Humanitarne traktowanie karpia. Grudzień to traumatyczny okres dla „tradycyjnej świątecznej ryby”.
Wielkimi krokami zbliżają się Święta Bożego Narodzenia. Niestety, nie dla wszystkich jest to czas radosny. Końcówka grudnia to traumatyczny okres dla ryb, a w szczególności dla karpia
W tym roku może być jednak inaczej. Media donoszą, że „tradycyjnej świątecznej ryby” może zabraknąć. Prognozy opracowane na podstawie rozmów z hodowcami karpia i właścicielami gospodarstw rybackich przewidują, iż na rynku będzie od 25 do 40 proc. karpi mniej. W zeszłym roku wszystkie polskie hodowle liczyły w okresie przedświątecznym blisko 15 tys. ton. W tym roku liczba ta może spaść do ok. 11 tys. ton. To nie koniec niepokojących wieści. Karp może zdrożeć nawet o 30 proc., na domiar złego, nie ma co liczyć na dorodne okazy. Jak twierdzą hodowcy, średni spadek masy karpia wyniesie ok. 20 proc.
Dlaczego tak się dzieje? Hodowcy obwiniają przede wszystkim pogodę i zbyt niskie temperatury w maju i wrześniu. Długi czas utrzymywania się pokrywy lodowej na wodzie niemalże zatrzymał przyrost ryb. Stawy były też później zarybiane. Poza tym przeciągająca się zima wpłynęła niekorzystnie na plony. Podstawowa pasza dla ryb, czyli zboże, było niskiej jakości. Negatywną role odegrała również powódź. Ogromne rozlewiska przyciągnęły do Polski duże ilości kormoranów. Przemieszczające się ptactwo przenosiło między hodowlami groźne dla ryb wirusy.
Światełko w tunelu
Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Mniejsza populacja karpia jest równoznaczna z mniejszą gehenną tych ryb. Być może w tym roku nie będziemy świadkami masowego okaleczania karpi przy załadunkach i przeładunkach, męczarni podczas nieskutecznego ogłuszania czy duszenia ryb w foliowych torebkach. Być może w tym roku w sklepach i na targach będzie mniej ciasnych, przeładowanych kadzi lub beczek ze zbyt małą ilością tlenu, w których karpie duszą się, nadrywają płetwy i skrzela. Być może będzie mniej kąpieli w domowej wannie, gdzie ryby wielokrotnie stają się wspaniałą dziecięcą zabawką i obiektem drastycznych eksperymentów. Być może w tym roku w klepach będzie mniej przeładowanych pojemników, za ciasnych rynien i spienionych odmętów wody, w których karpie będą się szamotały jak złowione na haczyk.
Karpiowa gehenna
Niestety, moje „być może” nie dotknie problemu całościowo. Znów święta pełne miłości staną się pretekstem do zadawania bólu i cierpienia. W sklepach zobaczymy baseny z zielonkawą breją i kilkudziesięcioma trzepoczącymi się karpiami. Oczom naszym ukażą się również wyłożone lodem lady, z których na kupujących patrzeć będą zimne oczy martwych ryb.
Dalej też będziemy zabijać karpie nieprofesjonalnie. Efekt będzie taki, że „ogłuszone” ryby obudzą się w najmniej korzystnym momencie: podczas usuwania łusek czy odcinania głowy. To smutna konstatacja, zwłaszcza jeśli się weźmie pod uwagę, że w okresie bożonarodzeniowym Polacy zabijają blisko 10 mln karpi!
Prawo sobie, życie sobie
Swego czasu Sejm, na wniosek Klubu Gaja, wprowadził poprawki do ustawy o ochronie zwierząt. W efekcie do służb weterynaryjnych w całym kraju trafiło pismo informujące o tym, jak powinna odbywać się sprzedaż żywych ryb przed świętami. Z przepisów, o których przypomina Główny Inspektorat Weterynarii jasno wynika, że kupionej żywej ryby nie wolno tak zwyczajnie zawinąć w foliowy worek, bo to naraża ją na cierpienie.
Mało tego, zgodnie z ustawą, ryby, podobnie jak inne zwierzęta, można zabijać jedynie w ubojniach i przetwórniach. Jednocześnie ustawa mówi wyraźnie, że w celach przemysłowych zwierzęta mogą zabijać tylko osoby posiadające odpowiednie kwalifikacje i certyfikaty weterynaryjne. Za zabicie karpia w niehumanitarny sposób i w nieodpowiednich warunkach grozi kara pozbawienia wolności do roku ograniczenia wolności.
Niestety, prawo jest bezwartościowe. Co roku hipermarkety i targowiska pełne są basenów, w których stłoczone karpie czekają na wyrok. Jak to się dzieje, że obojętnie przyjmujemy przedświąteczne zabijanie karpi w sklepach, a zabijanie kurczaków czy świń zostawiamy specjalistycznym ubojniom? Jak to się dzieje, że po zjedzeniu karpia podczas wieczerzy wigilijnej możemy spokojnie nasłuchiwać ludzkiej mowy zwierząt lub dawać zadość takiemu przeświadczeniu? Odpowiedź jest prosta. Ryba w świadomości przeciętnego Polaka nie jest zwierzęciem.
Wbrew zdrowemu rozsądkowi
To śmiały wniosek ale podparty faktami. Pomyślmy. „Iść na ryby” sytuuje się znaczeniowo w jednym rzędzie z „iść na grzyby, maliny, poziomki”. Łapanie ryby na haczyk jest jak zrywanie malin z krzaka. Łapanie ryby w sieci jest jak potrząsanie jabłonią w celu zdobycia owoców. „Iść na ryby” nie wywołuje skojarzeń z zadawaniem bólu, stresem i zabijaniem. Nie ma krzyku, nie ma sprawy.
Naukowcy są jednak innego zdania. Ryby są kręgowcami, a więc podobnie jak ssaki, ptaki, gady czy płazy posiadają centralny układ nerwowy składający się z mózgu i rdzenia kręgowego. Posiadanie takiego organu jak mózg wiąże się nie tylko ze zdolnością do oddychania, koordynacji ruchowej, pracy zmysłów wzroku, słuchu, smaku czy dotyku, ale również z posiadaniem zdolności poznawczych, pamięci, zdolności do uczenia się.
Mało osób wie, że ryby są zdolne do przechowywania w pamięci wspomnień nawet z okresu trzech miesięcy. Dzięki pamięci przestrzennej tworzą mapy, które pozwalają im odnajdywać drogę, zwracając uwagę na takie czynniki jak światło, dźwięki, zapachy oraz elementy wizualne. Ryby tworzą również struktury społeczne, uczą się od siebie nawzajem, współpracują ze sobą, aby zdobyć pożywienie. Co równie istotne, ryby są zdolne do odczuwania bólu. Posiadają na swoim ciele receptory bodźców urazowych wrażliwe na wysoką temperaturę, urazy mechaniczne czy substancje chemiczne. Czy kogoś to jednak obchodzi? Karp w galarecie, w śmietanie, smażony, po żydowsku, w piwie, w szarym sosie, po bosmańsku… Czy można sobie wyobrazić święta bez tych smakołyków?
To może zjemy na święta patroszonych ekologów. Czy myślicie że za czasów Chrystusa ryby przed podaniem, humanitarnie traktowano? Złowiono w sieci, wypakowali je do pojemników (kosz to też pewien pojemnik), zanieśli na targ. Myślicie durni ekolodzy-obrońcy zwierząt że przedtem je uśmiercili? W całej naszej historii tak było, i nagle to jest złe? To tak jak byś miał się nie wypróżniać bo zatruwasz środowisko i powstają gazy cieplarniane. Zaszyjcie sobie dupy drodzy obrońcy karpi a ja ich nie będę jadł. Wesołych Świąt i smacznego karpia.
A ja karpika z chęcią sobie zjem w święta. Jest to jedyny czas w roku, kiedy ta rybka tak dobrze smakuje, więc nie będę rezygnował z tej przyjemności.
Karpik prędzej czy później wyjdzie, ale na pewno nie bokiem;)
Uważaj bo ci karp bokiem wyjdzie Gamoniu! :)