Największe cyklony, huragany, orkany, tornada i trąby powietrzne w Polsce i na świecie
Wiatr – życiodajne boskie tchnienie. Na jego zbawienny powiew wyczekiwały niegdyś załogi żaglowców podczas flauty. To on rozpędzał posępne chmury i rozwiewał mgły, to on łagodził skwar, muskał delikatnie włosy kobiet i… przynosił odnowę, również – oczywiście w przenośni – tę polityczną. Bywało, że powodował drżenie serca, wywoływał niepokój ducha, wzburzał gorącą krew. Za jego to sprawą człowiek otrzymał naturalne, niewyczerpane źródło energii. To on wreszcie wyrzeźbił znaną nam powierzchnię ziemi.
Ale żywioł ten ma również inne, groźne oblicze. Jego niszczycielska moc przejawia się w formie zjawisk, którym nadano miano cyklonu, huraganu, orkanu, tornada lub trąby powietrznej. A gdy wicher połączy swe siły z potęgą ziemi, ognia i wody, wtedy nie ma już ratunku…
W czasach starożytnych, gdy nie rozumiano jeszcze fizycznych przyczyn powstawania wiatru, widziano w nim pierwiastek boski. W Grecji niektórzy uważali, że władca wiatrów Eol zamieszkuje na Wyspach Eolskich, o czym dowiadujemy się za sprawą Homera. Poszczególne wiatry też miały swoje imiona. Tak więc wiatr północny zwał się Boreasz, wiatr południowy nosił miano Notos, wiatr zachodni to oczywiście Zefir, a wiatr wschodni nazywano Euros. Najbardziej obawiano się silnego i zimnego wiatru północno-wschodniego o nazwie Euroakwilo (Eurocyklon), który niszczył zbiory owoców, przynosił burze, wzbudzał morskie fale i nawet miał sprowadzać zarazę. Nic zatem dziwnego w tym, że bóstwom wiatrów wznoszono ołtarze ofiarne, aby uchronić statki i plony przed zagładą. Szczególnie ważne było zapewnienie bezpiecznej żeglugi flocie wojennej, czemu służyć miały składane wiatrom przez dowódców wyprawy ofiary z czarnych owieczek.
Lęk przed gniewem bogów władających powietrznymi siłami natury towarzyszył zatem ludziom od dawna. Z czasem zapomniano jednak o tradycyjnych darach ofiarnych, starając się w zamian zgłębić prawa rządzące wichrami i odpowiednio zabezpieczać domostwa. Udało się poznać naturę i mechanizm powstawania gigantycznych wirów powietrznych oraz ich „marszrutę” (np. Aleja Tornad w USA), zaczęto przypisywać im imiona, oznaczenia i kategorie, zdołano również – m.in. dzięki monitoringowi satelitarnemu – stworzyć system wczesnego ostrzegania przed nimi. Ale wobec tej potęgi człowiek ciągle pozostawał i pozostaje bezradny.
Rozmaite informacje o szkodach poczynionych przez silne wiatry na morzach i lądach spotykamy w licznych dawnych doniesieniach, opisach i wspomnieniach oraz w kronikach miejskich lub klasztornych. Trudno jednak dociec, czy wzmianka o zatopieniu statku przez sztormowe fale lub zerwania hełmu z kościelnej wieży świadczyć już może o wystąpieniu na danym terenie katastrofalnej w skutkach wichury. Pewność w tej kwestii dają jedynie liczne, pochodzące z rozmaitych źródeł świadectwa, tyczące określonego obszaru i czasu. Pamiętać też trzeba, że z wielu rejonów świata wiadomości o klęskach żywiołowych w ogóle do Europy nie dochodziły, lub też docierały z ogromnym opóźnieniem.
Pełniejsze i bardziej wyczerpujące informacje na ten temat zaczęły obiegać świat wraz z powstaniem nowych systemów komunikacji, które rozwinęły się na przestrzeni XIX i XX wieku. Spróbujmy zatem wyłowić z niezliczonych wiadomości prasowych, radiowych, telewizyjnych i agencyjnych wszystkie te, dotyczące największych klęsk spowodowanych przez wiatr. W XIX wieku często przypadek – np. obecność korespondenta prasowego lub znanej osoby z kraju rozwiniętego – decydował o nadaniu jakiemuś kataklizmowi rangi ogólnoświatowej. Decydującą w tej kwestii okolicznością bywał też często fakt naruszenia w wyniku klęski żywiołowej interesów wielkich mocarstw.
Jednym z pierwszych tego typu wypadków szeroko komentowanych w Europie i Ameryce było uderzenie cyklon, który w dniach 15-17 marca 1889 roku nawiedził Samoa. W wyniku jego przejścia w nocy z 15 na 16 marca nad portem Apia zniszczeniu lub uszkodzeniu uległo 6 stacjonujących tam okrętów wojennych, należących do USA, Anglii i Niemiec. Zginęło co najmniej 140 marynarzy. Wiatr unicestwił ponadto 6 innych statków, na których śmierć poniosło ok. 200 ludzi. Dramat ów został opisany przez Roberta Louisa Stevensona w książce pt. „A Footnote to History: Eight Years of Trouble in Samoa”.
W następnym stuleciu, tj. w XX wieku, już z coraz to większą rutyną i obojętnością przekazywano opinii publicznej lapidarne i podobne w treści informacje, których częstotliwość rosła w zastraszającym tempie.
Dowiadujemy się oto, że w pierwszej połowie września 1900 roku ponad 40-tysięczne portowe miasto Galveston w amerykańskim stanie Teksas zaatakował huragan, który przez kilkanaście godzin pustoszył okolicę. Wiatr wiał z prędkością dochodząca do 215 km na godzinę. W tym przypadku podały sobie ręce żywioły powietrza i wody, powodując zalanie 7-metrowymi sztormowymi falami morskimi całego miasta. Śmierć poniosło ok. 6 tys. mieszkańców, a rannych zostało ok. 7 tys. osób. Wielkie też były straty materialne.
Pod wrażeniem tej tragedii postanowiono wybudować osłaniające miasto falochrony. O słuszności tej decyzji przyszło przekonać się obywatelom Galveston 16 sierpnia 1915 roku, kiedy to po raz kolejny musieli stawić czoła huraganowi o niebywałej sile. Chociaż wiatr zabił 275 ludzi i zniszczył mienie o wartości ok. 50 mln dolarów, to jednak uniknięto najgorszego.
Amerykanie długo pamiętali wielkie tornado, które 7 maja 1840 roku wtargnęło do Natchez w stanie Missisipi, powodując śmierć 317 mieszkańców i niszcząc znaczną część zabudowy.
Wspomnienia te odżyły na początku drugiej połowy marca 1925 roku, kiedy to Stany Zjednoczone nawiedziło gigantyczne tornado, uznane za największe w dotychczasowej historii Ameryki. Kataklizm objął stany Missouri i Illinois, szczególnie dotykając miasta West Frankfort, Murphysboro i De Soto oraz stan Indiana, gdzie najbardziej ucierpiało miasto Princeton. Żywioł ten doprowadził do śmierci ok. 700 osób i spowodował obrażenia u tysięcy kolejnych. Straty materialne były oczywiście bardzo poważne.
Dnia 18 września 1926 roku niszczycielskiej potęgi huraganu przyszło doświadczyć z kolei mieszkańcom Florydy. Wiatr unicestwił ok. 5 tys. budynków mieszkalnych o wartości szacowanej na ponad 80 mln dolarów, pozbawiając dachu nad głową blisko 18 tys. rodzin zamieszkujących obszary położone nad Zatoką Florydzką. Życie straciły 372 osoby, a rannych zostało ponad 6 tys. ludzi.
Tylko 5 minut trwało tornado, które 29 września 1927 roku nawiedziło miasto St Louis w amerykańskim stanie Missouri. Czas ten wystarczył, aby 87 osób zginęło, a 1300 zostało rannych. Tylko tyle czasu potrzebował wiatr, by zniszczyć ponad 18 tys. domów i spowodować straty materialne w wysokości 50 mln dolarów.
Od 6 do 20 września 1928 roku straszliwy huragan, nazywany „Okeechobee” lub „San Felipe Segundo”, pustoszył Florydę i Karaiby. Wiejący z prędkością 260 km na godzinę wicher spiętrzył wody jeziora Okeechobee, które przerwały umocnienia przeciwpowodziowe i zalały okolicę, pozbawiając życia ok. 1800 osób (na Florydzie było łącznie 2500 ofiar). W Puerto Rico zginęło od 300 do 1000 ludzi, a na terenie Gwadelupy odnotowano ok. 1200 ofiar. Swoje domy straciło wówczas prawie 350 tys, mieszkańców. Również w tym przypadku mieliśmy do czynienia ze „współdziałaniem” żywiołów w dziele zniszczenia. Ogólny bilans strat przedstawiał się następująco: co najmniej 4078 ofiar śmiertelnych oraz zniszczenia oszacowane na 100 mln ówczesnych dolarów. Uznano, że był to jeden z dziesięciu najbardziej „zabójczych” huraganów w dziejach USA.
Gniew wiatru odczuwali oczywiście mieszkańcy innych rejonów świata. Tak więc wielkie szkody materialne w Katanii we Włoszech poczynił 25 września 1902 roku potężny cyklon, któremu nie oparły się dzieła przyrody i rąk ludzkich, nad czym ubolewali współcześni.
3 sierpnia 1930 roku, straszliwy, wiejący z prędkością 200 km na godzinę huragan nawiedził Dominikanę, niszcząc stolicę tego państwa – Santo Domingo. W trakcie trwającej 4 godziny nawałnicy zagładzie uległo prawie 9,5 tys. domów, a ok. 4 tys. osób poniosło śmierć. Było też ok. 5 tys. rannych. Huraganowi temu towarzyszył naturalnie sztorm.
Potężne tchnienie wichru odczuła również Polska. Otóż 20 lipca 1931 roku w pobliżu Lublina pojawiła się nagle groźna trąba powietrzna, której – jak zanotowano – nie oparły się murowane budynki i załadowane kolejowe wagony towarowe. Wiatr zabił wówczas 6 i ranił ponad 100 osób, a straty materialne oszacowano na ponad 2 miliony ówczesnych złotych polskich.
Leżące w Ameryce Środkowej miasto Belize (wówczas Honduras Brytyjski, obecnie Belize) zostało 10 września 1931 całkowicie zniszczone w ciągu 10 minut przez wiejący z prędkością 151 km na godzinę huragan, który dodatkowo spiętrzył jeszcze morskie wody i doprowadził do zalania już i tak poważnie zrujnowanych ulic i posesji. Zginęło ok. 1,5 tys. mieszkańców. Natomiast ponad 2,5 tys. osób straciło życie na Kubie, którą niezwykle silny huragan zaatakował 9 listopada 1932 roku.
O groźnych skutkach związku wiatru z ogniem przekonali się mieszkańcy miasta Hakodate w Japonii. Otóż 21 marca 1934 roku huragan przewrócił tam komin, wywołując pożar, który szalał całą noc. Podsycany podmuchami wiatru ogień objął całą zabudowę i spowodował śmierć ok. 1500 ludzi.
Minęło zaledwie pół roku od dramatu w Hakodate, gdy na Wyspy Japońskie spadł jeden z największych w historii tajfunów, który zniszczył wszystko na swej drodze na obszarze o długości 1800 km. Zagładzie uległo ok. 50 tys. domów, a ok. 3 tys. osób straciło życie.
Wiatr i woda ponownie zwarły szyki 25 października 1935 roku, aby dokonać dzieła zniszczenia na Haiti. Potężny huragan z ogromną siłą wtargnął do prowincji Jeremie, gdzie spowodował gwałtowne wezbranie tamtejszych rzek. Wody Grande Anse, Voldrogue i Roseau całkowicie zalały miasta Jeremie i Jacmel oraz starły z powierzchni ziemi kilkadziesiąt wsi. Straty w ludziach wyniosły ponad 2 tys. osób. Były to dane szacunkowe, gdyż porwanych przez wodę ciał setek ofiar nigdy nie udało się odnaleźć.
O Stanach Zjednoczonych żywioł przypomniał sobie w roku 1938. Huragan poruszający się z prędkością dochodzącą do 300 km na godzinę okazał swą moc w północno-wschodniej części USA, na terenie Nowej Anglii. W dniach 21-22 września wiatr zdołał zniszczyć ok. 14 tys. budynków i połamać prawie 2 miliony drzew. Także i w tym przypadku pojawił się oczywiście sztorm, który zatopił blisko 2,5 tys. łodzi. Wystąpiły również powodzie. Wszystkie te klęski doprowadziły do śmierci 682 osób i spowodowały obrażenia u kolejnych 1754 osób. Straty materialne oszacowano na 400 mln dolarów. Uznano wówczas, że był to największy od stu lat huragan na tym obszarze.
Dnia 7 listopada 1940 roku okazało się, że nawet wiatr o niezbyt wielkiej sile może doprowadzić do wielkiej katastrofy budowlanej. Wówczas to, Cztery miesiące po oddaniu do użytku, przestał istnieć most Tacoma Narrows, przerzucony nad zatoką Puget w amerykańskim stanie Waszyngton. Długie na 840 metrów główne przęsło przeprawy zaczęło nagle kołysać się, wychylać i skręcać, aż w końcu uległo całkowitemu rozpadowi. Z technicznego punktu widzenia wypadek nastąpił w wyniku rezonansu drgań własnych konstrukcji, przy projektowaniu której w niedostatecznym wymiarze uwzględniono panujące w okolicy warunki atmosferyczne. Wystarczyły zatem podmuchy wiatru o prędkości zaledwie 56-67 km na godzinę, aby myśl inżynierska przegrała z siłami natury. Całe zdarzenie zostało sfilmowane.
Ogromne straty w ludziach – do 40 tys. zabitych – spowodował huragan, który zdewastował wschodnie obszary Indii, a zwłaszcza okolice Bengalu. W połowie października 1942 roku wiatr wiał tam z prędkością dochodzącą do 240 km na godzinę. Uważa się, że był to jeden z najsilniejszych huraganów w historii. W tym samym roku również ok. 40 tys. ludzi zginęło za sprawą cyklonu szalejącego na ówczesnym terytorium Indii w rejonie Chittagong, czyli w pobliżu dzisiejszego Cittagong w Bangladeszu.
Tragiczne w skutkach okazało się także spotkanie amerykańskich okrętów wojennych z wiejącym z prędkością 215 km na godzinę huraganem, które miało miejsce 14 września 1944 roku u atlantyckich wybrzeży między przylądkiem Hatteras w USA i terytorium Kanady. Był czas wojny, a więc wiele tam było jednostek patrolowych. Zginęło wówczas 390 marynarzy. Natomiast na lądzie śmierć poniosło ok. 50 osób, a straty materialne oceniono na 50 milionów dolarów. Między 13 a 21 października tego samego roku kolejny huragan zabił setki osób we wschodnich stanach USA i na Kubie.
W dniach 17-18 września 1945 roku wielkich zniszczeń doznała i tak już zdewastowana wojną Japonia, na której terytorium wtargnął tajfun Makurazaki. Wiatr spowodował zgon ponad 3 tys. mieszkańców oraz zrujnował ponad 60 tys. budynków.
Rok 1947 na długo utrwalił się w pamięci mieszkańców amerykańskich stanów Teksas i Oklahoma. Niebywale gwałtowne tornado doprowadziło tam bowiem 9 kwietnia do śmierci 167 osób, a ponad 1300 osobom zadało rany. Niemal całkowicie zniszczone przez wiatr zostało leżące w Oklahomie miasteczko Woodward.
Początek roku 1953 upłynął w Europie pod znakiem niebywałych, najbardziej niszczycielskich w historii sztormów. Otóż 31 stycznia długotrwałe i potężne wiatry doprowadziły do podniesienia poziomu Morza Północnego o ponad 60 cm, co wywołało ogromne powodzie na wybrzeżach. Sztorm zatopił na wodach między Irlandią i Szkocją brytyjski prom Princess Victoria, wraz z którym utonęło 128 pasażerów.
W 1953 spokoju nie było też w Stanach Zjednoczonych. Już 11 maja, a więc nieco wcześniej niż zwykle, tornado pojawiło się w Teksasie, gdzie niczym walec zmiażdżyło miasta San Angelo i Waco. Zginęły 124 osoby. Natomiast 8 czerwca tornado przetoczyło się nad stanami Ohio i Michigan, powodując śmierć 139 ludzi.
W roku 1954 wszystko wróciło do normy. Dnia 1 września huragan Carol pojawił się nad Nową Anglią i nad Long Island w Nowym Jorku, powodując straty materialne w wysokości 50 mln dolarów i uśmiercając 68 osób. Najgorsze miało jednak dopiero nadejść.
Od 12 do 16 października swą moc objawiał mianowicie huragan Hazel, który wędrował od zachodniego Haiti, a następnie zaatakował wybrzeża północnych rejonów USA i Kanady. Uformował się on 5 października u wybrzeży Grenady. Początkowo wiał z prędkością 160 km na godzinę, aby na koniec osiągnąć 210 km na godzinę (w porywach 240 km/h). Na Haiti wiatr zabił ok. 1000 osób i pozbawił dachu nad głową ponad 100 tys. mieszkańców. Kontynentalna trasa huraganu wiodła przez Południową Karolinę, Wirginię, Waszyngton, Maryland, Delaware i Nowy Jork, a po przekroczeniu Wielkich Jezior osiągnęła Toronto w Kanadzie, gdzie żywioł poczynił znaczne szkody. Zginęło 99 Amerykanów i 249 Kanadyjczyków. Straty materialne były gigantyczne – szacuje się je na 1 miliard dolarów. Hazel przestał istnieć 18 października. W Kanadzie uznany został za najbardziej niszczycielski huragan w powojennej historii.
Straty ocenione na 1,75 miliarda dolarów przyniosły natomiast huragany Connie i Diane, które pustoszyły Stany Zjednoczone od 12 do 21 sierpnia 1955 roku. Ogrom dokonanych wówczas przez wiatr zniszczeń stał się przyczyną utworzenia na Florydzie Narodowego Centrum Huraganów. Jego zadaniem miało być m.in. śledzenie tras przebiegu i ostrzeganie przed nadejściem zabójczo silnych wiatrów, w celu zabezpieczenia życia i mienia ludzi. Miało to ograniczyć wciąż dramatycznie rosnące szkody.
W roku 1955 świat usłyszał również o huraganie Janet, który szalał w dniach 22-28 sierpnia. Pojawił się on u wybrzeży Wenezueli, aby następnie powędrować w kierunku północnym, zabijając w Hondurasie ok. 200, a w Meksyku ok. 300 osób. Szczególnie ucierpiały miasta Veracruz i Tampico oraz tereny przybrzeżne, gdzie ponad 600 tys. mieszkańców straciło swoje domy.
Mizerię ludzkich możliwości wobec potęgi żywiołu po raz kolejny odczuto w dniach 27-28 czerwca 1957 roku, kiedy to huragan Audrey z niebywałą siłą runął na amerykańskie stany Teksas i Luizjana. Walkę z wiatrem o życie przegrały tam wtedy 532 osoby.
Przez długi czas tereny Polski były na szczęście wolne od ekstremalnych i tragicznych w skutkach ekscesów sił natury związanych z powietrzem. Dlatego też skrupulatnie odnotowano, że 15 i 16 maja 1958 roku w okolicach Mińska Mazowieckiego, Rawy Mazowieckiej i Nowego Miasta n. Pilicą zaobserwowano aż dwie silne trąby powietrzne w odstępie jednego dnia, co uznano za zjawisko wyjątkowe. Pierwsza z tych trąb zniszczyła pas terenu o długości 13 km i szerokości do 1 km, a druga – nieco słabsza – przebyła drogę długości 10 km i szerokości ok. 500 metrów. Znacznie ucierpiały znajdujące się tam zabudowania wiejskie.
W roku 1959 żywioł srodze doświadczył ludność Meksyku. Niejako tradycyjnie występujący w tym rejonie świata, powstały nad Oceanem Spokojnym huragan spowodował wówczas śmierć do 1800 osób. Wiejący z prędkością 260 km na godzinę wiatr siał spustoszenie od 23 do 29 października, zatapiając statki z załogami, niszcząc domy i zmiatając z powierzchni ziemi plantacje palm kokosowych. Straty materialne oszacowano na 280 mln ówczesnych dolarów.
Groźną trąbę powietrzną zauważono w Polsce również w roku 1960. Było to 20 maja. Powietrzny wir przeszedł wtedy nad terenami województw rzeszowskiego i lubelskiego, gdzie zniszczeniu uległy liczne zabudowania, linie energetyczne i telefoniczne oraz setki hektarów lasu.
Dramatyczne sceny rozegrały się 31 października 1960 roku na wschodnich wybrzeżach Pakistanu, gdzie cyklon do zgubnej potęgi wiatru dodał niszczycielską moc wzbudzonej przezeń oceanicznej fali. Działające wspólnie żywioły doprowadziły do śmierci ok. 10 tys. ludzi i pozbawiły dachu nad głową ponad 900 tys. mieszkańców.
W pierwszych dniach października 1963 roku huragan Flora spustoszył Haiti, gdzie zginęło ponad 5 tys. ludzi, a 10 tys. straciło dach nad głową. Jego siłę odczuła również Kuba. Śmierć poniosło tam ok. 1000 osób, a swoje domy straciło 175 tys. mieszkańców. Ponadto zniszczeniu uległo 90% zasiewów kawy. Huraganowe wiatry wiały wówczas w rejonie Karaibów aż 10 dni.
Z kolei 23 grudnia 1964 roku potężny cyklon pojawił się nad Cejlonem i południowymi Indiami, powodując śmierć ponad 2 tys. osób. Nie była to oczywiście pierwsza ani ostatnia tego rodzaju klęska w tym rejonie świata.
Haiti, Kuba i Republika Dominikany ponownie musiały podjąć walkę z żywiołem w dniach 24-30 września 1966 roku, kiedy to pojawił się tam wiejący z prędkością 160 km na godzinę huragan Inez. Na Haiti, gdzie zginęło co najmniej 1100 osób (kilkuset ciał nigdy nie odnaleziono), trasę przejścia huraganu nazwano „aleją śmierci”. Natomiast na Dominikanie śmierć poniosło ok. 200 osób, a ponad 1000 zostało rannych. Najbardziej ucierpiało tam miasto Oviedo, w którym sile wiatru oparł się jedynie ratusz. Okazało się również, że całkowitemu zniszczeniu uległy wszystkie uprawy w kraju.
Jedna z największych w dziejach klęsk naturalnych spowodowanych przez wiatr wydarzyła się 12 listopada 1970 roku. Wtedy to nadchodzące znad Zatoki Bengalskiej cyklony wywołały tornado, które wiejąc z prędkością 150 km na godzinę dokonało dzieła zniszczenia na wyspach Manpura, Bhola, Hatia, Rangabali i Kukri Mukri w delcie Gangesu, niedaleko znanego nam już Cittagong (Chittagong) w dzisiejszym Bangladeszu. Żywioły powietrza i wody doprowadziły tam wtedy do śmierci od 200 do 500 tys. ludzi, a dodatkowo przyczyniły się do powstania na zalanych terenach epidemii tyfusu i cholery. A wszystko to było skutkiem nawałnicy trwającej zaledwie 24 godziny!
O wiele dłużej, od 14 do 25 czerwca 1972 roku, wykazywał aktywność huragan Agnes, powstały nad stanem Jukatan w Meksyku. Po przejściu nad Zatoką Meksykańską uderzył on w wybrzeża stanu Floryda, a następnie zaatakował południowo-wschodnie wybrzeża USA. Później przeszedł nad stanami Georgia i Północna Karolina, zawędrował nad Atlantyk i pojawił się w okolicach Nowego Jorku. Agnes wiała z prędkością 140 km na godzinę. Spowodowała śmierć 130 ludzi, a wyrządzone przez nią szkody oceniono na 3 mld dolarów. Największe straty poniosły Stany Zjednoczone, gdzie zginęło 119 osób (w stanie Pensylwania 50 ofiar). Huragan poczynił też szkody w Kanadzie, na Kubie i w Meksyku.
13 września 1972 roku w okolicach wyspy Guam utworzył się tajfun, któremu nadano imię Helen. Z prędkością 185 km na godzinę uderzył on we wschodnie wybrzeża Japonii, aby po wtargnięciu na ląd w okolicach Osaki, dotrzeć nad Morze Japońskie, gdzie zatopił kilka łodzi rybackich, powodując śmierć 24 rybaków. Żywioł wykazywał aktywność do 17 września, uśmiercając w ciągu kilku dni łącznie 70 osób. Tajfun zniszczył też lub poważnie uszkodził ponad 70 tys. budynków. Straty oceniono na 102 mln dolarów.
Bardzo niespokojnym miesiącem w Stanach Zjednoczonych okazał się kwiecień 1974 roku. Aż kilkanaście tornad szalało wówczas w tym kraju, w wyniku czego śmierć poniosło 315 osób. Szczególnie utrwalił się w pamięci dramat miasta Xenia w stanie Ohio, gdzie potężna trąba powietrzna zniszczyła połowę zabudowy i zabiła 34 mieszkańców. Straty materialne oszacowano na ok. 500 mln dolarów.
Rok 1974 tragicznym piętnem odcisnął się także w innych rejonach świata. W dniach 19-20 września huragan Fifi zdewastował terytorium Hondurasu i spowodował śmierć ponad 8 tys. ludzi. Natomiast 25 grudnia cyklon Tracey zniszczył w Australii miasto Darwin (straty materialne oceniono na ok. 1 miliard dolarów). Udało się ewakuować prawie 2/3 mieszkańców, a więc po przejściu kataklizmu stwierdzono zgon „tylko” 65 osób.
W roku 1977, od 29 sierpnia do 4 września, na terenie Meksyku i Stanów Zjednoczonych szalał huragan Anita, osiągający prędkość do 280 km na godzinę. Zanotowano 11 ofiar śmiertelnych.
Blisko 8 tys. domów w Wichita Falls w amerykańskim stanie Teksas zniszczyło silne tornado, które zawitało tam 10 kwietnia 1979 roku. Pod gruzami znalazło śmierć ponad 60 osób. Od 29 sierpnia do 7 września tego samego roku huragan David atakował z kolei południowe stany USA, czyniąc znaczne straty materialne. Największe szkody powstały jednak za jego sprawą na Karaibach. W Dominikanie wiatr uśmiercił do 1000 osób, pozbawiając jednocześnie dachu nad głową ok. 150 tys. ludzi. Kilka dni później, 12 września, huragan Frederick zaatakował stany Alabama i Floryda. Tym razem zaskoczenia nie było, gdyż sprawnie już działał system informacyjno-ostrzegawczy. Dzięki temu liczbę ofiar śmiertelnych udało się ograniczyć do 5. Nic nie zdołało natomiast powstrzymać niszczycielskiej siły wiatru, który w ciągu trzech dni przyniósł największe w dotychczasowej historii straty materialne, oszacowane na 2,3 miliarda dolarów.
Warto w tym miejscu dodać, że pojawienie się – jak widać powyżej – męskich imion w nazewnictwie cyklonów i huraganów było wynikiem wieloletnich starań amerykańskich środowisk feministycznych, które protestowały przeciwko obdarzaniu śmiercionośnych i niszczycielskich żywiołów wyłącznie żeńskimi mianami. Protesty te uznał Narodowy Urząd Oceaniczny i Atmosferyczny, co spowodowało, że od 12 maja 1978 roku i w tej dziedzinie zapanowało równouprawnienie.
27 marca 1980 roku ofiarą potężnego huraganu na Morzu Północnym stała się platforma pomocnicza „Aleksander Kjelland”, należąca do Towarzystwa Naftowego Phillips Petroleum. Obiekt ten służył jako hotel dla załóg pracujących na właściwych platformach wiertniczych. Napór sztormowych fal doprowadził do złamania jednego z filarów podtrzymujących konstrukcję, co w efekcie spowodowało jej przewrócenie i zniszczenie. Owego dnia na pokładzie platformy przebywało ok. 220 osób, spośród których śmierć poniosły 123 osoby.
Niezwykle tragicznym w skutkach był huragan Paul, osiągający prędkość 175 km na godzinę. Między 18 a 30 września 1982 roku pochłonął on 1696 ofiar na obszarze Gwatemali, Meksyku, Nikaragui i Salwadoru. Straty materialne osiągnęły poziom jednego miliarda dolarów. Największe zniszczenia zaistniały w Salwadorze (761 zabitych), gdzie m.in. wystąpiły lawiny błotne. W samym tylko San Salwador życie straciło 312 osób. Ponadto 15 tys. ludzi utraciło swoje miejsca zamieszkania. W Gwatemali zginęło 615 mieszkańców, a 10 tys. pozbawionych zostało domów. W Meksyku śmierć poniosło 249 osób.
Także jednym z najbardziej niszczycielskich okazał się huragan Tico, który od 11 do 19 października 1983 roku pustoszył Meksyk i Stany Zjednoczone. Wiatr osiągnął prędkość 215 km na godzinę. Było 141 ofiar śmiertelnych. Szczególnie dotkliwie żywioł doświadczył Meksyk, gdzie zginęło 135 osób (w większości rybacy), a 25 tys. mieszkańców pozostało bez dachu nad głową.
25 maja 1985 roku agencje kolejny raz poinformowały o katastrofalnym cyklonie, który
wtargnął na terytorium południowego Bangladeszu. Żywioł spowodował śmierć ponad 10 tys. osób i przyniósł ogromne straty materialne w tym i tak bardzo ubogim kraju.
Od 10 do 18 września 1988 roku z uwagą śledzono poczynania najsilniejszego z dotychczas zaobserwowanych huraganów, któremu nadano imię Gilbert. Dokonał on wielkich spustoszeń na obszarze Karaibów i Meksyku, zabijając ok. 300 osób i powodując straty materialne w wysokości 5 miliardów dolarów.
Siedem miesięcy później, 26 kwietnia 1989 roku, wielkie tornado nawiedziło Shaturii w nieszczęsnym Bangladeszu, powodując śmierć 1300 ludzi i poważne zniszczenia.
Natomiast dokładnie rok później, tj. 17 września 1989 roku, kolejny huragan – tym razem noszący imię Hugo – pojawił się nad północno-wschodnimi Karaibami, gdzie uśmiercił ponad 70 osób. Swoje siedziby straciło kilkaset tysięcy ludzi. Straty materialne wyniosły 4 miliardy dolarów.
Oczy całego świata ponownie zwróciły się w kierunku Bangladeszu 29 kwietnia 1991 roku, kiedy to wiejący z prędkością 235 km na godzinę cyklon uderzył w wybrzeże tego kraju. Wiatr pchał przed sobą od strony Zatoki Bengalskiej 6-metrowej wysokości fale, które wtargnęły w głąb lądu, wywołując wielką powódź. Woda zniszczyła wówczas w południowo-wschodnim Bangladeszu 90% zbiorów i 85% zabudowań. Zginęło od 125 do 200 tys. ludzi, a ok. 10 mln osób straciło swoje domy, pozostając bez dachu nad głową.
Największe w dotychczasowych dziejach Stanów Zjednoczonych – szacowane na ok. 30 mld dolarów – straty materialne przyniósł huragan Andrew. Wiejący z prędkością ponad 250 km na godzinę wiatr zaatakował 24 sierpnia 1992 roku wybrzeże południowej Florydy, niosąc śmierć 38 osobom i niszcząc domostwa ok. 250 tys. ludzi.
Bardzo dramatycznie w dziejach Meksyku zapisał się natomiast powstały nad Oceanem Spokojnym huragan Ismael, wiejący z prędkością 130 km na godzinę. Wywołał on 9-metrowe fale, które zatopiły 52 statki (zginęło 57 marynarzy), a następnie uderzyły w zachodnie wybrzeże meksykańskie. Między 12 a 16 września 1995 roku Ismael spowodował śmierć 116 osób. Ponadto zniszczył kilka tysięcy domów, pozbawiając mieszkań ok. 30 tys. ludzi.
W dniach 8-9 października 1997 roku u południowych wybrzeży Meksyku pojawił się huragan Pauline. Bilans tej wizyty był jak zwykle tragiczny: co najmniej 230 osób zginęło, a 20 tys. mieszkańców utraciło swe domy.
Również w roku 1997, od 23 listopada do 28 grudnia, nad Oceanem Spokojnym przemieszczał się tajfun Paka, który powstał w okolicach Hawajów. Poważnie zniszczył on Wyspy Marshalla, Guam i Mariany, powodując straty materialne w wysokości 580 mln dolarów. W porywach prędkość wiatru dochodziła do 295 km na godzinę.
W roku 1998 siłę wiatru odczuto w Indiach. 24 marca wiejące z prędkością 185 km na godzinę tornado nawiedziło tamtejsze wschodnie stany Orisa i Bengal Zachodni. Zginęło co najmniej 105 osób, a ok. 1100 zostało rannych.
Również w 1998, od 15 września do 1 października, wiele szkód wyrządził huragan Georges. Wiatr wiejący z prędkością 250 km na godzinę nawiedził m.in. Bahamy, Dominikanę, Haiti, Kubę, Portoryko i USA. W objęciach żywiołu śmierć znalazły 604 osoby, a straty materialne spowodowane przez huragan oszacowano na 6 mld dolarów. Największe zniszczenia odnotowano na Dominikanie (ok. 380 ofiar) i na Haiti (209 ofiar).
Bahamy, Kuba i Stany Zjednoczone musiały w dniach 13-19 października 1999 roku borykać się z wiejącym z prędkością 175 km na godzinę huraganem Irene, który spowodował śmierć 18 osób i przyniósł straty materialne w wysokości 800 mln dolarów. W USA, gdzie było 9 ofiar, wiatr wywołał wielką powódź na Florydzie. Woda zalała wówczas Miami.
Dwanaście pierwszych lat XXI wieku obfitowało w liczne przykłady niezwykłej aktywności nieokiełznanych sił natury, co zdaniem niektórych ma wskazywać na gwałtowne zmiany klimatu lub nawet jest złowróżbnym znakiem ostrzegawczym albo zapowiednim. Niepokojące natężenie ekstremalnych zjawisk – jak np. gwałtowne burze z wichurami – obserwowano oczywiście również w Polsce. W okresie tym pojawiło się u nas ponad 30 silnych trąb powietrznych. Wszystko to działo się na naszych oczach, a więc łatwo odszukamy w pamięci właściwe obrazy ilustrujące poniższe opisy.
Między 4 a 9 października 2001 roku obszar Belize, Dominikany, Gwatemali, Jamajki i Meksyku znalazł się pod destrukcyjnym wpływem huraganu Iris, uformowanego u wybrzeży wyspy Barbados. Wiejący z prędkością 230 km na godzinę wiatr doprowadził do śmierci 49 osób i spowodował straty materialne oceniane na 150 mln dolarów. Najwięcej ofiar (22) i największe zniszczenia odnotowano w Belize, gdzie znacznemu uszkodzeniu uległa sieć energetyczna i komunikacyjna, a 10 tys. ludzi utraciło swe domy.
Prędkość do 240 km na godzinę osiągnął tajfun Chataan, który od 28 czerwca do 11 lipca 2002 roku atakował Wyspy Chuuk (zniszczeniu uległy pola uprawne) i Japonię (wystąpiły powodzie). Doprowadził on do śmierci 54 osób i spowodował straty materialne w wysokości 60 milionów dolarów.
Znaczne zniszczenia drzewostanu w Puszczy Piskiej (12 tys. ha), Kurpiowskiej i Boreckiej spowodowały trąby powietrzne, które 4 lipca 2002 roku o godz. 11:40 pojawiły się nad Mazurami w związku z przejściem frontu szkwałowego. W okolicach Suwałk zaobserwowano tornado z wiatrem wiejącym z prędkością 170 km na godzinę. Zniszczeniu uległo wówczas ok. 45 tys. ha lasów, uszkodzonych zostało ok. 700 budynków, ucierpiały też liczne linie energetyczne i telefoniczne. Obrażenia odniosło 13 osób. Po podliczeniu strat uznano, że była to największa katastrofa w powojennej historii polskich lasów.
Od 24 sierpnia do 10 września 2004 roku starano się – prowadząc badania oceanograficzne – zgłębić tajemnice huraganu Frances, który z prędkością 230 km na godzinę nawiedził Bahamy, Kanadę, Portoryko i Stany Zjednoczone. I tym razem żywioł drogo kazał zapłacić za pokaz swej siły: było 7 ofiar śmiertelnych i 42 rannych, a straty materialne przekroczyły wartość 12 mld dolarów.
Zaledwie kilka dni później, mianowicie 13 września, powstał wiejący z prędkością 195 km na godzinę huragan Jeanne. Dotknął on ponownie Bahamy, Portoryko i USA oraz Dominikanę i Haiti. Największe zniszczenia i straty spowodował na Haiti (3006 ofiar śmiertelnych), gdzie wystąpiły lawiny błotne. Szczególnie ucierpiało miasto Gonaives, w którym zginęło ok. 2000 mieszkańców. Zostały tam zburzone lub poważnie uszkodzone niemal wszystkie budynki, co spowodowało, że niemal 250 tys. ludzi zostało bez dachu nad głową. Jeanne zakończyła żywot 28 września, uśmiercając łącznie 3037 osób i czyniąc szkody ocenione na 7 mld dolarów.
W drugiej połowie listopada 2004 roku Europę nawiedził orkan Pia. Był on również odczuwalny w Polsce. Odnotowano, że 18 listopada wiatr osiągnął prędkość 140 km na godzinę. Najwięcej szkód powstało na Górnym Śląsku, gdzie zerwanych zostało wiele linii energetycznych. Były też ofiary śmiertelne.
Od 4 do 13 lipca 2005 roku nad Haiti, Jamajką, Kubą i Stanami Zjednoczonymi szalał z prędkością dochodzącą do 240 km na godzinę huragan Dennis. Największe straty spowodował on na Haiti. Zginęło tam 56 osób (16 ofiar w wyniku zerwania mostu), a 929 domów zostało całkowicie zniszczonych. W Zatoce Meksykańskiej żywioł przewrócił platformę wydobywczą Thunder Horse. Ogólnie zanotowano 88 ofiar śmiertelnych, a straty materialne oszacowano na 4 mld dolarów.
A któż nie pamięta słynnego huraganu Katrina z 2005 roku? To on przecież spowodował zniszczenie Nowego Orleanu, doprowadzając do zalania miasta w ponad osiemdziesięciu procentach! Owa klęska żywiołowa dotknęła obok Stanów Zjednoczonych takżę Kubę i Wyspy Karaibskie. Wiatr osiągnął wówczas, tj. między 23 a 31 sierpnia, prędkość 280 km na godzinę, powodując straty materialne w wysokości 87 mld dolarów. Wielkie też były straty w ludziach: 1836 zabitych, z czego aż 1577 w stanie Luizjana.
Niektóre dzielnice Nowego Orleanu zostały w niecały miesiąc później ponownie zalane w wyniku działania huraganu Rita. Powstał on nad Wyspami Bahama, a następnie zaatakował wybrzeża Teksasu i Luizjany, powodując zniszczenie wielu nadbrzeżnych miejscowości. Z obawy przed niszczycielską mocą wiejącego z prędkością 290 km na godzinę wiatru zamknięto wiele platform wiertniczych w Zatoce Meksykańskiej. Przeprowadzono też ewakuację ok. 2 mln ludzi z okolic Houston. Rita była aktywna od 17 do 26 września, przyczyniając się do śmierci 7 osób i generując straty materialne w wysokości 10 mld dolarów.
Za najsilniejsze tego typu zjawisko w dziejach uznano jednak huragan Wilma, który od 15 do 26 października 2005 roku pustoszył po raz kolejny Bahamy, Haiti, Jamajkę, Meksyk i USA. Osiągnął on prędkość 295 km na godzinę. Zginęły 23 osoby, a straty materialne oszacowano na 29 mld dolarów.
Jedna z kolejnych wielkich trąb powietrznych pojawiła się nad Polską 20 sierpnia 2006 roku. Od godz. 15:00 do 16:00 potężny wir obserwowano w powiecie kraśnickim na Lubelszczyźnie. Wiatr uszkodził 150 budynków (w samym Kraśniku zerwał dachy) i powalił liczne drzewa.
Nad Bałtykiem i okolicznymi lądami szalał od 30 października do 2 listopada 2006 roku orkan Britta, który wiał z prędkością 150 km na godzinę. W wyniku sztormu, u wschodnich wybrzeży Szwecji zatonął szwedzki statek MS Finnbirch (2 osoby zginęły). Morskie wody zalały Hamburg oraz podtopiły Świnoujście i wiele innych miast na wybrzeżu.
Bardzo długo będzie zapewne pamiętany w Europie Zachodniej i Środkowej orkan Kyrill, który uformował się nad Nową Funlandią, a następnie dotarł nad Wielką Brytanię, gdzie spowodował 12 ofiar śmiertelnych. Od 16 do 19 stycznia 2007 roku orkan ów przeszedł z prędkością do 250 km na godzinę przez Francję, Holandię, Belgię i Luksemburg oraz spustoszył Niemcy (wystąpiły trąby powietrzne), Austrię, Czechy, Słowację i kraje nadbałtyckie. Na terenie Polski Kyrill pojawił się 18 stycznia, wiejąc z prędkością 150 km na godzinę (na Śnieżce ponad 250 km/h). Na wschód od Łodzi powstała trąba powietrzna, a na Dolnym Śląsku, gdzie odnotowano największe zniszczenia, wystąpiły burze z gradem. Zginęło 6 osób, a 36 odniosło rany. Ponad milion domów pozbawionych zostało energii elektrycznej. Na kontynencie europejskim doliczono się co najmniej 47 ofiar śmiertelnych, a straty materialne oszacowano na ponad 1 miliard euro.
Między 20 a 22 lipca 2007 roku trąby powietrzne przeszły nad woj. śląskim w okolicach Częstochowy. Ucierpiało kilka wsi, w których wiele domów uległo całkowitemu zniszczeniu. Miesiąc później, w nocy z 23 na 24 sierpnia, trąba powietrzna nawiedziła woj. małopolskie. Odczuto jej działanie w gminie Koniusza, na północny wschód od Krakowa. W Niegardowie zerwane zostały dachy domów, zniszczone stodoły i połamane drzewa.
Dominikana, Haiti, Jamajka, Martynika, Meksyk, Nikaragua, Saint Lucia i Stany Zjednoczone, to z kolei trasa przejścia wiejącego z prędkością 280 km na godzinę huraganu Dean, który w dniach 13-23 sierpnia 2007 roku uśmiercił 44 osoby i spowodował straty w wysokości 1,5 miliarda dolarów.
Masową ewakuację ludności Bangladeszu przeprowadzono w związku z nadejściem cyklonu Sidr, który z prędkością 250 km na godzinę (w porywach 305 km/h) pustoszył ten kraj w dniach 11-16 listopada 2007 roku. Po przejściu kataklizmu doliczono się 3447 ofiar śmiertelnych
Duże straty materialne i jedną ofiarę śmiertelną spowodował w Polsce orkan Paula, odczuwalny 26 i 27 stycznia 2008 roku w wielu krajach europejskich. Była to niejako zapowiedź tego, co miało się dziać w następnych miesiącach. W nocy z 22 na 23 lutego przeszedł nad Polską z prędkością 150 km na godzinę orkan Zizi, zrywając w północnych rejonach kraju dachy i linie energetyczne oraz obalając drzewa.
Natomiast od 28 lutego do 2 marca znaczna część Europy znajdowała się we władaniu wiejącego z prędkością do 224 km na godzinę orkanu Emma, który powstał nad Wyspami Owczymi. Wiatr szalał wówczas w Belgii, Holandii, Francji i Szwajcarii, ale szczególnie upodobał sobie Austrię, Niemcy i Czechy. W Polsce spowodował 5 ofiar śmiertelnych, zerwał ponad 200 dachów i zdewastował wiele gospodarstw rolnych. Łącznie Emma przyniosła straty w wysokości 1,5 mld dolarów i zadała śmierć 14 osobom.
Bardzo tragiczne w skutkach było przejście nad Birmą (Mijanmar, Mijanma) w roku 2008 wielkiego cyklonu Nargis, który uformował się nad Zatoką Bengalską. Początkowo wiał on z prędkością od 165 do 215 km na godzinę, aby nad terytorium Birmy osiągnąć prędkość 240 km/h. Między 27 kwietnia a 3 maja cyklon ten spowodował śmierć 138 tys. ludzi (odnotowano też 33 tys. zaginionych). W jednym tylko mieście Bogalay zginęło ok. 15 tys. mieszkańców.
Aż do 300 km na godzinę mogła wynosić prędkość wiatru w wirze jednej z serii trąb powietrznych, przechodzących nad Polską 15 i 16 sierpnia 2008 roku, kiedy to województwa śląskie i łódzkie, a potem Mazowsze i Podlasie dotknęło najsilniejsze od kilkudziesięciu lat tornado. W jego wyniku 2 osoby zginęły, a kilkanaście zostało rannych. Zniszczeniu uległo ok. 770 budynków.
Także w roku 2008 głośno było w świecie o huraganie Gustaw, pastwiącym się od 25 sierpnia do 4 września nad Kubą, Stanami Zjednoczonymi i Wyspami Karaibskimi. Gustaw wiał z prędkością 240 km na godzinę. Doprowadził on do śmierci 153 osób i spowodował straty w wysokości 7 mld dolarów. Najpoważniejsze zniszczenia wystąpiły na Haiti (77 ofiar) i w USA (53 ofiary), gdzie przed nadejściem huraganu przeprowadzono całkowitą ewakuację Nowego Orleanu.
Od 28 sierpnia do 7 września 2008 roku w rejonie Stanów Zjednoczonych, Haiti i całego obszaru Karaibów wędrował powstały nad Morzem Karaibskim huragan Hanna. Wiatr wiejący z prędkością 140 km na godzinę wywołał wielką falę powodziową. Stwierdzono 537 ofiar śmiertelnych i 13 przypadków zaginięcia osób. Najwięcej zabitych było na Haiti – 529 ludzi. Straty materialne oszacowano na 160 mln dolarów.
Niemal w tym samym czasie, w dniach 3-16 września, Haiti, Kubę i USA nawiedził huragan Ike, wiejący z prędkością 215 km na godzinę. Huragan ten również spowodował ogromne powodzie na Haiti, gdzie zginęło 75 osób. Na Kubie z obawy przed rozszalałym żywiołem ewakuowano prawie milion mieszkańców. W Stanach Zjednoczonych (112 ofiar śmiertelnych) znacznie ucierpiał przemysł rafineryjny, a ok. 4 mln ludzi pozbawionych zostało energii elektrycznej. Łącznie Ike doprowadził do śmierci 195 osób i spowodował straty materialne w wysokości 38 mld dolarów.
Na początku roku 2009 znad Zatoki Biskajskiej przybył nad Europę Zachodnią huragan Klaus, wiejacy z prędkością 194 km na godzinę. Od 23 do 28 stycznia dręczył on mieszkańców Andory, Francji, Hiszpanii, Niemiec, Szwajcarii i Włoch. Klaus spowodował śmierć 26 osób i duże straty materialne. W Hiszpanii i Francji pozbawił łącznie ponad 2 mln ludzi dostaw prądu.
W roku 2010, między 26 lutego a 1 marca, dał się poznać europejskim krajom orkan Xynthia, wiejący z prędkością 242 km na godzinę. Największe spustoszenie spowodował on w zachodniej Francji, gdzie m.in. na wybrzeżu Atlantyku i w wodach wezbranych rzek zginęły 53 osoby, a ponad milion gospodarstw domowych zostało pozbawionych prądu. W Polsce Xynthia była odczuwana w Sudetach i na Podhalu (osiągnęła prędkość 140 km/h).
Po przejściu orkanu w całej Europie stwierdzono co najmniej 65 ofiar śmiertelnych (ranne zostały 123 osoby), a straty materialne oszacowano na ponad 1 miliard euro.
Zaledwie 70 km na godzinę osiągnął cyklon Agatha, który w dniach 29-30 maja 2010 roku dotknął Gwatemalę, Honduras, Meksyk i Salwador. Wywołał on bardzo obfite deszcze, będące przyczyną śmierci 190 i zaginięcia 119 osób. Nie było to jednak ostatnie słowo wypowiedziane w owym czasie przez wiatr w tym rejonie świata.
Od 25 czerwca do 2 lipca 2010 roku, a więc miesiąc później, nad Ameryką Środkową szalał powstały nad Atlantykiem huragan Alex. Wiejący z prędkością 165 km na godzinę wiatr poczynił zniszczenia w następujących krajach: Dominikana, Haiti, Honduras, Jamajka, Meksyk, Salwador i USA. Łącznie odnotowano 33 ofiary śmiertelne i 18 rannych, a straty materialne wyniosły 1,3 miliarda dolarów. Nie lepiej działo się nad Oceanem Indyjskim, gdzie powstał cyklon Phet. Od 30 maja do 6 czerwca 2010 roku atakował on z prędkością 230 km na godzinę Indie, Oman i Pakistan. Najwięcej ofiar i zniszczeń żywioł spowodował w Omanie, gdzie przeprowadzono ewakuację ludności. Na Morzu Arabskim cyklon zatopił ok. 170 kutrów rybackich. Łączne straty w ludziach wyniosły 44 zabitych, a straty materialne oszacowano na 780 mln dolarów.
Nad zachodnim wybrzeżem Afryki 25 sierpnia 2010 roku rozwinął się huragan Earl. Do 5 września z prędkością 230 km na godzinę szalał on nad terytorium Bahamów, Kanady, Portoryko i USA. Zginęło 8 osób, a straty materialne wyniosły 43 mln dolarów.
Groźna trąba powietrzna pojawiła się ponownie w Polsce 27 sierpnia 2010 roku, nawiedzając woj. łódzkie, woj. mazowieckie i woj. lubelskie. Wiatr zrywał przesyłowe linie energetyczne, łamał drzewa, uszkodził kilkadziesiąt domów i przerwał sieć trakcyjną na linii kolejowej Warszawa – Dęblin.
Trzeba tu koniecznie wymienić również cyklon Matthew, który w dniach 23-28 września 2010 roku przemknął nad Belize, Gwatemalą, Hondurasem, Meksykiem, Nikaraguą, Salwadorem i Wenezuelą. Wiał on z prędkością tylko 95 km na godzinę, ale i tak przyniósł śmierć 126 ludziom i spowodował straty materialne w wysokości 2,6 miliarda dolarów. Największe zniszczenia odnotowano w Nikaragui (70 ofiar śmiertelnych), gdzie wiatr zerwał kilka mostów i zniszczył wiele domów, pozbawiając dachu nad głową ok. 6200 osób. W Meksyku (43 ofiary śmiertelne) wystąpiły natomiast lawiny błotne.
W dniach 12-24 października jakże niespokojnego 2010 roku mieszkańcom Filipin i Tajwanu zaprezentował swoje możliwości powstały nad Oceanem Spokojnym tajfun Megi, wiejący z prędkością dochodzącą do 230 km na godzinę. Żywioł doprowadził do śmierci 69 ludzi (31 na Filipinach, 38 na Tajwanie) i spowodował obrażenia u 34 osób. Straty materialne oszacowano na 693 mln dolarów.
I jeszcze wspomnijmy huragan Tomas, który od 29 października do 7 listopada 2010 roku doświadczał mieszkańców Haiti, Jamajki, Kuby i Saint Lucii. Wiatr o prędkości 155 km na godzinę spowodował śmierć 69 ludzi i straty materialne w wysokości 626 mln dolarów. Najbardziej ucierpiała Kuba, gdzie zginęło 35 osób
Następnego, tj. 2011 roku, od 26 stycznia do 3 lutego, areną działania cyklonu Yasi stały się terytoria Australii, Papui-Nowej Gwinei, Vanuatu i Wysp Salomona. Odnotowano jedną ofiarę śmiertelną i 3 mld dolarów strat.
Między 20 a 28 sierpnia 2011 roku huragan Irene nawiedził Dominikanę, Portoryko, Wyspy Bahama i Wyspy Dziewicze oraz wschodnie wybrzeża Stanów Zjednoczonych i wschodnią Kanadę. Wiejący z prędkością 193 km na godzinę wiatr spowodował automatyczne wyłączenie elektrowni atomowej Calvert Cliffs. Łącznie odnotowano 55 ofiar śmiertelnych tego huraganu (46 w USA).
Tymczasem w Polsce dnia 22 sierpnia 2011 roku na terenie położonej w woj. lubelskim gminie Rudnik objawiła się gwałtowna traba powietrzna, która na swej drodze zniszczyła 70 i uszkodziła ponad 250 budynków, a ponadto zatarasowała szlaki komunikacyjne powalonymi drzewami.
Również w tymże 2011 roku swoją obecność dobitnie zaznaczył orkan Joachim, który 16 i 17 grudnia dokonał licznych spustoszeń w Europie Zachodniej. Jego powiew odczuto również w południowej Polsce, gdzie osiągnął prędkość ponad 150 km na godzinę. Wiatr zrywał dachy, wyrywał drzewa z korzeniami i przewracał słupy linii energetycznych.
Dodajmy, że w tym samym roku, ale niecały miesiąc wcześniej, tj. 27 i 28 listopada, dał się odczuć w Polsce, dla odmiany na wybrzeżu, wiejący z prędkością 115 km na godzinę (na Zachodzie 150 km/h) orkan Yoda.
Natomiast 4 i 5 stycznia 2012 nad Europą Zachodnią i w Polsce (woj. śląskie i woj. małopolskie) szalał z prędkością do 162 km na godzinę (wartość odnotowana na Śnieżce) orkan Andrea.
Świeżo w pamięci mamy też trąby powietrzne, które 14 lipca 2012 roku przeszły nad północną Polską. Spowodowały one śmierć jednej osoby i obrażenia ciała u kolejnych jedenastu. Uszkodzeniu uległo 100 budynków, a powalone drzewa zerwały liczne przewody elektryczne. W powiecie tucholskim (woj. kujawsko-pomorskie) wiatr zniszczył 520 ha lasu.
I już na koniec dodajmy jeszcze, że według przewidywań meteorologów w roku 2012 utworzy się nad Atlantykiem 7 huraganów, z których 3 mają się odznaczać znaczną siłą niszczycielską.
Jednym z nich może się okazać huragan Isaac, zbliżający się właśnie (26.08.2012) z prędkością 100 km na godzinę do wybrzeży Florydy. Wcześniej przeszedł on nad Karaibami, pochłaniając na Haiti 4 ofiary śmiertelne. Z obawy przed wichrem i przewidywaną falą powodziową z zagrożonych terenów uciekają turyści, a dwa lotniska na wyspie Key West zostały zamknięte. 27 sierpnia rosnący w siłę Isaac zmienił nieco kierunek i obecnie mknie w stronę Nowego Orleanu. Trwa ewakuacja ludności na wybrzeżu Luizjany.
Ale oto dowiadujemy się właśnie, że nad starożytną Ostią, obecnie nadmorskim przedmieściem Rzymu, przeszła w niedzielę 26 sierpnia 2012 roku trąba powietrzna, powodując na wybrzeżu znaczne straty, oszacowane wstępnie na 200 tys. euro. Tysiące ludzi uciekło w panice z plaży. Ucierpiał też port Fiumicino, gdzie powietrzny wir unosił w górę nawet 7-metrowe łodzie. Potężne wichury pojawiły się również w Austrii.
W tym samym czasie tajfun Bolaven uderzył w japońską wyspę Okinawa. Wiejący z prędkością 180 km na godzinę (w porywach 250 km/h) wiatr pozbawił prądu 30 tys. domów. Wokół wyspy powstały 12-metrowe fale. Tajfun ten uznano za najsilniejszy od kilkudziesięciu lat. A jakie wiadomości przyniosą nam kolejne dni, tygodnie, miesiące? Sezon huraganów przecież dopiero nadchodzi!
Dość monotonne w swym dramatyźmie powyższe zestawienie dat, faktów i liczb może oczywiście wzbudzać lęk i obawę o przyszłość. W istocie rzeczy jest to jednak tylko obraz rzeczywistości, w której od zarania dziejów przyszło żyć rodzajowi ludzkiemu. Ta brutalna rzeczywistość bywa często wypierana ze świadomości, gdyż zbyt dobitnie i jednoznacznie wskazuje realną pozycję człowieka w świecie. Wszak wygodniej jest np. planować wyprawę na Marsa, niż liczyć kolejne ofiary żywiołów działających na naszej planecie. Łatwiej po prostu celebrować własne sukcesy i zachwycać się postępem technicznym, aniżeli analizować klęski. Szczególnie chętnie owa świadomość prawdziwej kondycji ludzkiej usuwana jest z „podręcznego zestawu myślowego” społeczeństw rozwiniętych. Tym większym szokiem dla nich jest zatem konstatacja, że cywilizacyjne osiągnięcia nie stanowią dostatecznej ochrony w starciu z siłami natury. Mieliśmy tego dobitne przykłady w ostatnich latach.
Trwają oczywiście intensywne badania uczonych nad zjawiskiem cyklonów i huraganów, w celu zdobycia umiejętności niszczenia ich w zarodku, rozpraszania albo przynajmniej osłabienia siły uderzenia lub zmiany kierunku natarcia. W związku z tym pojawiają się naturalnie pomysły wykorzystania siły wiatru jako broni. Jakże często jednak „uczniowie czarnoksiężnika” zapominają, że zdolność wzbudzenia żywiołu wcale nie musi oznaczać pełnej i stałej nad nim kontroli. Ale to tak na marginesie…
Powracając do tematu, tj. do relacji człowiek – wiatr, trzeba ze smutkiem stwierdzić, iż ciągle jeszcze najlepszą obroną przed gniewem Eola jest dobre wczesne rozpoznanie, a następnie znalezienie solidnej kryjówki lub też szybka ucieczka. Może warto na razie skupić uwagę na doskonaleniu tych umiejętności? Wszak podobno nawet i na Marsie solidnie wieje, a więc niełatwo przyjdzie uwolnić się od „porywczego” towarzystwa.