Woda cenniejsza niż złoto
To, że woda potrzebne jest do życia, to już truizm. Wszyscy też słyszeli o kurczących się zasobach wodnych, ale wciąż zbyt mało osób bierze te ostrzeżenia do serca. Jednak problem ten w dużym stopniu dotyka także Polski.
Co roku, 22 marca obchodzimy Światowy Dzień Wody. Ma on na celu zwrócenie uwagi na problemy związane z dostępem do wody pitnej na całym świecie. W tym roku obchodzony jest pod hasłem „Czysta woda dla zdrowego świata”.
Jak informuje Polska Akcja Humanitarna, wciąż około 884 mln ludzi na świecie jest pozbawionych dostępu do bezpiecznych źródeł wody. Jednak dla wielu „wodny problem” uważany jest za istotny tylko w przypadku krajów o gorącym i suchym klimacie. Tymczasem brak życiodajnego płynu coraz bardziej daje się we znaki w Europie, a co za tym idzie – także w Polsce. „Mamy jej tyle co Egipt” – alarmował w rozmowie z „Dziennikiem” szef Instytutu Melioracji i Użytków Zielonych, Edmund Kaca.
Nie ma, nie ma wody na pustyni
Chociaż w naszym kraju rzek jest bardzo dużo, to jednak zdecydowana przewaga nizin raczej nie sprzyja nawodnieniu. Tymczasem to w górach jest najwięcej opadów, a stamtąd woda tylko przepływa przez tereny nizinne. Dlatego to właśnie one są najbardziej narażone na suszę.
Brak wody najczęściej ujawnia się latem przy upalnej pogodzie. Ponadto zdecydowana przewaga ciepłych i suchych zim także fatalnie wpływa na stan nawodnienia rzek i jezior. Tegoroczna śnieżna zima może się nam więc bardzo przysłużyć za kilka miesięcy. Do tego jeszcze dochodzi systematyczne osuszanie terenów pod zabudowę. W tym momencie z krajobrazu Polski właściwie zniknęły bagna, które zachowały się głównie na terenach chronionych, np. w Biebrzańskim Parku Narodowym.
Jak dokładnie wygląda sytuacja zasobów wodnych w Polsce i w Europie? Według danych Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej całkowite (łączne) zasoby wód płynących Polski wynoszą średnio niewiele ponad 62 km3, a wielkość odpływu generującego się na obszarze kraju to ok. 55 km3. Natomiast na jednego mieszkańca Polski przypada średnio ok. 1580 m3/rok, przy czym średnie zasoby wodne przypadające na jednego mieszkańca Europy to 4560 m3/rok.
Niepotrzebne lanie wody
Na co dokładnie zużywamy wodę? Jak podaje KZGW, aż 73% wody pobieranej wody wykorzystywane jest na cele produkcyjne. Na dalszych miejscach plasują się: eksploatacja sieci wodociągowych (18%) oraz rolnictwo i leśnictwo (9%).
Chociaż, jak widać z powyższych danych, najwięcej wody zużywa się w przemyśle, to jednak znaczące jest także to 18%, które przypada na sieci wodociągowe. W ciągu dnia często marnujemy duże ilości wody. Mycie zębów lub golenie przy odkręconym kranie, zmywanie pod bieżącą wodą, codzienne kąpiele – to wszystko zdecydowanie wpływa na stan wód. Warto więc się zastanowić, czy niektórych codziennych na
Morze, nasze morze
Problemem w naszym kraju jest nie tylko dostęp do wody pitnej, ale także zanieczyszczone rzeki, które potem swój „ładunek” niosą aż do morza. Ponieważ zaś Bałtyk jest morzem pół-otwartym, więc wymiana wód odbywa się w ograniczonym stopniu. W efekcie dochodzi do zakwitów sinic, w związku z czym zamykane są niektóre kąpieliska na wybrzeżu. Ale nie tylko ścieki odpowiadają za fatalny stan Bałtyku, ponieważ dochodzą do tego także zanieczyszczenia ze statków oraz zdarzające się co jakiś czas katastrofy, np. tankowców.
Kraje nadbałtyckie (w tym oczywiście Polska) na szczęście świadome są zagrożenia, jakie niesie ze sobą zanieczyszczone morze. Dlatego uchwalona została Konwencja o ochronie środowiska morskiego obszaru Morza Bałtyckiego, w której powołano Komisję Ochrony Środowiska Morskiego Bałtyku (HELCOM). Zadaniem Komisji jest jego monitorowanie oraz ochrona środowiska naturalnego. Na ostatnim szczycie krajów nadbałtyckich poszczególne państwa zobowiązały się do konkretnych działań. Polska – do ograniczenia w ciągu najbliższych pięciu lat zanieczyszczeń trafiających do Bałtyku o 75%.
Chociaż sytuacja wodna w Polsce nie wygląda zachęcająco, to wciąż jeszcze wiele można zrobić. Zrównoważona gospodarka, budowanie oczyszczalni ścieków oraz mniejsze zużycie zasobów to sposoby, dzięki którym można stopniowo przywrócić równowagę wodną.
Słodka woda staje się coraz bardziej pożądanym towarem. Jej masowym eksportem zajęli się już Norwegowie i Kanadyjczycy. Ciekawe kiedy wprowadzą nową walutę tzw „hydrodolary.”
Już w latach 6o-tych XX w. zauważono na terenie Polski pogłębiający się deficyt wody. A mimo to Instytut Melioracji i Użytków Zielonych dopuszczał do wielkoobszarowych melioracji m.in. doliny Narwi, Wieprza, że nie wspomnę o melioracjach leśnych które robiono nawet na Jurze gdzie miejscami jest sucho jak na pustyni dosłownie (Rezerwat „Sokole Góry” koło Olsztyna, przyp.red.). Teraz panowie lamentują, że mamy deficyt, ogólny, ale w szczególności dotkliwy dla wydajności rolnictwa i leśnictwa. Wydaje się, że dobrym rozwiązaniem w przypadku leśnictwa jest reintrodukcja bobra, zwiększająca zasoby wodne lasów na znacznym obszarze poprzez podniesienie poziomu lustra wody o 50 cm w odległości 500 m od rozlewisk. Ale i tak leśnicy traktują bobry jak szkodniki ;/