Sandacz - opis, występowanie i zdjęcia. Ryba sandacz ciekawostki
Ekologia.pl Środowisko Przyroda Sandacz pospolity – opis, występowanie i zdjęcia. Ryba sandacz pospolity ciekawostki

Sandacz pospolity – opis, występowanie i zdjęcia. Ryba sandacz pospolity ciekawostki

Wertując literaturę, zarówno tę stricte fachową jak i prasę wędkarską, można zauważyć, że na przestrzeni ostatnich 20 lat znacznie wzrosło zainteresowanie sandaczem. Dlaczego? Ważąc wszelkie za i przeciw, z jednej strony szali możemy postawić bardzo przeciętną waleczność, bowiem pod tym względem ustępuje choćby brzanie, boleniowi czy pstrągowi. Nadto sandacz pospolity jest gatunkiem, który dotychczas nastręcza sporo problemów hodowcom. Z drugiej jednak strony, ze względu na swoją chimeryczną naturę jest niełatwym przeciwnikiem, nawet dla wytrawnych wędkarzy, którego złowienie cieszy się pewnym prestiżem. Dokładając kolejne „za”, jest rybą, która lepiej adaptuje się do wód o większej ilości zawiesin, niż szczupak czy okoń, a takich akwenów mamy w Polsce coraz więcej. W końcu trzecim powodem może być niezwykle smaczne i zdrowe mięso, co ma wyraz także w produkcji akwakultury. Wynik 3:2 na korzyść sandacza pospolitego …a może jest coś więcej, co czyni go niezwykle wyjątkowym, nie tylko z punktu widzenia wędkarza czy hodowcy?

Fot.1 Maciej Kwiatkowski. Portret sandacza

Fot.1 Maciej Kwiatkowski. Portret sandacza
Spis treści

Historia rodzinna, czyli skąd pochodzi sandacz

Dawno, dawno temu… Otóż okazuje się, że nie aż tak dawno, albowiem na podstawie badań genetycznych uważa się, że przodkowie współczesnego sandacza (rodzaj Zingel/Romanichthys) pojawili się w Oligocenie około 25 mln lat temu, czyli mniej więcej w tym czasie gdy ewoluowały również człekokształtne. Na skutek rozdzielenia się kontynentów, wody Ameryki Północnej zasiedlił sandacz północnoamerykański, którego potomkami są Sander canadensis oraz S.vitreus. Natomiast Europę zamieszkały trzy obecnie żyjące gatunki Sander volgensis, z którego wyewoluowały około 14 mln lat temu S. lucioperca oraz S. marinus. Ten skomplikowany opis w istocie jest bardzo prosty, bowiem mamy obecnie pięciu przedstawicieli rodzaju Sander, które dość znacznie się od siebie różnią na skutek specjacji allopatrycznej, czyli w uproszczeniu powstaniu nowych gatunków, w wyniku uniemożliwienia wymiany genów przez powstanie pasma górskiego czy dryfu kontynentalnego. Jednak przybliżmy się nieco do współczesności. Sandacz od wieków był chętnie spożywaną przez ludzi rybą, o czym świadczą badania archeologiczne portu osady Wolin. Na podstawie zebranych materiałów ustalono, że na przestrzeni IX-XIII wieku był najczęściej występującą rybą w jadłospisie ówczesnych mieszkańców. Również w późniejszych stuleciach doceniano jego ponadprzeciętne walory smakowe i uznano za towar delikatesowy, a w ślad za tym sandacz był jedną z najdroższych ryb, między innymi dwukrotnie droższy od węgorza i w zasadzie sytuacja nie zmieniła się do dziś (obecnie plasuje się tuż za węgorzem pod względem ceny).

„Wystrój wody”, czyli sandaczowe lokum

Naturalny zasięg występowania sandacza związany jest z centralną i wschodnią częścią Europy, od zlewiska Morza Północnego, Bałtyckiego, a także Czarnego, Kaspijskiego, aż do Aralskiego. Nie spotkamy go w Północnej Anglii, Skandynawii, Rosji oraz środkowej i południowej części Półwyspu Bałkańskiego i Apenińskiego. Został introdukowany do wód Azji (Chiny oraz Turcja) Afryki, m.in. Maroko, Algieria, ale także do Ameryki Północnej. Zamieszkuje jeziora, zbiorniki zaporowe i rzeki, ale również, ze względu na dobrą tolerancje niskich stężeń zasolenia, spotkać go można w przybrzeżnych wodach Bałtyku. Preferuje wody o małej przenikalności światła. W jeziorach i zbiornikach zaporowych bytuje wśród podwodnych górek i rozmaitych przeszkód, ale także pojawia się zwłaszcza o zmierzchu w strefie otwartej wody. Młode osobniki związane są ze strefą litoralową. Podobnie w rzekach, w ciągu dnia przebywa w strefie przydennej w okolicach przeszkód wodnych tj. zwalonych pni większych drzew, ale także opasek, główek czyli urządzeń stworzonych przez człowieka. Unika głównego nurtu i obserwować go można głównie w strefie lenitycznej cieku. W polskiej części Bałtyku można go spotkać między innymi w obszarze Ławicy Słupskiej, Rozewia i Orłowa, a zwłaszcza tam, gdzie dno pokryte jest kamieniami.

Sandacz w ukryciu, fot. Maciej Kwiatkowski

Czy te oczy mogą kłamać?- słów kilka o sandaczowym ubiorze i nie tylko

W wodach Polski trudno pomylić sandacza z innym gatunkiem, ponieważ nawet formy narybkowe znacząco się różnią od kuzyna okonia. Niemniej przesuwając się trochę na południe lub w kierunku wschodnim możemy spotkać rybę dość podobną, czyli bersza zwanego także sandaczem wołżańskim (Sander volgensis), który jest „protoplastą” naszego bohatera. Pokrój tułowia obydwu gatunków jest dość podobny bowiem ciało jest wydłużone, nieco bocznie spłaszczone, głowa stanowi około 25% długości ciała zakończona końcowym otworem gębowym uzbrojonym w zęby.


Tu pojawia się pierwsza różnica – bersz nie posiada charakterystycznych dla sandacza psich zębów, wszystkie są równe. Intensywność ubarwienia oczywiście zależy od warunków środowiskowych, jednak sandacz posiada 8 do 12 ciemnych smug, które czasem rozlewają się w plamy. Sander volgensis ma takich pasm 5 – 7, które zawsze zostają jednolitego kształtu. Nadto jeśli mamy do czynienia z osobnikiem o wadze ponad 2 kg możemy być pewni, że trzymamy w ręku sandacza, a nie jego kuzyna, ponieważ bersz dorasta maksymalnie do około 1,5 kg. Największy udokumentowany osobnik sandacza mierzył 130 cm i ważył 20 kg (w Polsce 108 cm przy masie 15,6 kg). Sprawa rozróżnienia wydaje się, w tym wypadku, dość banalna, jednak ze względu na zbliżone terminy tarła obydwa gatunki się krzyżują. Na podstawie cech zewnętrznych tylko liczba łusek w linii nabocznej jest jedynym pewnym wyznacznikiem, że mamy do czynienia z hybrydą: sandacz 86-93, bersz 66-72, a hybryda 73-81. Oczywiście trudno spodziewać się, że każdy jadąc na ryby będzie wyposażony w odpowiedni sprzęt do anestezji czy przetrzymywania ryb, niemniej jeśli uda się złowić dziwnego sandacza, to z dużą dozą prawdopodobieństwa będzie to jego kuzyn lub hybryda. Inną cechą pozwalającą odróżnić te spokrewnione gatunki jest średnica oka (sandacz ma najmniejszą bo średnica oka mieści się w przedziale 20-25% długości głowy), ale tu również warunki polowe mogą skutecznie uniemożliwić nam poprawny pomiar. Nie bez przyczyny i w nawiązaniu do tytułu wspomniałem o oczach. U sandacza mają niezwykłą budowę, niemal niespotykaną wśród rodzimej śródlądowej ichtiofauny. W większości elementarnych składowych oko rybie ma podobną budowę do innych kręgowców (za wyjątkiem m.in. powiek czy kurczliwej źrenicy). Główną rolę w procesie odbierania i przekazywania bodźców świetlnych odgrywa siatkówka i fotoreceptory w niej umiejscowione: Pręciki, które umożliwiają widzenie kształtów przy słabym oświetleniu w czarno białych barwach oraz ułatwiają obserwację ruchu, czyli widzenie skotopowe.

Drugim rodzajem fotoreceptorów są czopki, pozwalające na widzenie barw w dobrym oświetleniu, czyli widzenie fotopowe. Ilość czopków oraz pręcików, posługując się schematem, zależy od rodzaju środowiska, w którym naturalnie przebywa ryba. Zatem ogólnie u ryb aktywnych w dzień czopki będą lepiej wykształcone i będzie ich więcej (np. pstrąg ma 5 rodzajów, człowiek 3 rodzaje czopków), natomiast u ryb aktywnych w nocy lub głębinowych będą znacznie zredukowane i występować w mniejszej liczebności. W przypadku sandacza schemat się nie sprawdza, ponieważ nie dość, że ma  więcej czopków niż szczupak czy okoń, to jeszcze pręciki są słabo wykształcone i pogrupowane. Jak zatem ewolucja umożliwiła przetrwanie sandaczowi? Sekret tkwi w specyficznej budowie narządu wzroku. Na dnie siatkówki znajduje się tapetum lucidium, specjalna błona odblaskowa (podobnie u kotów, psów czy zwierząt głębinowych). Zbudowana, w tym wypadku, z kryształków guaniny działa jak lustro powodując odbicie światła. Dodatkowo sandacz mimo, że ma znaczną ilość czopków posiada ich tylko dwa rodzaje – pojedyncze odbierające światło zielone oraz bliźniacze obierające światło pomarańczowe (czerwone). W mitochondriach czopków znajduje się dużo kropelek tłuszczu, które dodatkowo wzmacniają odbite światło od błony odblaskowej i przekierowują je w stronę pręcików otoczonych przez czopki. W ten sposób, przy nawet bardzo znikomej ilości światła, sandacz jest w stanie odnaleźć swoją potencjalną zdobycz. Oczywiście polowanie jest wspomagane sygnałami chemicznymi jak zapach i smak aby zwiększyć jego efektywność. Rozwój błony odblaskowej następuje po 8-10 tygodniach od wyklucia, gdy ryba mierzy około 4 cm i związane jest to z początkowym trybem życia tj. sposobem odżywiania, dostępnością pokarmu i koniecznością ukrycia się. Do tego czasu larwy sandacza wykazują fototaksję dodatnią. Następnie zaczynają unikać miejsc oświetlonych, a pełne ukształtowanie tapetum lucidium następuje, gdy ryba osiągnie 15 cm długości.

hybryda S. Lucioperca x S. volgensis, fot. Maciej Kwiatkowski

Polowanie, czyli sandacz rusza na łowy

Każda niemal ryba drapieżna ma w uproszczeniu strategię opartą na tych samych zasadach: będąc małą jak najefektywniej wykorzystać pokarm, przy jak najmniejszym nakładzie energii i schować się, co gwarantuje szybszy wzrost niż konkurencji i większą szansę przeżycia. Małe larwy sandacza, po okresie resorpcji woreczka żółtkowego i osiągnięciu około 6 mm, zaczynają aktywnie pobierać pokarm egzogenny, który stanowi głównie drobny zooplankton (np. wrotki).


Gdy zacznie mierzyć około 3 cm zaczyna żerować na wylęgu innych ryb (własnym również stąd nawet przy odpowiednim żywieniu w hodowli kanibalizm stanowi bardzo duży problem i wymaga częstego sortowania ryb), ale także bezkręgowcach. Jest to dość krytyczny okres, ponieważ 3 centymetrowe okazy stanowią doskonały pokarm nie tylko dla ryb jak okoń, ale także wodnego chrząszcza pływaka żółtobrzeżka. W tym okresie zaczyna kształtować się również błona odblaskowa, a w związku z tym ryby swoją największą aktywność „przesuwają” w stronę wczesnoporannych oraz popołudniowych godzin. W akwenach, gdzie występuje większa konkurencja wewnątrzpopulacyjna, narybek sandacza zazwyczaj szybciej przechodzi na pokarm złożony wyłącznie z ryb, co również zapewnia mu lepszy wzrost. Ryby powyżej 7 cm stając się typowymi drapieżnikami i operują nieco głębiej, ale nadal są związane z litoralem. W skład diety dorosłych sandaczy wchodzi płoć, okoń, ukleja, ale także leszcz, stynka czy przedstawiciele własnego gatunku, co ma związek z dostępnością danego gatunku i jego sezonowością. Na przykład wiosną w żołądkach sandaczy dominowała płoć, która gromadziła się na tarło. W wodach gdzie płoci jest mniej pierwsze miejsce w jadłospisie zajmowała ukleja, a tuż za nią krąp. Zazwyczaj największą aktywność sandacze wykazują po zmierzchu i przed świtem polując wówczas w przypowierzchniowych partiach wody, co objawia się dźwiękiem, który można porównać do uderzenia otwartą dłonią o lustro wody. Niekiedy, zwłaszcza przy elementach zabudowy hydrotechnicznej, gdzie zgromadzona jest drobnica wygląda to dość spektakularnie, gdy na przemian z boleniem dziesiątkują stada uklei czy małych płoci. Niemniej sandacz w zbiornikach o małej przezroczystości wody potrafi być aktywny przez większość dnia z nasileniem co kilka godzin. Jednak w tym wypadku poluje głównie przy dnie. Ciekawym jest również fakt wędrówek pokarmowych sandacza, ponieważ może migrować w obrębie tylko wód śródlądowych, czyli wędrówki potamodromiczne, które są zazwyczaj krótkie, od kilku do kilkunastu kilometrów (chociaż zarejestrowano nawet 30 km), ale także na dystanse znacznie przekraczające 100 km między środowiskiem wód słonych i słodkich tzw. wędrówki amfidromiczne. Czego przykładem były sandacze migrujące u wybrzeży Finlandii, ale także moim zdaniem obecne w naszej części Bałtyku jak choćby sandacze z okolic przylądka Rozewie.

 Porównanie brodawek płciowych samca i samicy (po prawej), fot. Maciej Kwiatkowski.

Troskliwy ojciec – sandaczowe zaloty

Sandacze nie tylko migrują w celach pokarmowych i zimowiskowych (jak powyżej wspomniałem), ale także rozrodczych. Co więcej, niektóre migracje populacji sandacza np. u wybrzeży Finlandii mają charakter anadromiczny, podobny do łososia. Albowiem nie dość, że odległości pokonywane przez tarlaki mierzone są setkach kilometrów (250 a nawet 300 km) to jeszcze występuje zjawisko homingu. Początek migracji następuje na około miesiąc przed właściwym terminem tarła.


Pierwsze, podobnie jak u łososia i troci, pojawiają się samce, a następnie samice. Męska część populacji zazwyczaj podchodzi do tarła szybciej, w wieku 2-3 lat (na korzyść tych drugich), natomiast żeńska w wieku 3-5 lat. U sandacza nie występuje dymorfizm płciowy, jednak w okresie poprzedzającym rozród następuje wyraźne zróżnicowanie brodawek płciowych – u samców ciemniejsza i mniejsza, podczas gdy u samicy wyraźnie jasnoróżowa i wypukła. Samce po przybyciu na miejsce szukają odpowiedniego substratu na gniazdo. Jako gatunek psammo- litofilny preferują podłoże żwirowato – piaszczyste, ale w sytuacji niedoboru odpowiednich miejsc samica może złożyć ikrę na podwodnej roślinności. W wodach Polski początek tarła można obserwować w temperaturze około 11-12°C (szczyt przypada gdy temperatura wody osiągnie 15-16°C). Wówczas samce przybierają szatę godową i stają się niemal czarne. W tym okresie nierzadko dochodzi również do walk, które ze względu na wysoki poziom agresji i ostre zęby, kończą się poważnymi obrażeniami wśród konkurujących samców. Po wykopaniu gniazda i oczyszczeniu go z zawiesin lub innych zanieczyszczeń (gniazdo może mieć 70 cm średnicy i nawet 15 cm głębokości), samiec oczekuje na przybycie samicy, która tuż przed owulacją również przybiera coraz ciemniejszy odcień ciała.

Sam akt trwa od kilku do kilkudziesięciu minut, po czym samica odpływa, a samiec aktywnie strzeże gniazda. Ochrona miejsca tarłowego do momentu wyklucia się larw, trwa w zależności od temperatury od 5 do 10 dni. Po tym czasie samiec odpływa. W warunkach naturalnych przeżywalność sandacza, mimo dużej płodności, mierzy się w promilach i obecnie może być niewystarczająca do utrzymania prawidłowego poziomu pogłowia ryb. Dlatego też, w ostatnich latach, populację sandacza wspomaga się rybami uzyskanymi z rozrodu kontrolowanego. Polega to na tym, że w warunkach wylęgarniczych, po odpowiednim przezimowaniu (tzw. faza wychładzania) tarlakom w okresie poprzedzającym rozród podaje się odpowiednie hormony (np. hCG – gonadotropinę kosmówkową), które mają za zadanie przyśpieszyć dojrzewanie. Następnie, gdy ryba jest gotowa do tarła, czyli nastąpił właściwy proces owulacji i spermacji, pobiera się produkty płciowe, zapładnia ikrę, a następnie umieszcza w specjalnych aparatach inkubacyjnych (np. słoje Weissa). Po okresie inkubacji, zaczyna się okres podchowu larw i narybku. Zależnie od zapotrzebowania podchowany narybek wypuszcza się do określonego akwenu, aby zasilić lokalną populację lub pozostawia do produkcji ryby towarowej.

 Podczas inkubacji larwy również są narażone na wiele niebezpieczeństw. W tle żerująca na ikrze larwa ochotki, fot. Maciej Kwiatkowski.

Sandacz versus człowiek, czyli w kilku zdaniach jak z różnych patrzymy perspektyw

Okiem wędkarza

Jeszcze 15-20 lat wstecz najbardziej popularnymi rybami spiningowymi był okoń i szczupak. Oczywiście istniała grupa zapaleńców, którzy łowili z nastawieniem na wybrany gatunek np. sumowcy czy pstrągarze. Sytuacja diametralnie się zmieniła, gdy rozwinął się internet i dostęp do zagranicznej  literatury wędkarskiej stał się powszechny. Zaczęto stosować metody i sprzęt, czego efektem dziś jest spora grupa specjalistów od np. ryb reofilnych jak bolenie, klenie, jazie, ryb spokojnego żeru czyli karpi, amurów czy karasi pospolitych, ale także drapieżników, w tym sandaczy.

Jednak każdy kij ma dwa końce. Wraz z rozwojem technik połowów na wędkę coraz więcej osób łowiło w sposób efektywny, co w wielu miejscach przyczyniło się do znacznego uszczuplenia zasobów ichtiofauny, szczególnie tej regulującej pogłowie ryb karpiowatych. Jednak należy zadać pytanie dlaczego sandacz jest takim cennym trofeum. Wynika to chyba z trudności połowu. Znam kilku, naprawdę wyśmienitych wędkarzy, którzy potrafią łowić sandacze i jednym głosem mówią, że sandacz to ryba bardzo kapryśna, wymagająca poświęcenia sporej ilości czasu, aby znaleźć odpowiednie łowisko, które wcale nie gwarantuje sukcesu, a w dodatku jeśli już uda się skusić rybę do ataku, to trzeba wykazać się nie lada refleksem i czujnością, bo sandacz jest też trudny do zacięcia. Branie ryby często jest manifestowane drobnym pstryknięciem, czasem ledwo odczuwalnym na wędzisku. Hol raczej nie jest emocjonujący, ponieważ sandacz nie jest rybą nadzwyczajnie waleczną. Dochodzimy do punktu kulminacyjnego, albowiem mamy rybę w rękach i co dalej robić? „Dzięki” rozwojowi portali społecznościowych chcemy się pochwalić znajomym naszą zdobyczą i o ile ryba złowiona na spining, na pojedynczy hak i płytko zacięta, ma szanse wrócić do wody w miarę dobrej kondycji, o tyle złowiony sandacz na przynętę zwierzęcą rzadko miewa łatwo usuwalny hak z przełyku (sandacz jest rybą bardzo podatną na stres i delikatną). Jako osoba zawodowo zajmująca się rybami doradzałbym, jeśli już konieczne jest sfotografowanie złowionej ryby, nie róbmy całej sesji, tylko dwa trzy zdjęcia ryby i to najlepiej w wodzie. Nie bierzmy ryby suchą i nie schłodzoną ręką, ponieważ nie dość, że usuwamy z niej ochronny śluz to jeszcze, ze względu na różnicę temperatur pomiędzy naszym ciałem, a temperaturą wody (ryby to organizmy zmiennocieplne) zadajemy rybie dodatkowego stresu. Modne stało się również Złów i Wypuść (C&R). Rzeczywiście sam pomysł nie jest zły, ale wszystko zależy od etyki wędkarza i jego zdroworozsądkowości. Oczywiście na ten temat można napisać kolejny i to nie jeden artykuł, ale konkludując – róbmy wszystko z umiarem.

Okiem hodowcy

Śledząc dane opracowane przez FAO (Food and Agriculture Organization) od lat 90. ubiegłego wieku można obserwować wzrost zainteresowania hodowców produkcją sandacza. Dlaczego? Z dwóch głównych powodów: Po pierwsze światowe odłowy sandacza w ostatnich 30 latach spadły dwukrotnie, a po drugie wzrósł popyt na ten gatunek. Mimo, że historia hodowli sandacza jest dość długa, ponieważ sięga początków XX wieku, to dopiero obecnie wypracowywane metody pozwoliły na udoskonalenie i wyższą opłacalność produkcji, głównie materiału zarybieniowego sandacza. Dlaczego tak późno? Wszystko wynika ze specyfiki potrzeb behawioralnych gatunku co sprawia, że jest rybą trudną w hodowli z kilku powodów. Pierwsze wyzwanie – rodzice: tarlaki pochodzące ze środowiska naturalnego, podlegają wpływowi warunków atmosferycznych. Pozyskane w ten sposób ryby mają gonady w różnym stopniu dojrzałości, co znacznie utrudnia przeprowadzenie i ujednolicenie terminu tarła. Jest to niezwykle istotne aby produkty płciowe uzyskać w zbliżonym terminie, ponieważ uzyskany wylęg będzie różnych rozmiarów, co ma niebagatelny wpływ na późniejszy podchów (pisałem o tym powyżej, że sandacze są kanibalami i jeśli znajdą mniejszego brata bez wahania go zjedzą). Innym nieco kosztowniejszym rozwiązaniem jest przetrzymywanie tarlaków w stawach lub sadzach. Mamy większą kontrolę nad rybami, a zarazem wszystkie podlegają tym samym czynnikom atmosferycznym (niemniej moment owulacji jest sprawą osobniczą), więc tarło powinno być bardziej ujednolicone. Trzecim, zarazem najdroższym i najefektywniejszym jest hodowla tarlaków w pełni kontrolowanych warunkach. Daje to pełną kontrolę nad tarlakami (całe tarło można skrócić do kilku dni) i umożliwia rozród pozasezonowy. Niemniej chów i hodowla ryb w systemach zamkniętych RAS jest jeszcze bardzo droga i wymaga dużej wiedzy i pracochłonności. Drugie wyzwanie: inkubacja ikry. Zakładając, że mamy najwyższej jakości produkty płciowe i prawidłowo zaplemniliśmy i zapłodniliśmy ikrę, zanim umieścimy ją w aparatach inkubacyjnych należy pozbawić ikrę kleistości. Jest szereg procedur mniej lub bardziej pracochłonnych, które zapobiegają zbryleniu ikry podczas inkubacji. Jednak zdarza się, że mimo zastosowaniu najlepszej dostępnej wiedzy po około 48 h zaczyna się masowe obumieranie embrionów. Z jakiego powodu? Przyczyn może być wiele: od złej jakości preparatów rozklejających, po zmianę właściwości parametrów fizykochemicznych wody (nawet chwilowa może spowodować katastrofę). Trzecie wyzwanie: napełnienie pęcherza pławnego. Jest to niezwykle dramatyczny moment zarówno w życiu ryb hodowlanych jak i w naturze. Aby ryba mogła napełnić pęcherz pławny musi podpłynąć do powierzchni i „zaczerpnąć” powietrza. W przeciwnym wypadku, będzie musiała spożytkować znacznie więcej energii na zdobycie pokarmu, co wiąże się z wolniejszym wzrostem i bycie łatwym celem dla innych drapieżców (poza tym ryby z nie napełnionym pęcherzem są znacznie gorszymi pływakami). Zarówno w hodowli jak i w naturze eliminuje się takie osobniki. Czwarte wyzwanie: stres. O ile w naturze stres pozwala przetrwać najlepszym i najsilniejszym osobnikom, o tyle w warunkach hodowlanych dąży się do jego minimalizacji. Podczas podchowu stadiów młodocianych wystarczy nagła zmiana natężenia oświetlenia, aby pozbawić życia tysięcy larw. Oczywiście przedstawione powyżej „wyzwania” to tylko niektóre problemy, z którymi musi mierzyć się hodowca, bowiem jest ich znacznie więcej jak sam proces klucia się larw, następnie pobieranie pokarmu czy choroby.

Okiem ichtiologa przyrodnika

Sandacz jest rybą niezwykle ważną z punktu zachowania równowagi środowiskowej w danym akwenie. Jako regulator eliminuje nadmiar ryb karpiowatych, utrzymując ich populację w dobrej kondycji. Nie konkuruje ze szczupakiem, ponieważ zajmuje trochę inna nisze pokarmową (mimo, że ich terytoria się czasem pokrywają). Jest również doskonałym narzędziem obok szczupaka w procesach biomanipulacyjnych, mających na celu zmniejszenie trofii danego zbiornika. Niemniej, trudno oprzeć się wrażeniu, że wszystko obecnie traktowane jest pod kątem ekonomicznym. Traktujemy jeziora, rzeki i morze jako swego rodzaju pastwisko i poligon doświadczalny patrząc, ile możemy mieć zysku, a ile stracić. Jak wygląda to z mojej perspektywy?

W dużym uproszczeniu wędkarze i rybacy łowią. Z punktu widzenia zysku, to wędkarze przynoszą budżetowi państwa znacznie więcej pieniędzy niż rybacy (zakup sprzętu, wyposażenia, licencji, dojazd, a także wynajem łódki lub miejsca do spania). Na marginesie, według danych z ostatniego dziesięciolecia to właśnie wędkarze są głównym beneficjentem zarybień w wodach śródlądowych, bowiem łowią ponad trzykrotnie więcej od rybaków i stąd też zmiana gospodarki z rybackiej na wędkarsko – rybacką lub już tylko wędkarską. Wracając do tematu: my jako konsumenci zjadamy ryby, a hodowcy zarybiają, żebyśmy znowu mogli złowić i zjeść. Wydaje się to dość logicznym rozwiązaniem, ale… właśnie to, ale nie daje mi spokoju. Każdy staw, zbiornik czy pastwisko ma swoją wydajność – czyli pojemność środowiskową. Przekraczając ową granicę zaburzamy równowagę w przyrodzie, bo cóż z tego, że wpuścimy ważną dla środowiska rybę, jak nie dbamy o to w czym pływa. Zamulenie, utrata różnorodności dna, zabudowa brzegów, zwiększona antropopresja, spowoduje rodzimej ichtiofauny i utratę pierwotnego charakteru biocenozy. Zasoby wodne w Polsce są mocno ograniczone (jedne z najniższych w Europie), regulacje rzek, budowa stopni wodnych, czy beztroskie przekopywanie naturalnych zbiorników wodnych, maja nam zapewnić znaczące zyski w postaci rozwoju turystyki, czy transportu wodnego. Jednak poddam refleksji ową spontaniczną twórczość, bowiem powszechnie na świecie usuwa się wszelkie zapory uniemożliwiające naturalny spływ wody, czy też podtopienia terenów zalewowych, a w większości wypadków stawia się na turystykę przyrodniczą, zachowując pierwotną naturalność terenu. Dlaczego musimy najpierw coś zniszczyć by później próbować to naprawić za znacznie większe kwoty?  A może właśnie na tym polega złoty interes, abyśmy mogli łowić, jeść, zarybiać – tylko to ma mało wspólnego ze zrównoważonym rozwojem i jest bardzo krótkowzroczne. Jednak by nie być zbyt pesymistycznym mogę śmiało stwierdzić, że w Polsce mamy sporo takich miejsc, gdzie mimo ingerencji człowieka natura ma się dobrze. Tam również zarybienia kompensacyjne wspomagają lokalna ichtiofaunę, a gospodarka rybacka prowadzona jest z dużą odpowiedzialnością i dbałością. Takich miejsc wszystkim życzę, a najbardziej chyba naszym dzieciom i wnukom.

Czy na pewno sandacz jest mętnooki?

Gdziekolwiek i z kimkolwiek bym nie rozmawiał o sandaczu, zamiennym słowem określenia gatunku było miano mętnooki. Czy na pewno słuszne? To nasze oczy znaczniej mniej się błyszczą i w dodatku podczas robienia zdjęć mamy efekt czerwonych oczu, co wynika z ich budowy. Z drugiej strony mętnooki dodaje pewnej tajemniczości (bystrooki? – chyba lepiej pasuje do ryb morskich jak tuńczyk czy żaglica). Dlaczego sandacz jest unikalny wśród naszej rodzimej ichtiofauny? Myślę, że z kilku powodów: Po pierwsze, budowa oka – obecność tapetum lucidum, czyli błony odblaskowej oraz charakterystycznych czopków spełniających rolę dodatkowych soczewek. Po drugie, budowa ciała i jedyne w swoim rodzaju „psie zęby”. Po trzecie, wędrówki – odbywa wędrówki potamo-, amfi-,ale również anadromiczne, wykazuje homing. Oczywiście powodów można podać więcej jak kapryśność ryby, czy trudności w złowieniu, ale starałem się wybrać te unikalne ze względu na biologię gatunku. Na zakończenie chciałbym odnieść się do wymiaru i okresu ochronnego, czyli ryb poniżej 50 cm długości i w okresie od 1 stycznia do 31 maja nie wolno nam łowić. Czy jest to dobry przepis – uważam, że tak, natomiast udowodniono, że rozmiar ma znaczenie. Łowiąc rekordowe okazy, należy dołożyć jak największej troski, aby je uwolnić w dobrej kondycji, bowiem z punktu widzenia środowiska takie ryby stanowią najcenniejszy materiał genetyczny dla przyszłych pokoleń. Z tą myślą zostawiam Państwa, życząc jak najwięcej spotkań z przyrodą nad wodą i nie tylko.

Ekologia.pl (Maciej Kwiatkowski)
Bibliografia
  1. iteratura:;
  2. Aarts T. W. P. M., Breukelaar A. W. 2017. Migration patterns and home range of pike‐perch (Sander lucioperca, Linnaeus, 1758) in Dutch river systems. Journal of Applied Ichtiology. Volume33, Issue5, October 2017, Pages 907-913.;
  3. Ali M.A., Ryder R.A., Anctil M. 2011. Photoreceptors and Visual Pigments as Related to Behavioral Responses and Preferred Habitats of Perches (Perca spp.) and Pikeperches (Stizostedion spp.). Journal of the Fisheries Research Board of Canada, 1977, 34(10): 1475-1480.;
  4. Archer S., Djamgoz M.B., Loew E., Partridge J.C., Vallerga S. 1999. Adaptive Mechanisms in the Ecology of Vision.;
  5. Douglas R., Djamgoz M. 1990. The Visual System of Fish.;
  6. Djamgoz M.B., Archer S., Vallerga S. 1995. Neurobiology and Clinical Aspects of the Outer Retina.;
  7. Grozea A., Drasovean A., Lalescu D., Gal D., Ludovic D.C., Cristina R. T. 2016. The Pike Perch (Sander lucioperca) Background Color First Choice in the Recirculating Aquaculture Systems. Turkish Journal of Fisheries and Aquatic Sciences 16(4):891-897.;
  8. Haponski A.E., Stepien C.A. 2013. Phylogenetic and biogeographical relationships of the Sander pikeperches (Percidae: Perciformes):patterns across North America and Eurasia. Biological Journal of the Linnean Society, 2013, 110, 156–179.;
  9. Ikeda H., Djamgoz M.B., Robbins J.G., Djamgoz M. B. A., Taylor A. 1995. Basic and Clinical Perspectives in Vision Research: A Celebration of the Career of Hisako Ikeda, held August 9-10, 1993, in London, England.;
  10. Hawryshyn C.W., McFarland W.N. 1987. Cone photoreceptor mechanisms and the detection of polarized light in fish. J Comp Physiol A (1987) 160:459-465.;
  11. HUBENOVA T., ZAIKOV A., KATSAROV E., TERZIYSKI D. 2015. WEANING OF JUVENILE PIKEPERCH (SANDER LUCIOPERCA L.) FROM LIVE FOOD TO ARTIFICIAL DIET. Bulgarian Journal of Agricultural Science, 21 (Supplement 1) 2015, 17–20.;
  12. Jokela-Määttä M., Viljanen M., Nevala N., Donner K., Brönmark C. 2018. Photoreceptors and eyes of pikeperch Sander lucioperca, pike Esox lucius, perch Perca fluviatilis and roach Rutilus rutilus from a clear and a brown lake. Send to J Fish Biol. 2018 Jul 26. doi: 10.1111/jfb.13759.;
  13. Keskinen T. 2008. Feeding Ecology and Behaviour of Pikeperch (Sander lucioperca) in Boreal Lakes.;
  14. Kestemont P., Dabrowski K., Summerfelt R.C. 2015. Biology and Culture of Percid Fishes: Principles and Practices.;
  15. Ložys L. 2003. Seasonal Migrations of Pikeperch (Sander Lucioperca L.) from the Curonian Lagoon to the Baltic Sea and Advantages of the Phenomenon. Acta Zoologica Lituanica. Volume 13, 2003 - Issue 2.;
  16. Ložys L., Arbačiauskas K., Repečka R. 2003. Seasonal migrations of pikeperch (Sander lucioperca) from fresh to brackish waters. In vitro studies of salinity effect on pikeperch YOY. International Council for the Exploration of the Sea CM 2003/R:06.;
  17. Ložy L., Shiao J.C. Iizuka Y. Mind A., Pūtys Ž., Jakubavičiūtė E., Dainysa J., Gorfinee H., Tzeng W.N. 2017. Habitat use and migratory behaviour of pikeperch Sander lucioperca in Lithuanian and Latvian waters as inferred from otolith Sr:Ca ratios. Estuarine, Coastal and Shelf Science. Volume 198, Part A, 5 November 2017, Pages 43-52.;
  18. Luchiari A.C., Morais Freire F.A., Pirhonen J., Koskela J. 2009. Longer wavelengths of light improve the growth, intake and feed efficiency of individually reared juvenile pikeperch Sander lucioperca (L.). Aquaculture Research, 2009, 40, 880-886.;
  19. Ott A., Löffler J., Ahnelt H., Keckeis H. 2012. Early development of the postcranial skeleton of the pikeperch Sander lucioperca (Teleostei: Percidae) relating to developmental stages and growth. Journal of Morphology. Volume273, Issue8, August 2012, Pages 894-908.;
  20. Pérez-Bote J.L., Roso R. 2012. Diet of the introduced pikeperch Sander lucioperca (L.) (Osteichthyes, Percidae) in a recent colonised reservoir in south-western Iberian Peninsula. Italian Journal of Zoology, December 2012; 79(4): 617–626.;
  21. SPECZIÁR A., BERCSÉNYI M., MÜLLER T. 2009. MORPHOLOGICAL CHARACTERISTICS OF HYBRID PIKEPERCH (SANDER LUCIOPERCA f × SANDER VOLGENSIS m) (OSTEICHTHYES, PERCIDAE). Acta Zoologica Academiae Scientiarum Hungaricae 55 (1), pp. 39–54, 2009.;
  22. Zyznar E.S., Ali M.A. 1975. An interpretative study of the organization of the visual cells and tapetum lucidum of Stizostedion. Canadian Journal of Zoology, 1975, 53(2): 180-196.;
  23. Zakęś Z. 2017. Chów i hodowla sandacza. Wyd. IRS 2017.;
  24. www.cabi.org/isc/datasheet/65338;
  25. http://www.fao.org/fishery/culturedspecies/Sander_lucioperca/en#tcNA0112;
4.9/5 - (19 votes)
Post Banner Post Banner
Subscribe
Powiadom o
2 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

ciekawy artykuł pisze pan o zarybianiu sandaczem bo sam sobie nie poradzi a tu jak sie okazuje okręg poznański zarybia karpiem jeziora o głebokosci 18m do przykładu jez cichowo ichtiolog i zarząd stwierdził że jezioro nie nadaje się do zarybiania sandaczem-bzdura totalna jezioro twarde z górkami kiedys słyneło z sandacza dziś zaśmiecone karpiem który zniszczył roślinność wszelką przybrzeżną, płoć, leszcz wszystko karłowacieje nawet koła pzw przestały organizować zawody na tym jeziorze

Nie jestem wędkarzem, ryb zasadniczo nie jadam, ale artykuł był fascynujący.

Nie odchodź jeszcze!

Na ekologia.pl znajdziesz wiele ciekawych artykułów i porad, które pomogą Ci żyć w zgodzie z naturą. Zostań z nami jeszcze chwilę!