Arkadiusz Glaas: „Poluje się dla rozrywki”

Po co poluje się na kuropatwy, bażanty, kaczki czy gęsi – dla mięsa? Czy populacje dzikich ptaków należy poddawać kontroli? Czy polowanie na ptaki ma ekologiczne, ekonomiczne jak i humanitarne uzasadnienie? Na te i inne pytania opowiada Arkadiusz Glaas, jeden z pomysłodawców kampanii „Niech żyją!”
Joanna Szubierajska: Ile ptaków rocznie zabijają myśliwi?
Arkadiusz Glaas: Statystyki Polskiego Związku Łowieckiego podają ok. 140 tysięcy rocznie. Jednak według nas, jest to liczba kilkukrotnie zaniżona i w rzeczywistości może wynosić nawet ok. 700 tysięcy.
Skąd taka rozbieżność?
Oficjalne dane uwzględniają jedynie te ptaki, które zostały zastrzelone i odnalezione przez myśliwych. Naszym zdaniem powinno się jednak uwzględniać wszystkie ptasie ofiary polowań. Przede wszystkim te ptaki, które zostały zranione – a w wyniku polowań rannych zostaje wyjątkowo dużo ptaków. Naukowcy z Polskiej Akademii Nauk podają np. wyniki badań mówiących o tym, że aż 25 proc. gęsi jednorocznych i aż 36 proc. gęsi starszych zostaje rannych w wyniku polowań. To prawie 40 proc. dorosłej populacji!
Wynika to z tego, iż do ptaków strzela się wiązką śrucin – to kilkaset małych kawałków ołowiu wystrzeliwanych w kierunku


lecących ptaków. Ptaki, które nie giną od razu przelecą jeszcze kilkaset metrów i umierają w męczarniach. Często nie zostaną odnalezione. Tym bardziej nie odnajdzie się ptaków lżej rannych, które odlecą na dłuższe dystanse – ale i one wkrótce umrą i nie będzie to śmierć szybka, ani łatwa. Część z nich może zginąć nawet po wielu miesiącach w wyniku ołowicy, czyli powolnego zatrucia ołowiem rozkładającym się w ich ciele.
Do ofiar polowań należałoby też zaliczyć ptaki, które już po polowaniu nadlecą, czy nadpłyną w miejsca polowań i zjedzą śmiertelnie trujące śruciny ołowiane. Ptaki wodne robią to bardzo chętnie, ponieważ niestety śrut ołowiany jest takiej wielkości, że ptaki mylą go z drobnymi kamyczkami, które regularnie połykają w celu łatwiejszego trawienia (to tzw. gastrolity). Taka jest ptasia fizjologia i tak zbudowane są układy pokarmowe wielu ptaków. W ten sposób giną nie tylko ptaki z listy zwierząt łownych, ale także ptaki objęte ochroną ścisłą. Są dowody na to, że nawet bardzo rzadkie w Polsce łabędzie krzykliwe umierają z powodu zatrucia ołowiem. Tu jest film brytyjski pokazujący sekcję martwego łabędzia, która dowodzi, iż przyczyną jego śmierci są setki kawałków ołowiu znajdujące się w jego żołądku:https://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=jBzIZUybdCA
Niestety, na tym nie koniec, toksyczny ołów może zawędrować jeszcze dalej. Ołów zawarty np. w ciele dzikiej kaczki w wyniku świadomego zjedzenia gastrolitów może trafić do żołądka ptaka szponiastego, czyli popularnie mówiąc drapieżnego, np. bielika, czy orła przedniego, który tę kaczkę lub gęś upoluje, albo znajdzie i zje jako padlinę – również w sytuacji, kiedy ofiara padła w wyniku ołowicy. Zresztą zatrucie ołowiem powoduje często uszkodzenie układu nerwowego – ptak ma kłopot z lataniem, z koordynacją ruchów, często odłącza się od stada i w ten sposób łatwiej pada ofiarą ptaków szponiastych. Można więc powiedzieć, że na nieszczęście dla drapieżników, ich ofiary podtrute ołowiem, są dla nich łatwiej dostępne, a przez to oczywiście, ołów zwiększa zasięg spustoszenia, które sieje w przyrodzie.
W ten sposób, w wyniku polowań zabijamy nawet naszego ptaka herbowego – bielika, który znajduje się w polskim herbie.
Oczywiście problemem dla nas – ludzi – jest to, że ołów jest jednym z najbardziej toksycznych metali ciężkich, rozpuszcza się w wodzie i kumuluje przez wiele lat w naszym środowisku.
Brzmi to strasznie, ale podobno problem ten może niedługo stać się nieaktualny, bo śrut ołowiany ma zostać zastąpiony stalowym.
W niektórych krajach w Europie wprowadzono zakaz stosowania śrutu ołowianego, w kilku dalszych zakazano używania śrutu ołowianego na terenach mokradłowych – jako szczególnie wrażliwych, a jednocześnie cennych przyrodniczo i coraz rzadszych na naszym kontynencie. Taki zakaz w Polsce byłby oczywiście wielkim postępem, ale jak na razie nic mi nie wiadomo na temat planów jego wprowadzenia. A byłby to jeden prosty krok administracyjno-prawny, który dla polskiej przyrody miałby bardzo cenny wymiar – zarówno z punktu widzenia zwierząt, jak i człowieka.
Śrut ołowiany musimy wyeliminować tak, czy inaczej , bo nawet jeśli nasza kampania odniesie sukces i zatrzymamy polowania na ptaki, ołów nadal będzie używany w polowaniach na pozostałe gatunki zwierząt i nadal ten toksyczny metal ciężki będzie się kumulował w naszym środowisku.
Czy mógłby Pan, dla osób nie znających praktyki polowań, przedstawić pokrótce, jak to mniej więcej to wygląda i z jakimi konsekwencjami się to wiąże?
Jest to okrutne zajęcie. Tzw. czyste strzały, czyli szybka śmierć dla ptaka zdarza się relatywnie rzadko. Może posłużę się tutaj cytatem z jednej z myśliwskich stron, opisujących polowania na kuropatwy: „Ptak trafiony w skrzydło spadając bije zdrowym skrzydłem, ale na ziemi cieknie [to znaczy ucieka w gwarze myśliwskiej] i może być trudny do odszukania. Ptak trafiony w plecy lub płuca początkowo leci normalnie, a następnie, nawet po 300 metrach, wykonuje tzw. świecę – wznosi się w górę i spada martwy. Ptak trafiony nieskutecznie w głowę, leci ukośnie w górę, trzepie się i spada często jeszcze żywy, ale już unieruchomiony, na ziemię. Ptak trafiony w brzuch opuszcza cieki [w gwarze myśliwskiej nogi] na dół i pada martwy.”
Zobaczmy, ile tu możliwości zadania okrutnej, długiej śmierci. Pomyślmy teraz, że podobny los spotyka gęsi, a w Polsce można polować na trzy gatunki dzikich gęsi. Są to jedne z najbardziej inteligentnych stworzeń na Ziemi. Podobnie jak ludzie, gęsi mają rozbudowane relacje rodzinne, emocjonalne i towarzyskie. Ponieważ zazwyczaj są monogamiczne, często przechodzą okres żałoby i po stracie partnera nie wiążą się już z kolejnym.
A co z praktyką polowań?
Trzeba tu koniecznie powiedzieć o pewnej absurdalnej sprzeczności w polskim prawie łowieckim. Otóż obowiązujące obecnie przepisy z jednej strony zabraniają strzelania do celu nierozpoznanego, a z drugiej strony dopuszczają strzelanie do kaczek i gęsi na zlotach po zmroku. Strzelać więc można nawet przy słabym świetle, o świcie, czy o zmierzchu. W takiej sytuacji strzał pada często jedynie do cienia, do sylwetki przemykającej po niebie. A np. dzikie kaczki należą do gatunków ptaków, które latają bardzo szybko, wg niektórych źródeł, spłoszona krzyżówka leci z prędkością nawet do 100 km/h. Rozpoznanie gatunku, odróżnienie ptaka łownego, od gatunku objętego ochroną ścisłą staje się wtedy niezwykle trudne. Nie dziwi więc, że podczas polowań giną także gatunki chronione.
Mamy jeszcze w Polsce absolutnie ostatnie pary lęgowe kaczki podgorzałki. Może ostatnie 15 par – to nawet trudno policzyć. Kiedyś był to gatunek powszechnie w Polsce występujący, obecnie jest zagrożony wyginięciem w skali globalnej. Podgorzałkę bardzo łatwo jest pomylić choćby z czernicą znajdującą się na liście zwierząt łownych. I do takich pomyłek dochodzi. Pośrednio przyznał to nawet niedawno rzecznik Polskiego Związku Łowieckiego (https://poluje.pl/artykul/polowanie-na-dzikie-kaczki/505211 )
Od kiedy walczy Pan o życie dzikich ptaków?
Mój sprzeciw wobec polowań na ptaki zaczął się wiele lat temu, kiedy przypadkowo natknąłem się na polowanie na gęsi. Działo się to na granicy parku narodowego, w ważnej ostoi ptaków zgłoszonej przez Polskę do międzynarodowej konwencji chroniącej tego typu miejsca, co niestety jest i było zgodne z prawem. To było polowanie zbiorowe, tzw. myśliwych dewizowych z Włoch i Hiszpanii. Myśliwi schowani byli za słomianymi parawanami, każdy z nich miał po 2-3 sztuki półautomatycznej broni i jednego pomocnika, który im tę broń przeładowywał. W polowaniach często chodzi o zestrzelenie możliwie jak największej ilości ptaków. To okrutny atawizm, który siedzi w niektórych ludziach i w ten sposób znajduje ujście. Nie wiem, ile dokładnie wtedy zabito dzikich gęsi, które zlatywały się na noclegowisko. Ale mogę powiedzieć, że w trakcie zbiorowych polowań zabija się nawet i kilkaset ptaków. Zresztą nierzadko mają miejsce przypadki porzucania martwych zastrzelonych ptaków w polu, czy w zaroślach, bo przecież nikt współcześnie w Europie nie poluje z głodu. Poluje się dla rozrywki, czy też, jak to określiła red. Ewa Siedlecka w Gazecie Wyborczej, dla „fanaberii”.

Czy nie jest tak, że dzikie ptaki powodują szkody w rolnictwie i dlatego trzeba na nie polować?
Po pierwsze, szkody rolnicze może wyrządzić jedynie kilka gatunków ptaków – mniej więcej 1/3 całej listy ptaków łownych. Po


drugie szkody te są marginalne – zazwyczaj mają miejsce na trasach migracji gęsi, lub w pobliżu miejsc ich zimowania. Po trzecie – są sposoby, aby takim szkodom skutecznie zapobiegać. Stosują je np. nasi zachodni sąsiedzi. To metody proste do zastosowania w praktyce i rzeczywiście stosowane w Niemczech. Choćby nie zaorywanie pól kukurydzianych przed zimą i zostawianie do wiosny ścierniska. Po czwarte – nikt w Polsce za szkody rolnicze wyrządzone przez dzikie ptaki nie płaci: ani myśliwi, ani Skarb Państwa (poza obszarami Parków Narodowych). W związku z tym, nikt tych szkód ani nie ewidencjonuje, ani w sposób rzetelny i obiektywny nie szacuje, ani nie wycenia.
Pytanie więc, czy jest to realny problem – naszym zdaniem nie. Jeśli myśliwi polują na ptaki, jednocześnie podnosząc problem szkód rolniczych, to powinni za te szkody płacić – tak, jak się to dzieje w przypadku gatunków jeleniowatych i dzików.
„My nie tylko strzelamy, ale i chronimy” – uważają myśliwi. „Myśliwy dba o dobro ojczystej przyrody i jej zachowanie dla przyszłych pokoleń.” – czytamy w kolei w „Zbiorze zasad etyki i tradycji łowieckich” PZŁ. Rzeczywiście tak jest?
Naszym zdaniem nie. Tak zwana „gospodarka łowiecka” doprowadziła do zagłady wiele gatunków zwierząt w naszym kraju: żubrów, łosi, bobrów, wilków, cietrzewi, głuszców, dropi. Obecnie polowania przyczyniają się do tego, iż z Polski w zastraszającym tempie znikają zające i kuropatwy. Myśliwi są dumni ze swoich działań na rzecz przyrody, np. chwalą się tym, że dokarmiają zimą kuropatwy. Jak łatwo jest zapomnieć, że jeszcze pod koniec lat 90. zabijali rocznie nawet po pół miliona kuropatw, doprowadzając populację tego ptaka do sytuacji kryzysowej, w której nadal się znajduje. Pomimo tego, kuropatwa nadal jest na liście zwierząt łownych. Rocznie myśliwi zabijają ok. 12 tysięcy tych ptaków, wg ich własnych statystyk.
Po tym, jak wystrzelaliśmy żubry, łosie, czy bobry, musieliśmy sztucznie odbudowywać rodzime populacje. W tych przypadkach udało się to zrobić. Bardzo powoli odbudowuje się populacja wilków.
Niestety, dużo mniej szczęścia miał drop, którego w naszym kraju już nie mamy i prawdopodobnie mieć nie będziemy, chyba że podejmiemy bardzo kosztowne i skomplikowane próby reintrodukcji tego niezwykłego majestatycznego ptaka.
Na początku XX wieku było w Polsce prawdopodobnie kilkadziesiąt tysięcy cietrzewi. W 1983 roku profesor Tomiałojć podawał, że ich populacja zmalała do ok. 13 tysięcy. Współczesne dane mówią już tylko o 2 tysiącach ptaków. Jedną z przyczyn tak dramatycznego spadku populacji był nadmierny ich odstrzał podczas toków. Myśliwi z upodobaniem strzelali do samców w czasie tokowisk. Doskonale zdawali sobie sprawę, że uniemożliwiali w ten sposób zapłodnienie jaj i mimo to uprawiali ten proceder, przyczyniając się do doprowadzenia cietrzewi do granic zagłady. W latach 70-tych ubiegłego wieku, kiedy przyrodnicy alarmowali o katastrofalnym stanie populacji, koła myśliwskie w dalszym ciągu sporządzały limity ostrzałów, celowo zawyżając dane o liczebności ptaków na swoim terenie. Całkowitą ochronę cietrzewia wprowadzono dopiero w 1995 roku.
Równie smutny los spotkał głuszce. Np. w Puszczy Białowieskiej w latach osiemdziesiątych wybito wszystkie samce głuszców. Obecnie głuszec jest w Polsce skrajnie nieliczny, zagrożony wyginięciem. Mamy w Polsce może 300 głuszcowych kogutów.
Porażająca jest też historia bataliona. Samce batalionów mają fantastyczne, efektowne kryzy – wielkie kołnierze z wielobarwnych piór, za pomocą których, podczas godowych tańców próbują zjednać sobie partnerkę. Każda z kryz batalionowych jest inna. A pomimo tego, jeszcze pod koniec XX wieku, myśliwi urządzali konkursy na zastrzelenie pary batalionów z identycznymi kryzami, co oczywiście było z założenia niewykonalne.
Myślę, że czytelnik w tej sytuacji sam sobie odpowie na pytanie, jakie realne efekty przynosi ochrona przyrody w wykonaniu myśliwych.
„Niemcy, Francuzi, Anglicy, Norwegowie, Żydzi, Amerykanie wszyscy jedzą tysiące ton dziczyzny rocznie…. jak zwykle cywilizowani ludzie wyprzedają Polaków, którzy zacofani zaczynają czcić święte krowy, święte kaczki, święte psy, święte koty … i karmią się paszą z marketu.” – napisała Katarzyna na forum. Jak odnieść się do takiego argumentu?
Może zacząć od spojrzenia na każdą z tych nacji? Niemcy mogą być dla współczesnej Europy pozytywnym przykładem w wielu dziedzinach ochrony przyrody. Niestety swoje błędy zrozumieli dopiero wtedy, kiedy większość dzikiej przyrody utracili. W Niemczech np. do dzikich gęsi strzela się w stopniu dużo bardziej ograniczonym, niż w Polsce. Podejmowane są też działania na rzecz humanitarnego zapobiegania szkodom od gęsi. Z uwagi na dobro przyrody właśnie, w Niemczech obowiązuje np. zakaz dokarmiania zwierzyny łownej. Natomiast Francuzi to przykład skrajnie antropocentrycznego punktu widzenia i skrajnie przedmiotowego podejścia do przyrody.
Brytyjczycy strzelają przede wszystkim do bażantów i do jeleni, ale oba to gatunki, które praktycznie hoduje się w stanie wolnym. Ich populacjom nic nie zagraża. Jednocześnie jest to kraj, w którym właściwie wymyślono ochronę przyrody w nowoczesnym znaczeniu i w sposób niezwykle skuteczny zaangażowano w nią społeczeństwo. Dość powiedzieć, że jedną z największych sił politycznych na Wyspach jest Królewskie Towarzystwo Ochrony Ptaków – organizacja licząca milion członków – więcej, niż wszystkie partie polityczne razem wzięte. Wielka Brytania jest krajem, gdzie na każdym kroku rzuca się w oczy ochrona przyrody, a nie jej “eksploatacja”.
A jak jest w Polsce?
Stosunek Polaków do zwierząt dojrzewa bardzo powoli – jest to proces długotrwały. Świadczy o tym np. publiczna awantura jaką wywołał temat uboju rytualnego.
W Wielkiej Brytanii i w Niemczech przedśmiertnych tortur jakimi jest ubój rytualny zakazano już w XIX wieku – my dopiero teraz


debatujemy na ten temat. W niedalekiej przyszłości musimy się zmierzyć z kolejnym tematem dotyczącym dobrostanu zwierząt – chodzi o hodowle zwierząt futerkowych. Ostatnie kontrole organizacji społecznych zakończyły się skierowaniem sprawy do prokuratury. Lektura raportów o tym, co dzieje się na tych fermach jest trudna do zniesienia dla przeciętnie wrażliwego człowieka – zwierzęta są tam trzymane w takich warunkach, że zjadają z rozpaczy nie tylko własne kończyny, ale i siebie nawzajem.
Niestety, jesteśmy jeszcze bardzo zacofanym krajem jeśli chodzi o wiedzę i świadomość przyrodniczą – wg mnie, jest dokładnie odwrotnie, niż twierdzi Pani Katarzyna na forum.
To w takim razie można powiedzieć, że jedzenie kurczaka z marketu jest bardziej etyczne niż spożywanie mięsa dzikiego ptaka ustrzelonego przez myśliwego?
Wiele osób coraz częściej twierdzi, że powinniśmy przestać jeść mięso, i że za kilka pokoleń raczej jeść go już nie będziemy, nie tylko ze względów etycznych, ale i zdrowotnych. Obecne realia są jednak takie, że większość ludzi je mięso i jeszcze pewnie długo jeść będzie.
Zwierzęta gospodarskie są częścią ludzkich spraw i ludzkiej cywilizacji, jesteśmy za nie odpowiedzialni. Również za to, aby miały możliwie najlepsze życie i jak najłatwiejszą śmierć. Powiedziano kiedyś, że przed tysiącami lat człowiek zawarł ze zwierzętami, które udomowił swego rodzaju niepisany pakt: my im dajemy ochronę przed drapieżnikami, karmimy je, one nam ostatecznie dają swoje życie.
Nadajemy sens życiu zwierząt gospodarskich rozmnażamy je, żeby je zjeść, ale przecież w żaden sposób nie przyczyniamy się do życia dzikich gatunków. Nie hodujemy ich, więc pozwólmy im żyć własnym życiem. Nie wtrącajmy się w dzikie życie, bo ono ma już i tak przez nas wiele problemów. Zostało przez naszą cywilizację zepchnięte na absolutny margines.
Na pytanie o etykę, odpowiem tak: tradycyjnie polowaliśmy na niedźwiedzie, których mamy już jedynie ok. 30 sztuk i to w większości zachodzących ze Słowacji. Polowaliśmy na dropia, który w Polsce wyginął całkowicie. Polowaliśmy na głuszca, którego już prawie nie mamy. Polowaliśmy na tury, których nie mamy już od XVII wieku. W przeszłości jedliśmy upolowane żubry. Tradycyjnie ludzie na świecie polowali na gatunki których już dzisiaj nie ma, bo zostały przez nas po prostu zjedzone. A najliczniejszy gatunek ptaka, jaki kiedykolwiek zamieszkiwał Ziemię, czyli gołąb wędrowny został zjedzony nie tylko przez nas, ale i przez nasze zwierzęta hodowlane. Ten ptak, którego populacje liczone były w miliardach został doszczętnie wybity w ciągu zaledwie ok. 100 lat. Skarmiano nim nawet świnie.
Na tym samym kontynencie, na którym doprowadzono do zagłady gołębie wędrowne (Ameryka Północna) miała miejsce niedawno kolejna klęska. Wyrżnięto tam kulika eskimoskiego. To był ptak strzelany masowo – jego mięso można było kupić w supermarketach. Ostatnie stwierdzenie kulika eskimoskiego miało miejsce w roku 1983…
To było zaledwie 30 lat temu, kiedy dysponowaliśmy już całym naszym naukowym oprzyrządowaniem do badania przyrody, kiedy prowadziliśmy monitoringi populacji, kiedy świat zachodni miał już świadomość i poczucie konieczności ochrony przyrody. A jednak…
A jednak….?
Do wszystkich historycznych wyginięć gatunków doprowadził bezpośrednio lub pośrednio człowiek. Po pierwsze: przez polowania, również polowania dla zdobycia mięsa. Po drugie: przez niszczenie siedlisk. I choć zanik siedlisk w wyniku działalności człowieka jest współcześnie poważną przyczyną ginięcia gatunków, jest to problemem, który ma zaledwie 30-40 lat. Wszystkie wcześniejsze przypadki, kiedy z powierzchni Ziemi znikał jakiś gatunek, to była wielka, intensywna i niczym nie ograniczona eksploatacja przyrody przez człowieka.
Żyjemy w czasach wyjątkowej wprost presji człowieka na siedliska i na gatunki, które w nich żyją. Jest to sytuacja bez precedensu w historii naszej planety. Nigdy wcześniej presja jednego gatunku nie była tak silna. I nigdy wcześniej z powodu jednego gatunku nie ubywało na Ziemi w takim tempie siedlisk i pozostałych gatunków.
A większość prognoz demograficznych przewiduje, że będzie już tylko gorzej. Tempo przyrostu ludzi będzie rosło, zwiększać się będzie także nasza presja na eksploatację tego, co nam jeszcze z dzikiej przyrody pozostało. Czy w takiej sytuacji naprawdę powinniśmy myśleć o odstrzeliwaniu dzikich ptaków na kotlety?
Zwierzęta nie mają żadnych szans w spotkaniu z człowiekiem. Dysponujemy pełnym i skutecznym arsenałem, nigdy nie byliśmy tak dobrze wyposażeni, jak obecnie, aby móc skutecznie zabijać dzikie zwierzęta. Paśniki, lizawki, nęciska, celowniki optyczne, broń półautomatyczna, wabiki głosu, bałwanki (plastikowe ptaki, mające zachęcić do wylądowania ptaki żywe), krykuchy, czyli żywe ptaki wyhodowane i przywiązane po to, aby wabiły swoich towarzyszy.
Tradycja, kultura, kontakt z przyrodą, ochrona jej zasobów – ciężko walczyć z takimi argumentami, Szczególnie, że myślistwo i władza od stuleci tworzyły i tworzą zgrany duet. Jak obalić mit o racjonalności łowiectwa? Jak przekonać „nieprzekonanych”, że polowanie na dzikie ptaki nie ma sensu?
Wręcz przeciwnie – z takimi argumentami ścierać się jest akurat dość łatwo! Jeśli chodzi o tradycję, świetnie to ostatnio ujął


profesor Andrzej Elżanowski, mówiąc, iż „tradycja jest powszechnie używana do obrony tego, co jest, a to, co jest wcale nie musi być dobre i często jest złe. Gdybyśmy przestrzegali tego, że tradycja jest dobra, to byśmy z jaskiń nie wyszli […] a na pewno nie czyścilibyśmy zębów”.
Co do kultury, to myślę, że większość współczesnych ludzi ma jednak inne wizje kultury, niż zabijanie. Zwłaszcza, kiedy mówimy o zabijaniu istnień tak pięknych i inteligentnych, jak ptaki.
Wreszcie – kwestia ochrony przyrody. W Polsce panuje mit, że jesteśmy przyrodniczym matecznikiem Europy, że nasza przyroda jest dzika, piękna i nienaruszona oraz bardzo dobrze chroniona. Moim zdaniem jest to pogląd bezpodstawny. Ochrona przyrody dla większości rządów w Polsce była zawsze jednym z ostatnich priorytetów. Podczas gdy są w Europie kraje, jak np. Wielka Brytania, które mają nawet ministerstwa bioróżnorodności, a ochrona zasobów przyrodniczych jest w programie wszystkich partii, które dochodzą do władzy.
W roku 2007 Państwowa Rada Ochrony Przyrody sformułowała dokument, o którym niewiele osób pamięta: ‘Najważniejsze problemy ochrony przyrody w Polsce’ https://www.nawschodzie.pl/projekty_zrealizowane/prop.pdf. Zdefiniowała tam 77 zasadniczych problemów ochrony przyrody w naszym kraju. Większość z nich niestety pozostaje aktualna do dzisiaj.
Stan naszej przyrody jest coraz gorszy. I tzw. pozyskanie łowieckie wcale przyrodzie nie pomaga. Myśliwi powinni wziąć sobie do serca zasady, które prawo łowieckie wymienia już w pierwszych swoich artykułach: obowiązek ochrony przyrody i zachowania różnorodności.
Według nas, racjonalnych argumentów przemawiających za polowaniami na ptaki po prostu nie ma. A jeśli mamy do czynienia z sytuacją, kiedy 0.25 proc. populacji Polaków korzysta z dobra ogólnonarodowego jakim są dzikie zwierzęta – dobra, którym powinno się cieszyć pozostałe ponad 38 milionów Polaków – to wg mnie powinni na to znaleźć bardzo solidne uzasadnienie lub z tej rozrywki zrezygnować.
Dziękuję za rozmowę
Ja również dziękuję. Chciałbym jeszcze podziękować za pomoc i inspirację Jackowi Karczewskiemu ze stowarzyszenia Ptaki Polskie (www.ptakipolskie.pl) oraz Markowi Pióro (https://www.blox.pl/temat/blox/kuna?blogName=plamkamazurka). Zapraszam też na stronę naszej kampanii www.niechzyja.pl oraz do podpisania petycji: https://www.petycje.pl/?petycjeid=8907&podpis_rodzaj=1

Arkadiusz Glaas – z wykształcenia prawnik, zawodowo zajmuje się ubezpieczeniami morskimi. Miłośnik dzikiej przyrody, współzałożyciel i działacz stowarzyszenia Ptaki Polskie.




Straaaasznie długi ten wywiad, ale przynajmniej merytorycznie i na temat. Ja mam trochę wątpliwości odnośnie tego, czy lepiej zjeść kurczaka z hipermarketu czy uplować coś samemu. Fakt, mamy wybór, ale ja póki co stawiam na jakość jedzenia i mimo tego, iż sklepowe półki uginają się od różnego rodzaju mięs, to wolę, to co zostało niedawno upolowane.
“Straaaasznie długi ten wywiad, ale przynajmniej merytorycznie i na temat.” – wg mojej oceny merytorycznie totalna klapa ! Na temat ? Myślę że teks jest tendencyjny i tyle. Nie będę przytaczał cytatów z tekstu ale ….. Jak słusznie Pan Glasss zauważył – w latach osiemdziesiątych łowiectwo tłukło co popadnie (choć z wystrzelaniem łosi i żubrów to ponowna skucha) – Lata osiemdziesiąte …. Czas upadającej komuny – wówczas polowali decydenci, ludzie ustosunkowani, czerwoni itp. … Do zwierza walił każdy kto …. Załatwił sobie pozwolenie na broń (a do dziś nie jest łatwo) no i ktoś kto mógł sobie pozwolić na zakup broni …. O reszcie ekwipunku nie wspominając .
Wracając do tematu żubra i łosia ….. Kto ???? jak nie myśliwi wykonali katorżniczą robotę w odbudowie pogłowia ????? Pogłowia zwierzyny która była wytłuczona w czasie działań wojennych – i nie obwiniajmy tu tylko złej armii niemieckiej …. Bo to właśnie kacapska hołota przyczyniła się do wyginięcia wielu gatunków i prawie – jak Pan Glasss wspomina żubra i łosia – Tu poproszę Pana Glasssa o małą rzecz …. Zanim zacznie „siać” złe słowo niech wcześniej poczyta to i owo, a głupi nie jest więc wie o czy mówię. Jeżeli dane mówią o strzeleniu 140 tyś sztuk …. To chyba tak jest – dziwne jest stwierdzenie że pozyskuje się kilka razy więcej a nawet 700 tyś sztuk. Jeżeli tak , to jutro wytaczam ciężkie działa i zaczynam walczyć z drapieżnikiem który się KOT zowie !!!!!
Mamy w Polsce populację kota która liczy sobie ni mniej ni więcej – 6 milionów sztuk ! (6 000 000) z czego tylko 20% jest „prowadzona” prawidłowo – to znaczy objęta jest opieką weterynaryjną, jest regularnie karmiona (a nawet przekarmiana) itd. Pozostałe 80 % jest puszczone luzem ! A niech się same żywią i pielęgnują …. Co to oznacza ? Ano tylko tyle że 4,8 (4 800 000) miliona sztuk łazi luzem, roznosząc choroby, ginąc pod kołami kół …. – Ha ale to towarzystwo coś musi „szamać” Okazuje się że taki jeden luzem puszczony kotek morduje około 1 tyś (1 000) zwierząt drobnych takich jak : Kaczki, kuropatwy, myszy, szczury, piżmaki, wiewiórki itp. Jeżeli policzymy 4,8 miliona kotków x 1 000 szt drobnej zwierzyny ….. Chyba w tym momencie trzeba by troszkę odciążyć myśliwych z ich morderczych fanaberii . Bo licząc efekty łowieckie kotków – zabrakło mi miejsca na wyświetlaczu kalkulatora. No i już pędzę przytaczać kolejny problemik – Pieski (sam jestem psiarzem) Dokładnie ten sam problem …. Ale tu giną sarny, jelenie, dziki i cała reszta która się da upolować hasającym watahom zdziczałych psów. Wilki zostały przetrzebione jeszcze za czasów Gomółki, który bardziej się interesował przyrostem brutto buraka w doniczce niż czymkolwiek innym. Lis w ten sposób utracił naturalnego wroga w terenie – jaki skutek ????? Bardzo prosty – lis bandyta też tłucze wszystko co mu nie ujdzie (a nie wiele uchodzi). Tak maluśkimi kroczkami zbliżamy się do tematu kłusownictwa ….
Smutny temat ale muszę też go tu ruszyć. Czy ktoś wie jakie szkody w pogłowiu zwierzyny czynią kłusownicy ???? może uśrednioną ilość szkód ktoś zna a co z prawdziwą ilością utłuczonej zwierzyny która umierała w straszliwych mękach po zranieniu samopałem (urządzenie do strzelania uruchamiane poprzez linkę stalową na którą włazi zwierz) wnyków, „wilczych dołów” i bóg jeden raczy wiedzieć jeszcze czego. Sprawa ołowicy ….. wierutna bzdura i tu przywołam Pana Glasssa do porządku – jak na inteligentnego i wykształconego człowieka – „hamuj chłopie piętą” zanim coś wywalisz z siebie !!! Podsumowując – jeżeli myśliwi mordują 40% populacji np. gęsi, to na kotki przypada 20%, lisy, 20%, zdziczałe psy 20%, kłusole 20%, i natoralne upadki zwierzyny …. No dajmy na to 5% …. Co nam daje 125% !!!! Jesooo – to do czego będziemy strzelać w przyszłym roku ????
Panie Glasss – robisz Pan to co robisz i chwała Panu za to i życzę Panu wszystkiego najlepszego – ale nie ruszaj Pan przy tym innych a tym bardziej tych, którzy robią więcej dobrego niż złego.
I uważam temat za zamknięty
Krzysztof Kossowski
Gdańsk
P.S.
Ciekawe czy dzielni zieloni, którzy przywiązywali się do drzew w Doline Rospudy, pamiętają po kiego to robili (koniec końców uposażenie dzienne za pobyt n drzewie się opłacało)