby się pozbyć znacznej ilości zwierząt, z których uzyskiwała mięso. To samo dotyczy rolników. Utrzymywanie zwierząt hodowlanych, które były przeznaczone do konsumpcji, przestałoby się opłacać. Naturalnie część zwierząt zostałaby zachowana do celów własnych, część mogłaby podlegać nawet pewnym formom adopcji, jednakże logika podpowiada, że większość z nich zostałaby uśmiercona w cieniu rynku, na którym mięso stawałoby się coraz mniej popularnym produktem. Tak naprawdę przyniosłoby to jeszcze wiele innych skutków, lepszych bądź gorszych, których na chwilę obecną nie da się przewidzieć.
Zastanówmy się co daje wegetarianizm w wymiarze jednostkowym, personalnym. Obietnica lepszego zdrowia, ok. Manifestacja sprzeciwu wobec instrumentalnego traktowania żywych organizmów, również jak najbardziej w porządku. Obniżanie popytu na produkty mięsne, ma to swoje zalety. Ja jednak nie jestem wegetarianinem i nie spodziewam się, aby mogło się to zmienić w czasie przyszłym. Moje podejście jednak nie jest bezrefleksyjne, kilka przemyśleń zawrę w dalszej części tekstu. Powiem również jasno – nie jest moim celem zachęcanie któregokolwiek wegetarianina, aby powrócił do spożywania mięsa. Przeciwnie, cieszę się, że w społeczeństwie są wegetarianie, gdyż m.in. część z nich wspiera różne akcje dotyczące najogólniej mówiąc ułatwienia/polepszania losu zwierząt, bądź też tworząc organizacje stają się siłą lobbującą szczytne cele. Poza tym, w kontekście światopoglądów, zdecydowanie większą sympatią darzę wegetarian od tych, którzy regularnie stołują się w fast foodach.
Obecnie los wielu zwierząt nie jest do pozazdroszczenia. Niezliczona liczba tych istot, które człowiek potraktował jako produkt, spędza swoje krótkie życie w fatalnych warunkach. W zasadzie trudno to nazwać życiem. Zwierzęta te są często pozbawione nawet możliwości swobodnego ruchu, przetrzymywane w wielkim ścisku, bez nadziei na coś co w języku ludzi oznacza przyszłość. Nie są im okazywane uczucia; warunki transportu, faszerowanie chemią, często też sposób uśmiercania – to wszystko jest czymś gorszym niż to co można zamieścić przy słowie “niehumanitarne”. Zapytaj własną intuicję: czy mięso pełne sztucznych dodatków, pochodzące od zwierzęcia, które być może nigdy nie odczuło pozytywnych emocji, może też nie ujrzało światła dnia, a za to było zabite w atmosferze terroru przesiąkając hormonami strachu, może być zdrowe dla twojego organizmu? Nie pytam, czy może być dla ciebie smaczne. Producenci mają obecnie taką technologię, która pozwoliłaby im wziąć kawałek padliny z ulicy, przerobić go i tak przystroić w aromaty i barwniki, że wydawałby Ci się najpyszniejszą potrawą. Pytam czy to jest zdrowe dla Ciebie? Może inaczej – czy jeśli często korzystał(a)byś z tego typu pokarmów, nie stworzyłoby to pewnej delikatnej więzi między Tobą a tymi producentami mięsa i nie odbiło się co najmniej rysą na Twojej godności?

Czytałem kiedyś o polowaniach niektórych prymitywnych ludów. Zwierzęta były przez tych łowców traktowane z należytym szacunkiem. Okres polowań poprzedzały często modlitwy do ducha danego gatunku z prośbą o pomoc w upolowaniu pojedynczego osobnika, a także z prośbą o przebaczenie za ten przyszły czyn. Sama śmierć była zadawana w sposób możliwie szybki i bezbolesny, a upolowanie zwierzyny i późniejsza uczta były okazją do modlitw i tańców dziękczynnych. Zabijanie było konieczne, gdyż skóry i futra dawały ciepło i ochronę wobec warunków pogodowych, a mięso było wartościowym pokarmem, który zapewniał przeżycie. To “prymitywne” podejście zawierało w sobie wartości, które dziś trudno spotkać u konsumentów mięsa.
Jedną z wad moralnych producentów mięsa jest chęć maksymalizacji zysków. Prowadzi do uprzedmiotowienia zwierząt hodowlanych, truciu ich substancjami, które przyspieszają wzrost i tycie tylko po to, aby szybciej można było je zabić i wprowadzić ich mięso na rynek. Często jest tak, że im większe firmy, tym gorszy los mają zwierzęta. Popularność różnych punktów, które oferują jedzenie typu fast food, jest jednym z czynników, które najbardziej są odpowiedzialne za niegodziwe traktowanie zwierząt przeznaczonych na rzeź. Producenci mięsa muszą ze sobą konkurować, w świecie biznesu nie ma miejsca na uczucia, tym bardziej dla zwierząt. Liczy się możliwie szybka produkcja. Kurczak w “oceanie” kurczaków staje się tylko kawałkiem mięsa w oczach hodowców, nigdy nie doświadczy tego co można nazwać życiem. To wszystko buduje nam przed oczami obraz bardzo smutnej rzeczywistości, która zapewne okazałaby się jeszcze gorsza, gdyby na jaw wyszło wiele rzeczy, które są ukrywane przed konsumentami.
Co mogę zrobić nie będąc wegetarianinem, aby mimo wszystko w jak najmniejszym stopniu przyczyniać się do cierpień zwierząt oraz po to, aby nie wstydzić się jakości własnej moralności? Przede wszystkim uważam, że warto jest omijać punkty typu fast food, unikać także taniego mięsa produkowanego masowo przez wielkie firmy. Zamiast tego kupować mięso z niewielkich ferm, z innych miejsc, po których możemy oczekiwać, że zwierzęta były hodowane w dobrych warunkach; kupować od właścicieli gospodarstw, których znamy. Naprawdę uważam, że jest olbrzymia różnica w przypadku np. świń, które są trzymane w wielkim stadzie w zamkniętym pomieszczeniu i są traktowane przedmiotowo od niewielkiego wybiegu dla zwierząt, gdzie, powiedzmy, dzieci gospodarza czasem pobawią się z tymi świnkami, pogłaszczą je itd., gdzie ludzie okażą im przynajmniej trochę uczucia i uwagi. Nie tak łatwo jest oczywiście kupić mięso ze źródeł, w których zwierzęta są w jakimś stopniu szanowane jak kupić je w pobliskim markecie, ale nic nie zaszkodzi rozejrzeć się na lokalnym rynku. Ogólnie warto ograniczyć spożywanie mięsa, pomijając już wspomniane m.in. omijanie fast foodów. Ostatnią rzeczą, o której muszę powiedzieć, jest kwestia samego aktu spożywania mięsa. Nie chodzi mi o żadną modlitwę ani tym podobne sprawy. Rzecz w tym, aby spożywając mięso przynajmniej czasem zastanowić się nad tym, że jakieś zwierzę mimowolnie oddało życie, aby stać się dla nas pokarmem. Trzeba naprawdę to docenić i poczuć wdzięczność za jego ofiarę. Mięsu należy się szacunek.





Co za bzdurne usprawiedliwienie dla zabijania zwierząt na mięso! Najbardziej rozśmieszyła mnie “troska” o to, co stanie się ze zwierzętami, gdy większość z nas przejdzie na wegetarianizm. Autor artykułu chyba nie słyszał, że zwierzęta rzeźne są rozmnażane. Przestanie się je rozmnażać (też w opłakanych i marnych warunkach, tak jak marne i pełne cierpienia jest całe życie zwierząt hodowanych na mięso) – i po problemie. Może Pan zatem spać spokojnie ;)
bardzo fajny artykuł, z którym zgadzam się w 100%
wiem o czym pisze Autor
Nie jem mięsa i nie czuję się z tego powodu lepsza od ludzi jedzących, ale nie rozumiem takiego toku myślenia jakie reprezentuje autor.
Szacunek do …mięsa ?! A co to takiego ? Rozumiem to jako troskę i chęć niemarnowania pożywienia, ale nie ma to nic wspólnego z szacunkiem wobec zwierząt.
Zwierzęta nie oddają dobrowolnie swojego życia w ofierze ludziom. Wprost przeciwnie – gdy tylko mają taką możliwość próbują uniknąć cierpienia i śmierci i okazują na wszelkie sposoby chęć przeżycia.
W dzisiejszych czasach mamy pod dostatkiem żywności i nie musimy jeść mięsa. Jeżeli jednak ktoś lubi i chce jeść po co dodawać do tego pokrętną filozofię o szacunku wobec “ofiary zwierząt” ?
Po prostu – lubię mięso i zabijam lub godzę się na zabijanie zwierząt, żeby zjeść ulubiony kotlet. Życie zwierząt nie jest tak ważne, żeby zmieniać swoje przyzwyczajenia.
Krowa, owca, koza jedzą trawę.
Ale spróbuj trawa nakarmić wilka, psa, kota, tygrysa, ….
Zgadzam się z autorem – wybór należy do Ciebie. Ja jem i trudno mi sobie wyobrazić, aby nie jeść. Ale jeżeli Ty chcesz jeść warzywa, art. mączne, itp to Twój wybór. Czy jeżeli ty palisz, pijesz alkohol, ćpasz to ja też muszę i na odwrót. Żyjmy swoim życiem. Nikt za nas nie umrze.
A czy Ci wegetarianie, którzy dbają aby nie jeść mięsa w imię szacunku dla zwierząt – w ostatnim czasie zainteresowali się potrzebami starej schorowanej sąsiadki z bloku, niepełnosprawnego, głodnego dziecka z ulicy, dzielnicy, zainteresowali się życiem biednego, bezdomnego, bezrobotnego…?
Czy z szukającym pożywiania na śmietniku podzieli się swoim jedzeniem?
Jesteś wolnym człowiekiem – wybór należy do Ciebie. Masz intelekt, rozum, doświadczenie, wiedzę…decyduj sam za siebie, ale wywieranie presji na innych to juz jest rodzaj przemocy, terroru, przymuszenia.
Witam.
Wszelkie rozważania na temat, jeść czy nie jeść mięsa, są do dyskusji. Wegetarian szanuję, ale sam mięso jadam. Zabieram głos w dyskusji, bo nie umiem przemilczeć marnotrawstwa mięsa. Zwierzęta oddały życie i dlatego “mięsu należy się szacunek”. Nie mogę pogodzić się z faktem, że wędliny i mięso są na śmietnikach.
Każde z tych zwierzaków nie po to życie oddało ludziom, żeby ich mięso było poniewierane. To po prostu niegodziwość. Przytoczone obrzędy dawnych ludów, właśnie pokazywały szacunek do zwierząt.
Celowo napisałem dawnych ludów, a nie “prymitywnych ludów”, bo mam nie odparte wrażenie , że prymitywizm to mamy właśnie teraz. Chyba warto choć przez chwilę nad tym pomyśleć….
Nie ma bardziej pokracznej logiki od tej, która za nienormalne i niemoralne uznaje odwieczne zjadanie się jednych osobników przez drugie i jeszcze o zgrozo nawywanie tego krzywdą. W przyrodzie wszystko się musi wzejemnie zjadać bo inaczej nic by nie urosło. To taka przedszkolna wiedza, której niektórzy jak widać nie chcą przyjąć do wiadomości, Z jednym się zgadzam – autor niepotrzebnie się usprawiedliwia – niepotrzebnie bo nie ma z czego. A z autorem też się w jednym zgadzam – nic tak nie wkurza jak nachalność w promowaniu swojego światopoglądu, wiary, orientacji, przekjonań itp. Przepraszamm kończę, bo muszę przypilnować wołowinki w sosie piernikowym. Pycha…
Jestem wegetarianką od 11 lat, ale zgadzam się z autorem i szanuję go za jego poglądy. Mnie również męczą “betonowi” wegetarianie. Uważam, że świat byłby dużo lepszym miejscem, gdyby więcej mięsożerców myślało w ten sposób. Zastanówcie się, czy sami jesteście tak super idealni i bez wad – segregujecie śmieci? Kupujecie ubrania Fair Trade? Oszczędzacie wodę? Żywicie się jedzeniem wyprodukowanym wyłącznie przez godnie opłaconych, ubezpieczonych pracowników? Kupujecie czasem coś chińskiego? Jeździcie tylko rowerami, żeby było eko? Być może swoimi działaniami wspieracie czasem inne zło. Nie czujcie się lepsi od innych. Powinniśmy wszyscy starać się poprawiać każdego dnia, ale nie chodzi to o to, żeby krytykować na prawo i lewo. Zróbcie sobie sami mały rachunek sumienia, zanim popadniecie w samouwielbienie.
Czepiacie się, przecież świata nie zmieni się, jak za dotknięciem czarodziejksiej różdżki, a sama świadomość tego co się je, jest warta zauważenia.
Zgadzam się z Piotrkiem V. Argumenty podane przez autora to niestety tylko próba usprawiedliwiania swoich wyborów.
A te, nawet w pełni świadome, nadal są niewłaściwe. Nie jest ważne, czy zjesz świnię z fermy czy też głaskaną przez dzieci (??????) – ubojnia i tak zrobi swoje… A śmierć “szczęsliwego” jelenia ustrzelonego przez myśliwego nadal jest śmiercią – tak samo jak zarżnięcie “zestresowanej” świni czy krowy.
Do tego zrzucanie winy za uprzemysłowienie tuczu zwierząt na fast foody to jakieś nieporozumienie… Zresztą tak samo, jak pogląd, że w małych fermach zwierzęta są lepiej traktowane…
O podejsciu zjadaczy mięsa do swojej “diety” najlepiej świadczy ich histeryczna reakcja na widok zafoliowanych prosiąt sprzedawanych przez Tesco… Szczerze wątpię, żeby autor kupił prosiaka, chwilę podumał nad tajemnicą jego śmierci i życia, a potem nadział go kaszą, w pysk wepchnął jałbko i do piekarnika!
trzeba jeszcze do tego dodać fakt jak wielu ludzi kupuje nader tyle miesa ile jest w stanie zjeść a potem albo na siłę opycha się albo najnormalniej przeterminowane resztki kończą w zwykłym śmietniku.. to największy grzech :/
Przecież ludziom białko zwierzęce nie jest do niczego potrzebne dowód-mieszkańcy Indii, którym religia zabrania jeść jakichkolwiek produktów zwierzęcych. W niektórych stanach śr. długość życia jest podobna jak w Polsce:) Ostatnio dowiedziałam się o różnych typach metabolicznych, ludzie lubiący mięso, których ono syci to typ białkowy, ludzie, którym mięso zalega, powoduje zaparcia albo nie syci, człowiek musi zjeść obfity deser by sobie pojeść to typ węglowodanowy, który najlepiej czuje się jako wegetarianin, jest jeszcze typ pośredni, który może jeść wszystko:)https://www.dietametaboliczna.com/dietaA.html
Największą bo nieodwracalną krzywdą jaką można wyrządzić drugiej istocie jest pozbawienie jej życia. Wszystkie pozostałe krzywdy są krzywdami pomniejszymi i żadna intelektualna ekwilibrystyka tej hierarchii nie zmieni.
To, że świadomie krzywdzi Pan zwierzęta,
a jednocześnie uważa się za nie gorszego od tych,
którzy chcą chronić zwierzęta od krzywdy jest i etycznie i logicznie pokraczne.
Zawsze podobają mi się komentarze gdzie etyka jednostki jest jedyną słuszną wartością…. Każda próba konfrontacji takich założeń z innym podejściem, skończy się niechybnie atakiem i bitwą na moralność mniejszą, większa i tą “moją” oczywiście najlepszą….
A tak serio to moim zdaniem problem nie tkwi w tym czy JEŚĆ czy też NIE JEŚĆ mięsa ponieważ równie dobrze można dywagować nad istnieniem i nie istnieniem BOGA albo życia w kosmosie. O wierze, przekonaniach i wartościach rozmawia się wybitnie trudno i właściwie niemożliwe jest określenie po czyjej stronie jest racja.
W tym wszystkim najbardziej irytuje mnie jednak agresywna postawa wegetarian-oszołomów (choć w tym kontekście pewnie raczej wegan) do brutali zwanych mięsożercami. Pytanie jest jedno – czy taka postawa zachęca do wegetarianizmu czy wręcz przeciwnie, zniechęca? Czasem mam wrażenie, że celem tego typu komentarzy nie jest pomoc zwierzętom lecz ukazanie własnej wyższości i rozsiewanie ideologii zjadliwej tylko i wyłącznie dla wybranych, godnych poświecić wszystko w imię utartych sloganu. Może ma to sens ale dla ilu? Czy więcej pomoże zwierzętom 1 wegan czy 1000 osób, które zamiast jeść mięso codziennie, ograniczy spożycie do jednego dnia w tygodniu?
Pewnie moja logika również uznana zostanie za pokraczną. Mam jednak nieodpartą ochotę uścisnąć dłoń autorowi artykułu za podejście pełne wyważenie i promowanie rozwiązań dostępnych dla każdego. I naprawdę zdecydowanie bardziej wolę przebywać z osobami, które szczerze przyznają jak ograniczają spożycie mięsa czy dokonują niewielkich acz świadomych wyborów konsumenckich (żywność ekologiczna, certyfikowana, ze znakiem Fair Trade, ekologiczne środki czystości itp.) niż czytać kompletnie nie zmieniające niczego komentarze oszołomów “wege”. Zakładam, ba wiem, że takich oszołomów jest na szczęście niewielu. Niech wiedzą jednak, że ich “działania” z ochroną zwierząt czy przyrody nie mają wiele wspólnego…