Kto i jak może badać GMO?
Ekologia.pl Środowisko Wywiady To koncerny decydują kto i jak może badać GMO – rozmowa z Katarzyną Lisowską

To koncerny decydują kto i jak może badać GMO – rozmowa z Katarzyną Lisowską

fot. dreamstime
fot. dreamstime

Spór o GMO wciąż trwa. O tym kto i jak bada żywność genetycznie modyfikowaną i czy GMO jest dobrze przebadane z Katarzyną Lisowską, biologiem molekularnym rozmawia Joanna Szubierajska z Ekologia.pl.

Joanna Szubierajska: Czy żywność pochodząca z odmian GMO jest dobrze przebadana?

Dr hab. Katarzyna Lisowska: Wbrew obiegowej opinii – wcale nie! Mało kto wie, że instytucje, które autoryzują dopuszczenie żywności GMO na rynek (są to: w Europie – EFSA, w USA – FDA), nie prowadzą żadnych badań nad bezpieczeństwem zdrowotnym produktów GMO. One jedynie wydają decyzję – na podstawie wyników badań przedstawionych przez producentów GMO, czyli koncerny takie jak Monsanto, Syngenta czy inne. Czy jednak producent, któremu zależy na autoryzacji swoich wyrobów, przedstawi badania, z których wynikałoby choćby najmniejsze niebezpieczeństwo? Odpowiedzmy sobie sami…

Czyli nie można powiedzieć, że jest bezpieczna?
Jeżeli chodzi o zagrożenia zdrowotne, to jest tu wiele niejasności. Jako biolog molekularny, który ma doświadczenie w badaniach z użyciem GMO, zawsze podkreślam, że techniki inżynierii genetycznej są dalekie od precyzji. W transgenicznych roślinach powstaje wiele nowych, nieplanowanych produktów (cząsteczek RNA, białek), które mogą mieć cechy alergenów, toksyn czy substancji antyodżywczych. Tego nikt nie bada zbyt szczegółowo przed dopuszczeniem nowych odmian GMO na rynek. A to tylko jeden aspekt potencjalnych zagrożeń zdrowotnych.

Słyszy się często, że Amerykanie od lat jedzą GMO i „nic się nie dzieje”. Mało kto jednak wie, że w USA nie znakuje się GM żywności – nie ma więc możliwości wykonania tam badań porównawczych, nie ma zatem żadnych dowodów, że ta żywność nie szkodzi. Równie dobrze można sądzić, że jest ona jedną z przyczyn nasilenia plagi chorób cywilizacyjnych w USA.

Kukurydza

Kukurydza – fot. pixabay.com/keem1201


Gdzie właściwie są naukowe dowody, że żywność genetycznie modyfikowana jest tak bezpieczna, jak tego dowodzą firmy biotechnologiczne?

Właściwie takich dowodów brak. Nawet najzagorzalsi zwolennicy GMO przyznają, że pewne efekty mogą się ujawnić dopiero po latach. I uspokajają dość dziwacznie – powtarzając, że „życie pełne jest niebezpieczeństw”. 

W swoim artykule „Starcie Dawida z Goliatem, czyli naukowiec kontra lobby GMO” prezentuje Pani problem badań nad szkodliwością GMO lub raczej ich brak. Czy możemy tutaj mówić o spisku?
Może nazwijmy to raczej grą interesów. A jest to gra o wielkie pieniądze. Sama tylko Polska to blisko 40-to milionowy rynek konsumencki i jeden z największych krajów rolniczych w Europie. Jest więc o co walczyć! Dlatego lobby GMO trzyma rękę na pulsie

Lobby GMO trzyma rękę na pulsie i dokłada wszelkich starań, aby polskich konsumentów przekonać do żywności GMO, a polskich rolników zachęcić do uprawy modyfikowanych odmian.

i dokłada wszelkich starań, aby polskich konsumentów przekonać do żywności GMO, a polskich rolników zachęcić do uprawy modyfikowanych odmian. Dlatego w interesie producentów jest, aby nie ukazywały się publikacje naukowe wskazujące na jakiekolwiek zagrożenia. Dlatego koncerny starają się kontrolować tego typu badania. A kiedy pojawi się jakaś niewygodna publikacja, zaraz pojawiają się próby aby przedstawić autora w jak najgorszym świetle. O amerykańskiej entomolog Rosi-Marshall, która wykazała, że toksyna Bt z modyfikowanej kukurydzy jest toksyczna dla bezkręgowców wodnych, pisano w internetowych komentarzach, że jest beznadziejnym naukowcem, a jej badania były źle zrobione. Potem okazało się, że komentarze te, pisane rzekomo przez innych naukowców, były wysyłane z adresów IP należących do Monsanto, czyli producenta odmian Bt.

 

Mysz

Mysz – fot. pixabay.com/ChristopherPluta


Co z niezależnymi badaniami nad wpływem GMO? Kto decyduje o tym: kto i jak może badać GMO?

Jak napisała amerykańska redaktorka Emily Waltz w czasopiśmie Nature Biotechnology z 2009 r. – nie jest tajemnicą, że przemysł biotechnologiczny jest na tyle potężny, że potrafi kształtować informację medialną na temat GMO. – To koncerny decydują kto i jak może badać GMO.

Ten problem był też opisywany w artykule redakcyjnym w Scientific American. Autorzy zwracali uwagę, że nikt nie udowodnił naukowo sloganów reklamowych, które głoszą, że „odmiany GMO czynią rolnictwo bardziej wydajnym niż kiedykolwiek wcześniej, a rolnicy otrzymują większe plony i są w stanie wykarmić więcej ludzi”. Nie da się zweryfikować, czy odmiany GM są tak wspaniałe jak mówi reklama – a to dlatego, że firmy biotechnologiczne bardzo niechętnie wydają zgodę na takie badania. GM ziarno siewne jest opatentowane, co ogranicza, pod groźbą kary sądowej, możliwości jego wykorzystania do badań, bez zgody producentów.

Oczywiście w czasopismach naukowych stale ukazują się wyniki badań nad GM roślinami i żywnością – ale tylko te zaaprobowane przez koncerny. W wielu przypadkach, doświadczenia, które miały początkowo zgodę firm nasiennych, zostały później zablokowane, ponieważ wyniki nie były „satysfakcjonujące”. Podobna sytuacja miała miejsce, kiedy zespół austriackich naukowców zaobserwował, że genetycznie modyfikowana karma wpływa na obniżenie płodności myszy doświadczalnych. Wyniki tych badań do dziś nie ukazały się drukiem, a z prywatnej korespondencji z jednym z badaczy wiadomo, że są naciski, aby wyniki badań „przedstawić w lepszym świetle”. Przy takich manipulacjach nigdy się nie dowiemy, czy żywność GMO jest bezpieczna, a uprawy GMO nie szkodzą środowisku…

Toksyny Bt w liściach orzecha ziemnego

Toksyny Bt w liściach orzecha ziemnego (dolne zdjęcie) chronią je przed uszkodzeniami wywołanymi przez larwy omacnicy prosowianki (górne zdjęcie) – By Herb Pilcher, USDA ARS [Public domain], via Wikimedia Commons


A propos badań: jakie są potencjalne i udowodnione zagrożenia związane z GMO?

Są trzy rodzaje zagrożeń ze strony upraw i żywności GMO:

  • zagrożenia dla środowiska naturalnego i bioróżnorodności,
  • zagrożenia zdrowotne,
  • i zagrożenia o charakterze społeczno-ekonomicznym.

Te pierwsze są najlepiej udowodnione i przestrzega przed nimi stale Komitet Ochrony Przyrody Polskiej Akademii Nauk, apelując o 15-letnie moratorium (zakaz) na uwalnianie GMO do środowiska. W kwestii zagrożeń zdrowotnych jest najwięcej niewiadomych. Wiemy dziś, że żywność GMO raczej nie powoduje ostrej toksyczności. Jeżeli wystąpią jakieś efekty szkodliwe, to dynamika ich pojawiania się będzie taka jak w przypadku palenia tytoniu –  ujawni się po latach. Problem w tym, że producenci GMO robią tylko krótkoterminowe testy na zwierzętach, w których takie zjawiska słabo się ujawniają, albo wcale. Brakuje długoterminowych testów, które wykażą, czy nie ma toksyczności chronicznej, albo wpływu na dalsze pokolenia. Wiemy też obecnie, że to raczej nie sam fakt wykonania manipulacji w genomie rośliny może być przyczyną szkodliwych efektów, ale szkodliwe są pestycydy stosowane w technologii upraw typowej dla GMO. Trzeba bowiem pamiętać, że 90 proc. uprawianych odmian GMO ma jeden z

Już dziś jednak wiadomo, że żywność GMO z pewnością nie zasługuje na miano zdrowej żywności.

dwóch (albo oba na raz) rodzajów modyfikacji – odporność na opryski herbicydowe, albo zdolność do produkcji toksyny Bt – pestycydu pochodzenia bakteryjnego. Coraz więcej danych wskazuje, że herbicydy takie jak Roundup, stosowane w uprawach GMO mogą powodować wady rozwojowe i problemy z płodnością. Nie wiadomo dotąd, co robi toksyna Bt w organizmie człowieka. Przed erą GMO była ona stosowana do oprysków przeciw szkodnikom, ale przy opryskach jest zawsze termin karencji, po upływie którego dopiero można bezpiecznie jeść produkty z takich upraw. Zaś w GM odmianach toksyna Bt jest produkowana stale, bez przerwy, w każdej cząstce rośliny i jest ona wyjątkowo trwała. Niepokojące jest też to, że zarówno herbicydy jak i toksyna Bt przenikają do krwi konsumentów. Ich ślady wykryto nawet we krwi pępowinowej noworodków. Przyszłość pokaże, jakie szkody mogą poczynić te substancje w ludzkim organizmie. Już dziś jednak wiadomo, że żywność GMO z pewnością nie zasługuje na miano zdrowej żywności.

Biała bawełna

Biała bawełna – pixabay.com/Engin_Akyurt


Niektórzy powołują się na argument: skoro wszędzie tego jest pełno, to już nie ma przed tym ucieczki i że w Polsce GMO jest już od dawna. Czy w polskich sklepach w są produkty z GMO?

Ja można przeczytać w ujawnionej niedawno przez Wikileaks depeszy dyplomatycznej wysłanej z ambasady USA w Warszawie, proponenci technologii GMO uznali, że najskuteczniejszą metodą urabiania opinii społecznej w Polsce będzie powtarzanie, że „GMO już jest”. I ta strategia promowania GMO w Polsce, ustalona w amerykańskiej ambasadzie – jest dziś stosowana na szeroką skalę! W tym dziele biorą udział niektóre polskie media i naukowcy a nawet politycy. To smutny przykład, jak inne państwa potrafią zadbać o swoje interesy, a Polska nie jest w stanie określić swoich strategicznych celów i ich konsekwentnie realizować.

Wracając do pytania, czy w polskich sklepach są produkty GMO – wbrew pozorom, wcale tego nie ma zbyt wiele. Opowieści o modyfikowanych truskawkach, pomidorach, mandarynkach czy nektarynkach to bajki – to są tradycyjne, naturalne odmiany! W rzeczywistości modyfikuje się głównie cztery rośliny: soję, kukurydzę, rzepak i bawełnę (której przecież nie jemy). Soja w większości jest wykorzystywana jako pasza, a kukurydza i rzepak w dużym stopniu są przerabiane na biopaliwa. To zresztą kolejny przykład socjotechniki. Mówi się, że modyfikowaną żywnością chcemy nakarmić głodujący świat, a tak naprawdę nie karmimy głodujących, tylko wlewamy to do baku samochodowego. W Europie wolno uprawiać tylko dwie rośliny GMO: kukurydzę MON810 i przemysłowego ziemniaka Amflora. Ten ziemniak jest przeznaczony do wykorzystania w produkcji papieru. Chcąc więc uniknąć GMO w diecie trzeba kupować soję z certyfikatem ekologicznym, kukurydzę z Węgier (bo Węgry mają zakaz upraw GMO) i nie kupować oleju rzepakowego.

Kukurydza

Kukurydza – fot. pixabay.com/keem1201


Jednak rolnicy obawiają się, że stracą konkurencyjność w stosunku do tych, co używają produktów genetycznie modyfikowanych.

I to jest najpoważniejsze, realne zagrożenie! Dziś naszym hitem eksportowym jest dobra i smaczna żywność produkowana tradycyjnymi metodami. Na nią jest zbyt w Europie, która odwraca się od GMO. Gdzie sprzedamy nasze produkty, kiedy zostaną one zanieczyszczone domieszką GMO? To jest realna groźba wymiernych strat ekonomicznych, bankructw drobnych gospodarstw, wzrostu bezrobocia na wsi. Polska powinna stawiać na rolnictwo ekologiczne i tradycyjne, które daje zatrudnienie większej liczbie osób, a nie na model wielkoobszarowych upraw GMO, który jest „rolnictwem bez rolnika”.

Minister Sawicki na początku swojego ministrowania jawił się jako zwolennik technologii GMO. Obecnie prezentuje postawę zgoła inną – ze zwolennika stał się przeciwnikiem GMO. Skąd tak radykalna zmiana zdania? Może wynika to z niedoinformowania naszych polityków?
Z przecieków Wikileaks wiadomo, że amerykanie odwiedzili ministra Sawickiego wkrótce po jego mianowaniu, aby go wysondować w kwestii GMO. Z ich relacji wcale nie wynika, żeby minister Sawicki był zwolennikiem GMO. To bardzo dobrze, bo otwarcie Polski na te uprawy wcale nie jest w naszym interesie. Pamiętajmy, że kolejne kraje europejskie wycofują się z tej technologii. Na przestrzeni lat 2008-2010 areału upraw GMO w Europie spadł o 23 proc. Pewnie dlatego naciski na Polskę są teraz jeszcze silniejsze. Przykładowo, czeski oddział Monsanto ma na swojej stronie reklamę GM kukurydzy w języku polskim. Nie pojawia się tam określenie GMO, które jest rozpoznawalne i źle kojarzone – mowa jest o „genetycznym ulepszeniu”. Na dodatek zamieszczono tam mapę z 2008 roku, czyli sprzed okresu, kiedy Francja i Niemcy wprowadziły moratorium na uprawy tej kukurydzy. Dziś w tych dwóch największych krajach rolniczych UE nie ma ani zagonka GM kukurydzy, ale na mapie, którą prezentuje Monsanto, są tysiące hektarów. Czy można polegać na słowach firmy, która stosuje takie metody?

Bulwy odmiany Amflora są przeznaczone do produkcji skrobi do celów przemysłowych

Bulwy odmiany Amflora są przeznaczone do produkcji skrobi do celów przemysłowych – By BASFPlantScience [CC BY 2.0], via Wikimedia Commons


Co oznacza weto prezydent ws. Ustawy o nasiennictwie? Czy możemy mieć nadzieję, że Polska będzie wolna od GMO?

Martwi mnie, że zgodnie z oficjalnym stanowiskiem, pan prezydent nie zawetował tej ustawy, aby chronić polskie rolnictwo przed GMO, a jedynie dlatego, że zawiera ona przepisy sprzeczne z prawem unijnym. Odnoszę dziwne wrażenie, że nasi decydenci jak gdyby zapomnieli, że ramowe stanowisko Polski z 2008 roku mówi wyraźnie, że „Polska dąży do tego, aby być krajem wolnym od GMO w zakresie rolnictwa”. Przez trzy lata nic w tym kierunku nie zrobiono. Na usprawiedliwienie zawsze słyszeliśmy, że „Unia nie pozwala”. Jednak w lipcu tego roku Parlament Europejski opracował nowe wytyczne, które mają pozwolić krajom członkowskim samodzielnie decydować o zakazach upraw poszczególnych odmian GMO. Zakazy mogą być motywowane względami ochrony środowiska, względami społecznymi, a nawet kulturowymi. Te przepisy niedługo wejdą w życie. Mam nadzieję, że minister Sawicki, zgodnie ze swoimi ostatnimi zapewnieniami już podjął działania w tym kierunku. To, co trzeba zrobić, to przygotować dwa rozporządzenia ministra, jeden zawierający moratorium na uprawy kukurydzy MON810, drugi – ziemniaka Amflora. Już dziś urzędnicy w ministerstwie powinni pracować nad merytorycznym uzasadnieniem tych rozporządzeń. Jak dowiem się, że takie prace trwają, będę pewna, że nasze władze realizują strategię Polskiego rolnictwa wolnego od GMO.

Dziękuję za rozmowę


Dr hab. Katarzyna Lisowska, jest biologiem molekularnym, studiowała na Wydziale Biologii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, pracuje jako profesor w dziale badawczym Centrum Onkologii w Gliwicach, jest członkiem Komisji ds GMO przy Ministerstwie Rolnictwa.


4.6/5 - (19 votes)
Post Banner Post Banner
Subscribe
Powiadom o
12 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

NA zmodyfikowanych organizmach rozwijają się nowe patogeny. Ewolucja bakterii i wirusów trwa szybciej niż ekariontów, te patogeny mogą zagrażać dzikim, nieuodpornionym na nie organizmom, nawet ludziom. Zwykle ludzie i zwierzęta nie zarażają się od siebie chorobami wirusowymi (wyjątek ludzie i goryle oraz wścieklizna), nie wiemy czy bariery molekularne nie znikną po przedostaniu się do środowiska organizmów ze zmanipulowanymi genami. Kolejny problem to superchwasty-krzyżówki roślin dzikich i modyfikowanych, które maja dużą inwazyjność, są odporne na herbicydy i sa silniejsze od dzikich roślin i mogą je zagłuszyć.

Pani profesor sama „robi” w inżynierii genetycznej.Proszę spojrzeć na jej pracę doktorską,którą zresztą jakoś się nie chwali w swojej biografii.Ta praca,to przecież czysta inżynieria genetyczna.Ciekawe,czy wyniki swoich prac wykorzystuje w praktyce,czyli leczeniu ludzi,boć przecie pracuje w Centrum Onkologii?Chyba,że jej badania,to tylko taka zabawa naukowa,sobie a muzom.Przecież powinna odczekać sto lat,aż będą niezbite dowody,że cała ta zabawa jest bezpieczna.Jeżeli pakuję w siebie żywność modyfikowaną genetycznie,to be,ale jak zastosuję lek,wyprodukowany na bazie GMO,czy poddam się terapii genowej czy komórkowej,to już jest OK,jestem całkowicie bezpieczny.Proszę Panią Profesor-niech Pani nie robi z ludzi idiotów.Pani współpracownik z Centrum Onkologii,prof.Chorąży,wykłada na kursach medycyny molekularnej w Studium Medycyny Molekularnej razem ze „zbrodniarzami”,propagującymi żywność genetycznie modyfikowaną:prof.prof.Stępniem,Bartnik,Jerzmanowskim,Kufel,Tudek,Dadlezem,Dziembowskim,innymi profesorami,zwolennikami GMO.Jak to tak?Tu przeciw,a jak kasa,to nawet z diabłem nie przeszkadza,wystarczy tylko się ztym nie obnosić.Ale dociekliwi i tak nie dadzą się nabrać

Ciekawe, gdzie milusiński eol pójdzie się leczyć, jak zachoruje na raka?
Instytut Onkologii w Gliwicach jest najlepszą tego typu placówką w południowej Polsce https://www.io.gliwice.pl/strona.php?typ=1&m=8

A poza tym, jestem dumna, że mój doktorat recenzowała prof. Bartnik, bo to bardzo dobry fachowiec w dziedzinie biologii molekularnej. Mamy z Panią Profesor zupełnie różne poglądy na kwestię upraw GMO, ale to nie przeszkadza we wzajemnym poszanowaniu. Ucz się eol :)

Pozdrawiam

Ależ oczywiście, że pracuję w dziedzinie biologii molekularnej/inzynierii genetycznej i nigdy się z tym przed nikim nie ukrywałam :)

Właśnie dlatego uważam, że mam podstawy, aby głośno wyrażać zastrzeżenia co do precyzji tych technik – bo je znam z praktyki. Gdybym pracowała w innej dziedzinie, to miły interlokutor pewnie by mi zarzucił, że nie wiem, o czym mówię, prawda?

Proszę zwrócić uwagę, że kwestionuję zasadność dopuszczenia upraw GM roślin rolnych, a nie wykorzystanie inżynierii genetycznej w badaniach naukowych czy farmacji, czy przemyśle. A to wielka różnica.

Pozdrawiam :)

proszę poczytać sobie choćby książkę prof.Jerzego Buchowicza „Biotechnologia molekularna”,pracującego w Instytucie Biochemii i Biofizyki,czyli tam,gdzie pani Lisowska robiła doktorat,recenzowany zresztą przez prof.Ewę Bartnik,która z kolei jest współpracowniczką prof.Węgleńskiego.Węgleński jest współtwórcą polskiej insuliny,wyprodukowanej na bazie GMO.Tylko proszę mi nie pieprzyć,że wszyscy biotechnolodzy są na usługach Monsanto.Nie jestem biotechnologiem,ale jak czytam,jakie „aułtorytety”bredzą o biotechnologii,to zastanawiam się ,gdzie jest granica tupetu i bezczelności.Pani Lisowska pracuje w instytucji o bardzo niskiej wadze naukowej.Proszę zainteresować się,gdzie w rankingach polskich i światowych plasuje się Centrum Onkologii,jaką ocenę parametryczną wystawiło mu MNiSzW.To tragedia,zresztą tak jak w przypadku wszystkich polskich placówek medycznych.Jedyną instytucją badawczą,ratującą honor polskiej nauki,jest ICMMiK UW,tam,gdzie pracuje prof.Węgleński.Jeszcze trochę znaczą UJ i UW jako całość,reszta,szczególnie „uczelnie” i medyczne instytuty badawcze,to horror.Tu jest prawdziwe zagrożenie dla narodu:obezwładniająca niekompetencja konowałów i medycznych „nałkowcuf”.Ja,gdybym,nie daj Boże,cierpiał na nowotwór,wolałbym żreć sałatę z genem szczura,czy coś tam innego z genem tarantuli,o czym bez przerwy bredzą „znawcy”,niż oddać się w łapy niedouczonych rzeźników w Centrum Onkologii(szczególnie w oddziale gliwickim).A to,że Monsanto jest obrzydliwą,chciwą korporacją,to oczywiście tak.Tylko ,że takich monstrów,szczególnie amerykańskich,są setki.I w przemyśle farmaceutycznym,komputerowym,chemicznym,zbrojeniowym,naftowym itd.I kazde chce zawladnąć światem.I co z tym zrobić?

Dociekliwi bardzo szybko znajdą informacje, że już obecnie jest masa dowodów świadcząca o szkodliwości GMO w żywności, powtarzam w żywności (np. przesiąknięte pestycydem-toksyną Bt rośliny które sobie same ją produkują, włącznie z ich nasionami.. smacznego, lub stosowanie super dawek glifosatu w uprawach roślin odpornych na ten herbicyd) i nie nalezy mieszać pojęć GMO w rolnictwie (z udowodnioną szkodliwością dla ludzi i środowiska) z inzynierią genetyczną stosowaną w leczeniu!.. to kolejna manipulacja informacją przez lobby gmo, że niby tutaj się stosuje, to dlaczego na polach nie można.. bardzo naiwny to tok myślenia.

A PSL, która teoretyczfnie powinna bronić interesów rolników takie świństwo im robi. Wstyd Panie Pawlak!

Spór o to, kto ma rację – czy ekolodzy, którzy przestrzegają o zagrożeniu dla zdrowia i środowiska, które związane jest z GMO czy może z drugiej strony naukowcy, którzy uspokajają, że żywność modyfikowana genetycznie jest bezpieczna zakończy się za kilkadziesiąt lat, kiedy wyjdą albo nie wyjdą skutki spożywaniw żywności GM

Dobrze kwintesencje całego przemysłu przedstawił Profesor Seralini, który opisał, jak wyglądały badania nad szkodliwością GMO przeprowadzone przez koncern Monsanto. Przez trzy miesiące podawano GMO czterystu szczurom, potem wybrano z nich te czterdzieści, które jeszcze najlepiej wyglądały, zrobiono im badania – a następnie, żeby było śmieszniej, te badania utajniono.

Pani Profesro bardzo mądrze gada, tylko mam nadzieję, że nie zniknie ze świata naukowego za swoje odważne poglądy. Ale warto otiwerać Polakom oczy!

Lipa z tymi badaniami. Jeżeli rzeczywiście tak to wygląda, to ja dziękuję. Zresztą nie tylko w kwestii GMO tak się dzieje, że planując inwestycje płaci się firmie, by ta sporządziła odpowiednią dokumentację (za kasę inwestora). I gdzie tu niezależność oceny? Gdzie można dowiedzieć się prawdy!

Tak naprawdę dopiero nasze dzieci, wnuki i prawnuki będą odczuwały skutki naszych błędnych decyzji. Czy chcemy im zgotować taki los?