Sowy – życie zaklęte w wypluwce! | ekologia.pl
Ekologia.pl Środowisko Przyroda Sowy – życie zaklęte w wypluwce!

Sowy – życie zaklęte w wypluwce!

Za każdym razem gdy wracam w moje rodzinne strony, nie omieszkam zajrzeć do poddębickiego parku oraz małego zagajnika znajdującego się za Liceum Ogólnokształcącym im. Marii Konopnickiej. Te miejsca stały się dla mnie pewną świątynią – świątynią uszatek, w której można znaleźć skarby. I choć nie są ze złota, bo są zazwyczaj szare, to z pewnością swoją wartością, dla niejednego ich zbieracza, złoto przewyższają. Ich nazwa też nie ma w sobie nic nadzwyczajnego. Wielu nawet może sobie ją kojarzyć z czymś ohydnym, bo brzmi wypluwka, czyli coś wyplutego…

Pójdźka ziemna, fot. shutterstock

Pójdźka ziemna, fot. shutterstock
Spis treści

Wypluwka to brzmi dumnie!

Co wypluwka ma w sobie takiego ciekawego, że jest pożądanym towarem dla naukowców? Jej wygląd nie jest niczym nadzwyczajnym. To podłużny zlepek sierści barwy szarej, w którą przyodziane są różnego rodzaju kości zwierząt, chitynowe pancerzyki czy pióra ptaków będących ofiarami, w tym przypadku, sowy. Dla ornitologów wypluwki są skarbem mówiącym jaką dietę sowa trzyma a także jaka sowa daną wypluwkę wyrzuciła z siebie. Jednak w badaniach mają o wiele szersze zastosowanie. Zwłaszcza dla teriologów, czyli badaczy ssaków. Ci z kolei dzięki sowim wypluwkom, dowiadują się jakie ssaki zamieszkują daną okolicę. Na podstawie analizy kształtu żuchw badacze określają gatunek, który padł łupem tego nocnego drapieżnika. Dlaczego sowy produkują wypluwki?

Bo te ptaki w ogóle nie posiadają wola i połykają pokarm w całości, a ten trafia od razu do żołądka mięśniowego. Potem w żołądku gruczołowym dochodzi do rozdziału strawnych oraz niestrawnych części pokarmu. Zostaje utworzony wałek, następnie ruchami wymiotnymi ów wałek zostaje przez ptaka wypluty. Do takiej sytuacji dochodzi 2-3 razy w ciągu doby, zatem łatwo policzyć że przykładowo rodzina uszatek składająca się z 5 sów jest w stanie wypluć 10-15 wypluwek. Na „wyprodukowanie” jednej ptak potrzebuje od 8 do 20 godzin. To czas w którym dochodzi do wstępnej obróbki pokarmu. Im więcej niestrawnych części znajdzie się w żołądku mięśniowym, tym bodźce stymulujące sowę do wytworzenia zrzutki są silniejsze. Zdarzają się jednak przypadki, kiedy wypluwka powstaje w krótszym czasie, zazwyczaj podczas okresu lęgowego, kiedy ptaki mają zaprzątniętą głowę dokarmianiem piskląt. Wówczas wypluwki są mniejsze, albo wypluwane w dwóch częściach. Kiedy zrzutka dopiero co opuszcza przewód pokarmowy, jest przede wszystkim ciepła oraz pokryta śluzem. Oczywiście śluzowa otoczka stanowi ochronę przed uszkodzeniami w trakcie pozbywania się resztek pokarmu z organizmu. Bez wątpienia można powiedzieć, że sowy zamykają pewien cykl natury w wypluwkach.

Pod stanowiskiem uszatki. Fot. Kapcer Kowalczyk

Na tropie!

Wczesna jesień, początek października. Liście dopiero co zaczęły się mienić żółcią i czerwienią, aczkolwiek wysoko w koronach drzew nadal dominowała zieleń. Powiewał lekki wiatr, ale nie na tyle silny by zrazić jakiekolwiek fruwające istoty do zaniechania swoich lotów. Po obfitym obiedzie należało spalić nieco kalorii, zatem poszedłem do garażu, wziąłem rower i ruszyłem na poobiednią przejażdżkę po okolicy. Nie wiem co się stało, ale tym razem coś mnie podkusiło na wyprawę w nieznane, nieznane fragmenty okolicznych lasów. Chociaż w dolinie Neru za wiele ich nie ma, to tak jak każdy las, zwłaszcza wtedy, kiedy nie jest do końca poznany, wzbudza ogromne zainteresowane, ciekawość. Przejeżdżałem najpierw przez jeden las, a może to ten sam las, tylko przez lata osadnictwa na tych terenach został oddzielony od swojego matecznika, a obecnie nieco większego powierzchniowo kompleksu leśnego. Nie ważne. Ważne, że po drodze słyszałem mnóstwo rudzików. Chyba zaczął się ich przelot. Dosłownie rudogardłe ptaki odzywały się z każdego fragmentu lasu. To tu rudzik, to tam rudzik. Chociaż popołudniowa pora to niezbyt dobry czas na ptasie obserwacje, czasami nawet w tych godzinach zdarzają się ciekawe obserwacje. Tzw. łężkowski las został za mną, znowu wjechałem na asfalt, przejechałem Łężki, Adamów, a potem wjechałem znów na szuter. Ostatnia prosta, ostatni moment przed wjazdem do lasu, wjazdem w nieznane. Po lewej stronie minąłem kapliczkę. Przede mną sarny. Patrzą się na mnie i patrzą. Bardzo dziwne zachowanie. Zawsze kiedy tylko sarny zobaczą człowieka od razu uciekają, a te patrzyły, a ja byłem coraz bliżej. W końcu zdecydowały się na ucieczkę. Zniknęły w leśnych ostępach niczym duchy. Jadę, mijam dęby, mijam sosnowe zagajniki, aż w końcu dojechałem do tego skrzyżowania. Skręciłem w lewo przy rosochatym dębie. Ten dąb jest takim swego rodzaju kompasem. Dzięki niemu wiadomo dokąd iść, kiedy człowiek odda się chwili zapomnienia i zacznie delektować lasem. Skręciłem w lewo, zaczęło się coś co zawsze najbardziej uwielbiam. Chaszcze, chaszcze, zarośla, zarośla i jeszcze raz zarośla. W pewnym momencie musiałem zejść z roweru, bo nie dało się jechać. Trawy zaczęły wkręcać mi się w koła, a to już nie należy do spraw przyjemnych.


Wyplątywanie, wyciąganie źdźbeł traw pokrytych smarami, które usprawniają rower. A to jakaś pajęcza sieć znalazła się na mojej twarzy. A to jakiś pajączek zaczął mi skakać po policzkach. Dobrze, że byłem w miarę szczelnie ubrany, przynajmniej kleszcze mnie nie dopadły. Wreszcie dotarłem. Jestem. Przede mną dwie wielkie sosny, jedna, ta z prawej jest jednolita. Zdecydowanie wyższa od tej z prawej, jednak ta z prawej ma w sobie coś tajemniczego. Trzy dziuple. Trzy duże dziuple, jedna pod drugą. Wokół każdej widać obielenie. Serce rosło, ciśnienie także. Przysiadłem na pieńku, rower położyłem obok. I czekałem, czekałem, czekałem…

Słońce zaczęło świecić zza drzew właśnie na dziuplę i wtedy wyszedł. Usiadł na brzegu najwyżej umieszczonej prezentując się w całej okazałości. Należał do rudej formy barwnej. Gdy tylko słońce mocniej zaświeciło, mrużył swoje duże, czarne oczy. Puszczyk, najprawdziwszy puszczyk, leśny puszczyk. Nie ten z parku, czy sadu, czy w ogóle z miasta, tylko taki leśny, prawdziwy. Znany nam wszystkim sprzed lat, z opowiadań. Siedział na skraju dziupli, a ja siedziałem przed nim. Ubrany w „morociuchy” bez ruchu. Minęły chyba z dwie godziny. Ptak siedział jak gdyby nigdy nic. Ja też siedziałem, ale w moim żołądku się kotłowało. W końcu nie wiedzieć czemu puszczyk sobie gdzieś poleciał, może jego żołądek też już zaczął go denerwować. Wbrew powszechnej opinii, uznałem po tej obserwacji, że puszczyk jest dużą sową. On poleciał, podszedłem zatem pod dziuplę. Tam mnóstwo wypluwek, różnego kształtu, jakie kto chce. Oczywiście nie mogło być inaczej, musiałem je zebrać. Co to za wyprawa bez łupów? Była ich tam ponad setka. Nie dałem rady wziąć wszystkich, ale z pięćdziesiąt sztuk znalazło miejsce w woreczkach. Przywiozłem je do domu. Oczywiście mój Tata z pełną ciekawością zaczął interesować się tym, co przywiozłem, jednak z drugiej strony widziałem w jego oczach zniechęcenie.
– Po co to przywiozłeś? Przecież w tych wypluwkach na pewno oprócz kostek są już jakieś larwy
– No Tato, to wypluwki puszczyka, nie mogłem ich nie wziąć!
– Puszczyka, a w którym lesie byłeś?
– No tam, na Aleksandrówku.
– Aha tu koło dębu, co dwie sosny stoją?
– Dokładnie tak!
– I jeszcze tam puszczyk siedzi?!
– No siedzi, a czemu miałby nie siedzieć?
– Jak byłem w Twoim wieku, też tam było. Ale to było z 30 lat temu.
– Myślisz Tato, że to te same puszczyki zasiedlają tę dziuplę? Te same, które widziałeś wtedy?
– Raczej nie. Chociaż kto wie. Może i ten sam, ale po 30 latach ten sam puszczyk to raczej nie…
– Szkoda…
– I co zamierzasz z tym teraz zrobić? – Tata wziął jedną z wypluwek i zaczął oglądać pod lupą wysterczające z niej fragmenty kości.
– Na razie zostawię w domu. Ale potem to chyba kupię, albo zapytam Sylwka, może on będzie wiedział, podręcznik do rozpoznawania ssaków po kościach, albo anatomię małych ssaków. – Wyjrzałem zza lampki oraz sterty książek o sowach, które wyjąłem wtedy na biurko.
– No i do kiedy będą leżeć?
– No jak nie opracuję, co w której jest to będą leżeć.
– Ech… a potem się mole nalecą i będzie tylko problem z owadami.
– Nie będzie, Tato. – odpowiedziałem wykazując się ogromną nie wiedzą. Później uzupełniłem te braki, czytając książkę pod redakcją Romka Mikuska „Metody badania i ochrony sów”, w której jest wyraźnie napisane, że: „Przy okazji zbieramy także mole, które są często charakterystyczne i znajdowane tylko w wypluwkach sów.”
– Zobaczysz, że będą! – Tata wyszedł z pokoju a ja zostałem z wypluwkami. I tak byłem z siebie dumny, że zebrałem wypluwki puszczyka, i że sam odkryłem już dawno odkrytą dziuplę, którą znał mój Tata i gdybym go zapytał, pewnie o wiele wcześniej bym tam trafił, i to nie przypadkiem, jak było tym razem… Wspólnie z wypluwkami przeżyłem całą zimę

Uszatki plują wszędzie, gdzie się da, nawet na igły tego świerku. Fot. Kacper Kowalczyk

Z uszatką jak na grzybach!

…no i przyszła wiosna! Piękna wiosna! Skowronków mnóstwo na niebie, zięby w pełnej krasie wyśpiewywały swoje wiosenne piosenki. W kolonii gawrony rozkrzyczane na pełne gardła, a pod nogami trzeba było uważać na niedawno obudzone z snu zimowego żaby trawne. To był dzień, w którym miałem wygłosić swój wykład w Liceum na temat prowadzonych przeze mnie obserwacji kolonii gawrona w rodzinnych Poddębicach. Po mnie referował Sylwek Lisek, który wtedy opowiadał o kamerach w ptasich gniazdach. Nim się obejrzałem cały nasz przyrodniczy panel minął. Zakończyliśmy zmagania z edukowaniem reszty społeczeństwa w zakresie wiedzy o ptasich sąsiadach. Powiedziałem wtedy Sylwkowi o uszatce.


– Słuchaj w końcu ustaliłem, gdzie ona przesiaduje. – powiedziałem z uśmiechem od ucha do ucha.
– Moment kto, gdzie przesiaduje? – Sylwek zapytał ze zdziwieniem, jakby w ogóle nie wiedział o czym mówię.
– No sowy mam, uszatkę, wiem gdzie jest!
– Jak to wiesz? Skąd wiesz?
– Ano wiem. Chcesz zobaczyć, pokazać Ci? – zapytałem.
– Ale tu blisko?
– Tak, dosłownie za rogiem.
– No dobra, bo muszę wracać do Nadleśnictwa, ale jak tu blisko to możemy pójść.
Sylwek włożył swoje leśne, służbowe ubranie i udaliśmy się do zagajnika modrzewiowo-świerkowo-jodłowego. Nie minęło pięć minut, a już jeden z nas znalazł skarb.
– Kacper! Zobacz! Widzisz, co mam w ręku?
– Czekaj się odwrócę. – stałem tyłem do Sylwka, a dokładniej kucałem. Zaczęliśmy przecież szukać wypluwek. Dziwnie musieliśmy wyglądać dla gapiów, którzy przez okna patrzyli na nas jak na jakiś dziwolągów. Widok przypominał trochę osoby zbierające grzyby. Kto jednak zbiera grzyby wiosną?!
– Widzisz. Jest pióro.
– No mówiłem Ci, że ta miejscówka to pewniak. Ale wiesz co mnie najbardziej dziwi w tej całej sytuacji? Mianowicie to, że uszatka, sowa, pospolita stosunkowo jak na sowy, niby tajemniczy ptak, a postanowił żyć w tak nie tajemniczym miejscu. Tuż obok ludzi, gdzie hałas, gdzie gwar, auta jeżdżące. – wtrąciłem swoje przemyślenia.
– Pióro jak pióro, mogła tu być, ale mogła polecieć, a wypadło jej bo coś tam. Trzeba te wypluwki znaleźć. – powiedział Sylwek. – A co do tej tajemniczości, to powiem Ci, że jak szukaliśmy w Sieradzu pójdziek, to też byłem zdziwiony, gdy okazało się, że w mieście 50 tysięcy mieszkańców, żyją sowy, które wydawałoby się wolą mieszkać na wsi. Tym bardziej, że pójdźki były prześladowane za swoje śpiewy. „Pójdź, pójdź w dołek za kościołek” – tak na wsiach mówili, gdy tylko jakaś pójdźka się odezwała. Ludzie zabijali je, bo bali się, że pójdźka przynosi im śmierć.
– Tak, tak czytałem o tym, chyba w „Ptakach Polski” Kruszewicza, albo Sokołowski jeszcze chyba nawet o tym pisał. Ale to też jest dziwne. A może zmiana nastawienia ludzi, inne podejście do życia, odejście od zabobonów spowodowało to, że sowy chcą się osiedlać ponownie obok nas – jeszcze długo dyskutowaliśmy przeszukując każdy metr, każdy centymetr kwadratowy ściółki tego zagajnika. Szukaliśmy i szukaliśmy, minęło chyba z pół godziny, aż wreszcie wpadła w nasze ręce pierwsza wypluwka. Potem druga, trzecia, czwarta, itd… Najgorzej było zacząć, potem jakby same zaczęły do nas przychodzić. Uzbieraliśmy ze 30 sztuk, resztę zostawiliśmy na później, ale te trzydzieści sztuk zostawiliśmy w poddębickim liceum. Według naszego uznania to najlepsze miejsce do tego, a przy okazji przydadzą się na lekcjach biologii, nie tylko podczas omawiania ptaków, ale także ssaków.

Każda kosteczka musi zostać dokładnie obejrzana. Fot. Kacper Kowalczyk

Wypluwka wypluwce nierówna!

Życie byłoby zbyt piękne, a może w tym przypadku zbyt trudne, gdyby każda sowa robiła jednakową wypluwkę. Ba nawet każda wypluta przez ten sam gatunek, co więcej przez tego samego osobnika wygląda zupełnie inaczej. Wszystkie jednak mają pewne cechy wspólne, dzięki którym można określić sprawcę. Przedstawię Wam charakterystykę wypluwek czterech najbardziej pospolitych gatunków. Na nie będziecie mogli się najczęściej natknąć.

Płomykówka

Chyba najbardziej charakterystyczne zrzutki w świecie sów. Owalne, czarne, lekko połyskujące o regularnym kształcie, o wielkości 15-75 mm x 15-25 mm. Najłatwiejsze do rozpoznania, najłatwiejsze do znalezienia, zwłaszcza w miejscach, gdzie płomykówka ma gniazdo.
Gdzie szukać?: obory, stodoły, kościoły, opustoszałe, nie użytkowane budynki, łąki, pola uprawne

Uszatka

Tutaj mamy do czynienia z dużymi różnicami. Ale przede wszystkim wypluwki są podłużne, szare, o wymiarach 20 – 60 mm x 15 – 25 mm, średnio przyjmuje się 43 mm x 20 mm. Wokół miejsca lęgu, a także zimowych skupisk uszatek można znaleźć ich bardzo wiele.
Gdzie szukać?: cmentarze, parki, skwery, stare sady, łąki

Puszczyk

Najczęściej o wymiarach 35-80 mm x 20-28 mm, barwy szarej, często z widocznymi fragmentami kości. Łatwo się łamią, co jest cechą charakterystyczną. Czasami można znaleźć wypluwki barwy brunatnej – to znak, że puszczyk zajadał się dżdżownicami.
Gdzie szukać?: lasy, parki, skwery ze starymi drzewami

Pójdźka

Łatwo można pomylić jej wypluwki z wypluwkami srokosza czy pustułki. Jest pewna subtelna różnica. Zrzutki poprzednich ptaków posiadają o wiele bardziej strawione resztki pokarmu, natomiast pójdźki nie bardzo. Wymiary: 32×13 mm, barwy szarej w dużej mierze złożone z pozostałości bezkręgowców. Znajdowane przeważnie pod czatowniami oraz w pobliżu gniazda. Na dodatek miejsca zwracania wypluwek są obielone, czyli ubrudzone odchodami.
Gdzie szukać?: Stare wierzby głowiaste, pola, łąki, sady, gospodarstwa rolne

* – historie są jak najbardziej prawdziwe, jednak ze względu na bezpieczeństwo oraz spokój ptasich lęgów, miejsca opisane w tekście są fikcyjne

Ekologia.pl (Kacper Kowalczyk)
4.8/5 - (17 votes)
Subscribe
Powiadom o
3 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Widać, że ta osoba uwielbia, to co robi. Gratuluję!

Przeczytałem z ogromną przyjemnością. Podziwiam pasję Autora i gratuluję wiedzy.

Widać, że ta osoba uwielbia, to co robi. Gratuluję!